Bicze przewodniczącego

Bicze przewodniczącego

Na zjeździe Samoobrony byli prywatni przedsiębiorcy, bezrobotni, rolnicy i studenci. Łączyło ich jedno – uwielbienie dla Andrzeja Leppera

– To jest tak. Człowiek wchodzi do dżungli i myśli, że jak nie wierzy w tygrysa, to on go nie zaatakuje. A to nieprawda. My w Samoobronie wiemy, że ten tygrys jest, i nie damy mu się zaskoczyć. Nie zamykamy oczu na niebezpieczeństwa i zagrożenia. Patrzymy na kolorowe witryny, banki, wieżowce, do których nie mamy wstępu. One nie są nasze. Nie dajmy się zwieść obłudzie – przekonuje Marcin Bartczak, zaocznie studiujący na I roku politologii i pracujący jako dealer telefonów komórkowych, członek młodzieżówki Samoobrony.
Poczucie zagrożenia i syndrom oblężonej twierdzy doskonale dawały się odczuć podczas ostatniego kongresu Samoobrony. Około 3 tys. delegatów z całej Polski przyjechało do Sali Kongresowej Pałacu Kultury i Nauki w przekonaniu, że oto ich organizacja to bicz Boży na malwersantów, skorumpowanych polityków i sprzedajnych negocjatorów z Unią Europejską. Przekonanie o własnej wyższości i o tym, że na ich barki spadło wypełnienie dziejowej misji ratowania ojczyzny przebijało niemal z każdej wypowiedzi działaczy Samoobrony.

Połączył ich Andrzej Lepper

Patrząc na tłum zgromadzony w Sali Kongresowej, trudno było uwierzyć, że tak różnych ludzi cokolwiek może łączyć. Bo co może mieć wspólnego rolnik o spracowanych dłoniach z mężczyzną wyglądającym jak z podrzędnych filmów gangsterskich – jasna marynarka, bardzo szerokie spodnie skracające optycznie i tak niewysoką już sylwetkę. Na kongresie można było spotkać właściwie wszystkich – rolników, bezrobotnych, właścicieli firm, robotników, ale i osoby z wyższym wykształceniem czy studentów. Jak oficjalnie mówią, połączyła ich troska o dobro Polski i osoba Andrzeja Leppera. – Jestem w Samoobronie, bo spełnia moje wyobrażenia o partii postępowej. Zabezpiecza moje potrzeby bytowe. Wcześniej byłem w „Solidarności”, ale rozczarowałem się i odszedłem – przyznaje rolnik Janusz Gut z gminy Krzczonów (woj. lubelskie), w Samoobronie od dwóch lat. Inny rolnik, z Mazowsza, mówi mi, że ma dość kampanii na rzecz integracji z Unią Europejską i działa, ponieważ chce, aby jego sprzeciw był zauważony. – W żadnej innej partii zwykły, biedny człowiek nie miałby żadnych szans, a marszałek Lepper chciał mnie wysłuchać i liczy się ze zdaniem takich jak ja – twierdzi.
– Jestem sympatykiem Samoobrony od kiedy powstała. Jeśli ktoś ma szczyptę patriotyzmu, jest razem z nami – przekonuje delegat z ziemi sieradzko-łęczyckiej. On sam prowadzi działalność gospodarczą i chociaż nie narzeka na niedostatek, to – jak sam mówi – nie może patrzeć na to, jak ciężko jest przetrwać rodzimym przedsiębiorstwom. Jak wielu innych członków Samoobrony do tej właśnie organizacji zapisał się, bo osobiście poznał jej lidera. – Kiedyś byłem w szpitalu i akurat wtedy strajkowały pielęgniarki. Przyjechał do nich Andrzej Lepper. Podszedłem do niego i porozmawialiśmy. Ujął mnie swoją charyzmą – dodaje z dumą.
– Od dawna chciałem coś zrobić dla Polski. Byłem wcześniej w Unii Polityki Realnej Korwin-Mikkego, ale nie wytrzymałem tam długo, bo dawało się odczuć arogancję i lekceważenie wobec zwykłych członków, zwłaszcza tych ubogich. Prawicowe partie tyle mówią o demokracji, ale w swoich organizacjach chyba tego nie tolerują, bo o równym traktowaniu nie było mowy. Tutaj czegoś takiego nie ma – przekonuje nauczyciel z Nowej Huty.
Samoobrona zadbała też o gwałtownie wzrastający elektorat bezrobotnych. – Postanowiliśmy założyć partię reprezentującą interesy ludzi niemogących znaleźć zatrudnienia – opowiada Artur Janiszek, przewodniczący oddziału okręgowego Ogólnopolskiej Organizacji Bezrobotnych w Łukowie – Kiedy opracowaliśmy nasz program, okazało się, że jest on taki sam jak program Samoobrony. Uznaliśmy, że nie ma sensu dublować się i przyłączyliśmy się do pana Leppera.
Dla części Samoobrona stała się okazją do zaistnienia, ucieczką przed marazmem i beznadziejnym siedzeniem w domu w oczekiwaniu na pracę. – Dzięki niej mam poczucie, że coś robię. Wcześniej tkwiłem w fotelu przed telewizorem i wysłuchiwałem zrzędzenia żony, teraz znikam w sprawach organizacyjnych i mam spokój – mówi trzydziestokilkuletni chłopak, który przyjechał na kongres z województwa podlaskiego. Dla innych Samoobrona jest po prostu trampoliną do kariery. – Nikt oficjalnie tego nie mówi, ale większość chce załapać się na radnego albo liczy na jakieś stołki w urzędach lokalnych – uważa działacz z Pomorza.

Młode wilczki

Najwięcej różnic daje się zauważyć pomiędzy starszymi członkami Samoobrony a działającą pod skrzydłami Leppera młodzieżą. – Czy pani wierzy w szczerość tych wilczków? Przecież oni są tu tylko dlatego, że wietrzą interes, kręcą się wokół liderów, bo chcą nawiązać przydatne kontakty. Nie w głowie im praca na rzecz innych, w nosie mają biednych czy bezrobotnych. Działają tu, bo nie chcą podzielić ich losu – mówi mi jeden z delegatów.
Najmłodsza kadra Samoobrony rzeczywiście wyróżnia się na tle pozostałych. Zadbani, w porządnych garniturach, pewni siebie. Wiedzą, czego chcą, i nie boją się po to sięgać. Dobre wrażenie znika zazwyczaj po pierwszych słowach. Mówią okrągłymi, pustymi zdaniami i niezależnie od zadanego pytania rozmowę kierują na sprawy wzniosłe. – Są jak wytresowani – ocenia jeden z działaczy starszego pokolenia.
Dlaczego wybrali akurat Samoobronę? – To jedyna szansa na odbudowę zniszczonego przez zdrajców państwa. Główną zaletą Samoobrony jest to, że broni wartości narodowych, sprzeciwia się globalizacji. My, Słowianie, musimy trzymać się razem – odpowiada patriotycznie Marcin Bartczak. Piotr Zimmer z Piotrkowa, student prawa wyjaśnia:- Pochodzę z rodziny o inteligenckich korzeniach, wychowałem się w patriotycznym i katolickim duchu i już od dawna nie mogłem patrzyć na to, co się dzieje w kraju. Ostatecznie zdecydowało o przyłączeniu się do Samoobrony podniesienie cen biletów kolejowych. Byłem współorganizatorem akcji protestacyjnej, ale przegraliśmy i rząd wprowadził podwyżkę. Zrozumiałem wtedy, że jak będziemy działać osobno – osobno robotnicy, rolnicy i studenci – niczego nie osiągniemy.
– Zacząłem działać przed wyborami. Spodobało mi się, że Andrzej Lepper dotrzymuje słowa. Usiłowano „ugłaskać” przewodniczącego, ale nie udało się to. Przewodniczący zachował swoją twarz i pozostał taki sam. Mówił, że będzie wytykał błędy, walczył z korupcją i robi to. Imponuje mi jego odwaga – przekonuje Grzegorz Skwierczyński, student prawa, przewodniczący młodzieżówki Samoobrony, pracujący w biurze poselsko-senatorskim. – Media mówią, że polska młodzież nie ma autorytetów, to nieprawda. Dla nas autorytetem jest marszałek Andrzej Lepper – dodaje Marcin Bartczak. Nie razi ich język lidera partii, gdyż – jak przekonują – właśnie tak mówi większość ludzi. – Czy wypowiedzi są ostre? To, co mówi marszałek, jest bardzo parlamentarne. On jest tak inteligentnym człowiekiem, że wie, że w barach, biurach mówi się takim słownictwem. On mówi to, co ludzie chcą przekazać – argumentuje student politologii. – Andrzej Lepper nie mówi językiem poetyckim, nie mówi jak ktoś, kto chce nas oszukać – dodaje Piotr Zimmer.

Albo bezrobotny, albo przestępca

– Nie może być tak, że młody człowiek ma do wyboru albo być na bezrobotnym, albo zostać przestępcą – mówi Grzegorz Skwierczyński i przedstawia cztery filary (nauka, praca, bezpieczeństwo, wypoczynek), którymi chce się zająć młodzieżówka Samoobrony. – Czas, aby polska młodzież, Polacy nie pracowali dla Niemca czy Żyda, ale dla Polski, czyli dla naszej wspólnej rodziny. Jestem menedżerem wiejskiego klubu sportowego w Siedlcach. Nasza praca polega na organizacji meczów, spotkań. To bardzo wyczerpujące, ale też daje satysfakcję – podaje przykład pracy na rzecz innych.

Do Samoobrony popchnęła ich beznadziejna sytuacja, w jakiej znalazła się polska młodzież. Wymieniają perspektywę głodowej emerytury, absurdalnie wysokie ceny metra kwadratowego mieszkania uniemożliwiające kupienie własnego M4 i problemy z założeniem rodziny. Zdaniem Marcina Bartczaka, młodym zabiera się możliwość prokreacji i rozwoju ich rodzin, ponieważ kobietę łatwo znaleźć, natomiast żeby się z nią ożenić, trzeba pieniędzy; na utrzymanie dzieci też trzeba funduszy.
Wielkich słów o poświęceniu dla ginącej ojczyzny nie używa natomiast barczysty, krótko ostrzyżony chłopak. – Jak to, co mi da Samoobrona? Władzę i kontakty – śmieje się, puszczając oko. Inny żartuje, że zapisał się po pijaku, a jak otrzeźwiał, nie chciało mu się wycofywać. Nie pozostawia jednak złudzeń co do swojego zaangażowania: – Jestem tu do wyborów samorządowych. Jak przegrają, to znikam.

Szpiegują, kontrolują…

Na kongresie panowała atmosfera jak na akademii „ku czci”. Delegaci ślepo wpatrzeni w swego rządzącego niepodzielnie partią przewodniczącego, bukiety kwiatów, kapele ludowe, kryształowy wazon, gromkie brawa, którymi słuchacze przerywali przemówienie Leppera, chóralne odśpiewywanie „Sto lat” i „Niech mu gwiazdka pomyślności” oraz nadające kolorytu wyściełane na czerwono fotele. Były i inne praktyki – zakaz opuszczania budynku PKiN odciął działaczy od świata zewnętrznego, szerzyło się donosicielstwo i kontrolowanie wypowiedzi delegatów. – Chciałem wyjść na chwilę, bo mnie znajomi prosili o wykupienie recepty na lekarstwo, którego u nas nie mogli dostać. W Warszawie pewno nie miałbym z tym problemu, ale strażnik nie chce mnie wypuścić. Powiedział, że jak wyjdę, to mnie już nie wpuszczą z powrotem – mówił zdenerwowany delegat z Mazur. – Tyle się mówi o demokracji, a to zwykły zamordyzm – dodaje cicho inny.
Szept jednych i wyraźne unikanie przedstawicieli mediów przez innych miały, jak się okazało, swe uzasadnienie. Aktywiści Samoobrony wiedzą, że media ich nie rozpieszczają, zaś ich wizerunek utrwala jedynie negatywne stereotypy działaczy partii. Stąd, nawet po kilkuminutowej rozmowie, żądają pisemnego oświadczenia (najlepiej podpisanego przez świadków), że wypowiedzi będą autoryzowane. Nie bez wpływu na pełne ostrożności zachowanie pozostają apele domagającego się bezwzględnego posłuszeństwa przewodniczącego. – Dziennikarze niech nie mędrkują, lecz niech działają na korzyść Polski i Polaków. Dziennikarzy odsyłajcie do swoich przewodniczących – zalecał podczas zjazdu.
Nie zabrakło stoisk z emblematami wzmacniającymi ideowe zaangażowanie – znaczków i breloczków Samoobrony, plakatów reklamujących najnowszą książkę Leppera i oczywiście dzieła samego przewodniczącego – po przystępnej cenie 10 i 20 zł. Niestety, słynnych biało-czerwonych krawatów nie można było kupić – otrzymują je ci, którzy sobie na nie zasłużą.

 

Wydanie: 15/2002, 2002

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy