Architektury nie można wyłączyć

Architektury nie można wyłączyć

Miasta potrzebują zieleni, aby nas chronić nie tylko przed upałami, ale i suszą. Nie traktujemy przestrzeni jako dobra wspólnego


Marcin Szczelina – krytyk i kurator architektury, założyciel pisma „Architecture Snob”. Laureat nagrody Property Design 2017 za działalność na rzecz polskiej architektury. Od 2014 r. ekspert europejskiej Nagrody Miesa van der Rohe.


Rozmawiamy o architekturze współczesnej, więc ustalmy, gdzie ta współczesność się zaczyna.
– Architektura modernistyczna, okresu PRL, to architektura, w której większość z nas żyła albo żyje, a my już się zastanawiamy, jak ją zachować i jak jej bronić, ustanawiając nad nią opiekę kuratorską i wpisując do rejestru zabytków. Teraz zaczynamy zadawać sobie takie same pytania w stosunku do architektury postmodernistycznej początku XXI w. Ostatnia dyskusja wokół centrum handlowego Solpol we Wrocławiu pokazała, jak trudne mogą to być rozmowy. Miłośnicy budynku, walczący o jego zachowanie, również jako symbolu czasów, w których powstał, przegrali z niewidzącymi w nim żadnej wartości. Ale to nie znaczy, że te czasy nie zostaną docenione. Tak jak musieliśmy wyburzyć pawilon Emilia w Warszawie, żeby zauważyć architekturę PRL. Czy podobne dyskusje oznaczają, że to, co się działo na początku lat 2000, to już historia i wymyka się współczesności? Trudno odpowiedzieć.

Spróbujmy.
– Myślę, że prawdziwym przełomem, i tu bym na własny użytek lokował cezurę współczesności, było wejście Polski do Unii Europejskiej. Oznaczało to początek dużych dotacji na budynki publiczne. Nagle okazało się, że każde większe miasto w Polsce ma nową filharmonię, teatr, a przynajmniej dom kultury. Te budynki powstawały w otwartych konkursach i stawały się ikonami architektury wpisującymi się w krajobraz miasta. Zaczęto o nich mówić, jak np. o Filharmonii w Szczecinie – ludzie dyskutowali, czy to jest fajny budynek, czy go lubią, czy nie. To dobrze, chociaż jako osoba zawodowo zajmująca się architekturą staram się patrzeć na budynek szerzej i zastanawiać, jak funkcjonuje, czy jest dobrze zaprojektowany, z jakich materiałów, czy dopełnia tkankę miasta bądź wsi, w której powstał. Sama estetyka jest sprawą indywidualną.

Czy istnieje współcześnie coś takiego jak architektura polska, czy trzeba mówić o niej i myśleć w europejskiej skali?
– W tym momencie dziejowym cały świat ma problem z tożsamością. Dlatego ważne jest pytanie, czy istnieje coś takiego jak architektura polska, architektura narodowa. W Polsce pytanie o architekturę narodową jest dotkliwe – zważywszy na naszą burzliwą historię i permanentne przerywanie ciągłości rozwoju. To historia walki o tożsamość, chronienie się przed wpływami zaborców, kolejnych okupantów, narzucanych zewnętrznie stylów. Przez lata Polska w architekturze kojarzyła się przede wszystkim źle – z pseudodworkami na przedmieściach, z chaosem przestrzennym. Na szczęście to się zmienia i mamy świetnych architektów, którzy piszą wspaniałą historię architektury.

Od lat 80. Fundacja im. Miesa van der Rohe przyznaje nagrodę dla najlepszych budynków w Europie.
– Polska uczestniczy w tym konkursie od lat 90. i świetnie sobie radzi. To pokazuje jej przynależność do architektury europejskiej. Ciekawe jest prześledzenie tego, co do tej nagrody zgłaszaliśmy. Wyraźnie widoczny jest moment pojawienia się wielkich budynków kulturalnych, potem zaczęły być widoczne wille jednorodzinne – znak, że społeczeństwo zaczęło się bogacić i coraz więcej osób stać na domy za miliony. Teraz to się zmienia, w dobie kryzysu klimatycznego zaczynamy zadawać sobie pytania, tak jak jury konkursu, czy warto dla trzyosobowej rodziny budować dom o powierzchni 1000 m kw. i go ogrzewać. Na przykładzie tej nagrody można powiedzieć, że nie ma czegoś takiego jak styl polski czy francuski, są po prostu dobre przykłady architektury współczesnej. Bardziej widoczne są cechy architektury wynikające z lokalnej tradycji, takiej jak styl zakopiański, lub klimatu. Jestem obecnie na Teneryfie i widzę, że tu budownictwo jest inne, bo domy są z występującej tu skały wulkanicznej, a ich kształt dostosowany jest do wysokich temperatur.

Czym się cechują obiekty architektoniczne powstające w Polsce? Co jest modne?
– W Polsce modne jest zazwyczaj to, co się pojawia w magazynach z Zachodu. Ale nie tylko moda się liczy. Architektura jest też zawsze związana z polityką i ekonomią. Po krachu na giełdach w 2008 r. skończyła się era bardzo znanych architektów, budujących ogromne wieżowce i muzea; tzw. stararchitekci ze swoimi olbrzymimi budowlami powoli byli wypierani z dyskusji o współczesnej architekturze. Mamy mniej pieniędzy – to pierwszy czynnik, który wpływa na architekturę. Drugim jest kryzys klimatyczny. Dodatkowo w Polsce kształtuje ją kryzys mieszkaniowy. Jest nas coraz więcej, a przyjeżdżają obecnie uchodźcy z Ukrainy. W samej Warszawie przebywa ich ponad 300 tys. Musimy im zapewnić godne warunki mieszkania. W tym celu adaptowanych jest wiele nieużywanych przez lata budynków. Ciekawe jest myślenie o tych obiektach – to krótkotrwała architektura, która przetrwa kilka, maksymalnie kilkanaście lat.

Zauważamy też inne grupy społeczne, zaczynamy myśleć na poważnie o wykluczonych, np. o osobach w kryzysie bezdomności. Kilka lat temu wszystkie nagrody w architekturze zdobył Dom dla Bezdomnych w Jankowicach projektu XYstudio. Takie realizacje udowadniają, że bezdomni nie muszą być kwaterowani w blaszanych hangarach, tylko można robić dla nich architekturę na najwyższym poziomie, na jaką zasługuje każdy z nas. To najważniejsze trendy.

Co z używanymi materiałami?
– Ich dobór jest bardzo istotny. Zadajemy sobie pytanie, czy ten materiał jest ekologiczny. Inwestorzy również wiedzą, że potrzeby użytkowników się zmieniły. Coraz bardziej istotna jest certyfikacja budynków i sprawdzanie, czy zbudowane zostały z ekologicznych materiałów, jaki jest łańcuch dostaw tych materiałów, jaki ślad węglowy budynku, zarówno podczas jego powstawania, jak i użytkowania. To już nie jest architektura, która tylko wygląda – stała się ona dużo bardziej racjonalna. Jeśli chodzi o materiały, to innym pytaniem jest, jak budynek wpływa na ludzi. 90% naszego czasu spędzamy we wnętrzach. Dopiero od niedawna zaczynamy się zastanawiać, czy miejsce, w którym mieszkamy lub pracujemy, jest dla nas zdrowe.

To znaczy?
– Wszystkie meble, farby i materiały wydzielają związki lotne, którymi oddychamy i które wpływają na nasze zdrowie, a to przekłada się na choroby, takie jak astma czy alergia. Poza tym mówimy, że żyjemy w epoce antropocenu, ale w rozważaniach musimy iść dalej – uczyć się od przyrody i porzucić myślenie antropocentryczne na rzecz biocentrycznej edukacji, która uczy nas czerpania wiedzy z samej natury. Człowiek jest częścią natury i powinien żyć z nią w symbiozie. Zastanawiamy się nad tym, w jaki sposób płyną rzeki, jak funkcjonują zwierzęta wokół nas. Był taki popularny trend, że gdy się budowało wieżowiec czy obiekt komercyjny, to inwestor się chwalił, że jest eko, bo ma na dachu ule. Ale nie brał pod uwagę tego, że takie adaptowanie pszczół do miasta na siłę jest bardzo złe, bo centra miast nie są dla nich naturalnym miejscem, więc żeby mogły przetrwać, trzeba wprowadzać i rozmnażać agresywne gatunki, które nadmiernie się rozrastają i powodują zmniejszenie populacji łagodniejszych owadów. To jeden z wielu przykładów naszej niewiedzy.

Typowym przykładem ekologicznej bezmyślności jest w Polsce betonoza i ograniczanie zieleni miejskiej.
– Wylane betonem rynki i place powodują, że miasto się ogrzewa. Ten trend wynikał z pragmatycznych względów – to ekonomicznie najłatwiejsze rozwiązanie. Kiedy burmistrz robi konkurs na plac z zielenią, musi też o nią dbać. Na to potrzebne są pieniądze. Lepiej zalać wszystko betonem i mieć spokój. Tylko że przez takie działania stworzyliśmy piekarniki – miasta, w których nie ma cienia. W konsekwencji możemy zobaczyć coraz wyższe statystyki umieralności latem, szczególnie wśród osób starszych, bardziej wrażliwych na wysokie temperatury. A przecież nasze miasta potrzebują więcej zieleni, aby nas chronić nie tylko przed upałami, ale i przed suszą. Nie traktujemy przestrzeni jako dobra wspólnego.

Czy dla firm ekologia nie jest jedynie parawanem, greenwashingiem, a ekowieżowce nie zasłaniają po prostu szkód wyrządzanych przez korporacje?
– Oczywiście, że są to narzędzia PR-owe, fajnie mieć modny certyfikat, ale nie krytykuję tego rodzaju działań. Niezależnie od motywacji prowadzi nas to do pogłębienia świadomości i większego przywiązania do ekologii. Jeszcze kilka lat temu, gdy spytano architekta, czy jego budynek jest ekologiczny, odpowiadał, że oczywiście, bo ma trawę na dachu. Nie na tym polega ekologia. Teraz rola architekta bardzo się zmienia i oprócz tego, że projektuje on budynki, ma coraz większą świadomość dostosowywania projektów do wyzwań współczesności, a jedno z najważniejszych to kryzys klimatyczny. Nie jesteśmy w stanie powstrzymać degradacji planety, ale możemy ten proces spowolnić. Zmiana roli architekta polega również na tym, że staje się on mediatorem między różnymi grupami. Świetnie o tym mówi architekt Szymon Wojciechowski, że budownictwo i wynikające z tego kształtowanie przestrzeni jest grą między różnymi graczami: inwestorem, użytkownikiem, władzą (w tym konserwatorem), społeczeństwem i architektem. To niesprawiedliwa wieloosobowa gra o sumie zmiennej, o wypłacie w różnych jednostkach użyteczności, o nieskończonym czasie rozgrywki z elementami metagry, a więc gry kształtującej reguły gier w przyszłości. Architekt jest jednym z jej uczestników, ważnym wprawdzie, ale nie wszechwładnym demiurgiem. Zadaniem architekta jest łączenie różnych grup i sprawne poruszanie się między nimi. O tym, czy inwestycja jest udana, decyduje to, jak wiele grup udało się zadowolić.

Co w architekturze zmieniła pandemia?
– Zwiększyła świadomość tego, gdzie i jak mieszkamy. Na dłuższy czas każdy musiał zamknąć się w domu, a średnia przestrzeń w dużych miastach dla czteroosobowej rodziny wynosi 50 m kw. Rodzice chcą pracować, dzieci się uczyć, fajnie byłoby mieć balkon, przestrzeń dla każdego. Widzimy, że elementy naszego mieszkania i braki, z którymi dotychczas żyliśmy, stają się nieznośne. Chcemy mieć lepszą przestrzeń do życia. Mieszkania zostały lepiej dostosowane do naszych potrzeb, ludzie zamieniają mieszkania w mieście na domy na wsi, co ułatwia praca zdalna. Zwracamy większą uwagę na przedmioty, którymi się otaczamy, żeby były jak najmniej szkodliwe dla zdrowia i dla planety. Boimy się także powtórki z rozrywki – kto wie, co przyniosą kolejne lata. To było również spowolnienie dla całego świata, nie tylko architektury. Wszyscy myśleli, że to będzie lekcja dla nas, ale niestety staramy się „nadrobić” stracony czas i wracamy do tego, co było. Produkcja podskoczyła, czyli wracamy do punktu wyjścia i wygrywa biznes.

Co z krytyką architektury? Czy jest ona obecnie ważna?
– Zastanawiam się, czy jest jeszcze taki zawód jak krytyk architektury. Jeden z angielskich krytyków literatury powiedział, że każdy pisarz chciałby przeczytać recenzję swojej książki, ale tylko taką, w której jest napisane, że to najwybitniejsza książka na świecie. Tak samo jest z architektami. Każdy chce usłyszeć, że zaprojektował najlepszy budynek na świecie. Dodatkowo logiką pism o architekturze i dizajnie rządzi liczba wyświetleń, lajków, kliknięć. Trudno w takim otoczeniu uprawiać rzetelną krytykę. Jednocześnie z architekturą jest trochę inaczej niż z pozostałymi dziedzinami sztuki. Jak pisał włoski architekt Renzo Piano, gdy czytamy jakąś niefajną książkę, to możemy ją odłożyć, jak słuchamy złej muzyki – możemy ją wyłączyć, a widoku zza okna nie da się wymazać. Architektury nie wyłączysz jak muzyki. Ona wpływa na to, jak funkcjonujemy w miastach, w domach. Każdy z nas jest w stanie wymienić 10 aktorów czy 10 muzyków. A 10 architektów? Z tym będzie trudniej, bo architekci ciągle nie funkcjonują w debacie publicznej, choć każdy z nas codziennie funkcjonuje w architekturze. Żeby to zmienić, potrzebna jest rzetelna praca krytyka, ale też mediów, które będą widzieć wartość w rozmowie o architekturze.

Stwórzmy listę twoich ulubionych współczesnych budynków. Jaką architekturę warto w Polsce oglądać?
– Na pewno będzie to Filharmonia w Szczecinie. Aczkolwiek to budynek zrobiony przez hiszpańskich architektów. Miasto o trudnej tożsamości i przeszłości dostało obiekt na pierwszy rzut oka odróżniający się od wszystkiego, co stoi wokół, który jednocześnie dopełnia zastany krajobraz. To był ważny impuls dla rozwoju Szczecina. Drugi – Muzeum Katyńskie w Warszawie. Ten obiekt wyróżnia się na tle innych obiektów muzealnych opowiadających historię Polski. Tu zwiedzający decyduje, jak daleko chce wejść w historię Katynia. Jest tam kilka świetnych rozwiązań wywołujących emocje i nawiązujących do opowiadanej historii. Trzeci – wspomniany już Dom dla Bezdomnych XYstudio, który przywraca godność grupie wykluczonych. Mam też ulubione budynki komercyjne – oba w Warszawie. Pierwszy to Elektrownia Powiśle, obiekt, który powstawał kilkadziesiąt lat – w czasie jego budowy trzykrotnie zmienił się konserwator zabytków. Architektom udało się połączyć szacunek dla historii elektrowni oraz jej współczesną interpretację. Drugim jest jeden z najbardziej aroganckich budynków w stolicy, czyli Vitkac – mekka luksusowych marek, bardzo kontrowersyjny. Ale jaką ten budynek ma fantastyczną jakość! Podoba mi się, jak wpisuje się w kwartał, w którym został zbudowany.

Coś jeszcze poza Warszawą?
– Jest obiekt najbardziej charakterystyczny dla nowych trendów – projekt Marleny Wolnik, czyli Centrum Aktywności Lokalnej w Rybniku. Rybnik ma 27 dzielnic, każda jest inna, ze swoimi problemami i nie lubią się specjalnie. Wiele dzielnic nie ma swoich centrów, miejsc spotkań.

Na ten brak odpowiada CAL, które stało się impulsem do integracji mieszkańców, miejscem spotkań, placem zabaw dla dzieci. Ludzie zaczęli wokół niego się gromadzić. Podobne budynki będą powstawać w innych dzielnicach miasta. Pokazuje to, jak obiekt za nieco ponad milion złotych może się stać jednym z najważniejszych projektów w kraju.

– Polska uczestniczy w tym konkursie od lat 90. i świetnie sobie radzi. To pokazuje jej przynależność do architektury europejskiej. Ciekawe jest prześledzenie tego, co do tej nagrody zgłaszaliśmy. Wyraźnie widoczny jest moment pojawienia się wielkich budynków kulturalnych, potem zaczęły być widoczne wille jednorodzinne – znak, że społeczeństwo zaczęło się bogacić i coraz więcej osób stać na domy za miliony. Teraz to się zmienia, w dobie kryzysu klimatycznego zaczynamy zadawać sobie pytania, tak jak jury konkursu, czy warto dla trzyosobowej rodziny budować dom o powierzchni 1000 m kw. i go ogrzewać. Na przykładzie tej nagrody można powiedzieć, że nie ma czegoś takiego jak styl polski czy francuski, są po prostu dobre przykłady architektury współczesnej. Bardziej widoczne są cechy architektury wynikające z lokalnej tradycji, takiej jak styl zakopiański, lub klimatu. Jestem obecnie na Teneryfie i widzę, że tu budownictwo jest inne, bo domy są z występującej tu skały wulkanicznej, a ich kształt dostosowany jest do wysokich temperatur.

Czym się cechują obiekty architektoniczne powstające w Polsce? Co jest modne?
– W Polsce modne jest zazwyczaj to, co się pojawia w magazynach z Zachodu. Ale nie tylko moda się liczy. Architektura jest też zawsze związana z polityką i ekonomią. Po krachu na giełdach w 2008 r. skończyła się era bardzo znanych architektów, budujących ogromne wieżowce i muzea; tzw. stararchitekci ze swoimi olbrzymimi budowlami powoli byli wypierani z dyskusji o współczesnej architekturze. Mamy mniej pieniędzy – to pierwszy czynnik, który wpływa na architekturę. Drugim jest kryzys klimatyczny. Dodatkowo w Polsce kształtuje ją kryzys mieszkaniowy. Jest nas coraz więcej, a przyjeżdżają obecnie uchodźcy z Ukrainy. W samej Warszawie przebywa ich ponad 300 tys. Musimy im zapewnić godne warunki mieszkania. W tym celu adaptowanych jest wiele nieużywanych przez lata budynków. Ciekawe jest myślenie o tych obiektach – to krótkotrwała architektura, która przetrwa kilka, maksymalnie kilkanaście lat.

Zauważamy też inne grupy społeczne, zaczynamy myśleć na poważnie o wykluczonych, np. o osobach w kryzysie bezdomności. Kilka lat temu wszystkie nagrody w architekturze zdobył Dom dla Bezdomnych w Jankowicach projektu XYstudio. Takie realizacje udowadniają, że bezdomni nie muszą być kwaterowani w blaszanych hangarach, tylko można robić dla nich architekturę na najwyższym poziomie, na jaką zasługuje każdy z nas. To najważniejsze trendy.

Co z używanymi materiałami?
– Ich dobór jest bardzo istotny. Zadajemy sobie pytanie, czy ten materiał jest ekologiczny. Inwestorzy również wiedzą, że potrzeby użytkowników się zmieniły. Coraz bardziej istotna jest certyfikacja budynków i sprawdzanie, czy zbudowane zostały z ekologicznych materiałów, jaki jest łańcuch dostaw tych materiałów, jaki ślad węglowy budynku, zarówno podczas jego powstawania, jak i użytkowania. To już nie jest architektura, która tylko wygląda – stała się ona dużo bardziej racjonalna. Jeśli chodzi o materiały, to innym pytaniem jest, jak budynek wpływa na ludzi. 90% naszego czasu spędzamy we wnętrzach. Dopiero od niedawna zaczynamy się zastanawiać, czy miejsce, w którym mieszkamy lub pracujemy, jest dla nas zdrowe.

To znaczy?
– Wszystkie meble, farby i materiały wydzielają związki lotne, którymi oddychamy i które wpływają na nasze zdrowie, a to przekłada się na choroby, takie jak astma czy alergia. Poza tym mówimy, że żyjemy w epoce antropocenu, ale w rozważaniach musimy iść dalej – uczyć się od przyrody i porzucić myślenie antropocentryczne na rzecz biocentrycznej edukacji, która uczy nas czerpania wiedzy z samej natury. Człowiek jest częścią natury i powinien żyć z nią w symbiozie. Zastanawiamy się nad tym, w jaki sposób płyną rzeki, jak funkcjonują zwierzęta wokół nas. Był taki popularny trend, że gdy się budowało wieżowiec czy obiekt komercyjny, to inwestor się chwalił, że jest eko, bo ma na dachu ule. Ale nie brał pod uwagę tego, że takie adaptowanie pszczół do miasta na siłę jest bardzo złe, bo centra miast nie są dla nich naturalnym miejscem, więc żeby mogły przetrwać, trzeba wprowadzać i rozmnażać agresywne gatunki, które nadmiernie się rozrastają i powodują zmniejszenie populacji łagodniejszych owadów. To jeden z wielu przykładów naszej niewiedzy.

Typowym przykładem ekologicznej bezmyślności jest w Polsce betonoza i ograniczanie zieleni miejskiej.
– Wylane betonem rynki i place powodują, że miasto się ogrzewa. Ten trend wynikał z pragmatycznych względów – to ekonomicznie najłatwiejsze rozwiązanie. Kiedy burmistrz robi konkurs na plac z zielenią, musi też o nią dbać. Na to potrzebne są pieniądze. Lepiej zalać wszystko betonem i mieć spokój. Tylko że przez takie działania stworzyliśmy piekarniki – miasta, w których nie ma cienia. W konsekwencji możemy zobaczyć coraz wyższe statystyki umieralności latem, szczególnie wśród osób starszych, bardziej wrażliwych na wysokie temperatury. A przecież nasze miasta potrzebują więcej zieleni, aby nas chronić nie tylko przed upałami, ale i przed suszą. Nie traktujemy przestrzeni jako dobra wspólnego.

Czy dla firm ekologia nie jest jedynie parawanem, greenwashingiem, a ekowieżowce nie zasłaniają po prostu szkód wyrządzanych przez korporacje?
– Oczywiście, że są to narzędzia PR-owe, fajnie mieć modny certyfikat, ale nie krytykuję tego rodzaju działań. Niezależnie od motywacji prowadzi nas to do pogłębienia świadomości i większego przywiązania do ekologii. Jeszcze kilka lat temu, gdy spytano architekta, czy jego budynek jest ekologiczny, odpowiadał, że oczywiście, bo ma trawę na dachu. Nie na tym polega ekologia. Teraz rola architekta bardzo się zmienia i oprócz tego, że projektuje on budynki, ma coraz większą świadomość dostosowywania projektów do wyzwań współczesności, a jedno z najważniejszych to kryzys klimatyczny. Nie jesteśmy w stanie powstrzymać degradacji planety, ale możemy ten proces spowolnić. Zmiana roli architekta polega również na tym, że staje się on mediatorem między różnymi grupami. Świetnie o tym mówi architekt Szymon Wojciechowski, że budownictwo i wynikające z tego kształtowanie przestrzeni jest grą między różnymi graczami: inwestorem, użytkownikiem, władzą (w tym konserwatorem), społeczeństwem i architektem. To niesprawiedliwa wieloosobowa gra o sumie zmiennej, o wypłacie w różnych jednostkach użyteczności, o nieskończonym czasie rozgrywki z elementami metagry, a więc gry kształtującej reguły gier w przyszłości. Architekt jest jednym z jej uczestników, ważnym wprawdzie, ale nie wszechwładnym demiurgiem. Zadaniem architekta jest łączenie różnych grup i sprawne poruszanie się między nimi. O tym, czy inwestycja jest udana, decyduje to, jak wiele grup udało się zadowolić.

Co w architekturze zmieniła pandemia?
– Zwiększyła świadomość tego, gdzie i jak mieszkamy. Na dłuższy czas każdy musiał zamknąć się w domu, a średnia przestrzeń w dużych miastach dla czteroosobowej rodziny wynosi 50 m kw. Rodzice chcą pracować, dzieci się uczyć, fajnie byłoby mieć balkon, przestrzeń dla każdego. Widzimy, że elementy naszego mieszkania i braki, z którymi dotychczas żyliśmy, stają się nieznośne. Chcemy mieć lepszą przestrzeń do życia. Mieszkania zostały lepiej dostosowane do naszych potrzeb, ludzie zamieniają mieszkania w mieście na domy na wsi, co ułatwia praca zdalna. Zwracamy większą uwagę na przedmioty, którymi się otaczamy, żeby były jak najmniej szkodliwe dla zdrowia i dla planety. Boimy się także powtórki z rozrywki – kto wie, co przyniosą kolejne lata. To było również spowolnienie dla całego świata, nie tylko architektury. Wszyscy myśleli, że to będzie lekcja dla nas, ale niestety staramy się „nadrobić” stracony czas i wracamy do tego, co było. Produkcja podskoczyła, czyli wracamy do punktu wyjścia i wygrywa biznes.

Co z krytyką architektury? Czy jest ona obecnie ważna?
– Zastanawiam się, czy jest jeszcze taki zawód jak krytyk architektury. Jeden z angielskich krytyków literatury powiedział, że każdy pisarz chciałby przeczytać recenzję swojej książki, ale tylko taką, w której jest napisane, że to najwybitniejsza książka na świecie. Tak samo jest z architektami. Każdy chce usłyszeć, że zaprojektował najlepszy budynek na świecie. Dodatkowo logiką pism o architekturze i dizajnie rządzi liczba wyświetleń, lajków, kliknięć. Trudno w takim otoczeniu uprawiać rzetelną krytykę. Jednocześnie z architekturą jest trochę inaczej niż z pozostałymi dziedzinami sztuki. Jak pisał włoski architekt Renzo Piano, gdy czytamy jakąś niefajną książkę, to możemy ją odłożyć, jak słuchamy złej muzyki – możemy ją wyłączyć, a widoku zza okna nie da się wymazać. Architektury nie wyłączysz jak muzyki. Ona wpływa na to, jak funkcjonujemy w miastach, w domach. Każdy z nas jest w stanie wymienić 10 aktorów czy 10 muzyków. A 10 architektów? Z tym będzie trudniej, bo architekci ciągle nie funkcjonują w debacie publicznej, choć każdy z nas codziennie funkcjonuje w architekturze. Żeby to zmienić, potrzebna jest rzetelna praca krytyka, ale też mediów, które będą widzieć wartość w rozmowie o architekturze.

Stwórzmy listę twoich ulubionych współczesnych budynków. Jaką architekturę warto w Polsce oglądać?
– Na pewno będzie to Filharmonia w Szczecinie. Aczkolwiek to budynek zrobiony przez hiszpańskich architektów. Miasto o trudnej tożsamości i przeszłości dostało obiekt na pierwszy rzut oka odróżniający się od wszystkiego, co stoi wokół, który jednocześnie dopełnia zastany krajobraz. To był ważny impuls dla rozwoju Szczecina. Drugi – Muzeum Katyńskie w Warszawie. Ten obiekt wyróżnia się na tle innych obiektów muzealnych opowiadających historię Polski. Tu zwiedzający decyduje, jak daleko chce wejść w historię Katynia. Jest tam kilka świetnych rozwiązań wywołujących emocje i nawiązujących do opowiadanej historii. Trzeci – wspomniany już Dom dla Bezdomnych XYstudio, który przywraca godność grupie wykluczonych. Mam też ulubione budynki komercyjne – oba w Warszawie. Pierwszy to Elektrownia Powiśle, obiekt, który powstawał kilkadziesiąt lat – w czasie jego budowy trzykrotnie zmienił się konserwator zabytków. Architektom udało się połączyć szacunek dla historii elektrowni oraz jej współczesną interpretację. Drugim jest jeden z najbardziej aroganckich budynków w stolicy, czyli Vitkac – mekka luksusowych marek, bardzo kontrowersyjny. Ale jaką ten budynek ma fantastyczną jakość! Podoba mi się, jak wpisuje się w kwartał, w którym został zbudowany.

Coś jeszcze poza Warszawą?
– Jest obiekt najbardziej charakterystyczny dla nowych trendów – projekt Marleny Wolnik, czyli Centrum Aktywności Lokalnej w Rybniku. Rybnik ma 27 dzielnic, każda jest inna, ze swoimi problemami i nie lubią się specjalnie. Wiele dzielnic nie ma swoich centrów, miejsc spotkań.

Na ten brak odpowiada CAL, które stało się impulsem do integracji mieszkańców, miejscem spotkań, placem zabaw dla dzieci. Ludzie zaczęli wokół niego się gromadzić. Podobne budynki będą powstawać w innych dzielnicach miasta. Pokazuje to, jak obiekt za nieco ponad milion złotych może się stać jednym z najważniejszych projektów w kraju.

Fot. Bartek Barczyk

Wydanie: 2022, 21/2022

Kategorie: Kraj, Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy