Brazylia znaczy Ronaldo

Brazylia znaczy Ronaldo

Kolejny, 18. mundial już za cztery lata na stadionach w Niemczech

Selekcjoner piłkarskiej reprezentacji Brazylii, Luiz Felipe Scolari – przed mundialem w Korei i Japonii był odsądzany od czci i wiary – między innymi za niepowołanie Romaria, za którym wstawiał się nawet prezydent Brazylii. Teraz Scolari należy do grona największych, najwybitniejszych, najbardziej poważanych i uwielbianych trenerów. Okres poprzedzający azjatyckie finały to dla niego klasyczna droga przez mękę. Dziś, znajdując się na szczycie, myśli o spokojniejszej pracy i „ucieczce” do Europy.
Wynoszony pod niebiosa, uwielbiany i czczony przez miliony Ronaldo w grudniu ubiegłego roku wrócił na boisko po ciężkiej kontuzji kolana – nie grał w piłkę 19 miesięcy. W reprezentacji nie występował prawie 30 miesięcy. To były niesłychanie ciężkie czasy dla canarinhos. W eliminacjach mistrzostw świata przegrali aż sześć meczów, do ostatniego spotkania musieli drżeć o udział w finałach, zwłaszcza że jako jedyni uczestniczyli we wszystkich poprzednich mistrzowskich turniejach.

Płakał jak dziecko

Selekcjoner Scolari postawił na Ronalda, a ten 25-letni zawodnik trwał przy swoim: – Będę gotowy do podjęcia wielkiego wyzwania w czerwcu, wrócę do formy. Przecież powróciłem do piłkarskiego życia, teraz odzyskam wigor sprzed kilku lat.
Brazylia mistrzem świata! Po raz piąty w historii canarinhos znów najlepsi – wcześniej triumfowali w latach 1958, 1962, 1970 i 1994. W niedzielny wieczór, 30 czerwca, na International Stadium w Jokohamie pokonali Niemcy 2:0. Kiedy arbiter z Italii, Pierluigi Collina gwizdnął po raz ostatni, Ronaldo płakał jak dziecko. Kilka minut po zakończeniu finału Brazylijczycy utworzyli na boisku koło. Następnie razem uklękli i odmówili modlitwę. A później była już tylko wielka radość.
Podczas konferencji prasowej Ronaldo, chociaż na moment nie mógł opanować śmiechu, to jednak cierpliwie odpowiadał na pytania: – Powoli zaczynam rozumieć, czego dokonaliśmy. Ale potrzebuję jeszcze trochę czasu. Jestem taki szczęśliwy, poruszony. Myślę, że rozegraliśmy wielki mecz i przynieśliśmy radość milionom naszych rodaków. Przed chwilą trzymałem w rękach Puchar Świata. To najpiękniejszy moment, jaki mógł się zdarzyć w moim życiu. To coś niesamowitego, bajecznego. Chciałbym podziękować Bogu, rodzinie i komuś, kogo dzisiaj tu ze mną nie ma, czyli mojemu fizjoterapeucie, dzięki któremu znów mogę grać i strzelać gole. Fakt, że jestem mistrzem świata, zdobyłem osiem bramek i zostałem królem strzelców, zawdzięczam przede wszystkim kolegom z drużyny. Bez nich niczego bym nie dokonał. To cudowna grupa ludzi. Dla moich partnerów nie ma czegoś takiego jak indywidualny sukces. Jesteśmy jednym zespołem. Dajcie mi się nacieszyć mistrzostwem świata.
Także Luiz Felipe Scolari nie ukrywał olbrzymiej radości: – Przypuszczam, że to samo odczuwa 170 mln moich rodaków. Nieprawdopodobną satysfakcję daje mi świadomość, jak wielką pracę wykonaliśmy, aby zostać mistrzami świata. Wygraliśmy wszystkie siedem meczów na tym turnieju. To historyczny moment – Brazylia wraca na tron. Jak tego dokonaliśmy? Przede wszystkim piłkarze byli skoncentrowani na jednym celu. W dodatku czuli poparcie ogromnej rzeszy kibiców. To ich bardzo zjednoczyło. Chciałem powiedzieć mojej rodzinie, że bardzo za nią tęsknię, a mojemu synowi przekazać – Brazylia mistrzem świata po raz piąty!

Collina zachwycony

O wielkim finale wypowiedział się także jego arbiter główny, Włoch Pierluigi Collina: – Brak mi słów, by wyrazić uznanie dla piłkarzy. Zachowywali się wspaniale i znakomitymi manierami sprawili, że to był fascynujący mecz. Dla mnie był ukoronowaniem całej kariery. O prowadzeniu finału mistrzostw świata marzyłem przez całe życie. Pierluigi Collina jest jednym z najbardziej znanych i wpływowych sędziów na świecie. Wyróżnia się nie tylko ogoloną głową, ale także bardzo nietypowym sposobem prowadzenia meczów. Wielu zarzuca mu, że często nie zważając na przebieg wydarzeń na boisku, na siłę chce się wypromować, że zawsze musi błyszczeć, być w centrum zainteresowania fotoreporterów i operatorów kamer telewizyjnych. Z tego powodu zasłużył sobie na przydomek „Collina-Cicciolina” nawiązujący do gwiazdy włoskiego porno-biznesu, która odsłaniając w czasie kampanii wyborczej piersi w każdej możliwej sytuacji, wywalczyła miejsce w parlamencie. Z drugiej strony mówi się o nim także, iż nie ma drugiego arbitra potrafiącego czuć ducha gry, czyli sędziować w sposób, jaki – przynajmniej w teorii – najbardziej ceni światowa federacja piłkarska. Zdaniem włoskich dziennikarzy, wybór Colliny miał wynagrodzić Włochom „ciężkie pomyłki” sędziów, które dotknęły w tych mistrzostwach reprezentację Italii i przyczyniły się do jej wyeliminowania. A także złagodzić niechęć do FIFA panującą na Półwyspie Apenińskim od porażki z Koreą Południową. Wówczas włoscy komentatorzy sugerowali nawet krajowej federacji piłkarskiej, by wycofała Collinę z mistrzostw. Zakończyło się jednak inaczej i bardzo dobrze – nie tylko dla piłki, ale dla wszystkich. Wielki futbolowy spektakl na stadionach Korei i Japonii w wykonaniu 32 zespołów za nami. Kolejny, 18. mundial od 9 czerwca do 9 lipca 2006 r. na stadionach w Niemczech. A więc raptem za cztery lata…
„Przegląd Sportowy”

 

Wydanie: 2002, 27/2002

Kategorie: Sport

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy