Bez Unii nie damy rady

Bez Unii nie damy rady

Dzięki integracji z UE polska wieś i rolnictwo będą mogły uniknąć niekorzystnych konsekwencji globalizacji

Dr Roman Sobiecki ze Szkoły Głównej Handlowej

– Od czego zależeć będzie w najbliższej przyszłości rozwój naszego rolnictwa?
– Przede wszystkim od dwóch czynników zewnętrznych. O rozwoju polskiego rolnictwa i o poprawie jego konkurencyjności zadecydują integracja Polski z Unią Europejską oraz procesy globalizacji. Te czynniki działają w odmienny sposób. Globalizacja niesie szereg zagrożeń, bo gdyby nasze rolnictwo podlegało regułom rynku światowego, polskie towary rolne byłyby niekonkurencyjne na rynku światowym. Zagrożenia te może natomiast neutralizować integracja Polski z UE. Rolnictwo unijne też nie jest w stanie sprostać otwartej konkurencji światowej. Dlatego więc, wstępując do UE, „wsiadamy do tego samego wagonu”, czyli polskie rolnictwo może liczyć na podobne wsparcie i podlegać będzie takim samym regułom ochronnym jak unijne.
– Dlaczego oba te czynniki nabrały aż tak dużego znaczenia i stały się nawet ważniejsze niż poprawa produktywności naszego rolnictwa?
– Światowy rynek produktów rolno-spożywczych notuje stałą nadwyżkę, podaż przewyższa popyt…
– Mimo że tylu ludzi głoduje?
– Ocenia się, że głoduje od 800 mln do miliarda ludzi. Nie zmienia to faktu, że na rynek trafiają ogromne nadwyżki z państw o najlepszych warunkach naturalnych i ekonomicznych do produkcji rolnej, takich jak Nowa Zelandia, Argentyna czy Australia, oraz z krajów słabo rozwiniętych, sprzedających produkty rolne po bardzo niskich cenach. Do tego dochodzi nadprodukcja żywności w państwach najlepiej rozwiniętych, które subsydiują swój eksport rolno-spożywczy. Kraje rozwijające się uważają, że wzrost ich udziału w światowym handlu rolnym jest utrudniony z powodu subsydiów eksportowych stosowanych przez grupę państw wysoko rozwiniętych. W istocie, prowadzone od trzech lat na forum Światowej Organizacji Handlu (WTO) negocjacje, mające poszerzyć dostęp krajów najuboższych do światowego rynku rolnego, nie doprowadziły do realizacji tego celu. Kraje rozwinięte nie obniżyły bowiem w odpowiednim stopniu swych ceł importowych. Albo więc wchodzimy do Unii Europejskiej, albo samotnie poddajemy się mechanizmom rynku światowego.
– Czyli mamy do czynienia z hipokryzją – z jednej strony, kraje wysoko rozwinięte wiele mówią o pomocy dla najbiedniejszych, a z drugiej, paraliżują działania mogące wspomóc rozwój rolnictwa w tych państwach.
– Przykładem są choćby Stany Zjednoczone, które naciskają w ramach WTO na maksymalne zliberalizowanie handlu rolnego i wzywają UE do poddania się regułom wolnego rynku, a jednocześnie subsydiują swoich farmerów gigantyczną sumą 105 mld dol. Jakie państwo rozwijające się może sobie pozwolić na takie dotacje? One nie mają z czego dopłacać i są skazane tylko na dumping socjalny – drastycznie niskie opłacanie własnych rolników, by ich żywność była konkurencyjna cenowo na światowym rynku. Ale w ten sposób nie wyjdą z ubóstwa. Bieguny biedy i bogactwa się oddalają. A my, zostając poza Unią, musielibyśmy dostosować się do takich warunków i walczyć w pojedynkę. Wchodząc, znajdziemy się na tym samym wózku. Integracja z UE stanie się dla nas pewną przeciwwagą wobec globalizacji. Na rynku globalnym będziemy występować jako Unia.
– Czy polscy producenci żywności nie mogliby sami przebić się na światowym rynku ze swoimi produktami?
– Niezależnie od wysiłków, jakie możemy podjąć dla rozwoju polskiego rolnictwa, nie mamy szans na to, by w warunkach otwartej konkurencji móc korzystnie sprzedawać większość naszych artykułów rolno-spożywczych. Mamy nie więcej niż 100 tys. gospodarstw, które dziś mogą być konkurencyjne wobec światowej czołówki. A przecież powinniśmy rozwiązać bardzo poważne problemy trapiące polską wieś: ubóstwo – dochody z działalności rolniczej stanowią, w przeliczeniu na pełnozatrudnionych, niewiele ponad 30% dochodów pozarolniczych – oraz bezrobocie. Liczbę ludzi zbędnych w rolnictwie można szacować na milion osób. No i oczywiście ogromnie ważna jest wspomniana wcześniej poprawa produktywności naszego rolnictwa. Na te wszystkie cele nie ma pieniędzy ani w budżecie, ani u producentów. Możemy liczyć głównie na wsparcie zewnętrzne. A po wejściu do Unii zostaniemy objęci Wspólną Polityką Rolną, wprowadzającą, z jednej strony, mechanizmy ochronne, a z drugiej, wymuszającą postęp w naszym rolnictwie.
– Czy Wspólna Polityka Rolna stanowi też szansę dla najmniejszych gospodarstw, właśnie tych najuboższych, gdzie żyje się szczególnie ciężko?
– Unia w swojej polityce rolnej zmierza w kierunku dotowania obszarów wiejskich, a nie produkcji. Coraz więcej uwagi zwraca się na pozaprodukcyjne funkcje rolnictwa, właśnie takie jak tworzenie miejsc pracy. Chodzi o to, by nie kreować wzrostu produkcji (skoro jest nadwyżka podaży nad popytem), a jednak w miarę możliwości utrzymywać poziom dochodów unijnych rolników. Dlatego integracja stanowi szansę także dla gospodarstw socjalnych (nieprowadzących produkcji towarowej), których w Polsce jest większość – ok. 55%. Ich funkcjonowanie jest bardzo ważne, bo pomaga łagodzić problem bezrobocia i odciąża budżet państwa. Będziemy mogli korzystać z funduszy unijnych, funkcjonujących m.in. po to, by wyrównywać różnice między członkami UE. Te regiony, w których wskaźniki rozwojowe są poniżej średniej unijnej, skorzystają ze wsparcia. A my do potentatów przecież nie należymy.
– Jednak część działaczy wiejskich uważa, że środki, jakie Unia dla nas przeznacza, są zbyt małe.
– Po przyjęciu Polski do UE do naszego rolnictwa, w ramach realizacji polityki wspólnotowej, powinno w latach 2004-2006 trafić ok. 7,4 mld euro z budżetu unijnego. Średnio w skali roku oznacza to ok. 2,5 mld euro, czyli aż dwukrotnie więcej, niż wyniosły wydatki na rolnictwo (bez nakładów na KRUS) z polskiego budżetu w ubiegłym roku. Bardzo ważny czynnik wpływający na rozwój naszego rolnictwa stanowią limity sprzedaży produkcji rolnej przydzielone Polsce przez Unię. Wynegocjowano m.in. 28,3 mln ton zbóż rocznie oraz 9,38 mln ton mleka. To o 0,5 mln ton więcej mleka, niż produkujemy obecnie. W warunkach wolnej konkurencji mielibyśmy minimalne szanse na osiągnięcie podobnych rozmiarów sprzedaży.

Dr Roman Sobiecki pracuje w Katedrze Analizy Rynków i Konkurencji SGH w Warszawie. Zajmuje się m.in. uwarunkowaniami rozwoju polskiego rolnictwa i zagadnieniami konkurencyjności na światowych rynkach.

 

Wydanie: 2003, 21/2003

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy