Bobry – opanowały kraj, zdobywają Warszawę

Bobry – opanowały kraj, zdobywają Warszawę

Mamy dziś w Polsce ponad 100 tys. bobrów, za cztery lata może ich być 140 tys.

Kilka lat temu, żeby zobaczyć bobra, trzeba było spędzić noc na mokradłach w dolinie Czarnej Hańczy. Dziś największego polskiego gryzonia można spotkać nad Wisłą w centrum Warszawy, w Poznaniu, Krakowie, Szczecinie, Trójmieście, a nawet w okolicach Łodzi. I to jest bardzo poważny problem.

Kunsztowny budowniczy

Już w X w. książęta otaczali bobry szczególną opieką, a polowania na te zwierzęta były przywilejem sprawujących władzę. W XIII w. na dworach została wprowadzona funkcja bobrowniczego, do którego obowiązków należały ochrona i dokarmianie zwierząt w zimie. W 1919 r. bobry zachowały się w Polsce jedynie w dorzeczu Prypeci i Niemna, a ich populacja szacowana była na 235 osobników. Dzięki aktom prawnym z lat 1919 i 1934, stanowiącym fundament ochrony przyrody, liczebność bobrów tuż przed wybuchem wojny zwiększyła się do ok. 400 osobników. Po zakończeniu wojny zakupiono w ZSRR 26 sztuk tych zwierząt. W 1974 r. z inicjatywy prof. Wirgiliusza Żurowskiego i pracowników Stacji Doświadczalnej PAN w Popielnie na Mazurach rozpoczęto Program Aktywnej Ochrony Bobra Europejskiego. Do 1992 r. corocznie kilkadziesiąt bobrów wyhodowanych w Popielnie przesiedlano na nowe tereny, dzięki czemu populacja tych zwierząt w Polsce zwiększyła się do ok. 2,3 tys. osobników. W następnych latach sprawy pozostawiono już w rękach natury. Dziś w Polsce mamy ponad 100 tys. bobrów.

Niestety, błyskawiczny przyrost populacji tych zwierząt przynosi szkody wynikające z budowy przez nie grobli, tam i kaskad na ciekach wodnych, począwszy od małych strumyków, na rzekach skończywszy. W wyniku tej kunsztownej „inżynierskiej” pracy powstają różnej wielkości rozlewiska – tzw. stawy bobrowe, które na terenach nizinnych mogą mieć powierzchnię nawet kilkudziesięciu hektarów, zwłaszcza gdy bobry wybudują cały system tam w obrębie jednego strumienia, potoku lub rzeki.

Oczywiście są i plusy takiej działalności. Bobrowe budowle zmniejszają szczyt potencjalnej fali powodziowej, podwyższają i stabilizują poziom wód gruntowych – zwłaszcza na terenach z deficytem wody, a ponadto powodują niezwykle pożyteczne osadzanie się cząsteczek organicznych i mineralnych. Ale w przypadku wolnego biegu rzeki i łagodnej rzeźby terenu te zalety stają się mankamentami. Strumienie i rzeki tracą pierwotny charakter, do tego stopnia, że trudno znaleźć odcinki, w których rzeczka płynie swoim właściwym korytem. Cierpią na tym cenne ryby z gatunku łososiowatych, przywykłe do szybszych rzek i potoków na Pomorzu, Kujawach czy Dolnym Śląsku. Zagrożona jest również rzeka Pasłęka na Warmii.

Smakosz kapusty i kukurydzy

Na terenach zamieszkanych przez bobry i ludzi dochodzi do podtopień gruntów rolnych. Bobry niszczą groble i wały przeciwpowodziowe, wycinają drzewa ozdobne i owocowe, na co szczególnie skarżą się sadownicy z okolic Góry Kalwarii, Grójca i Warki, niszczą plantacje ogrodnicze, wyjadają uprawy marchwi, kapusty, kukurydzy i buraków położone m.in. na terenie wilanowskich Zawad. Jamy i kanały wykopane przez zwierzęta doprowadzają do licznych tąpnięć i zapadania się ziemi na polach i łąkach Mazowsza, Wielkopolski oraz Śląska.

Straty w uprawach są znaczne, niekiedy całkowicie pozbawiają rolników czy sadowników dochodu z ich ciężkiej pracy. Odtworzenie zniszczonego przez bobry sadu trwa kilka lub kilkanaście lat. W gospodarstwach rybackich wydrążonymi przez gryzonie kanałami wypływa ze stawów woda wraz z hodowanymi w nich rybami. Na skutek działalności bobrów zaburzeniu ulegają stosunki wodno-powietrzne w glebie, co prowadzi do jej zakwaszenia i rozwoju niekorzystnej mikroflory. Przy długo utrzymujących się podtopieniach dochodzi do tzw. zaduszenia roślin z uwagi na brak powietrza w glebie. Wszystko to niekorzystnie odbija się na uprawach rolnych.

Bobry dają się we znaki drogowcom i kolejarzom, podkopują bowiem nasypy kolejowe i drogowe na nowo oddanych odcinkach dróg i autostrad, blokują przepusty. Bardzo często ścinane przez bobry drzewa spadają na linie energetyczne i telefoniczne. Z aktywnością tych gryzoni od lat borykają się władze Warszawy, Poznania, Szczecina i Wrocławia. W stolicy bobry zadomowiły się w Jeziorku Czerniakowskim i w stawie pałacowym w Wilanowie. We Wrocławiu upodobały sobie opuszczone i zaniedbane stare baseny portowe na Odrze, podobnie sytuacja wygląda na Warcie w Poznaniu oraz w innych częściach kraju.

W chronionych rezerwatach leśnych na Warmii, Mazurach i Pomorzu bobry wycinają wiele cennych gatunków drzew, a podtopienia na tych terenach grożą atakiem owadów, którym wyjątkowo dobrze służy środowisko wodne. Dorosły bóbr w ciągu roku może ściąć nawet ok. 200 dużych drzew. Zważywszy na to, że w 60-letnim lesie na 1 ha przypada ok. 1,5 tys. drzew, a w 100-letnim – ok. 400, szkody te są bardzo dotkliwe dla środowiska. Ponieważ gryzoń ten żyje przeciętnie do 30 lat, a zdarzają się też okazy starsze, w ciągu całego życia może wykarczować spore obszary leśne. Kolejnym bardzo istotnym skutkiem nadmiernej liczebności bobrów jest niszczenie niezwykle cennych z ekologicznego punktu widzenia nadwiślańskich i nadwarciańskich lasów łęgowych oraz Wielkiego Łęgu Obrzańskiego, które, ze względu na nieduży udział w ogólnej powierzchni lasów w Polsce, stanowią bardzo ważne środowisko przyrodnicze. Zniszczeniu ulegają również drzewostany nadrzeczne, które nie tylko pełnią funkcje przyrodnicze, ale też stanowią istotne elementy naturalnych umocnień brzegów i skarp, chroniąc je przed erozją wodną i skutkami powodzi.

Jak w Szwecji i Finlandii

Zwolennicy ścisłej ochrony bobrów w Polsce uważają, że najlepszym środkiem zaradczym są planowe odłowy zwierząt najbardziej dających się we znaki ludziom oraz sprawnie działający system odszkodowań. Teoretycznie jest to dobry pomysł. W praktyce jednak przesiedlone zwierzęta będą wyrządzać takie same szkody jak w poprzednim miejscu.

Dlatego, ponieważ zmieniły się realia, należy zliberalizować prawo dotyczące ochrony tego gatunku, tak by pogodzić racjonalną, prawidłową ochronę gatunkową tego zwierzęcia z możliwością jego kontrolowanego odstrzału. Wbrew obawom takie rozwiązanie nie pociąga za sobą ewentualnej zagłady bobrów. Składa się na to wiele czynników. Jednym z nich jest efektywność polowań. Zgoda na ściśle limitowany odstrzał w przypadku tych zwierząt nie oznacza takiej samej liczby zastrzelonych osobników. Wbrew pozorom upolowanie bobra nie jest proste, nawet dla bardzo doświadczonego myśliwego. Bóbr jest aktywny w nocy, w dodatku to zwierzę bardzo ostrożne i płochliwe, ma nieprzeciętny zmysł pozwalający wykryć grożące mu niebezpieczeństwo. Wydaje się, że polowania na bobry wzorem krajów proekologicznych, Szwecji i Finlandii, są jedynym skutecznym antidotum na powiększającą się w postępie geometrycznym populację tych zwierząt. Jeśli to tempo się utrzyma, jest bardzo prawdopodobne, że już za cztery lata liczba osobników będzie wynosiła ok. 140 tys. Zagrożeni niszczycielską działalnością bobrów ludzie będą się uciekali do mało humanitarnych metod ich eliminowania. W ruch pójdą sidła i inne wymyślne żelastwa, które będą najpierw sprawiać zwierzętom nieopisane cierpienia, a dopiero później zadawać śmierć.

W Szwecji i Finlandii, które mogą służyć za wzór w dziedzinie ekologii, władze kierują się zasadą zrównoważonego zachowania środowiska naturalnego, która jest gwarancją uniknięcia tego typu kłopotów. Dlatego najwyższa pora przestać udawać, że nie ma problemu. Trzeba zapewnić takie regulacje prawne, aby nadal skutecznie i rozsądnie chronić bobra przy jednoczesnym wyeliminowaniu zagrożeń wynikających ze wzrostu jego populacji.

W przeciwnym razie rozdęta ponad dopuszczalną miarę przez pseudoekologów ochrona środowiska zakończy się jego nieuchronną apokalipsą. Ponieważ od zarania dziejów w świecie przyrody jest tak, że każdy nadmierny i niekontrolowany wzrost jest ograniczany siłami natury, populacja bobra powinna zależeć od jego odwiecznego selekcjonera – człowieka, który, jak przystało na rasowego drapieżnika, polował na bobry nie dla próżnej przyjemności, ale dla smacznego i pożywnego mięsa.

Ochrona gatunkowa na miarę XXI w. powinna przede wszystkim oddziaływać na świadomość społeczną i mobilizować ją wtedy, gdy w rachubę wchodzi bezpośrednie zagrożenie chronionego zwierzęcia. W wypadku bobrów może to być np. interwencja na rzecz zabezpieczenia żeremia, udaremnienie kłusownictwa lub zapobieganie prześladowaniu dziko żyjących osobników, które przypadkiem znalazły się poza swoją ostoją, wśród ludzkich siedzib. Jednak zdecydowana większość działań na rzecz jakiejkolwiek ochrony gatunkowej musi przebiegać zawsze pod okiem doświadczonych naukowców i ekspertów, gdyż jest to gwarancją sukcesu całego przedsięwzięcia.

Wydanie: 2017, 31/2017

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy