Bałtyk pełen iperytu

Bałtyk pełen iperytu

Byli poparzeni ludzie i poparzone ryby, ale oficjalnie się o tym nie mówiło

Zwycięstwo aliantów nad hitlerowskimi Niemcami miało i ten skutek, że po niefortunnych panach świata pozostały arsenały niewykorzystanych środków bojowych, wśród nich ogromne ilości broni chemicznej. Największy skład śmiercionośnych substancji znaleziono w Wolgast nad Bałtykiem, kilkanaście kilometrów od Peenemünde, gdzie konstruowano i wystrzeliwano pierwsze latające bomby i rakiety V1 i V2.
Zwycięzcy podzielili się zadaniami unieszkodliwiania trujących substancji. Wszystko, co znaleziono: pociski, bomby, zbiorniki z bronią chemiczną, a także zamknięte w metalowych pojemnikach zapasy gazów parzących, zwożono do portu Wolgast, a stąd specjalny transport miał zabrać ten trujący spadek jak najdalej od wycieńczonych wojną europejskich brzegów. Postanowiono, że cały skład, w sumie ok. 300 tys. ton, zostanie zatopiony w Atlantyku na głębokości co najmniej 4 km, gdzie nikt nie będzie zaglądał. I pewnie tak by się stało, ale Amerykanie, jak się okazało, nie mieli odpowiednich statków do przewozu chemicznych trucizn. Uznano też, że cała operacja byłaby zbyt kosztowna, więc postanowiono zatopić broń chemiczną w Bałtyku.

ZATAPIANO, GDZIE POPADNIE

Wszyscy wiedzieli, że Bałtyk to nie ocean, lecz płytkie, w zasadzie śródlądowe morze, w którym woda wymienia się bardzo długo, a wszelkie zanieczyszczenia mają ogromny wpływ na życie organizmów. Większość broni zatopiono w okolicach wyspy Bornholm, gdzie znajduje się tzw. Głębia Bornholmska, ale w jej płytszej części, a także w Głębi Gotlandzkiej – tak przynajmniej mówią oficjalne raporty. Nieoficjalnie wiadomo, że nierzadko pojemniki i bomby zrzucano, gdzie popadnie. Mało tego, ponieważ pojemniki ze śmiercionośnymi substancjami były zapakowane w drewniane skrzynie, nie od razu spadały na dno. Niektóre długo dryfowały po morzu, część z nich fale wyrzuciły na plaże duńskiego Bornholmu, a także na brzegi Szwecji i Polski.
Dziś już wiemy, i od polskich rybaków, i z pierwszych map wykonanych przez naukowców, którzy przebadali 150 km kw. w okolicach Rynny Słupskiej, że broń chemiczną zatapiano nawet w polskiej strefie ekonomicznej Bałtyku, i to niekiedy na bardzo płytkich wodach. Takich miejsc może być nawet 60. Miny oraz pojemniki z iperytem, związkami arsenu, chloroacetofenonem znalazły się na głębokości do 100 m. W okolicach Dziwnowa na głębokości zaledwie 10-12 m zatopiono pociski artyleryjskie z iperytem i luizytem. Podobnie w okolicach Kołobrzegu (głębokość 65 m), Darłowa (głębokość 90 m) oraz Helu (głębokość 105 m). Jednak największym nieoficjalnym „polskim” rejonem zatopienia m.in. 60 ton amunicji zawierającej gaz musztardowy jest Głębia Gdańska.
Najgroźniejsze z chemicznych środków bojowych to soman, tabun, sarin, iperyty siarkowy i azotowy, a także luizyt. Stopień zagrożenia trującymi substancjami zależy od wielu czynników. Jeśli pociski były zapakowane do drewnianych skrzyń i zostały zagrzebane w mule, do dziś są w stanie nienaruszonym, wręcz nadają się nadal do odpalenia. Ale jeśli na twardym dnie leżą same skorupy bomb, to oznacza, że czas, jaki upłynął od momentu zatopienia, spowodował ich całkowitą korozję, a zawartość już dawno wypłynęła na zewnątrz i zatruła wszystko dookoła. Poparzenia wyłowioną bronią chemiczną zdarzają się od 60 lat, najczęściej dotyka to rybaków, ale niekiedy wyławia się ryby z wyraźnymi śladami kontaktu ze środkami bojowymi. Nie mówiąc o tym, że od czasu do czasu na plaży znajdujemy jakąś galaretowatą substancję, która okazuje się iperytem.

WRESZCIE ZAJĘTO SIĘ TYM POWAŻNIE

Przez 50 lat informacje o broni chemicznej w morzu były objęte embargiem. Najpierw milczano z powodu zimnej wojny. W epoce odprężenia starano się przedłużyć to moratorium o kolejne 20 lat, ale cała sprawa niespodziewanie wyszła na jaw. Powodem była budowa podmorskiego rurociągu Nord Stream, wspólnej inwestycji rosyjsko-niemieckiej. Na podmorską rurę trzeba było przygotować na dnie korytarz, a ponieważ gazociąg musiał omijać wody terytorialne państw niebiorących udziału w tym przedsięwzięciu, wije się i jego długość jest dużo większa, niż gdyby go układać w linii prostej. W trakcie prac poruszono zalegające na dnie muły i inne osady. Poszczególne kraje nadmorskie zaczęły wykonywać badania, np. wokół Bornholmu – Duńczycy i Rosjanie, we wschodniej części Bałtyku – Litwini. Powstały międzynarodowe komisje i programy badawcze pod patronatem Unii Europejskiej, np. projekt Chemical Munitions Search & Assessment (CHEMSEA) – Amunicja Chemiczna – odnalezienie i oszacowanie, w którym bardzo aktywni są polscy eksperci. Stało się dla wszystkich jasne, że z coraz bardziej kłopotliwym dziedzictwem II wojny światowej trzeba się definitywnie uporać, wszystkie składy broni chemicznej wykryć, policzyć, oszacować i zneutralizować. Ktoś nawet skalkulował, że ostateczny koszt przedsięwzięcia może wynosić 5 mld dol. Wskazano również organizację najlepiej przygotowaną do unicestwienia broni – NATO.
Stanisław Witek, profesor chemii z Politechniki Wrocławskiej, jest przewodniczącym International Scientific Advisory Board on Sea-Dumped Chemical Weapons, czyli naukowej komisji doradczej zajmującej się zatopioną bronią chemiczną, członkiem tego gremium jest zaś Andrzej Jagusiewicz, główny inspektor ochrony środowiska. Ciało składające się z przedstawicieli 11 krajów mających na swoich wodach składowiska broni chemicznej, powstało z inicjatywy Litwy, a pierwsze seminarium, zorganizowane w 2008 r. w Wilnie, nadało pewien rozmach pracom badawczym. Aby dokonać praktycznego unieszkodliwienia broni chemicznej potrzebne jest jednak współdziałanie naukowców, inżynierów i polityków, w sporej mierze związanych z militarnym paktem NATO.

WSPÓLNIE, A NIE W POJEDYNKĘ

Prof. Witek zaznacza, że problem zatopionej broni chemicznej dotyczy nie tylko Bałtyku. To problem globalny i winien być rozwiązany także w globalnej skali. Temu celowi służą podjęte przed kilku laty wysiłki dyplomacji Polski i Litwy, zakończone wstępnym sukcesem w postaci rezolucji Zgromadzenia Ogólnego ONZ.
– Problemu nie trzeba przedstawiać w kategoriach katastroficznych – twierdzi profesor – choć w istocie zawiera on w sobie wiele niebezpieczeństw.
W niektórych krajach, np. w Finlandii, próbowano zdetonować starą broń chemiczną w środowisku wodnym bez żadnego zabezpieczenia, czego skutki mogą być bardzo niekorzystne. Tymczasem np. w Japonii opracowano system bezpiecznego unieszkodliwiania broni chemicznej za pomocą specjalnej komory do detonacji o nazwie DAVINCH. Choć jest to rozwiązanie o wiele droższe, chroni jednak ludzi i środowisko naturalne.
Instalacja DAVINCH składa się z wytrzymałej na wysokie ciśnienie komory, gdzie dokonuje się wybuchu wydobytych pocisków (bomb) obłożonych odpowiednio dobraną porcją materiału wybuchowego. Detonacja przebiega w próżni, dzięki czemu powstają produkty łatwe do pełnej utylizacji. Odgazy (zawierające m.in. tlenek węgla) poddaje się dopalaniu i absorpcji, a powstały popiół, w tym fragmenty żelazne, są utylizowane. Problemem, jaki występuje przy stosowaniu tej instalacji, są pociski zawierające związki arsenowe i inne, które często były stosowane w czasie I wojny światowej (adamsyt, clark I i II). Związki arsenu, w tym także metaliczny arsen, przechodzą do popiołów i problemem jest ich ekologiczne unieszkodliwienie. Polscy inżynierowie wykonali natomiast wiele prób z wykorzystaniem uwolnionego arsenu do produkcji wysokowytrzymałego betonu.
Dobrze, że o zatopionych arsenałach broni chemicznej zaczęto wreszcie otwarcie mówić. Do całkowitego usunięcia śmiercionośnych substancji potrzeba jeszcze wielu lat pracy, ale na dziś naukowcy przygotowują specjalne zasady postępowania awaryjnego – jak reagować na przypadkowe wyłowienie amunicji chemicznej, na gwałtowny wyciek chemikaliów czy na poruszenie znajdujących się na dnie osadów zanieczyszczonych bronią chemiczną. W ramach innego projektu, „Ekologia – Ryzyko środowiskowe”, sporządzona będzie lista obszarów szczególnie niebezpiecznych, gdzie obiekty z ostatniej wojny już od dawna zanieczyszczają wody Bałtyku. W tych właśnie rejonach zaczną się za jakiś czas prace wydobywcze i utylizujące trujące substancje. Stopień degradacji przyrody w tych miejscach do dziś nie jest dokładnie zbadany. Podejrzewa się tylko, że tam żadnego życia nie ma. Czy kiedykolwiek wróci?

Wydanie: 11/2013, 2013

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. nick
    nick 9 listopada, 2013, 13:44

    – po II wojnie światowej US Army zatopiła nieznaną ilość bomb z fosgenem i cyjanowodorem w pobliżu zachodniego wybrzeża wyspy Ischia w czasie od 21 października do 15 grudnia 1945 roku.

    – w kwietniu 1946 roku US Army załadowała w porcie Aurea we Włoszech i zatopiła nieznaną ilość amerykańskich bomb z iperytem i lewizytem w pobliżu wyspy Ischia

    – po II wojnie światowej zatopiono nieznaną ilość 100-funtowych bomb z iperytem w Morzu Śródziemnym

    – po II wojnie światowej barka załadowana 100-funtowymi bombami z iperytem w porcie La Serpe została skierowana do Manfredonii w celu zatopienia w pobliżu wschodniego wybrzeża Adriatyku. Kilka tygodni później niektóre z bomb zostały przeładowane na inną barkę i wyrzucone za burtę w nieznanej lokalizacji.

    – pod koniec II wojny światowej gdzieś w pobliżu Neapolu wojsko zatopiło 13,000 pocisków moździerzowych i artyleryjskich z iperytem oraz 438 beczek 200 L iperytu.

    – między lipcem i październikiem 1946 roku U.S. Army zatopiła w Morzu Śródziemnym 1,700 bomb z iperytem gdzieś w okolicy St. Raphael na francuskiej Riwierze między lipcem i październikiem 1946 roku. Nie wiadomo, czy te bomby pochodziły z arsenałów amerykańskich czy z francuskich.

    – w 1943 roku zatopiono nieznaną ilość bomb z iperytem z pokładu nieznanego statku na głębokości 120 m przy wybrzeżu w okolicach Karaczi

    – w dniach od 10 do 12 maja 1945 roku zatopiono 16,000 bomb z iperytem u brzegów Indii, Pakistanu i Bangladeszu. Broń ta składowana była w Ondal Advance Chemical Park w Indiach w czasie II wojny światowej. W operacji brały udział USS George B. Porter i USS O.B. Martin. Miały rozkaz zatopić ładunek 60 mil od brzegu na głębokości 2,500 m, jednak nie wiadomo gdzie ostatecznie doszło do zatopienia.

    – w maju 1945 roku U.S. Army odnotowała trzy inne miejsca zatapiania w Zatoce Bengalskiej ale nie wiadomo czy jest to jedna, czy kilka oddzielnych lokalizacji. Wyrzucono tu za burtę 9,000 100-funtowych bomb z iperytem, 2,400 500-funtowych bomb z fosgenem, 8,700 1000-funtowych bomb z fosgenem i 2,500 1,000-funtowych bomb z cyjanowodorem, 608 200L beczek z iperytem, 2,600 1-tonowych zbiorników z iperytem i 883 1-tonowych zbiorników z Lewizytem.

    – w grudniu 1941 roku nieznaną ilość 100-funtowych bomb z iperytem zatopiono w Zatoce Manilskiej z pokładu USS Tilly. Bomby były składowane w Fort William McKinley na Filipinach, a zatapianie zlecone zostało przez Army Ordnance Department. Lokalizacja nie jest znana do dzisiaj. Wiadomo jednak, że głębokość w Zatoce nie przekracza 60 m.

    – w 1942 roku około 500 kg pocisków nieznanego kalibru zawierających biały fosfor oraz 6 zbiorników z chlorem zatopiono w Zatoce Mariveles. Powodem zatopienia była inwazja Japońska i obawa, że chemikalia dostaną się w ręce wroga. Zatoka również jest płytka i od lat jest trałowana w czasie połowu ostryg.

    – w październiku 1945 ze statku Robert Lesley zatopiono nieznaną ilość bomb z iperytem w okolicy Asuncion na Filipinach.

    Tak samo jak wcześniej w Niemczech przejęto japońską broń chemiczną i zatopiono u wybrzeży Japonii po zakończeniu II wojny światowej. Armia również zatopiła tu wiele ładunków sprowadzonych z zachodniego wybrzeża USA. Rząd japoński wskazał 8 akwenów u wybrzeży Japonii i udostępnił je armiom japońskiej i amerykańskiej dla operacji zatapiania zbędnej broni. W czasie 50 lat co najmniej 52 osoby zostały poszkodowane w co najmniej 11 przypadkach kontaktu tylko na obszarze jednego miejsca zatopień. Znane miejsca zatapiania przez US Army to:

    – w 1946 roku 3,200 ton niezidentyfikowanej broni chemicznej, przypuszczalnie przejętej z japońskich arsenałów, zatopiono u brzegów Japonii.

    – w marcu 1946 roku 1 butla z 70 kg chloru została wyrzucona za burtę statku S.S. Eugene Skinner po drodze ze stanu Washington do Yokohamy w Japonii

    – w 1946 roku ponad 1 mln japońskich świec dymnych i 191,000 puszek z symulantem iperytu zatopiono z polecenia US Army

    – od 8 maja do 30 listopada 1946 roku US Army zatopiła co najmniej 3,200 ton przejętej broni chemicznej, zawierającej iperyt i luizyt

    – w 1945 roku US Army zatopiła zapas swojej broni chemicznej z Brisbane w odległości20 mil od wyspy Cape Moreton na głębokości około 300 m. W czasie 3 miesięcy wyrzucono za burtę co najmniej 8,000 ton iperytu w zbiornikach, 8,000 ton luizytu w zbiornikach, 8,000 ton pocisków artyleryjskich z nieznaną trucizną bojową i 6,400 ton niezidentyfikowanych trujących „rakiet”. Rząd Australii wskazał ten akwen na mapach nawigacyjnych jako niebezpieczny dla żeglugi.

    – we wrześniu 1945 ponad 4,200 ton niezidentyfikowanej „trującej amunicji artyleryjskiej” zabrano z Guadalcanal na pokład statku S.S. Louis A. Sengteller zatopiono w morzu gdzieś w pobliżu Noumea na Nowej Kaledonii.

    W latach 1950-tych USA zrealizowały ambitny program gazów paraliżujących polegający na produkcji co najmniej 400,000 rakiet M-55, z których każda miała ładunek 5 kg sarinu. Wiele z tych rakiet miało wadę fabryczną, polegającą na degradacji ładunku miotającego, co prowadziło do samozapłonu. Z tego powodu w latach 1967 – 1968 51,180 rakiet tego rodzaju zatopiono w odległości 240 km od wybrzeża Stanu Nowy York oraz u brzegów Florydy.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy