Budżet 2010 – kubeł zimnej wody

Budżet 2010 – kubeł zimnej wody

Teraz mówi się, że Polska musi ograniczyć koszty emerytur i służby zdrowia, ale nie wspomina o chorej strukturze liniowego podatku PIT, faworyzującego bogatych

Jeszcze kilka miesięcy temu wręcz nie wypadało mówić i pisać na temat wysokości polskiego długu publicznego, zadłużenia zagranicznego czy krajowego. Słyszało się, że jak długi zagraniczne, to tylko pogierkowskie, chociaż te akurat już spłacone. Krajowe zobowiązania spłacimy, zrolujemy i po sprawie. Jest dobrze. Niemal temat tabu – jeśli nie liczyć opracowań specjalistycznych. Ostatnio coś drgnęło. Prawda zaczyna zaglądać w oczy. Coraz więcej rzeczowych publikacji na temat zadłużenia, i to w mediach różnej politycznej orientacji. Poważną dyskusję, burzę mózgów rozpoczął chyba jednak „Przegląd”, bo już w połowie sierpnia br. wskazał na niebezpieczne zadłużenie zagraniczne Polski, sięgające na koniec 2008 r. kwoty 250 mld dol.
Projekt budżetu na 2010 r. z planowanym rekordowym deficytem ponad 52 mld zł, czyli dwukrotnie wyższym niż niedobór 2009 r., okazał się kubłem zimnej wody na rozpalone głowy tych, którzy już widzieli się za rok w strefie euro, bo chyba nie zdawali sobie sprawy z rzeczywistego stanu finansów państwa.
Teraz mówi się nam, że Polska musi ograniczyć koszty emerytur i służby zdrowia, ale nie wspomina się ani słówkiem o chorej strukturze de facto liniowego podatku PIT, faworyzującego bogatych,

przyjętego z inicjatywy PiS

z entuzjastycznym poparciem PO. I tuż obok obniżonej składki rentowej leży praprzyczyna kłopotów z budżetem 2009 i 2010, nie są nią zaś rzekome przywileje emerytalne czy rzekomo darmowe leczenie.
Już w projekcie budżetu na 2010 r. brakuje pieniędzy na pomoc dla najuboższych, dożywianie dzieci, oświatę, służbę zdrowia czy sferę mieszkaniową, w tym termomodernizację i remonty. Nie zabrakło jednak pieniędzy na wojnę w Afganistanie, działalność IPN, rozbudowane gabinety polityczne czy nawet urzędy, jak pani minister Julii Pitery, lub bogate flotylle luksusowych, wypasionych samochodów służbowych w resortach i licznych agencjach rządowych jawnych i tajnych. Potrzeb tego typu będzie pewnie więcej, dlatego chyba lider PiS Jarosław Kaczyński założył w debacie budżetowej, że faktyczny deficyt sięgnie nawet 80 mld zł. Bylibyśmy już zatem blisko pamiętnej dziury budżetowej Bauca szacowanej na 90 mld zł, z której wydobył nas dopiero rząd Leszka Millera.
Struktura planowanych wpływów budżetowych pokazuje, że rośnie udział akcyzy nakładanej nie tylko na papierosy i alkohol, ale również na paliwo. Już dzisiaj do każdego litra benzyny dodajemy prawie złotówkę czystego podatku akcyzowego. Szef SLD Grzegorz Napieralski zwrócił na to uwagę w debacie budżetowej, podkreślając że gdy wzrośnie cena benzyny, wzrosną ceny konsumpcyjne, chleba, wywozu śmieci, usług komunalnych i większości towarów oraz ceny energii elektrycznej i gazu, a zaplanowany w budżecie

1% inflacji jest kpiną.

Ten punkt widzenia podziela wielu ekspertów, m.in. Konfederacja Pracodawców Polskich, która wręcz stwierdza, że planowana jednoprocentowa inflacja jest stanowczo zaniżona. Trudno nie zgodzić się z tym poglądem, biorąc chociażby pod uwagę obecny stosunkowo wysoki poziom inflacji konsumpcyjnej – prawie 4%, a bazowej blisko 3%.
Opublikowany w końcu września raport NBP potwierdza, że utrzymujący się wysoki poziom deficytu finansów publicznych doprowadzi do dalszego istotnego wzrostu długu publicznego, który w 2010 r. przekroczy ostrzegawczy poziom 55%, zbliżając się do konstytucyjnego progu 60% wartości rocznego produktu krajowego brutto. Art. 216 pkt 5 konstytucji RP stanowi bowiem, że nie wolno zaciągać pożyczek lub udzielać gwarancji i poręczeń finansowych, w następstwie których państwowy dług publiczny przekroczy trzy piąte wartości rocznego PKB. Rząd stoi zatem przed dylematem: albo gruntowne reformy, albo zmiana konstytucji i ustawy o finansach publicznych.
Okazało się, że wieloletnia polityka wyprzedaży bądź likwidacji odziedziczonego majątku narodowego i zaciągania ogromnych pożyczek kończy się spektakularnym fiaskiem, bo mimo wzrostu PKB dochody budżetu nie nadążają za wydatkami. „Rozchód przed dochodem sto mil przodem”, jak mawiali nasi przodkowie u schyłku I Rzeczypospolitej, a nieco przedtem: „Za króla Sasa jedz, pij i popuszczaj pasa”. Podobno przysłowia są mądrością narodów.
Neoliberalni kreatorzy tej polityki, polityki utraty kontroli nad finansami publicznymi, wzywają dzisiaj do debaty o rozchodach państwa, czytaj: o cięciach wydatków socjalnych, a dodatkowe dochody budżetu upatrują tylko w dalszej, oby nie „katarskiej” wyprzedaży majątku, co nazwano dla niepoznaki prywatyzacją, bo to lepiej brzmi i jest społecznie strawne. Debata taka jest oczywiście konieczna, ale musi objąć również, a może przede wszystkim stronę dochodową budżetów i dać odpowiedź na pytanie, czy nie należy przywrócić na rok lub dwa poprzednich stawek podatkowych PIT i składki rentowej, doprowadzić do odzyskania równowagi budżetowej. Wymaga to jednak odwagi i przekonań José Luisa Zapatera, który nie zawahał się przed zwiększeniem opodatkowania bogatych bez względu na konsekwencje wyborcze. Nasz rząd kierowany względami politycznymi nie zadbał o poszerzenie bazy poparcia parlamentarnego i w konsekwencji ma poważny problem, bo już w 2011 r. musi znacznie ograniczyć deficyt lub wprowadzić w życie

propozycję „stępienia gilotyny”.

Propozycję taką sformułował autorytet, były premier Jan K. Bielecki, a poparł prof. Witold Orłowski na łamach „Polityki”. Propozycja ta sprowadza się w swej istocie do złagodzenia ustaw ostrożnościowych. Autorzy zdają sobie jednak sprawę, że jest to leczenie objawowe, nie dotyka prawdziwych przyczyn kryzysu finansów publicznych. Wiedzą, że konieczna jest głęboka reforma zarówno dochodów, jak i wydatków oraz trwałe ograniczenie deficytu i długu publicznego. Taka reforma wymaga poszerzenia zaplecza parlamentarnego.
Jeśli rządzącym zabraknie determinacji i odwagi, wyobraźni politycznej, to czeka nas w niedalekiej przyszłości cięcie budżetu o kilkadziesiąt miliardów złotych, a to może oznaczać katastrofę dla milionów rodzin i paraliż państwa.

Wydanie: 2009, 44/2009

Kategorie: Opinie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy