Brudne strony Internetu

Brudne strony Internetu

Jak samemu zrobić silny narkotyk, bombę z nawozu do kwiatków albo drzewko bonsai z domowego mruczka? W Internecie polują najczęściej dorośli, a ofiarami są dzieci

Mała Kasia bardzo lubi kotki, rodzice zafundowali jej właśnie dostęp do Internetu. Dziewczynka wpisuje w wyszukiwarkę słowo „kotek” i dostaje link na adres „kotki bonsai”. A tam poradnik dla właścicieli, którym znudziły się tradycyjne kocie kształty. „Umieszczamy kotka w szklanym naczyniu, tak żeby szczelnie przylegał do jego ścianek. Najlepsze są małe kotki, bo mają miękki szkielet, a starszym trzeba czasem łamać kości. Nawet nie macie pojęcia, jak wielu hodowców popełnia podstawowe błędy. Zapominają o powietrzu i trzeba potem szukać nowego kotka o pasującym do wystroju wnętrza kolorze futerka. Karmienie to też problem. Szczególnie gdy głowa zwierzaka zdążyła się już dopasować do oryginalnego kształtu naczynia”, całość zilustrowana kolorowymi fotkami.
Na stronach dla chirurgów amatorów instrukcje, jak odciąć sobie pierś, penisa czy kawałek palca. I jeszcze nakręcić o tym film. Bo ponoć niektórych takie sceny rajcują. W Internecie pełno jest szokujących opisów.
Według ostatnich badań OBOP, 25% Polaków przynajmniej raz w miesiącu korzysta z sieci. – W Polsce jest około 8 mln internautów. I zawsze znajdzie się jakiś amator tanich wrażeń. Internet podobnie jak telewizja, telefon, samochód, rower, a nawet łóżko może być tylko nośnikiem zła. Generatorem jest człowiek wiozący bombę… rowerem – bronią się internauci.
– W teorii Internet obowiązują te same restrykcje co prasę. Ale niezwykle trudno je wyegzekwować. Dlatego jest tam to, czego nigdy nie pokazałaby żadna telewizja – dodaje Michał Adamczyk, redaktor naczelny miesięcznika „Life Video”, zapalony internauta.
Bezkarność, międzynarodowość i błyskawicznie rozwijający się rynek zbytu to dziś największe problemy Internetu. Tym bardziej że na tej swobodzie można nieźle zarobić. Amerykańscy rekordziści wyciągają z pornostron zyski rzędu 1,5 mln dol. miesięcznie, a niektóre krajowe strony odwiedza kilka osób na sekundę. – Od 1997 r. w Polsce tylko jedna sprawa o rozpowszechnianie pornografii dziecięcej zakończyła się prawomocnym wyrokiem – mówi Jakub Śpiewak, założyciel Fundacji Kid Protect zajmującej się zwalczaniem niebezpiecznych treści w Internecie. A pedofilia to tylko jeden z odcieni ciemnej strony Internetu.
Zdaniem policji, w sieci coraz trudniej o anonimowość. Specjalne jednostki stale monitorują Internet. Działają programy reagujące na słowa klucze. Na przykład „porno” czy „gandzia”. I ponoć ustalenie autora podejrzanych treści jest tylko kwestią czasu. – Dobre żarty – ucinają te zapowiedzi stali bywalcy sieci. W Komendzie Głównej Policji wszystkimi przestępstwami popełnianymi za pomocą Internetu – włamaniami na strony bankowe, kartami kredytowymi, zakazanymi treściami czy pedofilią – zajmuje się zaledwie kilka osób. W Baltimore tą ostatnią „opiekuje się” ze 2 tys. agentów FBI.
Tradycyjny liberalny argument przeciw zakazom mówi: jeżeli coś budzi twoje zgorszenie, nie oglądaj tego. Nikt cię do tego nie zmusza! Tylko czy na pewno? – Anonimowość w Internecie jest naszym gigantycznym atutem. Gorzej, gdy staje się sposobem na znalezienie ofiary – mówi psycholog Iwona Jurkiewicz-Lewandowska. – Polują najczęściej dorośli, a wykorzystywane są dzieci.

Co ten kucyk robi z tą panią?

– Kiedyś gdy szukałam stron o „Władcy Pierścieni”, znalazłam link „Kucyk Bill”. Weszłam, bo tak się nazywał konik jednego z tolkienowskich bohaterów. Tylko że zamiast książkowych informacji były tam filmy akcji z udziałem kucyków szetlandzkich – opowiada Ola surfująca w Internecie po kilka godzin dziennie.
Podobnie gdy szukasz adresów z japońskimi kreskówkami. Co piąta strona to ostre porno. – Raz weszłam na taki link, a na ekranie od razu pojawiły się zdjęcia porno – dodaje. – A na dziesięć stron wyrzuconych przez znaną wyszukiwarkę na hasło „ZHR”, jedna nie ma nic wspólnego z harcerzami…
Krajowi autorzy lubią kryć się pod słówkiem „legal”. Wchodzisz na taką stronę i zamiast obiecanych zdjęć artystycznych wyskakuje ostra pornografia. – Pod adresem oswiata.org.pl były kiedyś szczegółowe informacje, jakich narkotyków używać, żeby przygotować się do egzaminu. A jeden z pornoautorów nazwał się „boylover” (miłośnik chłopców). Pisał, że seks nie jest dla niego najważniejszy. Obok zdjęcia małych chłopców, wszyscy grzecznie poubierani. Co z tego, skoro pedofilem pachnie na odległość? – wylicza Jakub Śpiewak. Jego fundacja zamierza rozpocząć pogadanki w warszawskich szkołach. Na wywiadówkach będzie przestrzegać rodziców, na jakie treści mogą trafić ich dzieci.
W NASK (Naukowa i Akademicka Sieć Komputerowa) przyznają jednak, że ukrócenie internetowej samowoli nie jest proste. Nie ma problemu, gdy treść umieszczona w witrynie internetowej jest zgodna z nazwą tej witryny. – Gorzej, gdy nazwa strony wprowadza w błąd. Na przykład chcemy dostać się do księgozbioru biblioteki, a wchodzimy na stronę z roznegliżowanymi dziewczynami – mówi radca prawny, Maria Ziółkowska. – Takich przykładów jest mnóstwo. Ale pełna kontrola treści jeszcze przed ich zamieszczeniem? To przeczy idei Internetu.
Dlatego poważniejsze portale coraz częściej stosują filtry rodzinne, które blokują dostęp do wątpliwych stron www. Pojawi się też system klasyfikujący strony pod względem brutalności. Dzięki temu będzie można ustalić internetową granicę dla dzieci. Albo ograniczyć dostęp do kilku wybranych witryn, a resztę zablokować.
To jednak ciągle za mało, żeby mówić o skutecznej ochronie. Zdaniem Jarosława Święcickiego, właściciela firmy internetowej Melog.com, istnieją uregulowania prawne na przykład przeciwdziałające rozpowszechnianiu pornografii. – Ale to nie koniec problemów – mówi. – Strona może być polska, ale nadawana z serwera zarejestrowanego gdzieś za granicą, na przykład na Hawajach. Jak wtedy pociągnąć kogokolwiek do odpowiedzialności? Oficjalnie w Polsce nikt przestępstwa nie popełnił. Co do reszty, chyba najłatwiej egzekwować prawo autorskie. Gdyby ktoś skopiował nielegalnie dane z mojego serwisu informacyjnego i umieścił je w swojej witrynie, można by to natychmiast ustalić. Podobnie z aukcjami internetowymi, które w Polsce przyjęły się błyskawicznie. Na przykład kupujesz aparat cyfrowy, a zamiast tego ktoś ci przysyła cegłę. Taki cwaniak nie jest już zupełnie anonimowy.
Na razie, zdaniem prawników z NASK, jednym z najlepszych sposobów kontroli sieci są tzw. hotlines (gorące linie). Punkty kontrolne, do których może się zgłosić każdy, gdy tylko namierzy niebezpieczną stronę. Namiastka takiego hotlinu działa na przykład w ramach Kid Protect. – Śledzimy, co się dzieje w Internecie, i katalogujemy podejrzane adresy – mówi Jakub Śpiewak.

Cenzura? A kto to będzie sprawdzał?

To, co jest zaletą Internetu, jest też jego największą wadą. Międzynarodowość. – Przypuśćmy, że podejrzana dyskusja toczy się po polsku w Yahoo! W tym portalu nie ma ani jednej osoby znającej dobrze polski. Dlatego dyskusja nie jest kontrolowana – mówi Michał Adamczyk. – A korespondencji e-mailowej już nie sposób ogarnąć. Miliardy listów dziennie. Duże portale stać na kontrolowanie przekazywanych informacji. Są notowane na giełdzie i na pewno nie chciałyby wpadki z zakazanymi treściami.
Portal Yahoo! naraził się już kiedyś francuskim ruchom antyrasistowskim, które zarzuciły mu umożliwianie otwierania nazistowskich witryn internetowych. Francuski Ruch Przeciwko Rasizmowi na rzecz Przyjaźni Narodów (MRAP) wezwał internautów, by nie korzystali z usług Yahoo! Wcześniej skargi składały Międzynarodowa Liga przeciwko Rasizmowi i Antysemityzmowi (LICRA) oraz Unia Studentów Żydowskich Francji (UEJF). Powód? W serwisie organizowane były aukcje nazistowskich gadżetów.
Polską zmorą są strony „prawdziwych Polaków”. „Europa, centrum Cywilizacji Chrześcijańskiej, umiera, gdyż pozbawiono ją jej głównej siły witalnej – antysemityzmu. Nasza Cywilizacja narodziła się bowiem jako twórczy bunt przeciwko żydostwu. Odpowiedzią na judaistyczną zawiść była miłość bliźniego, na semickie zezwierzęcenie – kultura chrześcijańska, na religijne wiarołomstwo – wierność Bogu i Jego Przykazaniom. Europa pozbawiona zdrowego ducha antysemityzmu przestaje być Europą Chrześcijańską. Europejczyk, by był godzien swego miana, musi być antysemitą – inaczej będzie tylko nędzną namiastką Człowieka, (…) żałosnym strzępem dzikiego zwierzęcia”, to fragment wynurzeń z jedynie słusznych stron www.
– Kiedyś napisałem maila do pewnej dużej firmy, że ktoś u nich zamieścił takie treści. I żeby coś z tym zrobili. Zero reakcji – denerwuje się na forum internetowy pacyfista.
W Internecie wymieniają też informacje pseudokibice. Można znaleźć szczegółowe relacje z ustawek, czyli ustawianych walk, zdjęcia ze stadionowych burd i porady, jak bić, żeby nie zabić. Czasami szczegółowy plan na miesiąc do przodu: kto z kim, kiedy będzie regulował rachunki. Strony kiboli są świetnie zorganizowane i pełne rozczulających opisów: „Mecz Siarki w Tarnowie był kolejną okazją do uatrakcyjnienia sobie weekendu. Zbieramy się w 40 osób gotowych do walki i wyruszamy całą bandą w stronę Tarnobrzega. Nasi przeciwnicy jechali z eskortą psów. Skręcamy w boczną drogę i tam nad jeziorkiem czekamy na Siarkoholików. Pojawiają się z psami jakieś 500 m przed nami. Ściągamy koszulki i ruszamy na nich całą bandą. Kiedy pierwsze rzędy Siarki były już rozjeb… (co trwało pół minuty, a nie jak oni mówią minutę), reszta zaczęła wypier… Po całej akcji wracamy do aut i zawijamy się z miejscówki. Pod autokar Siarki podjeżdża karetka, aby opatrzyć rany obitym. U nas zero strat, pojedyncze trafienia”.
Albo jeszcze inaczej: „Po meczu psiarnia eskortuje nas do granicy. Zdzwaniamy się z Sanokiem, że jesteśmy kilka kilometrów za miastem. Zajeżdżamy razem na jakieś pola. Walczymy 10 na 10 bez ograniczeń. Wszystko trwa dwie minuty i kończy się remisem (potwierdzonym przez obie strony). Wszystko w honorowej atmosferze. Po walce wspólna fotka”.

Pani przeleci pana

Niewinnie brzmiące oferty matrymonialne w Internecie to jedna wielka ściema – mówią znawcy tematu. Najszybszy sposób, żeby się z kimś umówić na seks. Łatwiej niż w agencji towarzyskiej, bo za nic nie płacisz i nie trzeba się użerać z alfonsami. A potem na forum można się pochwalić: „Zaliczam dwóch facetów tygodniowo”.
Trzeba tylko uważać z wysyłaniem zdjęć. Bywa, że zamiast oferty zwrotnej oglądasz potem swoją twarz w Internecie doklejoną do fotek ekwilibrystycznych orgii w układach trójkowych czy czwórkowych.
– Ludzie uwielbiają takie zabawy. Kumpel umieścił kiedyś na naszym serwerze swoją stronę dla panów, co to ganiają w lateksach i lubią, gdy kobieta ich bije. Po miesiącu trzeba było zdjąć stronę, bo blokowała cały serwer. Odwiedzały ją dwie osoby na sekundę – mówi Tomek, w Internecie znany jako Gandalf. Opowiada, że administratorzy serwera na pewnym duńskim uniwersytecie zamknęli dostęp do stron pornograficznych, bo odwiedzający je studenci przekraczali liczbę 10 tys. dziennie, a generowany przez nich ruch stanowił ponad połowę ruchu w całej sieci uniwersytetu. W warszawskim BUW-ie przy stanowiskach komputerowych wprowadzono ciche dyżury, żeby dbać o studencką moralność.
Ale są też inne strony, o których głośno w Internecie. Mówi się, że to już klasyka gatunku. Pełno na nich „odchyłów”: zdjęcia z wypadków samochodowych lub lotniczych, poszatkowane ciała, sceny z prosektorium, autentyczne gwałty i samobójstwa. Ostatnim hitem była galeria fotografii znanych zmarłych: Pol Pota, Stalina, Johna F. Kennedy’ego, Marilyn Monroe i Matki Teresy. Tylko niektórzy narzekają, że za ciekawsze zdjęcia trzeba słono płacić.

Płacą tylko frajerzy

– Płatne to one może są, ale dla frajerów. Wszystko może być za darmo, trzeba tylko umieć się zakręcić. Jest na przykład program, który „waży” 45 kB, czyli tyle co nic. Instalujesz go na swoim kompie i wchodzisz na stronkę. Na przykład takiego „Hustlera”, gdzie są zdjęcia samych superbabek. Odpalasz program i masz wszystko free. Albo wchodzisz na forum (nie powiem jakie, bo szkoda tak tracić dobre kontakty). Mówisz, co cię interesuje, i prosisz, żeby ktoś podesłał parę linków. Za chwilę masz wszystko. Rekordzista przysłał tysiąc linków w jednym poście (wypowiedź na forum) – mówi Tomek-Gandalf. I dodaje, że darmowe strony trudniej znaleźć, bo te płatne mają chwytliwe adresy. Najlepsza jest strona z „białym domem” w nazwie. – Wchodzisz, myślisz, że będzie coś o polityce, a tu od razu lecą filmy akcji.
W Internecie znany jest też tzw. google trick. W przeglądarkę Google wpisujesz nazwę płatnej pornostrony. Poza podstawowym adresem (ten jest płatny) dostajesz dodatkowy odnośnik. Klikasz na niego i z zawartości możesz korzystać do woli. Ale najpopularniejsze są darmowe sieciowe programy typu kazaa, edonkey czy emule. Dzięki nim z Internetu można ściągnąć dosłownie wszystko. Od filmów porno przez nowości kinowe, na nielegalnym oprogramowaniu kończąc. – Ten patent znają wszyscy mający stałe łącze. Wpisujemy, co potrzeba, a program namierza, na którym komputerze znajduje się obiekt naszego pożądania. I ściąga to do naszych zbiorów. Na przykład najnowszego „Matriksa” na miesiąc przed polską premierą – śmieje się Tomek.
Większość naprawdę „interesujących” treści znajduje się na prywatnych serwerach ftp. Trudno do nich dotrzeć, bo zamiast chwytliwej krótkiej nazwy mają często w adresie ciąg cyfr. A każdy, kto z nich korzysta, wchodząc, musi, podać swój login i hasło. I dlatego można się czuć bezkarnie. – Taki serwerowy biznes łatwo rozkręcić. Dzień roboty i po krzyku – przekonują internauci. – Wystarczy do starego komputera dołożyć większy dysk i więcej pamięci RAM, a serwer możesz już mieć nawet za 200 zł. Jedyny wymóg to szybkie łącze internetowe. Cały interes można schować w domu, pod biurkiem.
– Rosjanie słyną z włamań do amerykańskich banków, Azjaci – z nielegalnych filmów i oprogramowania. A my to taka nieprzyzwoita średnia światowa – dodaje Jarosław Święcicki. – Niestety, internetowa szara strefa będzie się rozwijać, bo sama sieć ogarnia coraz więcej sfer naszego życia.

Ja zrobić bum i amfę

Podejrzany o dokonanie zamachu bombowego w centrum handlowym Vantaa pod Helsinkami wiedzę o konstruowaniu ładunków wybuchowych czerpał z Internetu. Siedem osób wtedy zginęło, a ponad 80 było rannych. W Internecie pełno jest stron poradnikowych, jak zrobić bombę z niczego. To znaczy mając do dyspozycji tylko osiedlowy sklep ogrodniczy i drogerię.
O narkotyki w Internecie jeszcze prościej. Po 15 minutach przeglądania stron www znajdujesz kilka instrukcji, jak otrzymać siarczan amfetaminy. Dla przeciętnego studenta chemii to pięć minut myślenia i kwadrans roboty. „Rozpuszczono 5 g czystego fenylonitropropenu w 50 ml etanolu, po czym roztwór ten dodano do otrzymanego wcześniej niklu. Następnie powoli dodano, mieszając kolbę, 3 ml stężonego kwasu solnego i 1 g pociętej w drobne kawałki folii aluminiowej. Folia powoli się rozpuszczała i tworzył się wodór. Zawartość naczynia mieszano od czasu do czasu – używanie mieszadła magnetycznego jest w tym momencie złym pomysłem, gdyż nikiel jest ferromagnetykiem”. I tak dalej, i tak dalej.
Jest i cennik narkotyków, bo ktoś wywołał na forum temat: ile dajecie za worek zielonego (narkotyk pochodzenia roślinnego – przyp. aut.)? Z całej Polski posypały się fachowe odpowiedzi. „25 zł za 0,8 g – 0,9 g sqna (nawet spoko zielone, zależy od tego, czy dil ma nową dostawę, czy kończą mu się zapasy), 20 zł – gruda 0,8 g, 30 zł – violet i oranż za 1 g. W pakietach jest promocja. Za zielone 150-180 zł, oranż – 250 zł, grudy 120-150 zł”.
Ktoś inny pisze: „Wro za sztukę 30 zł w zależności od dostawy za śmierć, średnią śmierć lub maksymalną śmierć. Dyszka dla stałego klienta za 220 zł, dla przypadkowego – minimum 250 zł. Sztuka średniej śmierci w Jga kosztuje 40 zł. W Wby za dyszkę śmierci – 250 zł”.
Gwoli wyjaśnienia, śmierć to ziółko o smaku chrzanu lub pokrzywy, Jga to Jelenia Góra, a Wby – Wałbrzych. Już jaśniej nie można.
„Jaką dawkę DXM (środek syntetyczny – przyp. aut.) na kilogram masy ciała byście zalecali na pierwszy raz?”, pyta na innym forum ciekawa internautka. „Na pierwszy raz walnij sobie 300 mg (przy wadze do 72 kg). Powinnaś poczuć, a jeśli masz nadwrażliwość na DXM, to powinno cię mocno zichrować, ale nie na tyle, żeby coś się stało”, daje fachową odpowiedź Doświadczony.
„Myślę, że zioło jest zajeb… sposobem na spojrzenie na świat z całkiem innej perspektywy. Pomaga zachować „czystą” od problemów głowę. Aha, i jeszcze jedno, uważam, że marihuana i haszysz nie powinny być nazywane narkotykami. Bo jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziły”, to z kolei cytat z uczonej dyskusji o wyższości zioła nad innymi dragami.
Na forach dyskusyjnych i stronach www mówi się o wszystkim z jednakową swobodą. – Na dzieci mogą jeszcze wpływać rodzice, ale nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mógł upilnować dorosłych. Na zakazach błyskawicznie powstałoby całe podziemie – mówi psycholog Iwona Jurkiewicz. I dodaje: – Internet żyje dzięki takim treściom, a na ludzi tak naprawdę działa tylko nieuchronność kary.
Tymczasem policja przyznaje, że jeżeli nie są to treści przeciwko państwu, terrorystyczne, faszystowskie, to trudno o konkretną reakcję. To samo dotyczy stron o produkcji narkotyków. – Ludzie dziwią się, dlaczego nic nie robimy. Ale na tych stronach często są przedruki legalnych publikacji i książek. W grę może więc tylko wchodzić naruszenie praw autorskich – mówi Jan Hajdukiewicz z KGP w Warszawie.

Niebezpieczne pamiętniki

Jak przeżyć dzień na cząstce jabłka i skutecznie oszukać rodziców? Jak nie umrzeć, ważąc zaledwie 35 kg? Strony anorektyczek to internetowa plaga. Ostatnio modne stały się pamiętniki.
Nicole: „Nie wiem, czy wytrzymam i nie wyrzygam. Mówię sobie, że coś trzeba strawić, ale fatalnie się czuję ze świadomością, że mam coś w brzuchu. I że właśnie to coś zamienia się w tłuszcz”.
Barbie: „A u mnie też jakoś lipnie. Bo mama z siostrą są w domu i głodówka by mi nie wyszła. Za to następny tydzień to już będzie ostra walka z kilogramami!”.
Znowu Nicole: „Jest sukces! Czuję coraz więcej swoich kości! Widać mi już wszystkie żebra. Najgorzej nadal z plecami, bo tam sadełko zalęgło się na dobre. Najważniejszy jest brzuszek, żeby był płaściutki”.
Anonimowa: „Wytrwałości, drogie panie. Ja dziś zjadłam jakieś 400 kcal i czuję się cudownie. To wszystko dzięki Wam”.
Iwona Jurkiewicz bywa czasami na takich stronach. – Kiedyś myślałam, że nie są takie złe, że piszą tam dzieci, które rozpaczliwie potrzebują wsparcia. Ale zostawić te strony samopas? To robi się niebezpieczne – mówi. Od kiedy zamieściła swoją wizytówkę w Internecie, dostaje dziennie kilka listów z prośbą o pomoc. – Dawniej największe tajemnice ukrywało się w pamiętnikach. Dziś można o nich przeczytać na internetowym forum.
Kiedyś od płatnego seksu były domy publiczne. Teraz nie trzeba nawet ruszać się sprzed monitora. Żeby kogoś oczernić, wirtualnie uśmiercić, nie ma potrzeby otwierać ust czy podnosić ręki. Wszystko dla naszej wygody… Dlaczego więc tak przeraża nas ciemna strona Internetu? W końcu to tylko bardziej skrywany fragment naszej osobowości. – Na razie ciągle próbujemy i eksperymentujemy – mówi Iwona Jurkiewicz. – Czy istnieje jakaś granica? Chyba moment, w którym zaczniemy się na siebie uodparniać.


Hotline www.kidprotect.pl – gorąca linia internetowa, gdzie każdy może zgłosić przypadek wykrycia niebezpiecznej strony.


W 2002 roku policja zanotowała 300 oszustw komputerowych (głównie na giełdach), 100 nielegalnych włamań i namierzyła ponad 300 stron pedofilskich. To o ponad 20% więcej niż rok wcześniej.

(Źródło: KGP)


W raporcie firmy Cap Gemini Ernst and Young oceniono ogólny poziom dostępności e-usług publicznych w Polsce na 18,56%. Średnia unijna to 45,14 %. Lepszy wskaźnik od Polski mają wszystkie państwa UE z wyjątkiem Luksemburga. Najlepsze wyniki mają Irlandia (68,42%) i Finlandia (65,70%).


Zakazane w sieci
Okręgowy Sąd Apelacyjny w Filadelfii stwierdził, że przepisy federalne nakazujące właścicielom komercyjnych serwisów internetowych umieszczanie w nich treści pornograficznych w taki sposób, aby nie były dostępne dla nieletnich, są niezgodne z konstytucją! Sąd orzekł, że przepisy Child Online Protection Act (przepis chroniący dzieci przed szkodliwymi treściami) naruszają konstytucyjną wolność wypowiedzi. W uzasadnieniu sąd napisał, że „wszelkie systemy wykorzystywane do ograniczania dostępu do treści pornograficznych znacznie utrudniają dostęp do takich zasobów także osobom pełnoletnim, co stanowi naruszenie wolności wypowiedzi”.
Tymczasem zgodnie z zapisami COPA, publikowanie w celach komercyjnych materiałów zawierających treści pornograficzne i nieblokowanie dostępu do tych treści nieletnim grozi grzywną do 50 tys. dol. i karą pozbawienia wolności do sześciu miesięcy.


Tama dla piratów
Największe światowe koncerny nagraniowe finansują prace nad oprogramowaniem, które posłuży do sabotowania osób pobierających z Internetu nielegalne filmy i muzykę – donosił niedawno „The New York Times”. Chodzi ponoć o Universal Music, Warner Music, Sony Music, BMG oraz EMI. Wśród metod jest m.in. rodzaj konia trojańskiego, który przy próbie pobrania nielegalnego pliku przekierowywałby użytkownika na stronę www, z której można by pobrać ów plik legalnie (oczywiście za odpowiednią opłatą). Druga metoda, znacznie boleśniejsza dla piratów, to program, który przy próbie pobrania pliku blokowałby na pewien czas komputer.


Najbardziej popularne w Polsce witryny internetowe:
Onet – 70%
Wirtualna Polska – 63%
Interia – 31%
Gazeta – 22%
Era – 18%
RMF – 16%
Rzeczpospolita – 9%
Panorama Firm – 8%
O2 – 7%
Yahoo! – 6%
Polityka i Wprost – po 4%
(Źródło: OBOP)

Wydanie: 2003, 22/2003

Kategorie: Obserwacje

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy