Bez „wypierdalać” nie razbieriosz

Bez „wypierdalać” nie razbieriosz

Zapewne portugalską rewolucję goździków dało się zrozumieć bez wspominania o goździkach zatykanych w lufach karabinów żołnierzy i policjantów przez demonstrujących, którzy chcieli demokracji w miejsce prawicowej dyktatury. Istoty polskiej rewolucji z jesieni 2020 r. nie da się zrozumieć, kiedy nie dostrzeżemy, co naprawdę mówi nam wszechobecnie wykrzykiwane „wypierdalać” i spora czy – jak kto woli – niesłychana nadobecność słów uznanych za wulgarne, obraźliwe, obsceniczne. Są w powietrzu prawie wszystkie i w częstym użyciu. Ale ich rola, znaczenie i moc nie polegają po prostu na tym, że ten przekaz ma do kogoś dotrzeć i wywołać oczekiwany skutek (żeby „wypierdolili”). By to wyjaśnić, przywołam stary jak polska konstytucja felieton narodowego dramatopisarza, goszczącego raz za razem na arkuszach maturalnych, Sławomira Mrożka. Ów felieton, „Taniec rytualny”, zaczyna się tak: „Konstytucja, owszem, ładna. Tylko dlaczego ani razu nie użyto słowa »kurwa«? Nie ma go w całym projekcie, napisanym poprawną polszczyzną i nawet pozwalającym sobie na pewne wzniosłości we wstępie. I to ma być konstytucja dla wszystkich, a nie jakaś elitarna?”.

Potem Mrożek zadaje kolejne pytania: „Dlaczego zredagowana jest tak oschle i surowo, w języku składnym i logicznym, czyli mało zrozumiałym albo wręcz niezrozumiałym dla większości, która, jak wiadomo z licznych ostatnio sondaży, nie rozumie nawet prostego zdania przeczytanego w gazecie, jeśli gazetę w ogóle czyta? Dlaczego to wszystko takie nieprzystępne, abstrakcyjne, nieatrakcyjne, sztywne, staroświeckie, nieodlotowe, bez luzu, fajności, dowcipu i jaj?”. Przyznam się, manipuluję trochę Mrożkowym tekstem, bo w istocie był on obroną kultury wysokiej, choć przewrotność formy pozwala go czytać inaczej – wbrew intencjom autora, ale zgodnie z podświadomą mądrością tekstu. „W imieniu ludu umęczonego kulturą wysoką proszę o minimum: żeby w projekcie konstytucji umieścić choć raz słowo »kurwa«. Żeby przybliżyć i uprzystępnić. Przecież to ma być konstytucja dla mas, nie?”. Nie z powodu wspomnianego wyżej braku konstytucja nie stała się tekstem bliskim Polkom i Polakom. Spełniała bowiem wysokie standardy Mrożkowego wyobrażenia o kulturze wysokiej. Przez co stała się i obca, i nieprzestrzegana, na długo zanim PiS zaczęło majstrować wokół jej interpretacji, podporządkowując sobie bezprawnie najwyższy
uprawniony do tego organ.

Przed kilkoma laty Joanna Jaśkowiak, żona prezydenta Poznania, na wiecu Międzynarodowego Strajku Kobiet, który sprzeciwia się nienawiści i pogardzie wobec kobiet oraz pozbawianiu ich prawa wyboru, mówiła: „Najpierw było to zdziwienie, później zaskoczenie, oburzenie, niedowierzanie, złość, wściekłość. I ostatecznie brakuje mi słów i [oddaje to] chyba tylko jedno mało cenzuralne: wkurw. Jestem wkurwiona. Myślę, że wszystkie, jak tu jesteśmy, jesteśmy po prostu wkurwione”. Została skazana w pierwszej instancji, jednak podczas rozprawy apelacyjnej sąd zajął zgoła odmienne stanowisko: „Nie sposób przyjąć, skupiając się na okolicznościach podmiotowych, iż obwiniona użyła słów wulgarnych z niskich pobudek, to jest dla przyjemności bądź dla wywołania taniego efektu retorycznego. Przeciwnie, co wynika z treści przemówienia, chodziło o wyrażenie autentycznej, skrajnej dezaprobaty dla poprzedzających i współczesnych szeroko rozumianych społecznych i politycznych wydarzeń i w subiektywnym przekonaniu obwinionej drastyczność słownej jej reakcji była uzasadniona w tym sensie, iż żaden mieszczący się w normie kultury słownej dynamizator wypowiedzi nie był w stanie dostatecznie oddać jej negatywnego stosunku do rzeczywistości. (…) Inkryminowane słowa zostały wypowiedziane w trakcie manifestacji organizowanej w konwencji wiecu, gdzie granica swobody wypowiedzi jest z natury rzeczy poszerzona”.

Co ma sprawa Joanny Jaśkowiak do naszego tytułowego „wypierdalać”? Ano to, że kobiety poczuły naprawdę skrajną wściekłość po wyroku partyjnego trybunału Przyłębskiej uznającej, że poważne uszkodzenie płodu nie jest wystarczającą przesłanką do przerwania ciąży. I po tych wszystkich latach wykrzyczały, wykrzykują i będą wykrzykiwać to „wypierdalać”. Przeciwko czemuś większemu, przeciw męskiej władzy, która na takie ograniczenie praw kobiet sobie pozwala, i to w momencie, kiedy nie można (teoretycznie) zgodnie z prawem jej oprotestować. Ten krzyk narusza jeszcze większe tabu: katolicko-męsko-patriarchalną wizję kobiety akceptowalnej, do formowania której służą wszystkie narzędzia socjalizacji: szkoła, Kościół, prawo, media, obyczaj, stygmatyzowanie. Wedle tej wizji kobieta ma być grzeczna, posłuszna, podporządkowana, niepyskata. Ma być jak w „Opowieści podręcznej” Atwood: niekłopotliwa, bezradna i zależna – od mężczyzn, ich kultury i władzy, czego karykaturalnym portretem są polscy hierarchowie i zrzędliwy, zawistny starzec z Żoliborza.

I to przeciw temu niesie się owo „wypierdalać”. Strofowane przez sprawców przemocy, arbitrów dobrego wychowania (nie tylko tych z „dobrej zmiany”), dla jaj piszą na transparentach: „Bądź tak łaskaw i oddal się, proszę, dziękuję i przepraszam”; „Dzisiaj tata pozwolił mi przeklinać”; „Umykajcie chyżo”; „Jesteśmy zaniepokojone”; „Uprzejmie prosimy uciekać prędziutko”; „Jako damy przeklinamy”; „Czem prędzej się wybierajcie!”.

Możecie się krzywić i kręcić noskami. Na koniec i tak wybrzmi najprawdziwsze, pełne kobiecej mocy WYPIERDALAĆ. I ono wygra.

r.kurkiewicz@tygodnikprzeglad.pl

Wydanie: 2020, 45/2020

Kategorie: Felietony, Roman Kurkiewicz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy