Nie bądź pan smutny, panie Waniek

Nie bądź pan smutny, panie Waniek

– Co by nam dzisiaj powiedział Václav Havel? – zapytał Jacek Żakowski przyjaciela nieżyjącego od pięciu lat dramaturga i prezydenta. – Nie bądźcie tacy wkurwieni – odpowiedział wąsaty Czech. I wszyscy zgodnie pomyśleli: cały Havel! No bo przecież Czesi mówią do siebie Havlem, czasem nawet nie zdając sobie z tego sprawy. „Nie bądź pan smutny, panie Waniek”, to praskie powiedzonko, pochodzi ze słynnej jednoaktówki Havla pod tytułem „Audiencja”. Tę, jak i pozostałe jednoaktówki, napisał po długim twórczym kryzysie, od dawna pod cenzurą, niewystawiany, cierpliwie wymazywany przez system totalitarny. Rozglądając się po naszym biednym kraju, który pokryła wielka czapa smogu, w którym w publicznych mediach zakazuje się audycji o Zygmuncie Baumanie i promowania Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, nabieram pewności, że warto sięgnąć po myśl Havla. Bo staje się ona wyjątkowo aktualna. A i w Czechach podobno wpływ Havla kilka lat po jego śmierci znów jest istotny.

Jaka to myśl wydaje się nam tak wpływowa i poruszająca? Dlaczego akurat jego postawa ma znaczenie we współczesnym świecie? Otóż Havel był wielkim marzycielem polityki. Człowiekiem, który nie tylko mówił, ale też za słowo ręczył działaniem, właściwymi wyborami, a jeśli stawką było życie – trudno, skoro się powiedziało A… Ale idealizm Havla, który tak dzielnie opierał się cynizmowi, wchodził gładko nie tylko dlatego, że miał dysydencki sznyt i egzystencjalne pokrycie. Był podawany ciepło i autoironicznie, w bezpretensjonalnej formule i bez patosu. Chociaż polskim pisarzom Václav Havel zazdrościł właśnie nostalgicznego patosu, który uważał za piękny, a który przecież ustawiany jest w kontrze do „jowialności” literatury czeskiej.

„Jeśli otoczenie traktuje pisarza poważniej, niż on sam siebie, jest to zdrowa sytuacja. Jeśli jednak – przeciwnie – zacznie on siebie traktować bardziej serio, niż czyni to otoczenie, to oznaka, że nieuchronnie zbliża się jego upadek”, pisał w szkicu autobiograficznym. Przyznając, że za każdym razem, gdy ktoś go pytał: „W jaki sposób pan tworzy?”, „Który pański utwór jest panu najbliższy” lub „Jaki jest pański stosunek do Ionesco?”, wpadał w panikę, nie będąc pewnym, czy dziennikarz nie drze z niego łacha, czy pisarz nie popada w śmieszność.

My, Polacy, znamy myśl i literaturę Havla głównie dzięki Andrzejowi Jagodzińskiemu, wybitnemu i nagradzanemu tłumaczowi, w którego przekładach możemy czytać także Kunderę, Hrabala, Škvorecky’ego czy Kohouta. Właśnie ukazały się dwie wielkie Havlowskie publikacje: zebrane „Utwory sceniczne” pod redakcją Jagodzińskiego i „Vàclav Havel obywatel kultury” (wybór i opracowanie Andrzej Jagodziński). A ponieważ znawcy twórczości pisarza uważają, że jego dramatów nie powinno się czytać w oderwaniu od esejów politycznych i działalności opozycyjnej, przestaje nam przeszkadzać ich czasem zbyt formalna struktura.

Havel nie jest dziś wystawiany w Polsce, niektóre jego sztuki wydają się nieco anachroniczne, zbyt szczelne, przez co trudno je dekonstruować. Znaczenia sprawiają wrażenie zero-jedynkowych, a kontekst historyczny – kluczowego w ich odczytaniu. A jednak kiedy czytamy „Wernisaż” czy właśnie „Audiencję”, zdajemy sobie sprawę, że te sztuki opowiadają nam nas. Że w nich się odbija nasz wybujały konsumpcjonizm, uległość, kunktatorstwo, ale też lęk i wstydliwe marzenia – słowem – cała nasza bieda. A to oznacza, że jest tam coś ponadczasowego, co pozwalało rozumieć sztuki Havla na całym świecie, bo przecież miały także czasy świetności i były szeroko wystawiane.

Co jeszcze warto wziąć z Havla? Teksty o opresyjnym języku, który pisarz doskonale śledził, diagnozował, przedrzeźniał. Ale też jego entuzjazm w stosunku do sztuki. Wiarę, że może rozszczelnić system, że pomaga nam zachować czujność i równowagę, a wreszcie – mówić prawdę. W czasach ponowoczesnych zapytalibyśmy: czyją prawdę? Jakim interesom służącą? W jakiej sprawie przywoływaną? Ale Havel wierzył, że jest ta jedna słuszna prawda, pracująca dla wolności, demokracji i pojedynczego człowieka z całą jego indywidualnością. Bo miał ostatecznie o ludziach dobre zdanie. Był przecież marzycielem.

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy