Bezinteresowna zgodność

Na śniadanie do Moniki Olejnik zachodzę rzadko, zawsze z masochistyczną przyjemnością. Nie dlatego, że interesujący jest wyścig liderów życia politycznego do potraw i mikrofonu, dwubój przypominający. Zawsze jestem tam obsobaczany, co wystarcza potem za wielotygodniową pokutę.
Ostatnio omal nie zadziobali mnie liderzy PiS i PO – poseł Dorn i Jan Maria Rokita. Dzielnie wspomagani przez marszałka Nałęcza z socjaldemokracji Marka Borowskiego. Bo „borowiki” w szlachetnej akcji zaznaczenia swojej odrębności od SLD prezentują zdania odrębne, zwykle zgodne z prawicową opozycją.
Naskoczono na mnie, bo z wielką nieśmiałością poinformowałem, że grupa senatorów i posłów z SLD chce wystąpić z apelem do rządu, już po zatwierdzeniu go przez Sejm, o przygotowanie harmonogramu wycofania naszych wojsk z Iraku. Zarzucono mi, że sprzyjam islamskim terrorystom, wręcz jestem ich kryptoagentem. Bo proponując taki pomysł, staję z nimi w jednym szeregu. Zarzucono mi defetyzm i zwyczajne tchórzostwo. Równanie w jednym szeregu z podłymi Hiszpanami, którzy zachowali się niezwykle haniebnie, bo dotrzymali obietnic wyborczych. Taki występek jest szczególnie w środowisku PiS i PO piętnowany.
Ale nie wszyscy ocenili mnie zupełnie nisko. Znany z nonkonformizmu wobec przedwyborczych sondaży Jan Maria Rokita uznał, że siedzi w studiu ze zwyczajnym konformistą, który mówi to, co społeczeństwo myśli w sondażach. Rokita uznaje widocznie, że w Polsce poseł może się zgadzać z opiniami większości wyłącznie w celu uzyskania lepszego, też sondażowego, wyniku. Bezinteresowna zgodność nie istnieje.
Oczywiście moje wyjaśnienia, przypominanie o torturowaniu więźniów irackich, nie zrobiły na moich przeciwnikach politycznych większego wrażenia. To przecież terroryści, ludzie strzelający z ukrycia do cywilów, do kobiet i dzieci, zatem w tym starciu nie obowiązują normy cywilizowanej wojny. Sami sobie na te tortury zasłużyli. Zresztą podobne poglądy czytałem w portalu internetowym Onet. Zwłaszcza po zabójstwie korespondenta TVP Waldemara Milewicza. Padały tam wówczas argumenty, że po takim zamachu wojsko polskie ma obowiązek w Iraku zostać aż do czasu dokonania zemsty za telewizyjnego idola.
Parę dni minęło i media zapełniły się apelami o jak najszybsze wycofanie naszych wojsk z Iraku. Wtórowali im politycy, nawet tak prominentni jak poseł Bronisław Komorowski z PO, były minister obrony narodowej za rządów AWS. W ciągu tych dni paru nie odnotowaliśmy żadnego zamachu islamskich terrorystów w Polsce. Przeciwnie, jeden podejrzany o sympatyzowanie z nimi imam kraj nasz opuścił. Nie wygrali u nas w wyborach socjaliści obiecujący politykę pacyfistyczną, bo długo jeszcze musimy na to czekać. Nie ujawnili się opiniotwórczy agenci Al Kaidy. Do zmiany zdania polityków i mediów skłonili nas nasi amerykańscy sojusznicy. Skłonili niezwykle wstrząsającą polską opinią publiczną decyzją odmawiającą Bumarowi kontraktu na sprzedaż broni do Iraku. Skoro Amerykanie nie dają nam tam zarobić, to my się szybko wycofujemy. Nie będziemy umierać darmo za demokrację w Iraku. Śmierć frajerom.
Szkoda, że Amerykanie nas do tego zbrojeniowego żłobu nie dopuścili. Słyszałbym wtedy dyżurnych moralistów, że śmierć w Iraku z polskiej broni jest świadectwem sukcesu misji stabilizacyjnej. Przyjaźni między dwojga bratnimi narodami.

 

 

 

Wydanie: 2004, 23/2004

Kategorie: Blog

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy