Bezwiedność

Bezwiedność

Bezmyślność – do czegóż nas ona prowadzi, jak nie do moralnego daltonizmu?

W jednym z ostatnich „Tygodników Powszechnych” czytam artykuł prowincjała zakonu augustianów, Wiesława Dawidowskiego. Dowiaduję się, że gdyby nie Jan Paweł II, „nigdy nie przeszlibyśmy przez czerwone morze komunizmu” i „nigdy nie doszłoby do pokojowej transformacji ustrojowej”. Zaraz potem czytam tamże wywiad z Agatą Buzek. W słowach najwyższego uznania rozpływa się ona nad filmem „Rewers” Borysa Lankosza, w którym swego czasu zagrała główną rolę.

Cóż, każdy ma prawo do własnych poglądów. Wiesław Dawidowski mówi w swym artykule rzeczy słuszne i ważne, Agacie Buzek, renomowanej aktorce, także trudno cokolwiek zarzucić. O co zatem chodzi? O bezwiedność. O to, że mówimy bezwiednie i powtarzamy bezwiednie. I przemilczamy – też bezwiednie. Przy całym przecież szacunku dla Jana Pawła II największą zasługę dla „pokojowej transformacji” ma gen. Wojciech Jaruzelski, bo to on dzierżył wtedy władzę i to on miał do dyspozycji wszystkie resorty siłowe. A film Lankosza wbija się w pamięć akurat sceną, w której – przy oczekiwanej aprobacie widza – ciało zamordowanego przez kochankę Marcina Dorocińskiego rozpuszcza się z wolna w wannie. Nie powinno się tak traktować ciała człowieka, lecz – jak widać – można tak traktować ciało ubeka.

Bezwiednie więc mówimy o zasługach Jana Pawła II, przemilczając zasługi „komunisty”. Bezwiednie chwalimy film (czy nie za jego „antykomunizm”?), przemilczając jego odrażający wydźwięk moralny. Rozumiem, że bezwiednie rzucone zdanie o papieżu znajduje się u Dawidowskiego po to, by wzmocnić jego wywody, lecz czy musi iść za tym manipulacja historią (by nie powiedzieć jej fałszowanie)? Rozumiem też, że swego czasu bezwiednie uwiodła Agatę Buzek czarna groteska filmu Lankosza, lecz czy aktorka ta musi w dalszym ciągu zachowywać swój bezkrytycyzm? I czy taką postawę musi także prezentować osoba prowadząca z nią wywiad – Katarzyna Kubisiowska?

Niech nikt nie mówi, że odbieram ludziom prawo do ich poglądów. Gdy kładziemy na szali prawdę i fałsz, humanizm i dehumanizację, moralizm i immoralizm – nie możemy już (przynajmniej taką mam nadzieję) mówić o poglądach, ale o bezwiedności właśnie. Lecz na to też nie sposób się godzić. Bo nie można się godzić ani na automatyczne powtarzanie zastanych wyobrażeń, ani na przemilczanie tego, co do obrazu nie pasuje. Bezwiedność? Bezrefleksyjność? A może po prostu – bezmyślność? Do czegóż nas ona prowadzi, jak nie do moralnego daltonizmu?

Oczywiście bezwiedność nie jest przypadłością ani „Tygodnika Powszechnego”, ani zaczepionych tu osób – to nasza polska przypadłość. Tymczasem słowa nie są niewinne. Pomyślmy: termin dla naszych rodaków kluczowy – to „komunizm”. Zmarły pół roku temu prof. Andrzej Walicki daremnie przekonywał, że system PRL-owski, a w każdym już razie ten, który ukształtował się po Październiku 1956 r., nie miał z komunizmem wiele wspólnego. Inny termin dla rodaków kluczowy – to „ubek”. Rozciąga się jego znaczenie na cały czas istnienia PRL (o ile nie dłużej), tymczasem UB to jednak nie to samo co SB, i nie chodzi tu tylko o zmianę nazwy. A słowo „opozycjonista”, którym określa się każdego, kto był w opozycji przed kilkudziesięciu laty? Pamiętam, jakie zdziwienie wzbudził kiedyś w Brukseli pewien polski europoseł, który słowo „opozycjonista” miał podczas panelu wypisane na swej wizytówce. Czy w Polsce – pytano w kuluarach – opozycjonistą jest się dożywotnio? A skrót „PRL”, który w potocznym obiegu oznacza państwo powstałe w roku 1944? Czy Stanisław Mikołajczyk był wicepremierem rządu PRL?

Słowa odarte ze znaczeń dotyczą przy tym nie tylko minionego ustroju, lecz i naszej współczesności. „Solidarność”? Brutalność walki ugrupowań postsolidarnościowych nie tylko z dawnym przeciwnikiem, lecz i między sobą, dawno już przeszła wszelkie wyobrażenia (zabawne, że dziś wszyscy tu sobie zarzucają… komunizm). „Konserwatyzm”? Gdy spojrzymy na „konserwatywne” PiS, ujrzymy w nim raczej rewolucjonizm niż konserwatyzm. Papiery ubecko-esbeckie awansowane do rangi pamięci narodowej, niegdysiejszy prokurator lustracyjny, nazwany rzecznikiem interesu publicznego… A na tym jeszcze siatka przemilczeń, na czele z przemilczeniem największym, najbardziej faryzejskim i najbardziej nikczemnym: odfajkowaniem problemu przerywania ciąży drogą ustaw – tyleż restrykcyjnych, co nieżyciowych. Oto droga, na której doszło do skorumpowania naszego języka i przetrącenia naszego kręgosłupa.

Jedna z części mojej ostatniej książki, „Antykomunizm, czyli upadek Polski”, nosi tytuł „Cywilizacja kłamstwa”. Nadal mieszkamy w tej cywilizacji. Niedawno Jan Hartman, rekonstruując w „Polityce” „oficjalną polską historię, taką z głowy Dudy i Morawieckiego”, napisał: „To czysta mitomania i megalomania, bez styczności z prawdą”. Nadal żyjemy w tej mitomanii. Żyjemy, choć co to za życie. Ale skoro żyjemy, to i wszystko zaklepujemy. Robimy to bezwiednie.

a.romanowski@tygodnikprzeglad.pl

Wydanie: 10/2021, 2021

Kategorie: Andrzej Romanowski, Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy