Bajm to już instytucja

Bajm to już instytucja

Beata Kozidrak, wokalistka zespołu Bajm

Uwielbiam ludzi, którzy po prostu wchodzą na scenę i tworzą atmosferę swoim talentem

– Bajm powstał 32 lata temu. Czy dziś wciąż jesteście tym samym zespołem? Zaczynaliście w całkiem innym składzie.
– Te 32 lata łączy oczywiście moja osoba, ale nie tylko. Bajm ewoluował muzycznie – kiedy osiągnęliśmy sukces, zespół istniał zaledwie kilka miesięcy, więc to naturalne, że musieliśmy się rozwijać. Zmienialiśmy swoje oblicze na oczach wszystkich. Skład zmieniał się z różnych powodów – także historycznych, kiedy po stanie wojennym niektórzy zdecydowali się pozostać za granicą – ale w obecnym gramy już 17 lat i mamy na koncie ogromne sukcesy, takie jak albumy „Szklanka wody” czy „Myśli i słowa”. Jesteśmy tym samym Bajmem, ale jednocześnie wciąż poszukujemy, rozwijamy się. To chyba się sprawdza – od lat proponujemy ciągle coś nowego, nie odcinamy kuponów od swojej popularności, choć przecież moglibyśmy już na tym poprzestać.

– Na kolejnej płycie będzie znów coś nowego?
– Tak, chociaż stylistyki Bajmu nie będziemy zmieniać. Do eksperymentów i większych zmian mam projekty solowe, wtedy mogę nagrywać trochę inną muzykę i pracować z nowymi artystami, ale z Bajmem staramy się utrzymać pewien określony styl. Nowym albumem, jak sądzę, trochę słuchaczy zaskoczymy, ale jednocześnie będziemy się trzymać tego, co sprawdzone. To jest zaletą zespołu – utrzymanie określonej temperatury muzyki. Wykorzystujemy postęp technologiczny, chcemy popchnąć tę płytę w bardziej nowoczesnym kierunku. Ale oczywiście wszystko wiąże mój głos i moje teksty. Kilka osób, które miało już okazję wysłuchać tych piosenek, twierdzi, że śpiewam inaczej – trudno z tym się nie zgodzić, skoro od ostatnio wydanej płyty minęło siedem lat. Ale mam teraz tyle do powiedzenia, że chciałabym się tym podzielić. Nie zabraknie ciekawie zaaranżowanych, ostrzejszych kawałków, ale i melodyjnych ballad. Jak to w życiu.

– Które są bardziej osobiste?
– Wszystkie na równi! Gdy jestem wkurzona, to piszę ostry tekst. Ale kiedy czuję nostalgię, zawód, skupiam się na tym. Piękne piosenki pisze się w trudnych momentach. Tak samo jest z poezją.

– Teksty do piosenek Bajmu i na płyty solowe pisze pani sama – o sobie?
– O sobie niekoniecznie. Ale lubię obserwować ludzi, jest mnóstwo osób, które wysyłają do mnie listy, mejlują, opowiadają o swoich problemach. Nieraz spotyka się ludzi, którzy mają niesamowite historie, i z każdej z nich można stworzyć tekst. Zawsze najpierw powstaje muzyka, słucham jej, ona mnie inspiruje. Myślę, dokąd mnie prowadzi, co chce mi powiedzieć, i idę za tym.

Płyty są jak dzieci

– Czyta pani mejle, ma pani kontakt ze słuchaczami?
– Nie mam niestety czasu na czytanie całej korespondencji, ale Bajm to już instytucja. Mamy biuro, skąd docierają do mnie najpiękniejsze listy. Na niektóre odpowiadam, inne są tak ciekawe, że dzięki nim powstają teksty moich piosenek.

– Jak to się dzieje, że każda płyta zespołu okazuje się platynowa?
– Może to dlatego, że płyty nie powstają na zamówienie. Każda z nich to moje dziecko – musi być piękne, wypieszczone i mądre. W tym momencie, kiedy się rodzi, jest najważniejsze.

– Czyli każda najnowsza płyta zawsze jest tą „naj”?
– Oczywiście. Ale to nie znaczy, że wcześniejsze są gorsze. One powstały w zupełnie innych okolicznościach, w innym okresie mojego życia. Jest taki moment, kiedy chce się coś zrobić i czuje się, że ta właściwa chwila nadeszła. Chcę się dzielić tymi emocjami z publicznością – i na szczęście mogę. Nikt mi nie wyznacza granic, robię to sama i sama ponoszę pełną odpowiedzialność.

– Nie dałoby się pracować od godz. 10 do 18, metodycznie, dziś – ballada, jutro kawałek rockowy?
– Gdyby tak było, Bajm miałby pewnie więcej płyt. Ale tak nie jest, to praca twórcza. Na szczęście nie jestem zobligowana terminami, firmami, które pospieszałyby nas z nagraniem. Piosenki powstają, kiedy czuję, że powinny.

– Ale koncertów gracie sporo. Także na imprezach zamkniętych.
– To naturalne, wszyscy dziś tak grają. Artysta powinien zawsze być profesjonalistą. Kiedy bierze na siebie tę odpowiedzialność i wychodzi na scenę, musi dać z siebie wszystko – czy to będzie impreza zamknięta, czy klubowa dla tysiąca osób, czy olbrzymi amfiteatr, plac na 20, 30, 50 tys. osób – są to zawsze niezwykłe emocje i daje się to, co ma się najlepszego. Niezależnie od tego, czy gram w Warszawie, czy w Nowym Jorku.

– Dużo mówi pani o emocjach. Na co dzień je pani okazuje?
– Bardzo.

– Te negatywne też? W chwili zdenerwowania potrafi pani walnąć pięścią w stół?
– To też. I przekląć. Życie czasami jest brutalne i trzeba zareagować, ale generalnie jestem bardzo optymistycznie nastawiona do życia i ludzi. Wierzę, że każdy ma ogromne pokłady łagodności i optymizmu. Wystarczy to wydobyć. Uśmiechnąć się do człowieka, rozładować trudną sytuację.

Kaprys

– Czy nigdy nie zawiódł pani głos? Podobno szczególnie go pani nie pielęgnuje.
– To prawda. To dar, który po prostu jest i nie zawodzi. Czasami niektórzy się dziwią, że kiedy mam ochotę na piwo, to je piję. Na szczęście gatunek, który uprawiam, nie zmusza mnie, żebym miała krystaliczny głos, o jaki musi dbać np. Celine Dion. Śpiewam muzykę poprockową, więc gdy pojawi się chrypka, też jest fajnie. Nie muszę się rozśpiewywać, specjalnie przygotowywać do koncertu. Czasem zadziwia mnie, gdy dowiaduję się, ilu rzeczy wiele wokalistek nie może robić, jak muszą się rozśpiewywać, przygotowywać. Rozgrzewać jak sportowcy. Ale przecież nie o to chodzi – wszelkie emocje muszą być słyszalne w głosie, on ma przekazywać to, co się przeżywa, kim się jest.

– Nie chciała pani spróbować swoich sił w gatunkach bardziej wymagających, takich, które wymuszałyby te przygotowania?
– Na szczęście mogę zaśpiewać wszystko, głos daje mi takie możliwości – ale nie muszę. Jeśli miałabym taki kaprys, to czemu nie.

– Solowe płyty służą spełnianiu kaprysów?
– W pewnym stopniu tak. Już myślę o następnym solowym projekcie, mam nadzieję, że znowu zaskoczę – choćby doborem muzyków. Bardzo mnie cieszy ta możliwość dobierania sobie nowych osób, ciągłego próbowania czegoś nowego.

– Dzisiejszy świat jest inny, niż był, kiedy zaczynaliście. Tabloidy, serwisy plotkarskie, zaglądanie gwiazdom do portfela i do łóżka. Jak sobie pani z tym radzi?
– Nie jestem w stanie tego zmienić, tak po prostu jest, tym żyją media i ludzie. Oczywiście tego nie było, kiedy zaczynałam – słyszało się jedynie o dużych skandalach. Ale ja nigdy się nie interesowałam skandalami i nie chciałam, żeby one dominowały w moim życiu. Tak jest do dziś. Zawsze uznawałam, że wystarczy to, co robię, wystarczy muzyka – i do tej pory wystarcza. Nie jestem w stanie zamknąć się w zamku otoczonym fosą i bać się spotkania z ludźmi. Wiem, że mogą krążyć opinie i plotki, każdy ma do nich dostęp. Najgorsze, kiedy pojawią się jakieś totalne bzdury. Kiedyś mnie to wkurzało, ale na szczęście to się zdarza rzadko, a moja publiczność sama wszystko weryfikuje. Wystarczy przyjść na koncert, posłuchać tego, co mam do powiedzenia. Tą drogą poznaje się artystę.

– Pani zresztą nie daje wielu powodów do plotek.
– No właśnie. Nie jestem na topie, bo mam od 30 lat jednego męża.

– To mało popularne w show-biznesie.
– Ale możliwe, chociaż o takich ludziach mało się pisze. Są przecież pary, także aktorskie albo uprawiające inne wolne zawody, które żyją razem od lat. Nie jest to łatwe, ale się da. Nam się udało.

Między domem a muzyką

– Ma pani jakąś receptę na trwały związek?
– Nasze życie jest bardzo aktywne. Od lat pracujemy razem, jesteśmy ciągle pozytywnie nakręceni. Przygotowujemy się, wyjeżdżamy razem – w naszym życiu ciągle coś się działo i dzieje, więc nie ma nudy, rutyny. I cały czas rozmawiamy. Tematem jest nasze życie prywatne, nasze córki i oczywiście muzyka. Ona nas połączyła i stała się naszą pasją, dzięki niej zawsze jest o czym rozmawiać.

– Dom i praca przenikają się?
– Niestety nie jesteśmy w stanie zamknąć domu przed naszym życiem zawodowym. Wciąż jest mnóstwo spraw do omówienia i załatwienia. Nie da się tego rozdzielić, choć czasem bardzo bym chciała.

– Pewnie dlatego starsza córka, Katarzyna Pietras, też zainteresowała się muzyką i śpiewa w zespole Kashmir. Młodsza jest w podobnym wieku jak pani na początku kariery. Ma podobny pomysł na życie?
– Na pewno chce się przenieść do Warszawy i tu studiować. Trochę śpiewa, interesuje się fotografią, modą, stylizacją. A co wybierze, trudno powiedzieć. Zmienia się to jak w kalejdoskopie. Ja już jako nastolatka wiedziałam, czego chcę, ale córkom nie napiszę scenariusza na życie.

– Obserwuje pani rynek muzyczny? Większość młodych gwiazdek szybko się wypala.
– Nie potrafię przewidzieć, co się stanie z osobami, które dziś debiutują, ale uważam, że nasza scena muzyczna jest słaba. Młodzi zwykle nie są w stanie przetrwać wielu lat, bo nie mają dobrego zaplecza, aby się rozwijać. Za dużo jest u nas powielania tego, co się dzieje na świecie. Brakuje indywidualności. Artysta sprawdza się wtedy, kiedy wychodzi na scenę, a nie poza nią. Publiczność to weryfikuje. Choreografia, balet, niezwykła scenografia powinny być dla artysty tylko dodatkiem. Uwielbiam ludzi, którzy po prostu wychodzą na scenę i tworzą cudowną atmosferę przede wszystkim swoim talentem. W Polsce trudno o takie osoby.

– Nie ma takich wykonawców, których zaprosiłaby pani do wspólnego występu?
– Dla mnie najpiękniejszym duetem jest Bajm i publiczność. Kiedy tłum ze mną śpiewa, to jest wzruszający, najpiękniejszy moment na koncercie.

————————————–

Beata Kozidrak – wokalistka zespołu Bajm, operująca czterooktawową skalą głosu. Zespół powstał w 1978 r., a jego nazwa pochodzi od pierwszych liter imion założycieli – poza Beatą Kozidrak byli to Andrzej Pietras (obecnie menedżer zespołu i od 30 lat mąż wokalistki), Jarosław Kozidrak i Marek Winiarski. Debiutancki utwór „Piechotą do lata” stał się przebojem festiwalu w Opolu, a grupa zyskała sławę, która trwa do dziś. Obecnie w skład zespołu poza piosenkarką wchodzą Adam Drath, Piotr Bielecki, Maria Dobrzańska, Artur Daniewski i Krzysztof Nieścior. Największe przeboje Bajmu to m.in. „Nie ma wody na pustyni”, „Płynie w nas gorąca krew”, „Dwa serca, dwa smutki”, „Ta sama chwila” czy „Szklanka wody”. Artystka nagrała także dwie płyty solowe „Beata” i „Szklanka wody”.
20 i 21 grudnia zespół Bajm zagra wielkie koncerty w poznańskiej Hali Arena oraz w Sali Kongresowej w Warszawie.

Wydanie: 2010, 49/2010

Kategorie: Kultura
Tagi: Agata Grabau

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy