Berlusconi czeka na wyrok

Berlusconi czeka na wyrok

Włoski parlament szykuje dwie ustawy – o immunitecie dla rządzących i o karaniu więzieniem dziennikarzy

Po raz pierwszy premierowi jednego z krajów Unii Europejskiej grozi długoletnie więzienie. Nad głową magnata medialnego i najbogatszego polityka na naszym kontynencie, który stoi na czele rządu włoskiego, zebrała się kolejna burza sądowa. Stara się ją rozpędzić, stosując niekonwencjonalne jak na europejskie zwyczaje metody działania. Silvio Berlusconi nazwał „rakiem do wycięcia” sąd w Mediolanie rozpatrujący jego sprawę o przekupienie w 1985 r. zespołu sędziów, który miał zadecydować o bardzo ważnej transakcji dla jego holdingu Fininvest. Wobec poruszenia, jakie wywołuje bitwa, którą toczy od dłuższego czasu z „upolitycznionym reżimem sądowym”, jak nazywa włoski wymiar sprawiedliwości, próbuje zamknąć usta mediom. Koalicja rządząca o przewrotnej nazwie Dom Sprawiedliwości przeforsowała w komisji parlamentarnej ustawę, która pozwoli skazywać dziennikarzy za „zniesławienie”. Przewidziane kary – do trzech lat więzienia.

Premier kontra dziennikarze

Kolejny proces Berlusconiego z oskarżenia o przekupstwo miał w ostatnich dniach szczególny oddźwięk wskutek incydentu, do jakiego doszło na terenie sądu. Gdy premier szedł na przesłuchanie, jakiś mężczyzna krzyknął: „Pajacu! Jeśli nie powiesz prawdy, skończysz jak Ceausescu!”. Berlusconi wezwał natychmiast oficera karabinierów i kazał wylegitymować impertynenta. Scenę pokazał trzeci kanał publicznej telewizji RAI.
Dwa dni później w telewizyjnym talk show premier oskarżył włoskie stowarzyszenia dziennikarzy i kanał RAI 3, który tradycyjnie sprzyja lewicy, o zainscenizowanie incydentu. Prezes telewizji publicznej, Lucia Annunziata, zarządziła przeprowadzenie wewnętrznego dochodzenia w RAI 3. Dwaj inspektorzy przesłuchali dziennikarzy i skonfiskowali taśmy.
Ingerencja w treść dziennika telewizyjnego RAI 3 wywołała protest stowarzyszenia dziennikarzy. Przyłączył się do niego przyjaciel i rzecznik Berlusconiego, Giuliano Ferrara, redaktor naczelny należącego do premiera dziennika „Foglio”. Odznaczający się ostrym językiem i imponująca tuszą Ferrara, znacząca postać włoskiego dziennikarstwa, nazwał śledztwo przeciwko dziennikarzom TV działaniem w stylu „neoekspostfaszystowskim”, „godnym reżimu irackiego, od którego my, filoangloamerykanie i wojujący zwolennicy Berlusconiego, uwolniliśmy się 9 kwietnia przy gwizdach pacyfistów”. Wezwał premiera, aby natychmiast odciął się od tych niegodnych działań. Co też Berlusocni uczynił, zrzucając całą winę na prezes RAI.
Ale mleko zostało rozlane i na forum światowych mediów powróciła gorąca debata na temat wstydliwej kwestii monopolu telewizyjnego Berlusconiego.
Organizacja pozarządowa Reporterzy bez Granic w 10-stronicowym raporcie uznała, że taka, jak we Włoszech „koncentracja władzy politycznej i medialnej w rękach jednego człowieka jest zjawiskiem bez precedensu”. Wezwała włoski parlament, aby nie zwlekał z ustawowym rozwiązaniem tego oczywistego konfliktu interesów.

Wyrzeczenia premiera

Berlusconi poprzez swój holding Fininvest, który – jak sam przyznał w wywiadzie dla „New York Timesa” – był przedmiotem około 500 różnych dochodzeń, kontroluje trzy główne sieci włoskiej telewizji prywatnej i niemal cały biznes reklamowy w telewizji, a w skład jego imperium medialnego wchodzą największe włoskie dzienniki i tygodniki, z wyjątkiem katolickich i lewicowych.
Raport Reporterów bez Granic podkreśla, że premier Włoch i przywódca Forza Italia, przejął również w znacznym stopniu kontrolę nad włoską telewizją i radiem publicznym RAI, obsadzając ją swymi ludźmi i eliminując tych, których nie kontrolował.
Prywatna telewizja należąca do Berlusconiego i jego rodziny (Mediaset) i RAI – stwierdza raport – mają razem 90% widowni telewizyjnej we Włoszech. W wywiadzie dla „NYT” Berlusconi zapytany, dlaczego nie sprzeda trzech prywatnych sieci TV, aby uwolnić się od zarzutów, odpowiedział, rozkładając ręce: „Chciałem to zrobić, ale dzieci mi nie pozwalają”.
Moje życie jako szefa rządu – skarżył się dziennikarzowi gazety – składa się z „nieustannych wielkich poświęceń”. „Niech pan sobie wyobrazi – mówił – że od dwóch albo trzech lat nie byłem w moim domu na Bermudach. Tak samo jest z moim domem w Portofino. W ciągu ostatnich dziewięciu miesięcy zdołałem tam spędzić tylko jeden dzień”.
„Wyrzeczenia, na jakie się narażam, są jednak nieodzowne – podkreślał Berlusconi w opublikowanym 10 maja wywiadzie dla „NYT” – ponieważ gdybym właśnie teraz odszedł od polityki, Italia wpadłaby w ręce komunistów”.

Tornado ambicji

Berlusconi protestuje wobec mediolańskich sędziów, których posądza o to, że go prześladują, kierując się wrogością do prawicy. „Oni chcą mnie zniszczyć”, skarży się w swojej prasie i telewizji. „Jak sędziowie mogą prowadzić dochodzenia w sprawie sprzed 18 lat?”, oburza się premier.
Stosunki Berlusconiego z zagranicznymi mediami, które w związku z licznymi procesami premiera coraz natarczywiej zadają pytanie, czy we Włoszech zwycięży mamona, czy demokracja, nigdy nie układały się dobrze.
A jednak – i przyznaje to wielu europejskich polityków – ten niewysoki mężczyzna (165 cm wzrostu), po którym prawie nie widać wieku i którego telewizje pokazują zawsze, jakby był znacznie wyższy, robi wielkie wrażenie. Zawsze tryskający energią, niezmiennie w granatowej, zapiętej dwurzędówce, odznacza się pewnością siebie, która w wyborach z 2001 r. przyniosła mu bezapelacyjne zwycięstwo nad rządzącą centrolewicową koalicją. Zastanawiano się wówczas, czy o uzyskaniu absolutnej większości parlamentarnej przez koalicję Dom Wolności – złożoną z partii Forza Italia oraz Sojuszu Narodowego utworzonego przez dawnych, zdemokratyzowanych neofaszystów i ksenofobiczną Ligę Północną – bardziej zdecydowały nijakość polityczna i ideowa oraz wewnętrzne skłócenie obozu centrolewicy, czy też siła przebicia, spryt i determinacja Berlusconiego.
„Tornado ambicji, obsesyjne dążenie do przewodzenia, nieubłagana miłość samego siebie, monstrualna witalność”, tak scharakteryzował Berlusconiego na łamach opozycyjnego dziennika „La Repubblica” słynny włoski publicysta, Giorgio Bocca.
Swą partię, której nazwa jest zawołaniem kibiców drużyny piłkarskiej będącej jego własnością – Forza Italia! – stworzył, tak jak się tworzy kluby sportowe: dobry managment, duże pieniądze dla działaczy i czołowych „zawodników”. Jej powołanie poprzedziła intrygująca szeroką publiczność kampania plakatowa zorganizowana według wszelkich reguł nowoczesnej reklamy. Znawcy psychologii społecznej są przekonani, że najbardziej trafiło do przekonania Włochów główne przesłanie kampanii wyborczej Berlusconiego: „Skoro ja potrafiłem się tak bardzo wzbogacić, możecie być pewni, że wzbogacę również was, jeśli dacie mi władzę”.

Premier i Cesarzysko

Proces Berlusconiego jako właściciela holdingu Fininvest o przekupienie funkcjonariuszy policji skarbowej, rewidujących księgi podatkowe przedsiębiorstwa, zakończył się uniewinnieniem. Berlusconi wyszedł również cało – dzięki przedawnieniu przestępstwa, o które był oskarżany – ze sprawy o przekupienie w 1991 r. składu sędziowskiego rozpatrującego jego spór z Carlem De Benedettim, właścicielem konkurencyjnej grupy wydawniczej „L’Espresso”, o nabycie największego włoskiego wydawnictwa, Mondadori. Jednak w obecnie toczącym się procesie prokuratura mediolańska dysponuje mocnymi dowodami. Są wśród nich bardzo obciążające zeznania Stefanii Ariosto, byłej przyjaciółki adwokata Vittoria Dottiego, który stoi na czele grupy parlamentarnej Berlusconiego, Forza Italia. Zeznania pięknej Stefanii prawie na pewno przesądzą o wyroku skazującym Berlusconiego w sprawie o przekupienie przez niego sędziów, którzy w 1985 r. unieważnili wstępny kontrakt na nabycie przez De Benedettiego prywatyzowanej państwowej sieci supermarketów SME. Dzięki temu orzeczeniu kilka lat później mógł je zakupić Berlusconi, raz jeszcze krzyżując plany De Benedettiego. Pani Ariosto zeznała, że podchody w sprawie łapówek Berlusconi i jego współpracownicy zaczynali zwykle od drogich prezentów dla żon sędziów.

Zły prognostyk, ale chytra strategia

Złym prognostykiem dla premiera Włoch jest wyrok, który zapadł w tych dniach w sprawie jednego z najbliższych współpracowników i przyjaciela premiera. Za skorumpowanie trzech rzymskich sędziów były doradca prawny Berlusconiego i były minister obrony, 69-letni deputowany Cesare Previti, został skazany w pierwszej instancji na 11 lat więzienia.
„Cesarone”, czyli „Cesarzysko”, jak przezwali go znajomi ze względu na niebywale wystawny tryb życia, kazał wymurować w piwnicach jednego ze swych pałacyków basen, w którym trzyma żywe homary, aby mieć zawsze świeże dla gości. Całą prasę europejską obiegło zdjęcie jego i Berlusconiego, jak w pasiastych koszulkach stoją objęci na pokładzie wielkiego żaglowca Previtiego. Był rok 1996, mecenas stał na czele Forza Italia i zapowiadał przed wyborami: „Jeśli zwyciężymy, nie będziemy brali jeńców, wyczyścimy wszystko do spodu”.
Gdy po zwycięstwie koalicji Berlusconiego pięć lat później prokuratura dobrała się po raz pierwszy do byłego ministra obrony z powodu niezadeklarowanych dochodów oraz tajnych kont w Szwajcarii i na Bahamach, z inicjatywy rządu parlament uchwalił nowelizację kodeksu. Odtąd oszustwo podatkowe nie jest już we Włoszech przestępstwem, lecz zwykłym wykroczeniem.
Teraz parlament włoski przygotowuje z inicjatywy rządu dwie ustawy: jedną, która pozwoli karać więzieniem do trzech lat dziennikarzy, np. za „zniesławienie” polityka, i drugą, która mającą przywrócić zniesiony w 1993 r. w związku ze słynnymi procesami „Czystre ręce” immunitet dla premiera i przewodniczących obu izb parlamentu, a – jeśli się uda – również dla wszystkich członków rządu, deputowanych i senatorów, aby „zapobiec dzikiej agresji upolitycznionych sektorów sądownictwa na reguły konstytucyjne i na naszą demokrację”, uzasadnia premier.
Absolutna większość w parlamencie, olbrzymie środki, prawie monopol telewizyjny i dominacja na rynku pozostałych mediów stwarzają Berlusconiemu znaczne szanse sukcesu w tym przedsięwzięciu legislacyjnym, które jednak wymaga wprowadzenia zmian do konstytucji. Na razie rząd myśli o ustawie, która pozwoliłaby tymczasowo zawiesić wszystkie procesy przeciwko wysokim funkcjonariuszom państwowym. Prezydent Włoch, Carlo Azeglio Ciampi, upomina premiera w związki z tymi planami legislacyjnymi: „Wszyscy powinniśmy respektować wyroki sądów, jak nakazuje artykuł 110 konstytucji”. Ale Berlusconi, który – według prasy włoskiej – nazywa lekceważąco Ciampiego ceremoniarzem państwowym, ma już bardziej dalekosiężne plany reformy konstytucyjnej, która dałaby mu uprawnienia typu kanclerskiego.
Minister sprawiedliwości, Roberto Castelli, twierdzi, że nawet w przypadku wyroku skazującego w pierwszej instancji Berlusconi nie musi podawać się do dymisji, tylko zwołać przedterminowe wybory. Pozwoliłoby to wykluczyć z wyścigu o władzę jego potężnego rywala, Romana Prodiego, którego kadencja na stanowisku przewodniczącego Komisji Europejskiej upływa dopiero w 2004 r.
W tym zamieszania zbliża się półrocze włoskiego przewodnictwa w UE. Część unijnej opinii publicznej zaczyna się zastanawiać nad niebezpieczeństwem, które tak wyraził wielki madrycki dziennik „El Pais”: „Czy nie zachodzi niebezpieczeństwo eksportu włoskiej choroby?”.

Wydanie: 2003, 21/2003

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy