Belfry i superbelfry

Dzień Nauczyciela przypomina, że o autorytet w tym zawodzie coraz trudniej

Każdy z nich ma jakiś tytuł. Wytypowała ich młodzież lub dyrekcja szkoły. Sławomir Kulik, szkoła podstawowa w Dubiczach Cerkiewnych, został jednym z Nauczycieli Roku 2000 na Podlasiu. Dostał tysiąc złotych. Dziś podkreśla, że uczy już nie tylko geografii, także przyrody, właśnie zapisuje się na kurs informatyczny. Między nim a uczniem musi być iskra, jakiś kontakt. Szczególnie w podstawówce dziecko czeka, aż ktoś nim pokieruje. Zwłaszcza gdy rodzice zajęci są biedą.
Ze zdjęcia z tej samej uroczystości uśmiecha się Bożena Chomicka. Zauważono ją w podstawówce w Barszczewie. Głosowali uczniowie, ale dyrektor postanowił ją zwolnić. Wygrała w sądzie pracy, jednak dzisiaj pracuje w białostockim kuratorium.
Edward Bojko z Zespołu Szkół Bohaterów Września w Iławie dostał medal Komisji Edukacji Narodowej, Emilię Waszkiewicz (biologia w IV LO im. S. Staszica w Sosnowcu) i Artura Żywiołka (język polski, LO w Myszkowie) czytelniczki „Filipinki” ochrzciły superbelframi. Artur Żywiołek denerwuje się, bo w uzasadnieniu wyeksponowano jego wstrząsające rapowanie wiersza „Laura i Filon”, a on jest jednak za tradycyjnymi metodami nauczania.
Jolanta Łodej (język niemiecki w LO im. Baczyńskiego w Starachowicach) i Edward Makowski z Bursy Szkolnej nr 2 we Włocławku otrzymali nagrodę MEN „za osiągnięcia dydaktyczno-wychowawcze”.

Skończył się czas luzaków

Różne szkoły, placówki, miejsca, różne budowanie autorytetu. Sławomir Kulik z podbiałostockiej podstawówki pamięta niedawne czasy, gdy szkoła mieściła się w carskim budynku przy cerkwi. Teraz jest nowy budynek, ale stara bieda nawet się pogłębiła. Poza tym dzieci są niecierpliwe i niełatwo do nich dotrzeć. W związku z tym nauczyciel nie organizuje wywiadówek, tylko odwiedza uczniów w ich domach. Przy kuchennym stole spokojnie omawia problemy z rodzicami.
Edward Makowski z włocławskiej bursy nie był taki wrażliwy. 15 lat temu, gdy zaczął nią kierować, nie mógł budować autorytetu na indywidualnych przypadkach. – Musiałem przykręcić śrubę – wyjaśnia krótko. Podziałało. – Teraz dopiero mogę skupić się na ich bezpieczeństwie, warunkach życia, żeby czuli się akceptowani, żeby było im po prostu dobrze – dodaje. – Przecież w bursie spędzają więcej czasu niż w domu, więcej ze mną niż z ojcem.
Nauczyciele pytani o budowanie autorytetu bardzo często odpowiadają tak jak Emilia Waszkiewicz: – Jestem surowa i wymagająca. Pilnuję także, żeby być sprawiedliwą, żadnych gorszych stopni, bo kogoś nie lubię. Zdarzyło mi się oblać ucznia na maturze. Żadnych sentymentów.
Szacunek ma ten, kto uczy i wymaga, kto – jak powtarzają pedagodzy – „egzekwuje, ale nie tresuje”. Uczniowie cenią nauczycieli produkujących olimpijczyków, nawet jeśli sami nie dostali nawet trójki z wypracowania. Ceni się „gwarancję nauczenia”. Ceni się nauczycieli, którzy organizują „coś po lekcjach”, przecież uczniowie wiedzą, że rzadko wiąże się to z wynagrodzeniem. Jolanta Łodej jest dumna, że w Starachowicach wprowadza metody, które określa jako aktywizujące. Żadnego biernego wkuwania słówek. Przykład – uczniowie musieli poruszać się po mieście, posługując się tylko językiem niemieckim.
– Skończył się czas luzaków – zapewnia wychowawca z warszawskiego liceum. – Jeśli kwiaty na zakończenie roku są wyznacznikiem poważania, to dostają je ci, którzy cisnęli i uczyli. Młodzi ludzie traktują teraz szkołę jak zakład usługowy. Chcą wyjść przygotowani do życia i zarabiania. – Bardzo dobrze wiem, kto w mojej szkole ma autorytet – mówi z dumą dyrektor Edward Bojko z iławskiego zespołu szkół, w oświacie od 1974 r. – Liczą się tylko fachowcy. Taki, co to odbębni swoje i idzie do domu, traktowany jest jak powietrze. Pamiętajmy też, że autorytet nauczyciela budują wszyscy uczniowie – ci zdolni, bo mądry pedagog stworzy im osobny program, ci leniwi, może mniej zdolni, bo wyciśnie z nich wszystko, co możliwe.
Czasem autorytet spływa na nauczyciela wraz z nazwą szkoły. Im wyżej plasuje się w rankingach, tym bardziej szanuje się jej pracowników.
Moi rozmówcy są nagradzani przeważnie symbolicznie, jednak czują się doceniani. Nie są sfrustrowani jak wielu ich kolegów. Jeżdżą z uczniami do Warszawy, na olimpiady, są chwaleni w swoich miasteczkach. – To znakomici ludzie – komentuje socjolog, prof. Pohoski. – A mogą to okazać dzięki swojemu zawodowi.

Klasa jak pole bitwy

Pamiętasz lekcję, to znaczy, że zapamiętasz nauczyciela. Artur Żywiołek poza incydentami z rapowaniem nudnych wierszy najbardziej ceni sobie porządny, klasyczny wykład. Młodzież głosowała na niego, choć ucina wszelkie pozamerytoryczne dyskusje – o Kościele i polityce, o wyborach też. – To nie uczeń ma prowadzić lekcje – złości się – żadnych gawęd i dygresji. Jeśli do tego dopuszczę, mam poczucie klęski pedagogicznej, po prostu nie zrealizowałem materiału.
Nie chcą być popularni. To brzmi niebezpiecznie. Szkoła traktowana jest przez nauczycieli jak pole bitwy. Często mówią o „rozpoznaniu terenu”. W jednych klasach sprawdza się kij, w innych marchewka. Nie każdy autorytet jest taki sam.
Nauczyciele z dłuższym stażem twierdzą, że nauczyciel z autorytetem jest dziś potrzebny bardziej niż kiedykolwiek. – To zabrzmi pompatycznie – zastrzega Artur Żywiołek – ale u nas, w Myszkowie, realizujemy program wychowawczy: prawda, wolność odpowiedzialność. Młodzieży wcale nie złoszczą te wielkie słowa, może dawno nie słyszane.
Edward Bojko ma w Iławie bardziej przyziemny problem. – Mój zespół szkół to moloch – opowiada – ekonomiczna z najwyższym poziomem, trochę gorsze: budowlana, drzewna i odzieżowa. W tym roku jest mniej uczniów, bo nie ma klas pierwszych. Ilu ucznów? Tylko 1142. Co roku przeprowadzamy ankiety. Wiem, wiem, że wśród młodzieży jest piwo, ale my głównie wypytujemy o każdy kontakt z narkotykami, nawet taki, że ktoś zaproponował, a ty odmówiłeś. Ostatnio otrzymujemy odpowiedź, z której wynika, że co czwarty uczeń miał jakiś kontakt z narkotykami. Rozmawiamy, tłumaczymy, przychodzą specjaliści. Chciałbym, żeby ten procent uczniów „krążących” wokół narkotyków zmniejszył się. Mówię im: mam u was autorytet, no to słuchajcie się mnie. Trzeba popędzić dilerów.

Wszystko pani opowiem

Koniec podstawówki, koniec liceum. Jeśli wychowawca dobrze uczył, był przyzwoity i uważny, padają wielkie deklaracje: „Nie zapomnimy” i trochę mniejsze, że: „Zadzwonię, co ze studiami i w ogóle wszystko pani opowiem. Jak kiedyś, na wycieczce szkolnej”.
Uczennice warszawskiego Liceum im. Wyspiańskiego wierzą, że zaproszą swoją wychowawczynię, Irenę Goszko, na parę dni do Zakopanego. Po prostu chciałyby z nią być. Bez przymusu, bez lekcji polskiego. Dziś w rozmowach powraca sformułowanie „Miałyśmy szczęście”. Przez cztery lata. Niestety, opiekun roku na studiach nie przypomina troskliwej wychowawczyni. Tym bardziej się ją docenia.
Myślimy o swoich dobrych i mądrych nauczycielach. Przeważnie to musi wystarczyć. Rzadko po latach utrzymuje się kontakt uczeń – nauczyciel. Artur Żywiołek wylicza pięciu wychowanków. Sporo. Sławomir Kulik opiekuje się jednym ze swoich byłych uczniów, dziś gimnazjalistą. – U nas taka bieda, że trzeba pomagać – ucina wypytywanie.
Bieda jest także w Starachowicach. Ale to ona może mobilizować do nauki. – Powtarzam na lekcjach niemieckiego – chcecie stąd uciec, uczcie się języków – mówi Jolanta Łodej. Bo ze Starachowic każdy uczeń chce wyjechać. Dobra szkoła, dobry nauczyciel są jak trampolina.
Edward Bojko nie martwi się o absolwentów technikum drzewnego i budowlanego. Dla nich w Iławie jest praca. Gorzej z dziewczętami po odzieżówce. Głupio kształcić kogoś, kto zaraz pójdzie na zasiłek.
Co martwi moich rozmówców? Czasem nic nie będzie z ich najlepszych, wychuchanych uczniów. Jak z najlepszą uczennicą starachowickiego liceum. Rodziców nie było stać na dalszą naukę. Brak pieniędzy – tu kończy się siła nauczycielskiego autorytetu.


Prof. Michał Pohoski z Instytutu Socjologii UW od wielu lat prowadzi badania prestiżu zawodów

Szacunek bez pieniędzy

Prestiż nauczycieli jest wysoki, ale ich dochody oceniane są jako niskie. Więc my wszyscy jako społeczeństwo możemy ofiarować im szacunek, gorzej z tym, co otrzymują za pośrednictwem państwa. Co ciekawe, prestiż nauczycieli nie zmienia się od 1958 r., a więc od czasu, kiedy rozpoczęliśmy badania. Oznacza to, że ludzie mają stały system wartości, a prestiż traktują jako trwałą nagrodę od społeczeństwa. Oznacza to także, że niezmiennie cenimy kwalifikacje i pracę dla innych. Trwałe wskazywanie na te a nie inne zawody prestiżowe wyznacza stabilny ustrój społeczny. Wypowiadając się o zawodzie nauczyciela, nie myślimy o konkretnych osobach (do nich mamy często zastrzeżenia), ale o roli społecznej.
Nauczyciele znajdują się u góry hierarchii. Poza tym społeczeństwo nie zmieniało swoich opinii wraz ze zmianami systemów politycznych. Nauczyciel był tak samo ceniony w PRL, jak i w ostatnim dziesięcioleciu.
Należy też pamiętać, że nauczyciel to przykład zawodu, w którym prestiż nie idzie w parze z pieniędzmi. Jednak rodzice często wskazują, iż chcieliby takiego zawodu dla swojego dziecka. Szczególnie dla córki. Ważny jest społeczny szacunek, pieniądze to nie wszystko, czym ludzie się kierują.
Sami nauczyciele podkreślają, że ważne jest dla nich społeczne poważanie, jednocześnie mają poczucie niedowartościowania ekonomicznego.


55% nauczycieli uważa, że społeczeństwo ich nie szanuje, 34%, że mają takie samo poważanie jak inne zawody.
Pedagodzy są dumni. 47% jest przekonanych, że ich praca jest bardziej użyteczna niż wysiłek innych obywateli.
35% nauczycieli ocenia swoje warunki materialne jako złe, 94% dostrzega dysproporcje między swoimi zarobkami a finansami innych. Na własną niekorzyść. Tylko 28% ocenia swoją sytuację materialną jako dobrą. I ostatnie, smutne szacunki – 63% nie poleciłoby tego zawodu swoim bliskim.
Podstawa: CBOS 1999

 

Wydanie: 2001, 41/2001

Kategorie: Społeczeństwo

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy