Biosztuczna nerka? To niejedyna przyszłość

Biosztuczna nerka? To niejedyna przyszłość

To tragedia współczesnych ludzi, że choroby nerek są powszechne i powszechnie niewykrywane

Prof. Ryszard Gellert – dyrektor Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego, konsultant krajowy w dziedzinie nefrologii

Większość z nas pracuje teraz online, także lekarze, ludzie nauki i pańscy studenci. Jakie zagrożenia widzi pan w związku z taką sytuacją?
– Dzięki internetowi mamy dziś w kieszeni wiedzę z całego świata i nikt nie musi chodzić do biblioteki, pracując naukowo czy dokształcając się. Ale jest jedna rzecz – trzeba umieć krytycznie weryfikować te informacje, zwracając uwagę na źródła, z których się korzysta. I tego staramy się uczyć naszych słuchaczy. Jednocześnie musimy być przygotowani na to, że będzie coraz więcej inteligentnych urządzeń, które np. będą lepiej niż lekarze diagnozowały problemy zdrowotne. A specjalne programy komputerowe będą nam podpowiadały, które leki z którymi można podać. I z tym trzeba będzie się zmierzyć, planując zajęcia. Sztuczna inteligencja będzie też wykorzystywana w normalnej edukacji i będzie to się odbywało lepiej niż za pośrednictwem kolegów lekarzy.

Chcąc, nie chcąc, już zaczęliśmy funkcjonować w takim świecie.
– Ale ta inteligencja będzie miała lepszy potencjał edukacyjny, choćby przez to, że będzie pokazywała w bardzo krótkim czasie tysiąc obrazów, których zgromadzenie i pokazanie zajęłoby normalnie wiele godzin.

Nie będzie już potrzebny człowiek, profesor?
– Będzie, ale tylko jako integrator. Może przydadzą się nauczyciele etyki, bo tutaj komputery będą miały kłopot. Ale do przekazywania wiedzy z innych dziedzin człowiek nie będzie potrzebny, a na pewno osobisty kontakt z nim, tak jak to się dzieje już teraz. I to bierzemy pod uwagę, szkoląc kadry przyszłości.

Wróćmy jednak do przeszłości. Podobno w starożytności nerka była uznawana za centrum życia. Spotkał się pan z taką informacją?
– Nie tylko się spotkałem, ale uważam, że tak jest. Wystarczy zresztą zajrzeć do Starego Testamentu, gdzie jest napisane, że na ofiarę dla Jahwe brało się tłuszcz otaczający nerkę jako najcenniejszy. Nerki uważało się bowiem za siedlisko duszy. Dopiero Rzymianie przenieśli ją do serca.

Dlaczego?
– Być może dlatego, że kojarzyło im się bardziej z emocjami pozytywnymi. Natomiast w Biblii jest napisane: „Ja, Pan, badam serce i doświadczam nerki” (JR 17, 10), bo te dwa narządy były zawsze traktowane razem. Natomiast najstarsze odkryte wota religijne to właśnie nerki. I nerki są najlepiej schowanym narządem, lepiej niż mózg, są bardzo chronione w takiej otulinie tłuszczowej. Tak, to bardzo tajemniczy narząd. Zwłaszcza że przez stulecia nie wiedziano, jak działają, pisano, że mają coś wspólnego z krwią i wyciąganiem wody z organizmu, ale nikt nie miał pojęcia, jak to się dzieje. Wiedzę na temat działania nerek mamy dopiero od stu lat. Jeśli chodzi o serce, reaguje ono na różne emocje – nie tylko radość, ale także zdumienie i niepokój. To była najprawdopodobniej ta zmiana kulturowa, jaką przynieśli Rzymianie, dlatego serce stało się organem emocjonalnym. Nikt wtedy nie myślał, że to mózg może być odpowiedzialny za emocje. Natomiast serce ma pewną autonomię, chociaż kontrolowaną przez mózg emocjonalny, który odziedziczyliśmy po gadach. Serce to stary narząd, starszy niż mózg. Jednak możemy śmiało powiedzieć, że pozbawienie ciała głowy powstrzymuje pracę serca. A pozbawienie człowieka serca zatrzymuje pracę całego organizmu.

A pozbawienie nerek?
– Kiedyś zabijało, a teraz mamy sztuczną nerkę. Nie zastępuje ona wszystkich czynności, ale pozwala żyć.

Jaki jest następny krok?
– Nastąpił on w ubiegłym roku, w czasie listopadowego Zjazdu Amerykańskiego Towarzystwa Nefrologicznego, kiedy pokazano wyniki przeszczepienia biosztucznej nerki świni, która czuje się dobrze i nie wymaga ani podawania antybiotyków, ani leków przeciwkrzepliwych, ani immunosupresyjnych. Najprawdopodobniej za 10 lat transplantologia nerek od żywych czy zmarłych dawców będzie w zaniku, natomiast standardem terapii wszczepienia staną się nerki biosztuczne.

Chodzi o nerkopodobne urządzenia całkowicie zastępujące pracę naturalnych nerek.
– Tak, a postęp w kierunku zaadaptowania tej biosztucznej nerki do organizmu już trwa, bo świnia i człowiek to podobne organizmy. Natomiast nefrologia jest nauką nie o leczeniu sztuczną nerką, tylko o leczeniu własnych nerek pacjenta. I to moim zdaniem jest przyszłość nefrologii, abyśmy mogli nieść pomoc kilkunastu procentom społeczeństwa, które mają chore nerki i nic o tym nie wiedzą. To tragedia współczesnych ludzi, że choroby nerek są powszechne i powszechnie niewykrywane.

Dlatego, że nie dają objawów?
– Głównie dlatego. Objawy dają zakażenia dróg moczowych, kamica, zakażone torbiele nerek. Czasem jest to mały nowotwór, który w tej chwili można bez problemu usunąć. Natomiast problemem jest cicha choroba nerek, która najczęściej jest następstwem nadciśnienia tętniczego lub cukrzycy.

A nie może być na odwrót, że najpierw choruje nerka, a potem mamy nadciśnienie?
– Porusza pani delikatny temat, bo my wiemy, że w którymś momencie zaczyna się błędne koło – chorujące serce uszkadza czynność nerek, chorujące nerki uszkadzają czynność serca, to się nazywa zespół sercowo-nerkowy, który ma pięć postaci. Niektórzy mówią, że najbardziej klasycznym zespołem sercowo-nerkowym jest małżeństwo kardiologa z nefrologiem. To taki żarcik.

A czy nie jest tak, że wszystkie narządy wewnętrzne są ze sobą połączone?

– Na pewno. Wszystkie komórki w organizmie muszą się ze sobą komunikować, inaczej życie organizmu wielokomórkowego byłoby niemożliwe.

I oddziałują na siebie – gdy jeden organ choruje, to drugi też.

– Bardziej lub mniej. Jeżeli ktoś będzie miał chore mięśnie, to niekoniecznie zachoruje mózg. Ale jeśli będzie miał chore nerki lub układ dokrewny, wtedy będzie chorował cały organizm. Z przewlekłą chorobą nerek jest tak, jakbyśmy mieli do czynienia z zanieczyszczeniem wody w rzece. Wyobraźmy sobie, że komórki to są rybki pływające w wodzie, i kiedy ją zanieczyszczamy, w końcu rybki przestają żyć. Ale najpierw czują się nieswojo, źle funkcjonują. I tak jest z naszym zatrutym organizmem. Jeżeli nie ma wystarczająco sprawnych nerek, wszystkie komórki zaczynają żyć w zanieczyszczonym środowisku. Wtedy organy wyrodnieją, chorują na nowotwór, powodują odczyn zapalny, który przyśpiesza miażdżycę, starzenie się. Nasi pacjenci są biologicznie kilka-kilkanaście lat starsi od tych, którzy na nerki nie chorują. Chore nerki powodują nadciśnienie tętnicze. A z kolei połowa przypadków choroby nerek to następstwo nadciśnienia tętniczego lub cukrzycy. Nierozpoznanych i nieleczonych.

Na nerki się choruje, ale z leczeniem jest krucho.

– Aby naprawić sytuację, potrzebne są zmiany w organizacji systemu opieki zdrowotnej. Bo my już wiemy, jak z tymi pacjentami postępować. Mamy dla nich tanie lekarstwa, za grosze w porównaniu z tym, ile później kosztuje leczenie tych niecałych 5% osób, którym nerki odmawiają posłuszeństwa. I kiedy taki pacjent musi być leczony sztuczną nerką. Prezydent USA Donald Trump poprosił w zeszłym roku służbę zdrowia o przygotowanie takiego systemu, w którym 80% pacjentów w 2030 r. mogłoby być leczonych dializami w domu. To wykonalne, ale czy tych pacjentów musi być tak dużo? Moja odpowiedź brzmi: nie, nie musi. Wystarczyłoby, aby ludzie z chorobami nerek byli wcześniej zdiagnozowani i właściwie leczeni.

A co pan na taką hipotezę, że niebawem postęp medycyny będzie tak ogromny, że będziemy mogli żyć wiecznie?

– Są takie hipotezy, które kreują homo deus. Na razie nauka mówi nam, że możemy żyć 120 lat, zgodnie z tym, co jest zapisane genetycznie. Ale możemy się mylić i okaże się, że można żyć dłużej. To zależy od dwóch czynników: dobrych genów i zdrowego stylu życia.

Ale geny już możemy poprawiać.

– Jeszcze nie bardzo, tu byłbym ostrożny, to ciągle teren zaminowany. W leczeniu raków mamy pewne rezultaty. Jesteśmy pionierami w zarażaniu nowotworów mózgu wirusami, które ten guz zabijają. Mamy doświadczenia słynne na skalę światową. Natomiast zmiana genów jest możliwa w przyszłości, ale to ciągle daleka droga.

Jakie pan widzi możliwości medycyny, aby pójść w kierunku przedłużania życia?

– Ależ medycyna nie jest od tego. Ona jest od naprawiania organizmu. Po co nam sztuczne zęby, narządy itp.? Lepiej żyć z tym, z czym przyszliśmy na świat. Dopiero jak nam coś się popsuje, medycyna stwarza możliwości naprawy. Nasze organizmy to cudowna maszyneria, wykształcona przez miliony lat, żeby nie powiedzieć – miliardy. Zapewne wszystko to zależy od tego, kto w co wierzy, daję tutaj wolność. Ale czy dla ewolucjonistów, czy dla kreacjonistów nasz organizm to niezwykła maszyna. Nie starajmy się jej nadmiernie poprawiać, bo nie taki był zamysł – czy to Przyrody, czy Stwórcy.

My na przykład już wiemy, że ktoś otyły po operacji bariatrycznej, gdy już będzie szczupły, stanie się trochę innym człowiekiem – zmieni mu się charakter.

Naprawdę?

– Tak, to nie będzie ten sam człowiek. Więcej w nas jest bowiem komórek bakteryjnych, które zasilają jelito, niż tych, z których jesteśmy zbudowani. Każdy z nas ma inną florę bakteryjną i ona się zmienia w zależności od tego, co zjadamy. W momencie, gdy ingerujemy w przewód pokarmowy, ta flora się nieodwołalnie zmienia. Komórki bakteryjne, tak jak inne nasze komórki, wydzielają hormony i, tak jak mówiliśmy, wszystkie komórki ze wszystkimi rozmawiają. Zmiana flory jelitowej zmienia charakter.

A tymczasem budzimy się w roku 2050 i co się zmieniło w nefrologii?

– Ja bym marzył, aby nie było ani transplantacji narządów, ani przewlekłej choroby nerek. Ludzie żyją przeciętnie 100-110 lat, i to w niezłej formie, porównywalnej z obecnymi 60-latkami.

Dzięki czemu miałoby się to zmienić?

– Dzięki dobremu stylowi życia, tylko i wyłącznie.

Chodzi o dietę, ruch, brak stresów?

– Nie brak stresów, ale radzenie sobie z emocjami, ze sobą, ze swoim życiem, akceptacja swoich słabości. Niezgoda na nie powoduje frustrację, a frustracja to stres, który wywołuje choroby. Jeśli nie jesteśmy pogodni i dobrzy dla innych, to umieramy przedwcześnie. Poza tym ważna jest zdrowa dieta – unikanie słodyczy, nasz organizm nie jest przystosowany do pochłaniania takich ilości cukru, jakie zjadamy obecnie, on w przyrodzie nie występuje.

W jakim kierunku jednak pójdzie medycyna?

– Mam na ten temat pewne przemyślenia, ale na razie ich nie zdradzę. Wiem jedno, że medycyna da człowiekowi tyle, ile zainwestuje w nią społeczeństwo. Zaczęliśmy od sztucznej inteligencji i technologizacji życia. Z tym będzie związany rozwój medycyny. Ale ile zechcemy na to wydać, zależy już od nas. Sam pamiętam czasy, gdy nie było USG, tomografii komputerowej i rezonansu magnetycznego.

I to były lepsze czasy?

– Nie, to były inne czasy, czegoś innego wtedy się od lekarza wymagało. Musieliśmy pacjenta zbadać, wysłuchać itp. A teraz młodzi ludzie uważają, że lepiej to zrobi USG, które można podłączyć do smartfona. Niektórzy znajomi profesorowie z krajów zachodnich mówią, że w ogóle nie badają pacjentów.

To jest dobre?

– Proszę mnie o to nie pytać. Teraz są po prostu inne czasy i trzeba się z tym pogodzić.

 

Fot. archiwum prywatne

Wydanie: 2020, 34/2020

Kategorie: Zdrowie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy