Banici

Banici

Mieli kwitnącą firmę. Po dwóch latach współpracy z firmą Eurocash stracili cały majątek i dziś sprzątając w Norwegii, zarabiają na spłacenie długów

Nie powinno się żyć w poczuciu dokonanych krzywd. Nie chcemy się zestarzeć z gorzkim przekonaniem, że nic nie zrobiliśmy, że tak się poddaliśmy. Jesteśmy to winni przede wszystkim naszym pracownikom – mówią Jolanta i Józef Dębscy, byli przedsiębiorcy z Sieniawy Żarskiej, którzy po ponaddwuletniej współpracy z firmą Eurocash stracili cały majątek i wyemigrowali do Norwegii, by tam zarobić na spłacenie długów.
Najpierw kontaktują się telefonicznie. Zdenerwowani, opowiadają swoją historię chaotycznie, w pośpiechu, jakby chcieli zrzucić z siebie potworny ciężar. W lutym tego roku decydują się na przyjazd do kraju i spotkanie. Kilka dni po spotkaniu Józef Dębski zostaje aresztowany i trafia do więzienia na rok i trzy miesiące.
Oboje 50-latkowie, on technik-mechanik, ona nauczycielka nauczania początkowego. Mieszkają w Moss, 50 km od Oslo.
– Pracujemy w firmie porządkowej, sprzątamy biura, szkoły i sklepy, podobne do tych, jakie kiedyś mieliśmy w Polsce – opowiada Jolanta Dębska. – Kiedy wszystko straciliśmy, a wierzyciele nie dawali nam żyć, najpierw przyjęła nas pod dach w Żarach kobieta, której wcześniej pomogliśmy. Potem znajomi ściągnęli nas do Norwegii. Zamieszkaliśmy u nich kątem, w czwórkę w jednym pokoju. Właściwie byliśmy bez środków do życia, do tego doszła bariera językowa. Jak mężowi zmarła matka, musiał pożyczać pieniądze, by pojechać na pogrzeb. Młodszy syn często szedł do szkoły głodny, bo nie miałam nawet korony na jego drugie śniadanie. Raz, gdy go odprowadzałam, zauważył w rowie dwie butelki. „Mamo, tylko nie zapomnij ich zabrać” – poprosił, a ja te słowa będę pamiętać do końca życia.
Szczupła, w krótko przyciętej fryzurce siwiejących już włosów, w niczym nie przypomina postawnej brunetki z burzą ciemnych loków sprzed kilku lat. Zapewnia, że sobie radzi, z natury jest introwertyczką i przez to może lepiej znosi ten emigracyjny chłód niż mąż. To ona pierwsza znalazła stałą pracę po kilku miesiącach zbierania butelek. Chodziła do niej pieszo kilka kilometrów w jedną stronę. Potem do firmy wciągnęła męża i starszego syna. Trochę się im poprawiło, kupili samochód, stać ich na wynajęcie własnego kąta, jej pensja wystarcza na życie, męża przeznaczana jest na spłatę długów, syn ma własną rodzinę w Polsce.
– Wciąż mam nadzieję, że wrócimy do kraju – mówi pani Jolanta. – Ja strasznie tęsknię za domem, za ogrodem, za bliskimi. My nie ukradliśmy i nie uciekliśmy z pieniędzmi za granicę. Wyjechaliśmy, bo nie mieliśmy za co żyć.

Desperacki krok

Zaczynali w 1989 r. od osiedlowego sklepu z ósemką pracowników. Trzy lata później mieli już własną piekarnię i trzy kolejne sklepy. Ich towar sprzedawano w pasie od Szczecina po Wałbrzych i Zgorzelec. Wielką popularnością cieszyły się zwłaszcza ciasta domowe wypiekane przez kobiety z Sieniawy Żarskiej. W 1998 r. Dębscy kupują dom, na jego tyłach otwierają nową, nowoczesną piekarnię, która była w stanie zaspokoić potrzeby 40-tysięcznego miasta. W firmie pracuje
120 osób, właściciele dają pracę niepełnosprawnym, współpracują z hufcem pracy, kształcą 10-20 uczniów rocznie w zawodach piekarza, cukiernika, sprzedawcy. Wspierają również Dom Samotnej Matki w Żarach, Dom Dziecka w Łęknicy, Towarzystwo Głuchych i Niewidomych w Nowogrodzie Bobrzańskim, szkoły i przedszkola.
W 1999 r. otrzymują propozycję od Jeronimo Martins prowadzenia w ramach usług hurtowni Eurocash na własnym obiekcie (od 2002 r. Eurocash staje się samodzielnym podmiotem gospodarczym niezależnym od Jeronimo). W 2000 r. Dębscy budują na swoim gruncie halę o powierzchni 1400 m kw. z parkingiem na 60 samochodów. Koszt budowy obiektu – ok. 2 mln zł – częściowo pokrywają z kredytu bankowego (880 tys. zł), częściowo ze środków własnych, i w styczniu zawierają umowę agencyjną.
– Jak myśmy wtedy się cieszyli – wspominają. – Byliśmy dumni, że zaproponowano nam tę umowę, że nas doceniono. Czuliśmy się tak, jakbyśmy chwycili Pana Boga za nogi. Wreszcie mogliśmy żyć spokojnie, byliśmy w sieci.
Początkowo wszystko układało się wspaniale, hurtownia osiągała wysokie obroty, była jedną z najlepiej funkcjonujących 80 hurtowni Eurocash. Stosunki zaczęły się psuć w lipcu 2002 r., gdy podpisano z Dębskimi nową umowę, a właściwie, jak twierdzą prawnicy, przymuszono ich do jej podpisania. Umowa zmniejszała o połowę prowizję od sprzedaży w sytuacji sprzedaży towaru z odroczonym terminem płatności, na czym Dębscy tracą ok. 40 tys. zł miesięcznie.
Po dwóch miesiącach wstrzymano też wypłatę wskaźnika od rotacji oraz bonusu obrotowego. Pomniejszone płatności przestały pokrywać bieżące koszty działalności, zabrakło środków na spłatę kredytu bankowego i wypłaty dla pracowników. Dębscy przez rok próbują dojść do porozumienia z dyrektorem regionalnym. Bez skutku. – Kiedy domagaliśmy się wypłacenia zaległych należności, uniemożliwiano nam rozmowy, zwodzono, zasłaniając się różnymi okolicznościami i wydatkami, np. wdrażaniem nowego programu komputerowego – opowiadają.
23 sierpnia 2003 r. Józef Dębski decyduje się na wypłacenie z kasy hurtowni 120 tys. zł. – Nie mogłem już dłużej czekać na swoje pieniądze – wyjaśnia. – Zrobiłem to przy świadkach i powiadomiłem Eurocash, uzasadniając swoją decyzję tym, że zalegają mi z należnościami na kwotę 500 tys. zł, a dalsza zwłoka doprowadzi do upadłości mojej firmy.
29 sierpnia Eurocash wypowiada Dębskiemu umowę agencyjną, w tym samym dniu Dębski na podstawie remanentu przekazuje hurtownię. 3 września Eurocash składa doniesienie na policję o przywłaszczeniu przez agenta kwoty ok. 120 tys. zł.
– Ja nawet wtedy jeszcze wierzyłem, że jakoś się dogadamy. We wrześniu i październiku opłaciłem energię elektryczną i dowiozłem towar do hurtowni, licząc na wycofanie oskarżenia. Gdy do tego nie doszło, zażądałem realizowania umowy najmu. Wówczas dowiedziałem się, że z dniem przekazania hurtowni automatycznie weszła w życie umowa najmu na kwotę 7 tys. zł miesięcznie przez 10 lat za obiekt o powierzchni 1400 m kw. To był rozbój w biały dzień, gdyż samego podatku od nieruchomości płaciłem 3 tys. miesięcznie. Postanowiłem walczyć, wypowiedziałem umowę najmu, umowę na dostarczanie energii, umowę z Telekomunikacją. Na próżno, gdyż wszystkie te podmioty podpisały już nowe umowy z Eurocash. W grudniu zablokowaliśmy dojazd do hurtowni, wiem, że był to z mojej strony desperacki krok, ale nie miałem znikąd pomocy, a traciłem dorobek życia – mówi Józef Dębski.
Jego sprawę wówczas szeroko opisywały lokalne media. Parking przed hurtownią zryto, przez kilka miesięcy dochodziło tam do regularnych starć między pracownikami Dębskiego pilnującymi w dzień i w nocy dostępu do obiektu a ochroniarzami wynajętymi przez Eurocash.

W potrzasku

Walka z parkingu przed hurtownią przenosi się do sądów. W 2004 r. Dębscy składają pozew o eksmisję Eurocash z ich obiektu. Sąd Rejonowy oddala ich powództwo, podkreślając ważność umowy najmu. Przeciwko byłemu kontrahentowi na drogę sądową występuje też Eurocash. W rozpaczliwej szamotaninie między licytacjami, procesami i żądaniami wierzycieli dochodzi też do gróźb i straszenia. Józef Dębski składa w tej sprawie oficjalne doniesienie do prokuratury w Żarach 4 marca 2004 r. Donosi, że został zaatakowany przez trzech mężczyzn, którzy grozili mu zabójstwem. Prokuratura nie wszczyna jednak śledztwa.
W 2006 r. przyciśnięty do muru przez wierzycieli Dębski po rozmowie z prokuratorem postanawia dobrowolnie poddać się karze. Zostaje skazany na rok i trzy miesiące w zawieszeniu na cztery lata. Ma też obowiązek naprawienia szkody (wpłaty 80 tys. zł na rzecz wierzyciela).
W tym samym roku Dębscy wyjeżdżają do Norwegii. Już nie mają siły walczyć, rezygnują ze składania apelacji od wyroku o eksmisję, choć jest przygotowana przez prawników. Po ich wyjeździe zapadają dwa orzeczenia za utratę korzyści podczas blokowania hurtowni. W sumie Dębscy mają zapłacić
Eurocash 2,7 mln zł. Swój finał w sądzie znajduje też doniesienie o przywłaszczeniu 120 tys. zł. Sąd Rejonowy w Żarach uznaje Józefa Dębskiego za winnego i skazuje na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na okres trzech lat. Orzeka też wobec oskarżonego obowiązek naprawienia szkody, polegający na zapłacie na rzecz Eurocash wyjętej z kasy kwoty.
W uzasadnieniu wyroku czytamy: „Oskarżonego nie może usprawiedliwiać fakt, że miał bardzo pilne wydatki związane z bieżącą działalnością. Istotną okolicznością jest, że nie posiadał on tytułu prawnego, by sumę tę zabrać. (…) Oskarżony mógł nie przystępować do umowy z nowymi wartościami prowizji bądź po prostu odstąpić od umowy z pokrzywdzonym”.
– Łatwo napisać, że mogłem odstąpić od umowy. Ale miałem 120 pracowników, za których czułem się odpowiedzialny. Gdy upominałem się o należną prowizję, polecono mi zwolnić część ludzi, a reszcie obniżyć pensje. Nie mogłem tego zrobić. Ponadto w związku z budową hurtowni zaciągnąłem kredyty, gdzie jedynym warunkiem ich otrzymania była umowa z Eurocash. Byłem w potrzasku – tłumaczy Dębski.
Byli pracownicy o Józefie Dębskim jako zwierzchniku wypowiadają się jak najlepiej. Anna Pień-Sipurzyńska, która pracowała u Dębskiego 10 lat, obecnie na zasiłku przedemerytalnym, tak mówi: – Mam dwóch synów chorujących na ciężkie stany depresyjne. Długo bezskutecznie szukali pracy, a u pana Dębskiego znaleźli. Był wobec nich wyrozumiały i tolerancyjny. Od upadku jego firmy nigdzie nie pracują, żyją z renty.

Za kratami

Po spotkaniu z prawnikami w Olsztynie w lutym tego roku Dębscy jadą na kilka dni w rodzinne strony. Tam Józef Dębski zostaje zatrzymany i trafia do więzienia. Sąd odwiesza mu wyrok z 2006 r., ponieważ nie wywiązał się z obowiązku naprawienia szkody.
– Pan Dębski starał się spłacać ten dług, ale nie zdołał go spłacić w całości. Nie miał też pojęcia o odwieszeniu wyroku, gdyż korespondencję kierowano na stary adres, mimo że w aktach sprawy wyraźnie zaznaczaliśmy, że wszelkie pisma powinny wpływać na adres siostry – mówią prawnicy z olsztyńskiego Stowarzyszenia Poszkodowanych przez Wielkie Sieci. – Nasz klient nie nosił się z zamiarem oszustwa, raczej sam padł ofiarą nieuczciwości. W cywilizowanym państwie nie idzie się do więzienia za długi, gdy nie ma się środków na ich spłacenie. Powinien w tej sprawie zapaść wyrok cywilny, zwłaszcza że jest z czego ściągać należności, pan Dębski wciąż jest właścicielem obiektu hurtowni i działki, na której ten obiekt się mieści, a także budynku piekarni. Okazało się też, że dzierżawiący hurtownię Eurocash przez siedem lat użytkował ją za darmo, a powinien 7 tys. zł miesięcznie wpłacać na konto komornika, ta suma też pokryłaby część zadłużenia.
Beata Michta, siostra Józefa Dębskiego, spłaca długi brata. – Staram się je regulować w miarę możliwości – mówi. – Kwoty, które przesyła mi z Norwegii, to jakieś 4 tys. zł miesięcznie, czasami mniej, wszystko zależy, ile tam zarobi. 500-1000 zł wpłacam na ZUS, resztę do firm leasingowych.

Co dalej

Mecenas Lech Obara z Olsztyna, przy którego kancelarii działa Stowarzyszenie Poszkodowanych przez Wielkie Sieci, mówi, że sprawa Dębskiego to jakiś koszmar. – Niełatwo jest pomagać pro bono człowiekowi, który jest za kratami kilkaset kilometrów stąd. Zrobiliśmy jednak już pierwsze kroki w tej nierównej walce. Wypowiedzieliśmy umowę najmu hurtowni firmie Eurocash i najprawdopodobniej wystąpimy na drogę bezumownego użytkowania obiektu, gdzie użytkownika obciążymy stawką rynkową czynszu, myślę, że może być to suma nawet 50 tys. miesięcznie. Zamierzamy także zakwestionować umowę najmu, gdyż została podpisana tylko przez Józefa Dębskiego. Jolanta Dębska, która miała współwłasność, jej nie podpisała. Zresztą w tym przypadku zostały też przekroczone swobody umów, co postaramy się wykazać.
Lidia Staroń, posłanka Platformy Obywatelskiej, ze sprawą zetknęła się w lutym tego roku, po wizycie Dębskich w jej biurze poselskim. – W tej sprawie najbardziej rzuca się w oczy bulwersująca nierówność stron – zauważa. – Z jednej mamy wielką firmę, która posiada dostęp do pełnej obsługi prawnej z najwyższej półki, z drugiej – człowieka za kratami, który trafił tam w wyniku prawdopodobnego błędu sądowego. Ponieważ nie został prawidłowo zawiadomiony o terminie posiedzenia w sprawie zarządzenia wykonania kary, nie mógł się bronić czy wyznaczyć obrońcy. W wątku cywilnym wątpliwości budzi umowa najmu z 2002 r., obarczona moim zdaniem wadami prawnymi. Zbyt wiele jest w tej sprawie złej woli, działania systemowego splecionego też z naiwnością państwa Dębskich. Wreszcie jak to możliwe, że firma, która wytacza procesy o utracone korzyści, sama nie wywiązuje się przez lata ze zobowiązań wynikających z umowy najmu i nikt tego nie dostrzega?
Posłanka zamierza wystąpić do rzecznika praw obywatelskich o wniesienie w sprawie trybu pozbawienia wolności Dębskiego skargi kasacyjnej do Sądu Najwyższego, a także poprosić ministra sprawiedliwości o przyjrzenie się temu przypadkowi.
Tymczasem na Józefa Dębskiego, nawet jeśli wyjdzie z więzienia, czeka już kolejna sprawa, o niepłacone składki ZUS. Koło fatalnych przypadków i nieszczęść toczy się dalej i kto wie, czy były przedsiębiorca zdoła się z nich kiedykolwiek wyplątać.

PS 1 marca Józef Dębski został pobity w więziennej łaźni w Zakładzie Karnym w Zarębie. Napastnicy kopali go po głowie i całym ciele. Od 11 marca mężczyzna przebywa w Areszcie Śledczym w Lubsku. Narzeka na bóle głowy, 17 marca przesłuchał go w charakterze poszkodowanego funkcjonariusz policji.

Wydanie: 14/2010, 2010

Kategorie: Kraj
Tagi: Helena Leman

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy