Bez kurierów świat by się zatrzymał

Bez kurierów świat by się zatrzymał

W czasie pandemii firmy kurierskie funkcjonują jak w okresie przedświątecznym. A przed samymi świętami przesyłek będzie jeszcze więcej

Sobota, dochodzi godz. 6. Warszawa śpi. Po co wstawać tak rano w tak chłodny, deszczowy dzień? Wielkie centrum biurowe na Imielinie jakby martwe. Ale ulicą Osmańską co chwilę przejeżdża żółta albo biała furgonetka z czerwonym napisem DHL. Na ślepym końcu ulicy mieści się jeden z terminali światowego giganta kurierskiego, obecnego w Polsce od początku lat 90. Tu przybywają przesyłki, które mają trafić do kilku dzielnic lewobrzeżnej Warszawy i części Pragi Południe. Właśnie o godz. 6 zjawiają się kurierzy. Rano każdy załaduje do swojej furgonetki dziesiątki paczek i dostarczy je do ludzi, którzy na nie czekają.

Zwykle w soboty dla kurierów nie było pracy. Ale teraz, w okresie pandemii, firmy kurierskie funkcjonują jak w okresie przedświątecznym. A przed świętami będzie zapewne jeszcze więcej przesyłek. Pracownicy sortowni już po robocie. Zmęczeni. Choć mówią, że właściwie praca nie jest ciężka, bo proces sortowania jest zautomatyzowany. Od czasu do czasu trzeba podnieść paczkę, która się zsunęła z taśmociągu. Ale kobiet w sortowni niewiele, co znaczy, że jednak siła fizyczna się przydaje. Gdy pytać, czy woleliby pracę jako kurierzy niż w sortowni, nie są pewni. No bo tak: pracują pod dachem, nie stresują się z powodu ruchu ulicznego, korków, nieprzyjemnych klientów. Nie mają też pojęcia, czy finansowo lepiej by wychodzili. Niektórzy przyznają się, że po prostu nie mają prawa jazdy. A to w zawodzie kuriera podstawa.

Dochodzi godz. 7. Podnosi się szlaban i Andrzej wyjeżdża furgonetką. Śpieszy się. Mówi, że on dziś nie pracuje, bo dla jego rejonu nie było przesyłek. Przyjechał tylko pozałatwiać jakieś sprawy, a teraz musi lecieć, bo oprócz pracy kuriera ma jeszcze inne zajęcia zarobkowe. Takie czasy, że trzeba kilku robót się chwytać. A furgonetki zaczną wyjeżdżać dopiero ok. 7.30 – twierdzi. Faktycznie. O 7.17 pojawia się pierwsza, potem już w kilku- albo kilkunastosekundowych odstępach jedna za drugą opuszczają teren DHL. Jedni pojadą na Ursynów, więc dojazd do rejonu zajmie im niewiele czasu, drudzy aż na Żoliborz – ci będą musieli przejechać znacznie więcej kilometrów.

Pod specjalnym nadzorem

Branża turystyczna, eventowa, hotelarska, fitness, szeroko pojęta kultura… Wiele z nich rozporządzenia covidowe rządzących dwukrotnie zamknęły lub bardzo ograniczyły ich działalność. W konsekwencji znaczna liczba firm zbankrutowała, tysiące pracowników poszło na bezrobocie bez prawa do choćby symbolicznego zasiłku. Mówi się, że wielu zwolnionych znalazło zatrudnienie w firmach kurierskich, bo akurat te mają się dobrze. I że ludzie chowają do szuflady dyplomy uczelni, żeby z dnia na dzień stać się kurierami. Nie wiadomo, czy z tymi dyplomami to prawda. Nikt nie sprawdził, ile osób musiało porzucić precyzyjnie zaprojektowaną ścieżkę kariery i podjąć się pracy kuriera. Wiadomo o jednym aktorze serialowym, który przyznał się, że gdy zamknięto teatry i zatrzymano prace na planach filmowych, zarabiał na chleb, rozwożąc przesyłki. I była to tak elektryzująca wiadomość, że wszystkie portale internetowe jednocześnie o tym donosiły.

Firmy kurierskie nie chcą się zgodzić, by dziennikarka towarzyszyła kurierowi w pracy. Tłumaczą, że w czasie pandemii muszą chronić zdrowie pracowników i nie mogą niepotrzebnie ich narażać na dodatkowe kontakty z postronnymi ludźmi. Nie mogą też wyrazić zgody na rozmowę telefoniczną z kurierem, choć to nie grozi zakażeniem. Argumentują: no bo jak by to miało być potraktowane – jako polecenie służbowe? Nie mogą kazać im rozmawiać w czasie pracy, bo są zawaleni robotą, a po pracy tym bardziej, bo to ich czas prywatny. Kurierzy mają przykazane, by na temat pracy nie wypowiadać się dla mediów. Podobno podpisują nawet jakieś zobowiązanie.

Muszę więc być przygotowana, że nikt ze mną nie umówi się na rozmowę. Ale nie daję za wygraną. W desperacji docieram do znajomych, którzy mają znajomych, którzy właśnie z powodu pandemii rozpoczęli pracę jako kurierzy. Wszyscy odmawiają. Czatuję na kurierów pod ich furgonetkami. Zwykle odmawiają. Wykręcają się brakiem czasu („Pracujemy do rana do wieczora”) albo zakazem rozmów. Jedynie czterech się zgadza. Umawiamy się na konkretne godziny.

Dwóch na czterech nie odbiera telefonu o umówionej godzinie. W ogóle nie odbierają ani tego dnia, ani następnego. Nie odpowiadają na SMS-y. Strach?

Rejon nieawanturujący się

Paweł ma około trzydziestki. Od trzech lat pracuje jako kurier, od półtora roku w tym samym rejonie w Warszawie. To rejon z blokami, domami wielorodzinnymi. Dość zamożny. Ludzie tu kulturalni, raczej nieawanturujący się. – Właściwie jestem z tej pracy zadowolony – mówi. – Nie zdarzyło mi się, żeby ktoś zgłosił na mnie skargę. Teraz z powodu pandemii wiele osób jest w domu. Wiedzą, w jakich godzinach przyjeżdżamy na rejon, czekają na nas, nie robią problemów. Dzwonimy domofonem, otwierają drzwi, wwozimy przesyłki windą. Jeśli paczka jest nieopłacona, to płacą kartą albo Blikiem.

Wczoraj Paweł miał 130 przesyłek pod 90 adresów. Jak mu się wydaje, wiele paczek to prezenty świąteczne. Z powodu zimy dużo jest też przesyłek z ubraniami i butami. Wczoraj skończył pracę po ośmiu godzinach. Ale bywa różnie, czasem kilka, a czasem 12. To zależy od liczby przesyłek. O regułach wynagradzania kurierów nie chce rozmawiać. Twierdzi, że ma płatne za każdą dostarczoną przesyłkę i za adres. Za przesyłkę ok. 35 gr, czyli raczej niedużo. Nie chce powiedzieć, ile jest w stanie zarobić w ciągu miesiąca. Czy można zarobić 200 zł dziennie, jak napisano w jakimś artykule? Chyba można.

Paweł twierdzi, że teraz jest dobry okres dla kurierów, bo przesyłek jest dużo. Latem było gorzej, ich liczba znacznie spadła w stosunku do miesięcy wiosennych. On pracuje na takiej umowie, że wynagrodzenie zależy od liczby paczek, więc woli, jak jest ich więcej. Ale są osoby, które mają etaty ze stałą pensją, niezależnie od obciążenia pracą. Latem to dobrze, bo nawet jak przesyłek jest niewiele, pensja wpływa w tej samej wysokości. Ale kiedy liczba przesyłek wzrasta, jak teraz, to lepiej byłoby mieć płatne za każdą paczkę.

Słyszał od znajomych, którzy pracują w tej samej branży, że mają problemy z klientami. Bywa, że przyjadą pod budynek, a okazuje się, że klient jest właśnie w sklepie i życzy sobie, żeby poczekać. A oni nie mają na to czasu. Albo klient się denerwuje, że zbliża się południe, a przesyłki nie ma, a przecież nie sposób wszystkich dostarczyć rano. Pewnie, że czekanie na kuriera może być denerwujące, uważa Paweł, ale nie ma na to rady. Jeśli ma się do rozwiezienia 130 przesyłek albo i 200, musi się to rozłożyć na wiele godzin. Jest tylko człowiekiem, musi zrobić przerwę, zjeść kanapkę zabraną z domu, napić się kawy. Kurier to też człowiek – podkreśla.

Na początku nie miał nic

Mariusz tak się nie nazywa, na wszelki wypadek woli podać inne imię. Nie jest ofiarą redukcji etatów w czasach pandemii. Kurierem został 10 lat temu. – Wcześniej byłem strażnikiem miejskim, ale nie podobała mi się ta praca, bo kojarzy się ludziom z karaniem, wystawianiem mandatów – wyjaśnia. – Już nie pamiętam, dlaczego pomyślałem o tym, by zostać kurierem. Zatrudniłem się w Siódemce, która już nie istnieje, bo kupiła ją firma DPD. Ta praca mi przypasowała. Lubię ją, bo jest kontakt z ludźmi, nie siedzi się za biurkiem. Potem kilka razy zmieniałem firmy kurierskie, nabierałem doświadczenia, aż w końcu, trzy lata temu, zostałem podwykonawcą. Pracuję na własny rachunek, mam umowę z dużą firmą kurierską, wziąłem w leasing kilka furgonetek, zatrudniam kilka osób, sam też pracuję jako kurier. Jak inni podwykonawcy rezygnowali z rejonów, to ja je przejmowałem. Teraz w jednej dzielnicy mam cztery rejony, pozostałe w innych. Rejonu nie można sobie wybrać. Jak ktoś odchodzi, jego rejon można przejąć.

Czy czuje, że w czasie pandemii zawód kuriera jest ważniejszy? Nie, nie ma takiego poczucia. – To prawda, że ludzie w czasie pandemii zamawiają więcej przesyłek niż wcześniej – przyznaje Mariusz. – Wiele osób siedzi w domach, pracuje zdalnie, nie wychodzi do sklepów i większość zakupów robi przez internet. Ja to rozumiem, bo w mojej rodzinie jest tak samo. Ponieważ u nas przez cały dzień nie ma nikogo w domu, bo akurat nikt zdalnie nie pracuje, wszyscy zamawiamy przesyłki z odbiorem w paczkomacie. Nie musimy się denerwować, paczka na nas czeka.

W firmie, z którą ma umowę, praca kuriera trwa od godz. 6 do 18. Bo jak się rozwiezie przesyłki, to trzeba jeszcze zebrać te nowe, które nadali klienci, a na koniec odwieźć je do terminalu, gdzie zostaną posortowane i skąd wyruszą w dalszą drogę. Do domu człowiek wraca bardzo późno. Dlatego z chętnymi do tej pracy wcale nie jest tak różowo, bo ludzie chcieliby mieć czas na prywatne sprawy, a nie tylko z przesyłkami biegać. Zarobek jest niezły, ale nie świetny. Mariusz twierdzi, że dziennie na rękę kurier może dostać nawet 200 zł albo i więcej. U Mariusza kurierowi na rękę wychodzi więc prawie 17 zł za godzinę. Ale na forach internetowych znajdują się wypowiedzi, że takie stawki są nieprawdziwe, a kurierzy zarabiają grosze. Gdzie leży prawda?

Kiedy nie było pandemii, na osiedlach chronionych można było zostawiać przesyłki u ochroniarzy. Teraz nie. Administracje w trosce o bezpieczeństwo ochroniarzy nie chcą, by lokatorzy przychodzili do dyżurki. Każdą przesyłkę trzeba dostarczyć do odbiorcy. W rejonie Mariusza wszystkie budynki mają windy, na szczęście. Nie ma więc zatargów z lokatorami z tego powodu, że ktoś żąda wniesienia przesyłki pod drzwi, a kurier nie ma takiego obowiązku. Wiele się słyszy o kontuzjach kręgosłupa u kurierów z powodu dźwigania ciężkich przesyłek. A paczki mogą ważyć nawet 30 kg. Nie ma żartów.

W czasach pandemii kurier nie wchodzi do mieszkań. – Dostarczam przesyłkę pod drzwi – wyjaśnia Mariusz. – Każda paczka ma swój kod, odbiorca albo podaje ten kod, albo podpisuje się na specjalnym urządzeniu, które ma kurier. Jeśli odbiorca musi zapłacić za przesyłkę, używa karty płatniczej. Bywa, że ktoś jest na kwarantannie, ale to zdarza się rzadko. Niektórzy dzwonią wcześniej i informują o tym, inni nie. Jedynym pozytywnym efektem pandemii jest to, że poznałem ludzi, którzy mieszkają w moim rejonie. Wcześniej widziałem ich sporadycznie, oni mnie też. Teraz często ktoś zaczepia mnie na ulicy, uśmiecha się do mnie i pozdrawia. Pyta: „Dzień dobry, jak zdrowie?”. To bardzo miłe. Są osoby, którym dostarczam przesyłki codziennie. Naprawdę! Bywa, że ktoś zaproponuje mi coś do picia, zimnego, gdy jest gorąco, ciepłego, gdy zimno. Albo któraś z pań chce mnie poczęstować obiadem. Odmawiam. Nie mam na to czasu, bo za każdą dostarczoną paczkę dostaję pieniądze.

Co wozi kurier? – Dużo ubrań w foliopakach i butów – zdradza Mariusz. – Są przecież przeceny, promocje. Black Friday też pewnie przełożył się na liczbę przesyłek. Poza tym jest sprzęt RTV, meble do złożenia zapakowane w paczkach, jedzenie długoterminowe. Przed laty pracowałem jako kurier w miastach i w podwarszawskich wsiach. Dla kuriera najwygodniej jest na wsi, bo zawsze ktoś jest w domu i nie ma problemu z dostarczaniem przesyłki. Na warszawskich osiedlach jest inaczej. A kurier powinien dwa razy dostarczyć paczkę do odbiorcy, by umożliwić mu odbiór. Gdybyśmy każdą przesyłkę musieli dostarczyć dwa razy, na pieprz byśmy nie zarobili.

e.borecka@tygodnikprzeglad.pl

Fot. Włodzimierz Wasyluk/Forum

Wydanie: 2020, 50/2020

Kategorie: Kraj