Bombowy pomysł

Z gadziej perspektywy

Operacja udała się – pacjent przeżył. Tyle że w wyniku operacji przepoczwarzył się w nieoczekiwany, wstydliwy twór. Tak można skwitować efekt NATO-wskich nalotów na Jugosławię przed czteroma latami i utworzenie w Kosowie protektoratu ONZ. A raczej tworu, który trudno jednoznacznie zakwalifikować.
Bombardowano, przypomnę, aby zapobiec serbskim czystkom etnicznym wobec ludności albańskiej, i by przyspieszyć upadek reżimu Miloszevicia. W początkowej fazie operacja się udała. Albańczycy uzyskali bezpieczeństwo, prezydent Miloszević nie tylko upadł, został wydany przez nowe władze haskiemu trybunałowi. Rychło okazało się, że Albańczycy, uwolnieni spod nacjonalistycznego, serbskiego jarzma, okazali się również nacjonalistami i wzięli odwet na bezbronnych teraz Serbach i innych nacjach niealbańskich. Przy okazji zaczęto niszczyć świadectwa serbskości Kosowa, głównie zabytkowe, średniowieczne cerkwie. Często skarby kultury europejskiej. Ale światowe stacje telewizyjne już nie przejmowały się uchodźcami serbskimi, bo pojawiły się inne, modne gorące tematy. Poza tym wstyd byłoby ich pokazywać – łamać wylansowany przez siebie stereotyp Serba-nacjonała.
Kosowo opuściło jugosłowiańskie wojsko, policja, administracja. Utworzona w to miejsce administracja ONZ, wzmocniona międzynarodowymi policjantami i żołnierzami, nie jest w stanie wypełnić wszystkich funkcji państwowych. Jak zauważył w „Trybunie” Marek Antoni Nowicki, rzecznik praw obywatelskich w Kosowie, też importowany „Ombudsperson”: „ONZ (…) ma jednak całkowity immunitet. Oznacza to, że przeciwko temu państwu, jego funkcjonariuszom nie można wystąpić na drogę prawna, podjąć żadnej publicznej dyskusji na temat przekroczenia przez nich obowiązków, ani domagać się odszkodowania”. Czyli władza pozostaje poza prawem.
Nie tylko ta oenzetowska władza. W Kosowie przez ostatnie kilkanaście lat Albańczycy stworzyli swoją władzę, alternatywne wobec jugosłowiańskiego państwo. Unikali podatków, nie rejestrowali nowo narodzonych dzieci, stworzyli alternatywne szkoły, nawet uniwersytet. Teraz „okupantów Serbów” nie ma. Ale nie ma też systemu emerytalnego i rentowego. Nie ma zasiłków dla bezrobotnych, chociaż bezrobocie przekracza 60%. Dopiero przed miesiącem wprowadzono system podatków od wynagrodzeń. Wcześniej jakoś to szło, bo w Kosowie kraje utrzymujące ów protektorat wpompowywały pomocowe pieniądze. W efekcie, po wyremontowanych za te środki drogach, jak zauważa Marek Antoni Nowicki w „Rzeczpospolitej”, jeżdżą coraz lepsze samochody. No i jak grzyby po deszczu powstają wille, bary, hotele, sklepy. Skąd to, jeśli w prowincji nie funkcjonuje przemysł, nie ma turystyki, oficjalnego tranzytu? Ano z działalności gospodarczej grup towarzyskich, znanych we Włoszech „mafią”, a Kosowo, region znakomicie tranzytowo położony, stał się centrum przemytu dóbr pożądanych. Różnych – od narkotyków po pirackie programy komputerowe. W Kosowie działa też grupa wspierająca Osamę bin Ladena. Przez Kosowo trafiają bałkańskie kobiety do włoskich i niemieckich burdeli. Skontrolować to trudno, bo międzynarodowa policja służy głównie przy konfliktach narodowościowych. Powrót policji serbskiej to znowu utożsamianie każdej jej interwencji z „uciskiem narodowościowym”.
Niebawem stara Nowa Jugosławia przeistoczy się w Serbio-Czarnogórę. Wybierze nowy parlament. Rozpocznie akcesję do Rady Europy. Tylko co wtedy z Kosowem? Czy będą tam wybory parlamentarne? Formalnie nadal jest częścią Serbii. Nikt Kosowa jeszcze nie odłączył. Nie ma jednak przywódcy państw zaangażowanych w tamten bombowy eksperyment, który by teraz zaproponował rozwiązanie tego problemu.
Dalekosiężnym celem bombardowań sprzed lat miało być powstanie „demokratycznej” Serbii i Czarnogóry. Teraz Serbio-Czarnogóra ma szansę na pełną demokratyzację. Nową, wedle standardów europejskich, konstytucję, nowy, jak najbardziej demokratyczny parlament. Przeszkadza w tej demokratyzacji nierozwiązany status Kosowa.
Jajo węża poczęte przez demokratów w imię rozwijania demokracji.

 

 

Wydanie: 20/2002, 2002

Kategorie: Blog

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy