Budżet dobrej nadziei

Budżet dobrej nadziei

Wicepremier Kołodko przyśpiesza. W przyszłym roku szybciej powinno wzrosnąć tempo rozwoju gospodarczego, eksport, oszczędności, inwestycje

Ubiegłoroczne doniesienia z prac nad projektem budżetu na rok 2002 brzmiały one jak meldunki z frontu walk z klęską żywiołową: katastrofa, załamanie, czarna dziura, deficyt sięgający 88 mld zł, który może w tym roku rozsadzić całą politykę gospodarczą i społeczną.
Teraz zamiast ubiegłorocznego pesymizmu – optymizm, prezentowany przez rząd podczas finałowych prac nad projektem przyszłorocznego budżetu.
W ub. roku członkowie ekipy przygotowującej obecny budżet szybko wycofali się ze swych ponurych przepowiedni. Rafał Zagórny, ówczesny wiceminister finansów, samokrytycznie stwierdził: – Przedstawiliśmy wariant najbardziej pesymistyczny, który nie ma prawa się zdarzyć. I rzeczywiście się nie zdarzył, a większych katastrof i załamań jak dotychczas nie przeżywaliśmy.
W tym roku – wicepremier Grzegorz Kołodko zdania nie zmienia i konsekwentnie zapowiada, że będzie lepiej.

Z pełniejszym portfelem

Wicepremier poinformował, że przyszłoroczne tempo wzrostu gospodarczego wyniesie nie 3,1% produktu krajowego brutto, jak przewidywała lipcowa prognoza poprzedniego wicepremiera Marka Belki, lecz 3,5% PKB. A z szybszym wzrostem wiąże się i poprawa innych wskaźników – eksportu oraz spożycia (patrz wykres). Grzegorz Kołodko stwierdził też, iż deficyt budżetowy w 2003 r. będzie znacznie mniejszy niż przewidywane w lipcu 43 mld zł i wyniesie zaledwie 38,7 mld zł, co oznacza już wyraźną poprawę. Wszystko to stanowi całą serię ważnych sygnałów, mówiących, iż w polskiej ekonomice zaczyna dziać się lepiej – i warto o tym pamiętać w swych decyzjach gospodarczych.
Zdaniem specjalistów od psychologicznych motywacji decyzji ekonomicznych, optymizm w gospodarce jest potrzebny nie mniej niż tanie kredyty. Wtedy bowiem łatwiej podejmuje się decyzje inwestycyjne i produkcyjne, służące rozwojowej ekonomicznemu. Samospełniające się przepowiednie mogą być zarówno negatywne, jak i pozytywne – jeśli ludzie uwierzą, że warto inwestować, bo w przyszłości koniunktura będzie lepsza, to jej poprawa rzeczywiście może się przybliżyć.
Są też i pierwsi beneficjanci tych pozytywnych przewidywań. Parę dni po zapowiedzi szybszego tempa wzrostu Sejm uchwalił, że nauczyciele dostaną jednak podwyżki od 1 października, tak jak im obiecywano w ubiegłym roku (choć wcześniej, w grudniu ub.r. Sejm ze względu na zły stan finansów państwa przesunął podwyżki na 1 stycznia 2003 r.)
Nieco wcześniej obliczono zaś, że w 2003 r. inflacja będzie mniejsza od planowanej – nie 3, ale 2,3%. Mimo tego rząd jednak postanowił utrzymać wzrost świadczeń dla sfery budżetowej, planowany stosownie do wyższej inflacji i mający wynieść 3,7-4%. Okazuje się, że starczy na to pieniędzy. To zaś oznacza, że ta podwyżka będzie już zauważalna. Przykładowo emeryci i renciści w marcu 2003 r. przy waloryzacji dostaną średnio po 40 zł na głowę więcej. Nie są to kokosy, ale taka suma jest jednak czymś innym niż wcześniejsze, kilkuzłotowe „podwyżki”, które tylko rozjuszyły emerytów.

Solidny plan czy kiełbasa wyborcza

Pytanie, na jakich podstawach oparte są wszystkie te nowe, korzystniejsze prognozy? I czy nie jest to aby przedwyborcza kiełbasa samorządowa?
– Skąd 3,5-procentowe tempo wzrostu w roku przyszłym? To wynik przeprowadzonej przez resort finansów analizy sytuacji gospodarczej w kraju oraz warunków zewnętrznych, w których funkcjonuje polska gospodarka. Na podstawie tej analizy minister finansów poinformował członków rządu, że pozwala mu to na bardziej optymistyczne spojrzenie w przyszłość – i prognozowanie wzrostu gospodarczego na poziomie 3,5% PKB, a nie 3,1% – mówi min. Michał Tober, rzecznik prasowy rządu.

– Rozumiem, że ta odpowiedź może nie do końca pana satysfakcjonuje, ale zapewniam, że wiernie oddaje ona to, co wicepremier Kołodko powiedział ministrom na spotkaniu w Klarysewie – dodał, może już nieco mniej oficjalnie, rzecznik rządu.
– Poprzednia wersja projektu budżetu powstała na przełomie czerwca i lipca. Od tego czasu mamy do dyspozycji nowsze dane makroekonomiczne, dające podstawę do nieco większego optymizmu. Zweryfikowaliśmy na ich podstawie prognozę wzrostu gospodarczego – wyjaśnia dyr. Jarosław Skowroński z Ministerstwa Finansów.
Co zatem zmienia się na plus? Już teraz szybciej niż przewidywano rośnie eksport – na koniec 2002 r. jego wartość osiągnie 5% produktu krajowego (a nie 4,1% PKB jak zapisano w tegorocznym budżecie). W przyszłym roku mają zwiększyć się nasze oszczędności (z 19,9% PKB do 20,3% PKB). Będziemy mieli nieco więcej pieniędzy na zakupy dóbr przemysłowych. Wzrośnie więc popyt, co spowoduje wzrost sprzedaży i produkcji – a więc cała polska gospodarka zacznie pracować na wyższych obrotach, z wszystkimi pozytywnymi tego skutkami. Nasze przedsiębiorstwa będą działać efektywniej, znajdą środki na wzrost inwestycji. Przyczynią się do tego i zmiany ustawowe – zwłaszcza nowe prawo upadłościowe i naprawcze, które przyśpieszy procesy restrukturyzacji.

Znajdziemy te miliardy

Nie wszyscy jednoznacznie akceptują ten scenariusz rozwoju wydarzeń. Zdaniem Leszka Balcerowicza, prezesa NBP, już wcześniejsza prognoza wzrostu PKB o 3,1% była optymistyczna. Prof. Wiesława Ziółkowska z Rady Polityki Pieniężnej przewiduje zaś, że tempo wzrostu nie przekroczy 2,8%. Czy oznacza to więc, że deficytu nie da się zmniejszyć w inny sposób niż tylko przez bolesne cięcia wydatków budżetowych?
Prof. Andrzej Wernik, wybitny specjalista od spraw budżetu, uważa jednak, że dążenie do ograniczenia deficytu przez cięcia w wydatkach byłoby niecelowe i przyczyniło się tylko do niepotrzebnego pogłębienia recesji. Z własnego doświadczenia dobrze zresztą wiemy, że polityka duszenia popytu i dochodów nie przynosiła dobrych skutków.
Sam wicepremier Kołodko twierdzi zaś, że jego budżetowy optymizm ma bardzo solidną podbudowę finansową. Zdaniem wicepremiera, budżet uzyska półtora miliarda złotych w wyniku lepszej ściągalności podatków i redukcji szarej strefy. 1,3 mld zł dadzą opłaty restrukturyzacyjne od oddłużanych przedsiębiorstw. 600 mln zł będzie efektem abolicji podatkowej. Plan rozwoju gospodarczego stworzony przez Grzegorza Kołodkę, znany pod roboczą nazwą „1-3-5” (czyli pięcioprocentowe tempo wzrostu gospodarczego w 2004 r.) nie powinien więc być zagrożony.

 

 

Wydanie: 2002, 38/2002

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy