Antek [prawie] likwidator

Antek [prawie] likwidator

Macierewicz, Kaczyńscy i WSI

Piszę te słowa w piątek wieczorem, gdy rzecznik rządu zapowiedział, iż decyzja w sprawie powołania Antoniego Macierewicza na likwidatora WSI ma zapaść w sobotę. Jednym słowem – Kaczyńscy od dwóch tygodni go powołują i powołać nie mogą. Oni – ludzie od szybkich decyzji.
Cóż takiego się dzieje, że – najpierw – zaproponowali mu to stanowisko, a potem zaczęli zwlekać? Na co liczyli? Co ich wyhamowało? Można spekulować – Macierewicz to gracz równie bezkompromisowy jak oni, więc pewnie się targują – o zakres kompetencji likwidatora, o jego współpracowników. Oni potrzebują narzędzia, które wykona zadanie. A on? On chce wyjść z niebytu, w który (po raz kolejny) wpadł, więc powinien być miękki. Ale, z drugiej strony, jego ludzie od miesięcy zajmują ważne stanowiska w ekipie rządowej, więc nie jest na uboczu. No i ma jeszcze jeden argument – od dwóch tygodni o nim się mówi. Gdyby Kaczyńscy nagle z niego zrezygnowali, uznano by, że się czegoś przestraszyli. Że pękli. On więc już wygrał. I to wie. Antoni Macierewicz wrócił do gry.

Ryzyk-fizyk
Ten powrót znaczyły wypowiedzi prezydenta i premiera. Lech Kaczyński mówił, że nominacja Antoniego Macierewicza obciążona jest pewnym ryzykiem – ze względu na jego temperament. A Jarosław Kaczyński, że Macierewicz jest osobą kompetentną i tak twardą, że aż kontrowersyjną.
To były dziwne wypowiedzi. Bo nie powierza się odpowiedzialnych funkcji ludziom, wobec których ma się tak duże wątpliwości. Po prostu nie wysyła się do skomplikowanej operacji chirurgicznej osoby z nieokiełznanym temperamentem, na zasadzie ryzyk-fizyk. Nie wysyła się na pole minowe kontrowersyjnego sapera. Likwidacja Wojskowych Służb Informacyjnych i przekształcenie ich w dwie służby – wywiad i kontrwywiad, jest tego typu operacją. Wymagającą precyzji i ostrożności. Przykład? WSI przez wiele miesięcy ścigały bandę, która w Iraku zabiła Waldemara Milewicza. Mordercy zostali zatrzymani, ich grupa rozbita, teraz siedzą w więzieniu, ale przecież wiadomo, że pościg się nie zakończył – trzeba „wyjść” na zwierzchników, na współpracowników, budować siatkę informatorów.
Trzeba, ale kim?
Antoni Macierewicz jeszcze nie objął funkcji likwidatora WSI, a już w mediach zapowiedział, że oficerowie mający staż w służbach z czasów PRL będą zwalniani. To się podoba Kaczyńskim; ich podwładny, Zbigniew Wassermann, dziś minister koordynator ds. służb specjalnych, mówi wprost: „Ani operacja, ani ludzie nie ucierpią na tym procesie. To gwarantujemy”. A na pytanie, w jaki sposób, odpowiada: „Zadania zostaną dokończone, zanim ci ludzie będą poddani weryfikacji”. Zupełnie jakby nie wiedział, że w służbach specjalnych nie ma zadań zakończonych…
W każdym razie mamy już przynajmniej jeden punkt łączący Macierewicza z Kaczyńskimi – przekonanie, że warto zapłacić każdą cenę, żeby tylko rozbić służby wojskowe.
Z tego punktu widzenia Macierewicz jest kandydatem idealnym, bo niczego w życiu nie zbudował, za to wiele zburzył. Jego życie stanowi zresztą znakomity dowód na to, że te cechy, które przydają się w działalności konspiracyjnej, zasadniczo przeszkadzają w demokracji.

Waleczny Antoni
Do kanonu opowieści o Macierewiczu należy wspomnienie, jak działał w 1. Warszawskiej Drużynie Harcerskiej im. Romualda Traugutta, czyli Czarnej Jedynce. W niektórych publikacjach urastał niemal do jej głównego lidera. Te opowieści niedawno prostował na łamach „Polityki” Stanisław Stupkiewicz. Otóż faktycznym twórcą Czarnej Jedynki był Jerzy Kijowski (dziś profesor w Centrum Fizyki Teoretycznej PAN), jej komendant w latach 1963-1969. „Po nim – pisze Stupkiewicz – funkcję tę pełnili Michał Kulesza (późniejszy minister od reformy), Jacek Kossut (obecnie dyrektor Instytutu Fizyki PAN) i młodszy brat Jerzego, Janusz Kijowski. To Janusz latem 1968 r. przyprowadził do Jedynki swojego kolegę z Wydziału Historii UW, Antoniego Macierewicza, który właśnie wyszedł z więzienia po wydarzeniach marcowych. Działalność Macierewicza w Czarnej Jedynce stała się przedmiotem pewnych kontrowersji, ale przez długi czas nie miała większego wpływu na Drużynę. Dopiero w 1976 r., kiedy powstał KOR, Antoni Macierewicz z Piotrem Naimskim zdecydowali się włączyć Jedynkę do działalności politycznej. Przeciwni temu byli m.in. Jerzy Kijowski oraz Andrzej Janowski Soda, jeden z dwóch pierwszych drużynowych po reaktywacji Jedynki w 1957 r., wiceminister oświaty w rządzie Mazowieckiego. Podzielali motywację. Obawiali się jednak o losy Drużyny. Słusznie, jak się okazało. Po pełnym chwały niesieniu pomocy represjonowanym robotnikom Czarna Jedynka została praktycznie rozbita”.
Osoba znająca Macierewicza od lat mówi, że epizod z Czarną Jedynką, obok antykomunizmu, to wzorzec jego zachowania: „Zawsze tak było. Antoni zawsze się podłączał, wchodził do jakiejś grupy. Potem atakował, żeby objąć przywództwo. A potem, gdy mu się nie udawało, dokonywał rozłamu, odchodził z grupką zwolenników”.
W roku 1976 współzakładał KOR i niemal natychmiast pokłócił się z Adamem Michnikiem o artykuł, którego nie chciał zamieścić w piśmie „Głos”.
W latach 1980-1981 działał w „Solidarności”, kierował Ośrodkiem Badań Społecznych, na bazie którego próbowano budować frakcję w Regionie Mazowsze. I gdzie współpracował z Ludwikiem Dornem, a także Jarosławem Kaczyńskim.
W roku 1983, po internowaniu, zadziwił opozycję pomysłem wielkiego porozumienia wojska, Kościoła i „Solidarności”. Bogdan Borusewicz opowiadał później, że gdy to usłyszał, to popukał się w czoło. Za to sześć lat później, gdy odbywał się Okrągły Stół, Macierewicz należał do najgorętszych jego krytyków. „Bo nie został do niego zaproszony”, zgryźliwie komentuje jeden z naszych rozmówców.
Po Okrągłym Stole Macierewicz krążył wokół Wałęsy, by chwilę później zakładać Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe. Tak to tłumaczył Jarosławowi Kaczyńskiemu: „Słuchaj, ty żeś wymyślił partię nowoczesną, w stylu zachodnioeuropejskim, odciętą od wszystkich bagaży polskiej tradycji z antysemityzmem i nacjonalizmem na czele, i ja się z tobą – generalnie rzecz biorąc – zgadzam, ale ty nie widzisz tego społeczeństwa. To społeczeństwo żyło 50 lat w stanie zamrożonym i jest jak gdyby z Sienkiewicza, a nie z końca XX w., i jeżeli ma ono w ogóle być jakoś uporządkowane, zmobilizowane i ma się nie rozlecieć w tym kompletnym zamieszaniu ideowym, to jemu trzeba dać coś, co przystaje do jego świadomości, i ZChN jest właśnie tym, czego potrzebuje”.
Kaczyński tak podsumowuje więc swego rozmówcę: „Jeżeli on był w stanie tak rozmawiać, to o czym to świadczy? Że on potrafi dostosować się do sytuacji, że umie myśleć”.
W grudniu 1991 r. Macierewicz jest już ministrem spraw wewnętrznych. Wbrew przestrogom Krzysztofa Kozłowskiego, który mówił: „Jak mu dacie MSW, to się ze śmiechu nie pozbieracie”.
Ten epizod kończy się 4 czerwca 1992 r. słynną nocą teczek, kiedy to szef MSW przynosi do Sejmu listę 64 nazwisk domniemanych agentów SB i UB. Później wiele osób z tej listy Sąd Lustracyjny oczyścił z zarzutów.
„Ma pan z tego tytułu jakiś dylemat moralny?”, pytał go kilka lat temu dziennikarz. „Moralny? Ciekawe!”, usłyszał w odpowiedzi.

Noc teczek
Do dziś akcja lustracyjna Macierewicza, owa noc teczek, podczas której rząd Jana Olszewskiego, rzucając teczki na stół, usiłował zniszczyć przeciwników i na długo przejąć władzę, jest jednym z najważniejszych epizodów III RP. Macierewicz, pytany o tamte dni, usiłuje zaprezentować się jako bezstronny realizator sejmowej uchwały. A swą listę przedstawia jako zwykły „zasób informacji z archiwów MSW”, który przecież można było później weryfikować. I w sposób oczywisty mija się z prawdą. Jego lista była przygotowywana znacznie wcześniej, w MSW działał specjalny zespół, kierowany przez Piotra Woyciechowskiego, który przeczesywał archiwa, sam Macierewicz do końca wprowadzał na tej liście poprawki. Skreślił kilka nazwisk, bo na potwierdzenie ich agenturalności nie było dokumentów. Za to zdecydował się umieścić na niej ówczesnego marszałka Sejmu i szefa ZChN, Wiesława Chrzanowskiego, mimo że materiały go obciążające były żadne, czego zresztą dowiódł później sąd. Z listy skreślono z kolei – jak podały media, powołując się na zeznania złożone przed tzw. Komisją Ciemniewskiego przez szefa UOP, Piotra Naimskiego – nazwiska czterech agentów, którzy zostali przewerbowani przez UOP. Natomiast ostało się na niej nazwisko Leszka Moczulskiego, ówczesnego lidera KPN. Teczka Moczulskiego, jak wiemy z ówczesnych relacji, była elementem w grze. Adam Słomka, wówczas zastępca Moczulskiego, ujawnił, że wiceminister obrony Romuald Szeremietiew proponował mu prosty układ – KPN w głosowaniach poprzez rząd Olszewskiego, a wówczas teczka Moczulskiego „zniknie”. Propozycja trafiła w próżnię, KPN głosował za odwołaniem rządu.
Teczki Macierewicza nie były więc – jak twierdzą apologeci ekipy Olszewskiego – próbą oczyszczenia Polski z agentury. Były raczej próbą oczyszczenia Polski z przeciwników rządu. Bo wiemy, jak nimi manipulowano. Używając słów Kaczyńskiego – pokazały, że Macierewicz „potrafi dostosować się do sytuacji, umie myśleć”.
Były również momentem, który dał ówczesnym politykom prawicy poczucie wspólnoty. Jacek Kurski (wówczas był „komisarzem” rządu Olszewskiego w „Wiadomościach”) nakręcił film „Nocna zmiana”, razem z Piotrem Semką wydał „Lewego czerwcowego”, rok po nocy teczek w manifestacji przeciwko Lechowi Wałęsie brali udział Jarosław Kaczyński, Macierewicz i Jan Parys.

W politycznej podróży
Po odejściu z rządu Antoni Macierewicz błąkał się po obrzeżach polityki. Wyrzucony z ZChN założył Ruch Chrześcijańsko-Narodowy „Akcja Polska”, potem znalazł się w ROP Jana Olszewskiego.
Gdy w roku 1994 przymierzał się do startu w wyborach prezydenckich, sympatyzująca z nim „Gazeta Polska”, wyliczając jego słabe punkty, pisała: „Zamknięty w sobie, spięty, chorobliwie niemal nieufny. Jako polityk wykazywał zawsze specyficzną skłonność do zamykania się w kilkuosobowym kółku najwierniejszych współpracowników i niezdolność do poszerzania ich kręgu. Antytalent w dziedzinie zjednywania sobie ludzi. Niepowodzenia w budowie większego politycznego zaplecza próbuje bezskutecznie zneutralizować chwytliwym (krytyka kapitalizmu) programem ekonomiczno-społecznym. Nie zna się na gospodarce. Jego sposób bycia przed kamerą ułatwił przedstawienie go szerszej opinii publicznej jako osobnika, którego trzeba się wystrzegać”.
Parę lat później tę samą „Gazetę” Macierewicz mocno atakował. Poszło o to, że jako pełnomocnik ROP bez wiedzy Jana Olszewskiego zmienił w ostatniej chwili kolejność na listach wyborczych Ruchu, windując w górę swoich ludzi, a spychając innych. Artykuł w „Gazecie Polskiej”, który to opisywał, nazwał kłamstwem i polityczną dintojrą. I tłumaczył, że zmian dokonywał, bo nie mógł na listach ROP umieszczać przedstawicieli PRL-owskiego aparatu i agentury.
Tłumaczenie zostało odrzucone. Olszewski świadom, że była to de facto próba przejęcia partii, odwołał go z funkcji krajowego pełnomocnika Ruchu. A znający ówczesne środowisko polskiej prawicy Rafał Ziemkiewcz napisał w „Gazecie Polskiej”, że Macierewicza trzeba było wyrzucić z ROP pół roku wcześniej, gdy zaczął opowiadać o infiltracji partii przez agentów, masonów i liberałów. Ziemkiewicz wspomniał też o „oczywistych objawach jego postępującego szaleństwa”.
Po tym, jak Olszewski wyrzucił go z ROP, wydawało się, że Macierewicz już się nie podniesie. Ale nic takiego się nie stało. Założył Ruch Katolicko-Narodowy. Zaczął ewoluować w kierunku Radia Maryja o. Rydzyka. Tam też był coraz częstszym gościem. I stało się – z inicjatywy o. Rydzyka przed wyborami 2001 r. powstała Liga Polskich Rodzin. Pod jej dachem znaleźli się Roman Giertych, Ryszard Bender, Adam Biela, Gabriel Janowski, Jan Łopuszański, Antoni Macierewicz, Jan Olszewski, Zygmunt Wrzodak. Wszyscy po politycznych przejściach, skłóceni, ale zjednoczeni niechęcią do Unii Europejskiej („Jestem przeciwny wejściu Polski do Unii Europejskiej”, pisał Macierewicz), lewicy, no i prostą kalkulacją – bez Radia Maryja każdy z nich znaczy niewiele.
Pobyt Macierewicza w LPR był taki sam jak w innych organizacjach – krótki i burzliwy. Giertych pozbył się go dość szybko, ale do dziś politycy Ligi wspominają go jak najgorzej. Wiceprzewodniczący LPR, Wojciech Wierzejski, pytany o Macierewicza zaraz po pojawieniu się plotek o jego powołaniu, mówił: „Nie wierzę w to, że nowy premier rozpoczyna od tego, że zgarnia wszystkich pospolitych awanturników”.
Niechęć Wierzejskiego na pewno jest szczera, rzecz tylko w tym, że w ostatnich latach Macierewicz tyleż samo oddalił się od Giertycha, co zbliżył do Kaczyńskiego.
Była w tym jakaś kalkulacja – PiS wiele robiło, by osłabić swego konkurenta na skrajnej prawicy, czyli LPR, i w tym celu Macierewicz traktowany był jak polityczny dywersant. Do wyborów 2005 r. poszedł pod szyldem Ruchu Patriotycznego, miał zabierać głosy LPR, ale ostatecznie z jednoprocentowym poparciem przepadł.
Ale to zbliżenie Kaczyńskiego i Macierewicza, polityków, którzy znali się od lat, miało podstawy programowe.

Trzeci bliźniak
To, co mówi od lat Macierewicz, mówi też Kaczyński. „Źródłem narastającego zagrożenia bezpieczeństwa publicznego jest bezradność państwa wobec struktur mafijnych wywodzących się z komunistycznego aparatu państwowego, łączących świat przestępczy ze światem polityki”, nie, to nie są słowa Jarosława Kaczyńskiego, to mówił na początku 1998 r. w Sejmie Antoni Macierewicz. „Musi nastąpić dekomunizacja aparatu państwowego, a szczególnie aparatu bezpieczeństwa – w przeciwnym razie rychło nikt już w Polsce nie będzie bezpieczny”, kończył swe wystąpienie.
Również wróg jest podobnie zdefiniowany. W roku 2002, podczas debaty nad sprawozdaniem rzecznika interesu publicznego, Bogusława Nizieńskiego, najpierw zaatakował Samoobronę („Posłowie Samoobrony muszą zdawać sobie z tego sprawę, że budzą raz jeszcze stalinowską agenturę i budzą raz jeszcze stalinowski sposób uprawiania propagandy”), ale potem uderzył w „imperium zła”, czyli KPP i „arystokrację III RP” – Adama Michnika i „Gazetę Wyborczą”: „W tej kampanii nienawiści (chodzi o krytykę lustracji – przyp. R.W.) dwa środowiska odgrywają rolę kierowniczą, dwa środowiska, ale jedna koncepcja polityczna i jedna myśl programowa, można też rzec – jedna sitwa. Nie da się przecenić roli „Gazety Wyborczej” w walce z lustracją, z prawdą, ze sprawiedliwością. Można bez obawy pomyłki powiedzieć, że dobrze wybrali panowie Kiszczak i Jaruzelski, gdy decydowali o utworzeniu tego pisma. Ale oczywiście głównym autorem ataków na lustrację i szczególnie na rzecznika interesu publicznego jest środowisko komunistyczne, a w tym Sejmie Sojusz Lewicy Demokratycznej. Dzisiaj panowie Miller, Michnik i Kwaśniewski otrzymali wsparcie ze strony pani poseł Hojarskiej…”.

Komisarz
Kolejne zbliżenie z Kaczyńskimi nastąpiło podczas prac sejmowej speckomisji ds. PKN Orlen, w której Macierewicz rychło stał się jednym z najbliższych współpracowników Zbigniewa Wassermanna. Polityk PiS chwalił go, że jest zawsze świetnie merytorycznie przygotowany, o wiele lepiej niż Roman Giertych.
Być może tak było, ale to przygotowanie nie uchroniło Macierewicza od głoszenia najdziwniejszych hipotez. Raport Macierewicza z prac komisji przedstawia Polskę jako obiekt gigantycznego spisku tajnych służb rządzących gospodarką, mediami, a nawet mafią. A Aleksandra Kwaśniewskiego jako tego, który chciał w porozumieniu z premierem Leszkiem Millerem, za pośrednictwem Jana Kulczyka, sprzedać Rosjanom polski sektor naftowy. Oczywiście, ta hipoteza nie trzyma się kupy, bo jak wytłumaczyć, że prezydent chciał, premier i przewodniczący największej partii też chciał, sprawę prowadził najbogatszy Polak – i nie wyszło? Ale to Macierewicza nie interesuje. W komisji orlenowskiej grał. „Polską rządzi rosyjska mafia”, mówił „Gazecie Polskiej”. I podchwytywał największe głupoty, jak choćby zeznania zupełnie niewiarygodnego byłego prokuratora Andrzeja Czyżewskiego, który m.in. mówił, że siedzibę Agory zbudowano za pieniądze pochodzące z przestępstwa. Agora natychmiast poszła z tym do sądu i wygrała sprawę.
Takich kwiatków było więcej. Wielu dziennikarzy było świadkiem takiego wydarzenia – po tajnym przesłuchaniu szefa WSI, Marka Dukaczewskiego, i Dukaczewski, i Macierewicz mieli krótki briefing. Cytuję z pamięci: „Pan generał potwierdził, że wielu oficerów WSI było zamieszanych w mafię paliwową i popełniało przestępstwa”, mówił wówczas Macierewicz. „Zaraz, nic takiego nie potwierdziłem, powiedziałem, że był tylko jeden taki przypadek, opisany w roku 2003 przez prasę, a dotyczył człowieka, który od wielu lat nie pracuje w WSI”, ripostował Dukaczewski. Na co Macierewicz odrzekł: „Och, był jeden, mogło więc być wielu”.
To wydarzenie pokazuje w pigułce Macierewicza – dla którego prawdą jest tylko to, co służy postawionym przez niego tezom. A gdy ktoś go sprawdza – natychmiast otrzymuje łatkę „człowieka układu”.
Współdziałanie z Wassermannem (najpierw w Komisji ds. Służb Specjalnych) wykrystalizowało mu nowego wroga. Macierewicz najpierw zwalczał PRL, potem Okrągły Stół, potem Wałęsę, potem walczył z przeciwnikami lustracji, z Michnikiem, z Kwaśniewskim, z wejściem do Unii Europejskiej, a w ostatnich latach – z WSI. „Ta służba powinna być rozwiązana i zbudowana od nowa”, mówił już dwa lata temu.
Teraz – być może – będzie mógł to realizować. Cóż więc zrobi?

Borowanie WSI
Myli się ten, kto zakłada, że nie będzie próbował się dogadywać z oficerami. Bardzo pouczająca jest tu sprawa płk. Chętki, który w roku 1992 ujawnił, że szef UOP, Piotr Naimski, naciskał na niego, by ujawnił solidarnościową agenturę Wydziału XI (zwalczającego zagraniczne ekspozytury „Solidarności”) Departamentu I (czyli wywiadu).
Coś podobnego będzie pewnie i teraz. Macierewicz zechce wejść do archiwów WSI. Te archiwa prowadzone są od roku 1990. Wcześniejsze przekazane zostały do IPN, akta z agenturą, która wciąż jest czynna, spoczywają w zbiorze zastrzeżonym. Co więc może znaleźć?
Być może odpryski działań z lat 80., na to zresztą liczy – bo i on, i Kaczyńscy uważają, że za Okrągłym Stołem stały służby wojskowe, one „nadzorowały” zmianę ustroju i budowę III RP. W archiwach z lat 90. pewnie będzie szukał wskazówek dotyczących rozwoju wielkich fortun. Bo też wierzy, że coś tam znajdzie. Od grudnia 2005 r. kierownictwo PiS żyje informacją, jakoby WSI były zaangażowane w zwalczanie tej partii – więc pewnie i takich materiałów będzie szukał, mimo ewidentnych niepowodzeń w tej materii obecnych szefów tych służb. No i będzie próbował dotrzeć do oficerów znających sprawę FOZZ, wiedzących, którzy politycy PC o to wszystko się ocierali. „Tej wiedzy Kaczyńscy najbardziej się boją” – to opinia z wielu źródeł. Podobnie jak i inna – że niewiele znajdzie.
A jak będzie wykorzystywał to, co znajdzie – już wiemy.
Zapowiada się więc wielkie borowanie. Ponad wszystko. To racja stanu naszych czasów.


Dlaczego Kaczyńscy wrócili do Macierewicza?

Lech Wałęsa, b. prezydent RP
To są podobne psychiki ludzkie. Swój swego pozna. Mają coś innego od innych i bardziej się rozumieją. Np. w tym fragmencie, że to dzięki nim zrodziła się wolność. Dlatego wyróżniono kłamcę, który podważa mój skok przez płot i mówi, że bezpieka mnie przywiozła do stoczni. Choć Kaczyński był moim zastępcą i wiedział, jak się sprawy miały, to teraz wyróżnia Orłem Białym takiego człowieka. Muszę im udowodnić, że to nie SB i komuniści dali nam wolną Polskę i „Solidarność”.

Bronisław Komorowski, wicemarszałek Sejmu (PO), b. minister obrony narodowej
Macierewicz należy do grupy polityków ściśle związanych z o. Rydzykiem i Radiem Maryja. Skupiła się tam alternatywna grupa z Macierewiczem, Wrzodakiem i kilku innymi, którą należało jakoś rozładować. Zaproszenie to oznacza chęć przyciągnięcia środowisk szerokiej, ale skrajnej formacji katolicko-socjalistycznej do obecnego układu. Jest to zabieg bardzo sprytny, tylko szkoda trochę służb wojskowych, których los powierza się takim ludziom.

Janusz Onyszkiewicz, lider Partii Demokratycznej, b. minister obrony
Wokół kandydatury Antoniego Macierewicza były już kontrowersje, ale Kaczyńscy mają wręcz sataniczną wizję, jak działały WSI, i w związku z tym uważają, iż konieczna jest niebywale gruntowna przebudowa, idąca dalej niż w służbach cywilnych. Macierewicz jest osobą zdeterminowaną i słynącą z radykalizmu, a to nie wróży nic dobrego przyszłym wojskowym służbom. Boję się, że doprowadzi się do kompletnego zniszczenia dorobku tych służb, a nie potrafi zbudować szybko nic takiego, co dobrze służyłoby naszemu państwu i podnosiło jego bezpieczeństwo.

Władysław Frasyniuk, były lider PD
Kaczyńscy, którzy są dla mnie jednostkami miary nieufności wobec innych, praktycznie nie mają zaplecza, któremu mogliby w stu procentach zaufać. Jest tylko czterech bądź pięciu ludzi w kręgu zaufanych – Dorn, Lipiński, może Gosiewski. Ściągnięcie Macierewicza odkrywa intelektualną słabość zaplecza, bo na tak skomplikowaną funkcję mianuje się człowieka o opinii niebezpiecznego i nieobliczalnego. Wszystko to dowodzi, że Polacy wciąż dają się nabierać na słowa.

Zbigniew Siemiątkowski, b. minister koordynator ds. służb specjalnych
Nie będę oryginalny – swój ciągnie do swego, a Kaczyńscy i Macierewicz nadają na tych samych falach, tak samo wyobrażają sobie życie publiczne i są przekonani, że wszystko, co złego zrodziło się w Polsce, jest sprawką WSI. Sądzą pewnie, że nawet nasza porażka na mundialu jest robotą służb. Teraz tylko czekać, jak Macierewicz wyciągnie teczkę na kogoś bardzo ważnego w kraju i wywoła kolejny skandal. Szkoda, że tak się stało, tym bardziej że w 2002 r. miałem projekt reformy WSI i wprowadzenia cywilno-wojskowych służb wywiadowczych, który jednak został zablokowany. Koledzy uznali, że lepiej zachować status quo. Dzisiaj najbardziej mi szkoda młodych, dobrze wyszkolonych pracowników, którzy będą musieli przed Macierewiczem wymyślać różne spiski, aby się uwiarygodnić. Szkoda mi tych ludzi, bo wiem, co oznacza ich obecność dla bezpieczeństwa państwa, które musi odpierać zagrożenia w różnych częściach świata. Niestety, nic na to już nie poradzimy.

Romuald Szeremietiew, b. wiceminister obrony narodowej
Dlatego że zmieniła się koncepcja, czym jest WSI. Przedtem była to część sił zbrojnych, a teraz jest to służba wojskowo-cywilna. Instytucje wywiadowcze i kontrwywiadowcze stają się częścią sił zbrojnych tylko po mobilizacji, na okres wojny. Premier miał więc prawo powołać na to stanowisko osobę spoza tych służb. Zaś co do osoby Antoniego Macierewicza, są argumenty za i przeciw. Jest to polityk tzw. kontrowersyjny, ale też samo zadanie jest bardzo kontrowersyjne. Najważniejsze pytanie, jakie się obecnie nasuwa, to w jaki sposób szef tych służb będzie dokonywał reformy WSI, jak się do tego zabierze.

Not. BT

Wydanie: 2006, 30/2006

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy