Awantura o AMUN

Awantura o AMUN

Nie dostajemy jałmużny, pracujemy i zarabiamy – mówią niepełnosprawni twórcy

W niedawnych publikacjach prasowych wydawnictwo Artystów Malujących Ustami i Nogami zostało przedstawione niemal jak naciągacze, którzy, żerując na współczuciu Polaków dla osób niepełnosprawnych, wyłudzają gigantyczne kwoty, przelewane na konta zagranicznych właścicieli. Naiwni ludzie kupują pocztówki z obrazami niepełnosprawnych twórców, licząc na to, że w ten sposób im pomagają. Malarze służą zaś tylko jako parawan dla całego procederu, dostając nędzne grosze.
Prawda jest natomiast taka, że to właśnie sami niepełnosprawni artyści założyli swe światowe stowarzyszenie i w kilkudziesięciu krajach świata – także w Polsce – powołali wydawnictwa zajmujące się promowaniem i sprzedażą dzieł niepełnosprawnych malarzy. Sami też decydują o podziale zysków uzyskiwanych ze sprzedaży prac.

Nie trzeba litości

Światowy Związek Artystów Malujących Ustami i Nogami założony został niemal pół wielu temu w Lichtensteinie przez siedemnastu artystów malujących ustami i nogami. Utworzyli oni też spółkę mającą dbać o interesy niepełnosprawnych twórców. Jej prezesem był do końca życia Erich Stegmann (w wieku dwóch lat utracił władzę w rękach). Artyści, kierując się ideą: „Nie prosimy o litość”, zdołali ze swej twórczości uczynić źródło utrzymania. Szef stowarzyszenia jest zarazem prezesem zarządu spółki, musi on być „uznanym na świecie artystą malującym nogami lub ustami”. Funkcje te pełni sparaliżowany malarz Eros Bonamili z Włoch. W zarządzie jest pięciu niepełnosprawnych artystów.
„Polskie wydawnictwo wnosi 25-procentowy udział w dochodach całego stowarzyszenia w Lichtensteinie. Z tych środków każdemu artyście na podstawie zawartej z nim umowy przekazywane są ustalone środki. Stowarzyszenie jest także rodzajem zabezpieczenia, które wymaga istnienia funduszu. Dzięki temu nawet w najcięższych czasach stowarzyszenie będzie mogło wypełniać swe zobowiązania wobec artystów”, napisał w liście do Jolanty Kwaśniewskiej wnuk założyciela, Florian Stegmann, zaniepokojony niepochlebnymi publikacjami w „Gazecie Wyborczej”.

To nasz zawód

– Ludzie przeczytali tę nieszczęsną „Wyborczą” i nie mają pojęcia, jak jest naprawdę. A przecież to nie jest instytucja charytatywna, dzięki temu wydawnictwu my pracujemy, zarabiamy i żyjemy, nie jesteśmy ciężarem dla innych. Mam stypendium z wydawnictwa AMUN, w związku z tym nie dostaję zasiłku pielęgnacyjnego od państwa – mówi malarz Stanisław Kmiecik.
– Malowanie ustami i nogami jest zawodem. Z całą pewnością nie jest „charytatywą”. „Gazeta Wyborcza” uczyniła zaś swoisty zamach na aktywność ludzi niepełnosprawnych – potwierdza Piotr Pawłowski, szef Stowarzyszenia Przyjaciół Integracji, sam malujący ustami, który otrzymuje stypendium w wysokości 1,2 tys. miesięcznie.
Ireneusz Betlewicz jest związany z wydawnictwem AMUN od wielu lat. – Dzięki temu została wyjęta cegiełka z muru niemożności spowodowanej moją sytuacją zdrowotną. Kiedyś sam próbowałem ręcznie wyrabiać takie kartki, aby zarobić parę groszy. To jednak była manufaktura, monotonna i nieopłacalna – mówi. Choruje na postępujący zanik mięśni. Jako piętnastolatek przestał chodzić, potem zanik mięśni objął ręce. Nie wie, kiedy przestanie siedzieć. Od 18 lat maluje wyłącznie ustami.
Współpraca z AMUN dała mu nowe możliwości. Regularne stypendium wypłacane co miesiąc ( ok. 2 tys. zł) zapewnia stabilizację, poznał nowych przyjaciół, ma możliwość wyjazdów na wypoczynek połączony z zajęciami plenerowymi, uczestniczy w wystawach polskich i zagranicznych. Co roku jest zobowiązany do dostarczenia AMUN czterech prac. Wydawnictwo decyduje, które zostaną wykorzystane do reprodukcji na kartki czy plakaty. Płaci za to dodatkowo 700 franków szwajcarskich. – Nie czuję się wykorzystany przez AMUN, mogę pozwolić sobie na w miarę beztroskie życie i możliwość kształtowania swego warsztatu. Nie jestem inwalidą żyjącym tylko z renty. Boli mnie, że ludzie pojmują działalność wydawnictwa jako starania o datki. Klient kupuje towar, konkretną dobrze wykonaną pracę. To nie jałmużna. ale zakupy – twierdzi.

Prawdziwa sztuka

Pieniądze z wydawnictwa AMUN dostają w Polsce 24 osoby. Wysokość stypendiów sięga nawet do 7 tys. miesięcznie. O ich wysokości decyduje przede wszystkim poziom artystyczny twórcy. Wydawałoby się, że 24 osoby to niewiele. Malowanie ustami i stopą to jednak naprawdę wielka sztuka – na całym świecie zajmuje się tym zaledwie 600 twórców. W 2003 r. w Muzeum Narodowym w Warszawie zorganizowana została wystawa „Sztuka bez barier” prezentująca ich prace. Wystawę odwiedziło ponad 25 tys. ludzi.
Najwyższe stypendium otrzymuje tylko jeden malarz w Polsce, Jerzy Omelczuk. Już od ponad 25 lat żyje ze swej twórczości, jest jedynym w Polsce członkiem Światowego Związku Artystów Malujących Ustami i Nogami (pozostali malarze pracujący dla wydawnictwa AMUN, choć są stypendystami, nie należą do stowarzyszenia), a stypendium przysługuje mu dożywotnio, nawet jeśli przestanie malować. Jak widać więc, ŚZAMUN umie się zatroszczyć o swych członków – i taki właśnie cel przyświeca jego działalności, co trudno uznać za rzecz naganną.
Czy zatem wszystko jest w porządku? Z prawnego i organizacyjnego punktu widzenia oczywiście tak, AMUN w Polsce nie narusza żadnych przepisów. A jeśli chodzi o względy etyczne? – Ludzie kupowali te pocztówki po to, żeby pomagać. AMUN wykorzystywał jednak płaszczyznę emocjonalnego stosunku do osób niepełnosprawnych – uważa Janusz Trzciński, dyrektor generalny PFRON.
Dobrze więc wiedzieć – nie stępiając oczywiście własnej wrażliwości – że czym innym jest instytucja dobroczynna, a czym innym organizacja gospodarcza: prężne wydawnictwo dbające i o dochody stowarzyszenia, do którego należy, i o zarobki zatrudnianych twórców.

 

Wydanie: 17/2004, 2004

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. onlinemaster
    onlinemaster 2 października, 2015, 17:20

    Polecam przeczytać zanim wpłacisz jaką kolwiek kwotę na konto AMUN : http://www.obpon.org/?url=art&id=1903

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. Anonim
    Anonim 27 listopada, 2015, 16:46

    A ja po przeczytaniu licznych komentarzy chętnie kupiłem dwa komplety, płacąc z nadwyżką. Znam od dawna polską bezinteresowną zawiść! Jestem stary i nie jedno już widziałem ale wierzę ludziom. Krzysztof

    Odpowiedz na ten komentarz
  3. coco
    coco 19 grudnia, 2015, 05:30

    Ja też wpłacałam z nadwyżką za otrzymane z Amuna koperty :). Zawsze wiedziałam, że sami się utrzymują i innych to drażni.Takiemu to należy dla próby związać ręce i kazać mu malować ustami i nogami.

    Odpowiedz na ten komentarz
  4. Anonim
    Anonim 25 kwietnia, 2016, 19:39

    Ja wolę wpłacić im aniżeli temu z TORUNIA

    Odpowiedz na ten komentarz
  5. b
    b 28 listopada, 2019, 12:12

    Moi dziadkowie kupowali co roku od nich pocztówki na święta, po ich śmierci moja mama, teraz kupuję ja. Ich pocztówki, naklejki, kalendarze są najpiękniejsze, dużo ładniejsze niż inne kartki ze sklepu, które nie raz kosztują po min 5/10zł/ sztukę. Zawsze wysyłam przelew z nadwiązką i uważam,ze jak najbardziej na to zasługują. Tak się zdarzyło, że raz za bożonarodzeniową przesyłkę nie zdązył nikt zapłacic, ale wielkonocną dostaliśmy tak czy owak (oczywiście przelew potem poszedł za jedną i drugą jak tylko się zorientowałam). O czym to świadczy? Niech autorzy tego śmiesznego „artykułu” z GW sami sobie dopowiedzą.

    Odpowiedz na ten komentarz
  6. Anonim
    Anonim 10 grudnia, 2023, 10:28

    No i nadal nie wiem.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy