Bank dla Marcinkiewicza

Bank dla Marcinkiewicza

PKO BP przechowalnią dla byłego premiera?

Kiedy już stało się jasne, że nie uda się Kazimierza Marcinkiewicza umieścić w rządzie na satysfakcjonującym go stanowisku, premier Kaczyński wpadł na pomysł, by swojemu poprzednikowi, ale także groźnemu konkurentowi, dać nagrodę pocieszenia w postaci prezesury największego polskiego banku kontrolowanego przez skarb państwa – PKO BP. Ponieważ sam obdarowany się ucieszył, wiadomość poszła w świat jako niemal pewna.

Spokojnie, dziś operuje premier

Na reakcję opozycji nie trzeba było długo czekać. Ale nie tylko politycy ośmieszyli pomysł Kaczyńskiego. O wiele dotkliwsze okazały się szpile od fachowców. Prof. Leszek Balcerowicz, prezes NBP, stwierdził w TVN 24, że instytucje finansowe wymagają specjalnego przygotowania.
– Czasami słyszę – mówił – że jak ktoś kierował jakąś dużą instytucją, nawet państwem, to może wszystko robić. No to ja bym zapytał, czy ktoś chciałby, żeby go operował były premier?
Była minister skarbu w rządzie premiera Buzka, prof. Aldona Kamela-Sowińska, wątpi, czy ten pomysł w ogóle się powiedzie. – Myślę, że byłoby to jak wypuszczenie szczura, który zje wszystkich. Nie wiadomo, jak zareaguje opinia publiczna, banki, giełda itd. – powiedziała „Przeglądowi”. – Najlepiej, gdyby premier Marcinkiewicz wylądował w KGHM, bo taka decyzja jest racjonalniejsza – bliżej Gorzowa i mało można tutaj zepsuć. Funkcja wymaga pilnowania interesów skarbu państwa, a mniej wiedzy specjalistycznej. Gdyby Marcinkiewicz był tam prezesem, nie naruszałoby to żadnych kanonów, a poza tym to jest godne miejsce dla byłego szefa rządu.
Mogłoby się wydawać, że rząd od razu zrezygnuje z radosnej decyzji, jednak mimo głosów krytycznych politycy PiS nadal bronią tej opcji, posuwając się nawet do absurdu. Świadczy o tym wypowiedź szefa sejmowej Komisji Śledczej ds. Banków, Artura Zawiszy, który stwierdził, iż Marcinkiewicz ma wystarczające kwalifikacje do kierowania dużą instytucją finansową, bo był dobrym premierem. Jednak w ramach alibi Zawisza dodał: „To jest dopiero pogłoska, a nie formalna nominacja”.
Całkiem serio zaangażował się w sprawę obecny minister skarbu, Wojciech Jasiński, choć prywatnie mógłby mieć za złe byłemu premierowi, że ten nie chciał go widzieć w rządzie. Wiadomo już, że Jasiński będzie namawiał Radę Nadzorczą PKO BP, w której ma swych przedstawicieli, do przyjęcia kandydatury Marcinkiewicza, ale czy to wystarczy?
Zdaniem specjalistów, o losie Marcinkiewicza przesądzi decyzja Komisji Nadzoru Bankowego. Zgodnie z prawem musi ona zatwierdzić prezesa banku. W praktyce dyskusja nad kandydaturą Marcinkiewicza pewnie przypomina obrady sądu kapturowego, kiedy wyrok został już wydany, bo oprócz „stażu w bankowości” kandydat musi mieć „odpowiednie wykształcenie i doświadczenie niezbędne do kierowania danym bankiem”. Doświadczenie i wykształcenie Marcinkiewicza w bankowości równa się zeru, więc zapytana przez prasę Ewa Kawecka-Włodarczak z KNB powiedziała: – W dotychczasowej praktyce komisji nie było takiego przypadku. Każdy z kandydatów, których opiniowaliśmy, miał co najmniej dwuletni staż na stanowiskach kierowniczych w bankowości lub instytucjach finansowych.
Jednak sama członkini komisji nie chciała powiedzieć, czy zagłosuje za kandydaturą Marcinkiewicza. Ludzie na stanowiskach są ostrożni. W siedmioosobowej KNB rząd ma trzech przedstawicieli. Na czele stoi szef Komisji Nadzoru Finansowego, Stanisław Kluza, do niedawna minister finansów. Pozostali członkowie to przedstawiciele NBP, GINB i Bankowego Funduszu Gwarancyjnego. Gdy głosy rozkładają się po równo, zdecyduje opinia Kluzy. Ale nawet jeśli Marcinkiewicz nie uzyska zgody KNB, to i tak będzie mógł zostać p. o. prezesem, tak jak Sławomir Skrzypek (zaufany człowiek Lecha Kaczyńskiego i jego były współpracownik w warszawskim ratuszu), który dziś kieruje PKO BP. Skrzypek też nie ma żadnego przygotowania bankowego.
Samego Kazimierza Marcinkiewicza te wszystkie opinie i mnożone przez media trudności zdają specjalnie nie irytować. W swoim blogu nawet trochę z nich żartuje: – Ciekawe, czy Komisja Nadzoru Bankowego może przesłuchiwać kandydatów do pracy w bankach publicznie? – pyta sam siebie.
– A może pan prezes Leszek Balcerowicz zgodziłby się przesłuchać kandydata na prezesa największego polskiego banku w jakiejś telewizji, albo w internecie? To mogłoby być ciekawe. Wszyscy mogliby sprawdzić, czy człowiek się nadaje.
– No tak. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej – konkluduje w blogu Kazimierz Marcinkiewicz, aby pokazać, że cała ta dyskusja nie ma większego znaczenia wobec spraw wiecznych. – Człowiek inaczej się wysypia, intensywniej wypoczywa. Pewnie dlatego, że wokoło sami życzliwi, kochający ludzie.
Jednak internauci czytający te wynurzenia nie zostawiają suchej nitki na ekspremierze. Takich e-maili nie brakuje: „PiS, jak raz zacznie obchodzić PRAWO, to już go nic nie powstrzyma! Dziwne, że ci 'zaufani ludzie prezydenta’ to jeden w drugiego bez kwalifikacji. Według jakiego klucza was dobierali?: TKM! TKM! TKM!
YES! YES! YES! ’.
Ale nie tylko w internecie leją się pomyje na głowę atrakcyjnego Kazimierza.
Nawet Rydzykowy 'Nasz Dziennik’ uważa, że taka nominacja byłaby złym pomysłem i oznaczała definitywny koniec kariery politycznej Marcinkiewicza.

Jeszcze wam pokażę!

Kazimierza Marcinkiewicza nie interesują te wszystkie opinie. On czeka po prostu na decyzję. Na pytanie 'Przeglądu’, co o tym wszystkim sądzi, odpowiada tylko tyle: – Nie słyszałem jeszcze o decyzji Rady Nadzorczej PKO BP, więc nie będę się o tym wypowiadał. Potwierdza jednak pogłoski, że jeśli ster banku zostanie oddany w jego ręce, to doprowadzi do rozbudowy tej instytucji. Mogłaby ona po połączeniu z PZU i Pocztą Polską przekształcić się w największy w kraju holding finansowo-ubezpieczeniowo-komunikacyjny, w potężną narodową grupę kapitałową, a więc stanowić państwo w państwie. To coś na miarę i ambicje byłego premiera.
– Takie plany były już od ponad 1,5 roku w programie wyborczym PiS – wyjaśnia skromnie Marcinkiewicz. I te słowa pokazują, że w bajce o nim jako o nowym prezesie PKO może być jednak trochę prawdy.
W piątek okazało się, że protesty dały rezultat. Przynajmniej na pewien czas. Poinformowano bowiem, że Kazimierz Marcinkiewicz został doradcą p. o. prezesa Sławomira Skrzypka. Słowem niefachowiec będzie doradzał drugiemu niefachowcowi, czyli wiódł ślepy kulawego?

 

Wydanie: 01/2007, 2007

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy