Busola naszych czasów

Busola naszych czasów

Gdyby politycy, zarówno SLD, jak i PO, choć w części przejęli się jego przestrogami, nie mielibyśmy na ulicach faszystów, a w rządowych gmachach – pisowców

Ma trzy umiejętności. Po pierwsze, jest wybitnym historykiem średniowiecza. To wiedzą mediewiści całej Europy. Po drugie, jest wybitnym politykiem rewolucjonistą. A może, trzymając się chronologii i rangi działań, najpierw rewolucjonistą, potem politykiem. Po trzecie zaś – jest sumieniem naszego kraju. Wzorcem metra z Sèvres, jeśli chodzi o uczciwość, odwagę cywilną, szacunek dla demokracji i współobywateli.

I gdyby – tego jestem w 100% pewien – politycy, zarówno SLD, jak i PO, choć w części przejęli się jego przestrogami, nie mielibyśmy na ulicach faszystów, a w rządowych gmachach pisowców.

Oto KAROL MODZELEWSKI.

Urodził się 80 lat temu w Moskwie. Można tylko złapać się za głowę – bo trzeba mieć wyjątkowego pecha, żeby się urodzić w samym środku represji stalinowskich, kilkaset metrów od Kremla. I jeszcze w rodzinie mienszewików.

Przeżył to. Tak jak jego naturalny ojciec Aleksander Budniewicz, którego wzięto do łagru, gdy Karol (wtedy Kirił, Cyryl) miał 17 dni. I tak jak jego ojczym Zygmunt Modzelewski, którego nie złamało stalinowskie więzienie ani stalinowskie śledztwo.

Na marginesie: Zygmuntowi Modzelewskiemu zabierają dziś ulicę w Warszawie, zdaniem pisowskiego wojewody nie jest jej godzien. Jasne, ktoś, kto dwa lata siedział na Łubiance, kto walczył w roku 1920 w obronie niepodległości Polski i ma za to odznaczenia, może według obecnej władzy nie zasługiwać na upamiętnienie. To tylko świadczy o tej władzy.

W wydanej przez Iskry „Polsce Ludowej”, rozmowie z Andrzejem Werblanem, jest piękna opowieść Karola Modzelewskiego o ojczymie, z ostatnich miesięcy jego życia.

„W domu, przy obiedzie, nie wiem, dlaczego uważałem, że przy stole, przy obiedzie to można takie pytania zadawać, powiedziałem, że ten Komar to taki szpieg. Na te słowa mój stary po prostu szału dostał. »Co ty wygadujesz, gówniarzu! – zaczął krzyczeć do mnie. – Jaki szpieg?«. Więc odpowiedziałem: »Jak to, przecież został aresztowany«. A on na to: »Aresztowany to jeszcze nie znaczy, że jest winny«. Jak to usłyszałem, to po prostu tak, jakby świat mi się zawalił! Wszystko mi się przypomniało, oni mówili, że wróg jest wszędzie, a kto może tak mówić. Że nasza bezpieka aresztuje niewinnych – tak może mówić tylko wróg! Podobny szok przeżyłem przy podwyżce cen w styczniu 1953 r. Nie mogłem tego zrozumieć, bo pisano w gazetach, że dzięki niej stopa życiowa się podniesie, a ja to liczyłem i mi wychodziło, że stopa życiowa od tego się obniża, a nie podwyższa. No i zapytałem starego, po co to zrobili. A on tak warknął ze złością: »Żeby robotnicy mniej jedli, a więcej pracowali«”.

Wtedy Karol popatrzył na ojczyma jak na wroga klasowego, który właśnie się ujawnił.

Kilkanaście miesięcy później, już po śmierci ojczyma, prawdę o stalinizmie powiedziała mu matka. „Ona otworzyła mi oczy na terror stalinowski – wspominał. – Opowiedziała mi, w takim sołżenicynowskim sosie, o łagrach, o torturach. (…) To był dla mnie szok, który inni przeżyli po tajnym referacie Chruszczowa. I coś z tym trzeba było zrobić. Ja wtedy zacząłem czuć, że nie jestem identyczny z tym systemem”.

Czy już wtedy narodził się Modzelewski rewolucjonista? Jeszcze trochę czasu. Jeszcze trochę zdarzeń. W październiku 1956 r. już nim był. „Dla mnie ten system okazał się zły – mówił. – Więc to system trzeba zmienić, w drodze rewolucji, bo ludzie młodzi się nie patyczkują. Kto robi rewolucję? Klasa robotnicza. Sama? Nie! Z inteligencją! Która wnosi rewolucyjną świadomość w szeregi robotników!”.

Wszyscy choć trochę interesujący się historią znają zdjęcie Lechosława Goździka z Października ‘56, przemawiającego z paki ciężarówki przed bramą Żerania. On sam, a wokół tłum. Pierwsza i druga zmiana. W tym tłumie jest i Karol Modzelewski. 18-latek, student historii, jeździł na Żerań prowadzić pogadanki z robotnikami. Chętnie go słuchali, nauczyli palić papierosy („Krztusiłem się, ale nie wypada odmawiać, kiedy klasa robotnicza częstuje…”). W Październiku był już swój, miał przepustkę, został w fabryce na noc, żeby jej bronić w razie interwencji.

Parę lat później, w roku 1964, razem z Jackiem Kuroniem organizował pierwszą konspirę. „Nasz pomysł nie był pomysłem na dysydencję studencko-intelektualną – wyjaśniał w „Polsce Ludowej”. – Był pomysłem na rewolucyjną, robotniczą konspirę. My oczywiście przewidywaliśmy, że pójdziemy siedzieć, ale zakładając, że zamierzamy zostać Waryńskimi nowego czasu, chcieliśmy wpierw zbudować strukturę, która nas przetrwa, która będzie działała”.

Tę strukturę próbowali tworzyć, opierając się na niewielkiej grupie przyjaciół i znajomych. Ale się nie udało. Niemal natychmiast ich zamknięto – m.in. na skutek donosów Andrzeja Mazura, byłego powstańca warszawskiego, którego do grupy ściągnął Jacek Kuroń.

O donosach Mazura Modzelewski dowiedział się całkiem niedawno od Andrzeja Friszkego, autora spiżowego dzieła „Anatomia buntu. Kuroń, Modzelewski i komandosi”. Mógł je też przeczytać. Kilka dni później rozmawiałem z profesorem o tych „dziełach”. Modzelewski… promieniał. „Cóż za wspaniałe materiały źródłowe! Jak dokładnie jest wszystko opisane! Te rzeczy, których już nie pamiętałem!”. I tak historyk wziął górę nad konspiratorem.

Gdy grupa została rozbita, jeszcze zanim wystartowała, Modzelewski wpadł na pomysł napisania i ogłoszenia „Listu otwartego do partii”, w którym razem z Jackiem Kuroniem wyłożyliby swoje racje. Stało się to po tym, jak 27 listopada 1964 r. decyzją Komitetu Uczelnianego PZPR przy Uniwersytecie Warszawskim zostali wykluczeni z partii, a Modzelewski usunięty również z ZMS. List napisali i powielili w 13 egzemplarzach. „W sumie nie daliśmy władzy szansy. Sami wybraliśmy więzienie”, tłumaczył po latach.

Tak oto narodziła się pierwsza polska konspiracja po wygaśnięciu wojny domowej 1944-1948. Modzelewski i Kuroń pierwsi powiedzieli, że są przeciw.

Z dzisiejszego punktu widzenia to wszystko wygląda jak absurd. Za napisany w 13 egzemplarzach na maszynie list zostać skazanym na trzy i pół roku więzienia? I jeszcze iść do tego więzienia zupełnie świadomie? Kto wybiera więzienie zamiast spokojnego życia?! W imię czego? Rad robotniczych, wolności, obalenia biurokracji partyjnej? A taki był plan.

„Ja wiedziałem, że na Zachodzie żyją lepiej – tłumaczył Modzelewski w „Polsce Ludowej”. – Również robotnicy – znacznie lepiej. Że mają swobody, związkowe i polityczne. Ale, po pierwsze, uważałem, że to da się wprowadzić w socjalizmie. A po drugie, uważałem, i do dzisiaj uważam, że przeprowadzenie do gospodarki rynkowej krajów ze strefy europejskiego niedorozwoju, które się stały krajami komunistycznymi, oznacza zapaść. Ja to często mówię. I teraz, niedawno, ludzie z Solidarności mnie zapytali: skąd to wtedy wiedziałeś?”.

Potem był rok 1968. Modzelewski był już uznanym dysydentem, jednym z liderów komandosów. Już zatem w pierwszych godzinach Marca został zatrzymany. Za późno. Studenci protestujący z powodu zdjęcia „Dziadów” skandowali hasło, które on im podsunął: „Niepodległość bez cenzury!”.

Zapłacił za to kolejnym procesem i kolejnym wyrokiem. Trzy i pół roku.

Grudzień 1970 r. zastał go więc w zakładzie karnym. A potem, gdy wyszedł z więzienia, poświęcił się pracy naukowej. We Wrocławiu, dokąd „zesłała” go partia.

Gdy wybuchł Sierpień, przyjechał do Warszawy, do Jacka Kuronia. Ale Kuroń został zatrzymany. Za to na podwórku jego domu Modzelewski spotkał Zbigniewa Romaszewskiego, który powiedział mu, że powinien pojechać do Gdańska, bo tam jest pilnie potrzebny jako ekspert. Gdy Mazowiecki zobaczył go w stoczni, przeraził się. Geremek zbladł i powiedział: „Karolu, za duże nazwisko”.

Taki był początek. Co się działo później? To rzecz mniej znana – ale los nowego związku ważył się do połowy września, bo uchwała Rady Państwa mówiła, że może on zostać zarejestrowany jako albo branżowy, albo regionalny. Natomiast Modzelewski był tą osobą, która parła, by został zarejestrowany jako, po pierwsze, związek ogólnopolski, a po drugie, pod nazwą Solidarność. To on ją wymyślił.

Charakterystyczna była rozmowa Modzelewskiego z Tadeuszem Mazowieckim, człowiekiem zawsze ostrożnym. „Mazowiecki mi to wprost powiedział: oni tego wielkiego związku nie zarejestrują, bo go nie chcą, bo to będzie za duża siła. Ja na to odpowiedziałem: oni go zarejestrują, bo będą musieli. To jest za duża siła. Nie chciałem być ekstremistą. Ale trzeba było czuć nastroje”.

I on był tym, który czuł. Był rzecznikiem związku, potem jednym z kluczowych doradców.

13 grudnia 1981 r. został zatrzymany, wraz z innymi członkami Komisji Krajowej Solidarności, w Grand Hotelu w Sopocie. Tak stracił wolność na następne trzy i pół roku.

Czy Modzelewski w III RP to inny Modzelewski? Już nie ten szturmujący barykady, w awangardzie, lecz przestrzegający przed pochopnymi zmianami, przed skokiem w kapitalizm, nawołujący do rozwagi? To zła teza. Karol Modzelewski się nie zmienił – zmieniła się Polska.

Z autorytarnego reżimu przeszła w demokrację. Z gospodarki centralnie planowanej – w balcerowiczowski wolny rynek. Stała się inna i inne groziły jej plagi. Dla całej rzeszy znajomych z Solidarności były one niezauważalne albo były detalem historii, koniecznym kosztem przemian, bo gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą. Karol Modzelewski nie uległ tym pokusom. Władza go nie zepsuła.

Jako senator był niemal osamotniony, gdy próbował hamować reformę Balcerowicza. Osamotniony nie tylko w parlamencie, ale i wśród załóg robotniczych. Gdy mówił im, że jak się wprowadzi wolny rynek, będziemy mieli 3 mln bezrobotnych i padnie większość zakładów, to – jak sam wspominał – czuł, że robotnicy te słowa źle przyjmują, że są zgorszeni krytykowaniem przez kogoś takiego jak on „naszego rządu”. „Oni wszyscy uważali wtedy, że się wygłupiam”. Parę miesięcy później przekonali się, że niestety nie.

Gdy tworzył Unię Pracy, która miała łączyć starą peerelowską Polskę z tą nową, wywodzącą się z Solidarności, też przyglądano się tej inicjatywie podejrzliwie. Ni pies, ni wydra. Dziś, z perspektywy czasu, widać wyraźnie, że był to najmądrzejszy pomysł polityczny tamtych dni. Sęk w tym, że wyprzedzał epokę. Że był taki niepolski. Bo jak to, on, który przesiedział w więzieniach Polski Ludowej tyle lat, wybacza? Nie chce zemsty, tak pięknie nazywanej „sprawiedliwością dziejową”? Nie chce odszkodowania, pieniędzy? Nie chce stanowisk?

Ech, panie profesorze, zawstydza pan nas wszystkich.

Potem zrezygnował z aktywnego życia politycznego, z kandydowania do parlamentu. W roku 1995 wystąpił z Unii Pracy. Wybrał pracę naukową.

Czy to koniec? O nie! Tak jak po drugiej odsiadce, w czasach gierkowskich – Karol Modzelewski niby wiedzie spokojny żywot mediewisty, ale przecież gdy larum grają, odzywa się w najważniejszych dla kraju sprawach.

Tak jak w roku 1996, w apogeum „sprawy Oleksego”. Gdy premier rządu oskarżany jest o szpiegostwo na rzecz Rosji, a niemal wszystkie gazety prześcigają się w upokarzaniu go i obrażaniu, często cytując zwykłe kłamstwa, Karol Modzelewski staje w jego obronie.

To ważny gest. Polska podzielona była prawie tak jak dziś, nie liczyły się fakty, tylko kto skąd jest, czy z Solidarności, czy z PZPR. A dla Modzelewskiego liczyły się fakty, materiały, które przedstawili oskarżyciele. On je przeczytał i okazało się, że oskarżyciele źle je przetłumaczyli. Przypomniał więc Polsce, że bezpieka nie może niszczyć ludzi jak za dawnych lat, organizować prowokacji, kreować polityki. Te słowa przyniosły tysiącom Polaków otrzeźwienie.

Podobnie było z lustracją Aleksandra Kwaśniewskiego w roku 2000, gdy kwitami MSW próbowano wyeliminować go z wyborów. Oskarżano, że był agentem „Alkiem” z „Życia Warszawy”, choć w tej redakcji nigdy nie pracował. „Bezpieka nie może sterować demokracją!” wołał Modzelewski.

Jeśli ktoś w tamtych czasach powstrzymał ludzi Solidarności przed pokusą rozgrywania spraw esbeckimi kwitami, to na pewno on.

W styczniu 2001 r. zabrał głos w innej sprawie, która po dziś dzień odbija się nam wszystkim czkawką. To było zaraz po uchwaleniu przez Sejm, głosami AWS i Unii Wolności, ustawy reprywatyzacyjnej.

Ta ustawa była skandaliczna. Nie tylko dotyczyła własności odebranej obywatelom PRL przez państwo wbrew ówczesnemu prawu, ale także miała reprywatyzować mienie przejęte na mocy ówczesnych aktów prawnych: dekretu o reformie rolnej, ustawy o nacjonalizacji podstawowych gałęzi gospodarki, dekretu o upaństwowieniu lasów itp. Cofała Polskę do II RP.

Ustawa zakładała albo zwrot w naturze, albo odszkodowanie w wysokości 50% wartości przejętego przez państwo mienia. Była na tle państw regionu ewenementem. W dawnej NRD, w Czechach, na Słowacji, na Węgrzech albo reprywatyzacji nie było w ogóle, albo ograniczyła się do symbolicznego zadośćuczynienia. Na Słowacji byli właściciele dostali w gotówce ok. 1000 zł na głowę, na Węgrzech zaproponowano bony o wartości średnio 400 zł na osobę, w Niemczech uznano, że nacjonalizacja była zgodna z prawem, w Czechach zaś wdrożono przewlekłe postępowanie sądowe ze skrupulatnym sprawdzeniem zadłużenia majątku.

Te argumenty były jak rzucanie grochem o ścianę. Obóz Solidarności, łącznie z dzisiejszymi liderami PiS, stał się obozem restauracji przedwojennego porządku.

W takiej atmosferze głos Karola Modzelewskiego i Jacka Kuronia był jak dzwon.

Przypomnieli rzeczy fundamentalne – że to wybór hierarchii wartości, zresztą nienowy, bo przez inne społeczeństwa wielokrotnie rozważany. „Prawdziwym fundamentem ustawy reprywatyzacyjnej jest uznanie własności, także tej naruszonej przed półwiekiem, za wartość nadrzędną. Czyni się jej teraz zadość kosztem innych wartości, na które w wyniku tak hojnej reprywatyzacji zabraknie środków: kosztem ochrony zdrowia i życia ludzkiego, kosztem powszechnego prawa do edukacji, a także kosztem niezbędnych nakładów na obronność kraju czy na przygotowanie Polski do wyzwań integracji europejskiej”, pisali w liście zamieszczonym w „Gazecie Wyborczej”, pokazując, że przyjęcie ustawy w sposób trwały, na lata, zrujnuje budżet Rzeczypospolitej. „Gdy byliśmy w Solidarności, obowiązywała tam zasada ochrony słabszych. Dzisiejsi spadkobiercy naszego związku porzucili tę zasadę na rzecz ochrony majętnych. Lektura ustawy o reprywatyzacji nie pozostawia co do tego wątpliwości. Opowiadamy się przeciwko tej ustawie, bo różni nas od jej autorów hierarchia wartości. Nie uważamy, że własność jest bardziej święta od człowieka, od ochrony jego zdrowia i życia, od jego praw do wykształcenia, równego startu i godziwych warunków bytowych. Ale sprzeciwiamy się ustawie reprywatyzacyjnej także dlatego, że w imię pewnej ideologii i w interesie materialnym pewnej grupy obywateli naraża ona na szwank interes ogółu i grozi ciężkim kryzysem finansów państwa”.

Wezwali też prezydenta Kwaśniewskiego, by ustawę zawetował. I tak się stało. To był wielki sukces Karola Modzelewskiego, bo jego apel był w tamtym czasie jednym z najważniejszych.

A potem przyszły czasy, gdy jego słusznych apeli nie słuchano. To był okres rządów Platformy, nakręcania spirali wrogości. „Trzeba uważać na wszelkie porywy duszy, które prowadzą nas w kierunku filozofii wojny domowej. Gdy kogoś ze względów historycznych czy politycznych traktujemy jako przeciwnika i uważamy, że trzeba go zniszczyć, postawić poza nawiasem, i używamy w tym celu wszelkich środków, jest to filozofia dla kultury demokratycznej zabójcza”, mówił.

Rozmowy z Karolem Modzelewskim z tamtych lat powinny być dzisiaj lekturą obowiązkową dla wszystkich, którzy chcą się zajmować polityką, czy to na poziomie lidera, czy zwykłego obserwatora.

Przypomnę jedną z nich, z PRZEGLĄDU, u progu roku 2015, kiedy Polska wchodziła w wyborczy maraton.

– PiS jest dla sfrustrowanych, to wspólnota emocji negatywnych. W oczach ludzi przegranych, pozostawionych przez transformację za burtą, sprawiedliwość negatywna polega na tym, żeby dobrać się do skóry tym, którym się powiodło. Na zasadzie: my im damy popalić! Wszyscy, którym się nie powiodło, noszą w sercu zamysł, żeby dać tym drugim popalić. Oni wiedzą, że PiS im nie zapewni poprawy warunków życia. Ale da im tę satysfakcję, że pogoni sukinsynów, którzy po naszych plecach doszli do tego, co mają. PiS jest partią rewanżu socjalnego, ale nie polityki socjalnej.

Mądrość lewicy zawsze polegała na tym, że poprzez progresywne podatki i politykę wyrównywania szans łagodziła negatywne emocje.
– Ale frustracja jest nie dlatego, że są nierówności dochodowe, płacowe, tylko dlatego, że znaczna część ludzi poczuła się zdegradowana społecznie i materialnie. Przede wszystkim przez utratę pewności jutra i przez utratę szans na awans swoich dzieci. To jest fakt! Tu nie ma co kręcić! To jeden z najczarniejszych elementów naszego bilansu. Nasz bilans po roku 1989 ma jasne strony: demokrację, wolność. Ma jednak też strony ciemne: pozostawienie za burtą, nie wiem, jednej trzeciej, jednej czwartej, trudno to policzyć, ale znacznej części obywateli. I ta znaczna część będzie głosować na takich jak PiS. Nie ma w tym nic dziwnego. Wzmacnia to syndrom zawiedzionego zaufania. Przekonanie, że nas oszukano. (…)

PiS nie chce wyborów, tylko referendum.
– W gruncie rzeczy tak. Chce postawić sprawę w ten sposób: czy jesteście za obecnym bałaganem, czy za nami, uzdrowicielami? Ponieważ już większa część nie pamięta, co uzdrowiciele robili, kiedy rządzili, być może będzie okazja do powrotu. A jeśli będzie IV RP bis, to nie wiadomo, czy później znajdzie się z tego wyjście. Bo nie wiem, czy Węgrzy znajdą wyjście z Orbána.

Orbán będzie rządził, dopóki będzie chciał?
– Tak. I dopiero wtedy wybory będą być może nie całkiem rzetelne, zwłaszcza gdy się napędzi sędziom stracha. Albo przekaże się kompetencje sędziowskie w ręce polityków, zwłaszcza rządzących.

Czy Kaczyńskiemu udało się trwale skłócić Polskę?
– Nic się Kaczyńskiemu nie udało. Kaczyńskiemu udało się wykorzystać politycznie kulturowe pęknięcie w polskim społeczeństwie.

A czyją zasługą jest to pęknięcie?
– To nasza wspólna porażka. My to przeprowadziliśmy, my nie potrafiliśmy uniknąć lub chociaż zmniejszyć dramatycznie wysokiego kosztu społecznego transformacji. Może nie dało się inaczej? Najczęściej słyszę, że to była jedyna droga. Ale to przecież frazes, którego powinniśmy się wstydzić. Jednak politycznie na pewno nie dało się inaczej. To była wola boska i skrzypce.

A czy jest już za późno? Czy ten czarny scenariusz, przed którym Karol Modzelewski przestrzegał, musi się ziścić? To może jeszcze fragment kolejnej rozmowy, sprzed roku, też z PRZEGLĄDU.

– Społeczeństwo jest podzielone wskutek konfliktu między PiS a obozem III RP, na takiej zasadzie, że istnieje pęknięcie kulturowe, bariera komunikacyjna dzieląca te dwa obozy. Przez tę barierę nie przenikają ani wiadomości, ani argumenty, jeśli takie są. Nie ma wspólnoty wartości, wspólnego języka. To stan bardzo głębokiego rozłamu, który zagraża spójności wspólnoty narodowej. (…)

Kaczyński to zbudował czy wykorzystał?
– Obie strony to zbudowały! Samorzutnie stworzyły. Nie należy oskarżać Kaczyńskiego o rzeczy, których nie był jedynym autorem. To obustronne zjawisko.

Jest szansa sklejenia tego podziału?
– Na razie jej nie widzę. Dopiero jak te dwie formacje znikną ze sceny. Obecny stosunek między nimi jest toksyczny. Musi się przeformułować polska scena polityczna, żeby ta toksyna przestała działać. (…)

Panie profesorze, co dalej? PiS krok po kroku, każdego dnia powiększa swoją władzę. My możemy się sprzeciwić, idąc na manifestację KOD. Dysproporcja sił jest olbrzymia.
– Nie taka olbrzymia, dlatego że warunkiem powodzenia tych wszystkich pisowskich posunięć jest brak oporu społecznego. A te manifestacje nie są fraszką, już pokazały, że opór społeczny się budzi. Nieuwzględnianie takich narastających napięć społecznych tylko z tego powodu, że na razie nie ma na horyzoncie żadnych wyborów, to błąd.

Co to da?
– Uważa pan, że nacisk społeczny realizuje się tylko przez wybory? Wszyscy, również ludzie władzy, odczuwają atmosferę społeczną. Nie jest tak, że to nie ma wpływu mitygującego. Ta atmosfera wpływa także na zwykłych ludzi, na urzędników… I na jakieś przyszłe formy sprzeciwu, np. wielkie demonstracje. A to już poważna sprawa.

Czyli wracamy do Miłosza?

A choćbyś był jak kamień polny,
Lawina bieg od tego zmienia,
Po jakich toczy się kamieniach.
I, jak zwykł mawiać już ktoś inny,
Możesz, więc wpłyń na bieg lawiny.
Łagodź jej dzikość, okrucieństwo,
Do tego też potrzebne męstwo…

Karol Modzelewski. Można śmiało napisać, że takich ludzi dziś już nie ma. Kryształowo uczciwych, przenikliwych, potrafiących się sprzeciwić, nieulegających intelektualnym modom. Zawsze stających po stronie słabszych. W dodatku mających jakąś dziwną umiejętność znajdowania się w oku cyklonu, w centrum najważniejszych wydarzeń. I umiejętność pokazania, co jest słuszne i przyzwoite.

Miałem okazję siedzieć obok profesora podczas targów książki, gdy podpisywaliśmy „Polskę Ludową”. Przypatrywałem się ludziom stojącym w kolejce po autograf, przysłuchiwałem się ich rozmowom. To były inteligenckie rozmowy, ludzi skromnych, oczytanych, którzy profesorowi życzyli jak najlepiej. Trzeba było krótko, parę słów, bo z tyłu stali w kolejce następni. Nie wyglądali na wielkich beneficjentów III RP. Ale żółci z tego powodu nie wylewali. Zamiast tego okazywali wielkie serce i dziękowali profesorowi.

Karolu, Jubilacie, dziękujemy. Za wszystko.

I nieśmiało prosimy o ciąg dalszy.

Drogi Jubilacie
Ad multos annos


Laureat Busoli 2000

Prof. Karol Modzelewski był jednym z pierwszych laureatów Busoli – nagród przyznawanych przez PRZEGLĄD

Otrzymał ją obok Barbary Labudy, siostry Małgorzaty Chmeielewskiej i prof. Henryka Skarżyńskiego:

za konsekwentną obronę wartości demokracji i ludzkiej solidarności.

Karol Modzelewski jest jak wzorzec metra w Sèvres – jest wzorcem uczciwości, odwagi cywilnej, szacunku dla demokracji, dla współobywateli. W sprawach publicznych wypowiada się rzadko, ale w chwilach najważniejszych. I w imię prawdy i wierności wartościom jest gotów zapłacić wielką cenę.

W roku 1964 razem z Jackiem Kuroniem napisał „List otwarty do członków PZPR”, w którym ostrzegał, że nomenklatura PZPR przekształciła się w klasę wyzyskiwaczy. Dostał za to trzy i pół roku więzienia. Ponownie aresztowano go w roku 1968. W 1976 r. apelował do Edwarda Gierka o zwolnienie robotników więzionych za udział w wydarzeniach czerwcowych. W roku 1980 współtworzył Solidarność. Aresztowany 13 grudnia 1981 r. wyszedł na wolność w roku 1984.

W III RP, jako jeden z pierwszych, nie bojąc się ostracyzmu kolegów, głośno powiedział, że polska rewolucja przynosi również nędzę milionom rodaków, trwale marginalizując ich i ich dzieci. Próbowano Go wówczas wyśmiewać. Dziś ci sami ludzie przyznają, że miał rację.

Przestrzegał: „Trzeba uważać na wszelkie porywy duszy, które prowadzą nas w kierunku filozofii wojny domowej. Gdy kogoś ze względów historycznych czy politycznych traktujemy jako przeciwnika i uważamy, że trzeba go zniszczyć, postawić poza nawiasem, i używamy w tym celu wszelkich środków, jest to filozofia dla kultury demokratycznej zabójcza”.

Kiedy Urząd Ochrony Państwa zamierzał wyeliminować z prezydenckiego wyścigu, za pomocą ustawy lustracyjnej, Aleksandra Kwaśniewskiego, ostrzegał: „Bezpieka nie może sterować demokracją”.

Wtedy głos Karola Modzelewskiego przyszedł jak otrzeźwienie – przypomniał wszystkim, co wolno czynić w demokracji, a czego nie, gdzie leży granica oddzielająca procedury prawa od bezprawia. Wyznaczył standardy i obszary debaty politycznej w Polsce.

Karol Modzelewski jest wielkim autorytetem. Wartości, których bronił przez całe życie – demokracja, wolność, równe szanse dla wszystkich, solidarność, są ciągle bardzo aktualne. Jego wizja Polski jest nam bardzo bliska.

Historia wciąż przyznaje Panu Profesorowi rację.

Wydanie: 2017, 47/2017

Kategorie: Sylwetki

Komentarze

  1. czytelnik
    czytelnik 22 listopada, 2017, 14:47

    „Gdyby politycy, zarówno SLD, jak i PO, choć w części przejęli się jego przestrogami, nie mielibyśmy na ulicach faszystów, a w rządowych gmachach – pisowców”
    – a co to były za cudowne przestrogi? Czy wszechwładza dla pederastów? Czy lesbijstwo?
    – Czy to nie pan Modzelewski był jedną ze sprężyn rozwalających Polskę Ludową? Faszystów wtedy u nas nie było, czczono Bohaterów, którzy faszystów pokonali: Armię Czerwoną i Ludowe Wojsko Polskie. Ale akurat to się panu Modzelewskiemu nie podobało.

    „Ma trzy umiejętności. Po pierwsze, jest wybitnym historykiem średniowiecza. To wiedzą mediewiści całej Europy”

    – przeczytanie czegoś, co ktoś wcześniej napisał nie czyni z nikogo człowieka wybitnego, a jest zaledwie dowodem, że ten ktoś nie jest analfabetą. O średniowieczu pan Modzelewski wie to, co przeczytał, a przeczytał to, co ktoś kiedyś napisał. Czy ma to jakiś związek z prawdą, można śmiało wątpić, ponieważ wszelkie „dokumenty pisane” były dziełem bakałarzy katolickich. Więc wiarygodne to w żadnym razie być nie może.
    No i tytuł naukowy pan Modzelewski zdobył w tej zwalczanej przez niego Polsce Ludowej. Nie wstyd go używać w dalszym ciągu?

    „Po drugie, jest wybitnym politykiem rewolucjonistą.”

    – a to co za zasługi? Jak wiemy, rewolucja polega głównie na tym, że tzw. rewolucjoniści ustawiają się ponad panującym prawem, czyli postępując bezprawnie zajmują się rabunkiem państwowego/cudzego dorobku – bo własnego nie mają bo i skąd?!? – i jednocześnie zniewalają ciemne masy obiecankami, których i tak dotrzymać nie można. A potem będąc u władzy likwidują tych, co pamiętają o tych obiecankach i domagają się ich spełnienia.

    „Po trzecie zaś – jest sumieniem naszego kraju”

    – pan Modzelewski miałby być sumieniem naszego kraju? Jako kto? jako pojedynczy człowiek? Toż to coś w rodzaju politycznego bożyszcza i nawet tak opluwany Józef Stalin, któremu europa i świat zawdzięczają kilkadziesiąt lat pokoju – tak o sobie nigdy nie powiedział. Moim sumieniem niechże pan Modzelewski być nie próbuje, bo ja sobie tego nie życzę. Mam własne i ono mnie prowadzi bezbłędnie.

    „Wzorcem metra z Sèvres, jeśli chodzi o uczciwość, odwagę cywilną, szacunek dla demokracji i współobywateli.”

    – a to ci wzorzec! Pan Modzelewski korzystając z otrzymanego w Polsce Ludowej wykształcenia i tytułu naukowego urządzony był nieźle, a ludzie pracują na umowach śmieciowych nie wiedząc, jak przeżyć za te parę złotych do następnej wypłaty.
    – I to ma być wzorzec? Chyba sam dla siebie, bo narzucanie go zwykłym Polakom pracującym za grosze w kraju albo tyrającym za granicą to zwykłe nadużycie.

    „Oto KAROL MODZELEWSKI.
    Urodził się 80 lat temu w Moskwie. Można tylko złapać się za głowę – bo trzeba mieć wyjątkowego pecha, żeby się urodzić w samym środku represji stalinowskich, kilkaset metrów od Kremla. I jeszcze w rodzinie mienszewików.”

    – no i po co te fałszywe triki? Urodził się, gdzie się urodził. Mienszewików stanowiła warstwa posiadająca majątki, a więc co to miałby być dla pana Modzelewskiego za niefart? Kilkaset metrów od Kremla? No to rodzinie pana Modzelewskiego powodziło się dobrze. Co więc jego ojciec chciał zmieniać i dlaczego wystąpił w interesie państw zachodnich a przeciw carowi i Rosji?
    – Jeżeli „represje stalinowskie” nic złego panu Modzelewskiemu nie zrobiły, to dlaczego on na nie narzeka?
    – Do „łagru” nie brano tak sobie, z łaski na uciechę, bo jeżeli ojciec pana Modzelewskiego walczył z „bolszewikami” to oznacza, iż mordował ludzi, swoich rodaków i to z polecenia zagranicznych agentur. Tak zwani „biali” byli finansowani i kierowani przez agentury państw zachodnich, mających na celu rabunek Rosji. I to nie żadni „bolszewicy” rozwalili Rosję carską a właśnie ci „biali”, którzy skumali się z obcymi szpiegami i zdradzili Rosję na ich rzecz.
    – Bolszewicy naprawiali dopiero to, co „biali” zniszczyli albo oddali obcym najeźdźcom, czyli Niemcom, Amerykanom i innym bandytom, którzy napadli Rosję.

    „Przeżył to. Tak jak jego naturalny ojciec Aleksander Budniewicz, którego wzięto do łagru, gdy Karol (wtedy Kirił, Cyryl) miał 17 dni. I tak jak jego ojczym Zygmunt Modzelewski, którego nie złamało stalinowskie więzienie ani stalinowskie śledztwo.”

    – jeżeli pan Modzelewski jako dziecko przeżył „terror stalinowski” to znaczy, że wtedy nikt dzieciom krzywdy nie robił i nie jest to żadną zasługą pana Modzelewskiego, że przeżył.
    – Jeżeli i naturalny ojciec przeżył, to znaczy, że „terror stalinowski” nie miał na celu zabijanie ludzi dla samego zabijania.
    – Jeżeli przeżył również i ojczym pana Modzelewskiego, to znaczy to samo, co powyżej. Mogli ich „stalinowcy” zabić, ale przecież nie zabili. To o co chodzi? Czy fakty się nie liczą tylko same wyobrażenia o możliwych wersjach wydarzeń?

    „Na marginesie: Zygmuntowi Modzelewskiemu zabierają dziś ulicę w Warszawie, zdaniem pisowskiego wojewody nie jest jej godzien. Jasne, ktoś, kto dwa lata siedział na Łubiance, kto walczył w roku 1920 w obronie niepodległości Polski i ma za to odznaczenia, może według obecnej władzy nie zasługiwać na upamiętnienie.”

    – a co to za zasługa dla kogoś, że siedzi on gdzieś w więzieniu? Ilu to „niewinnych” odsiaduje wyroki? Czy każdemu należy się ulica jego imienia?
    – Jak już napisałam, „biali” to była głównie arystokracja, która zdradziła cara i Rosję na rzecz zysków z podziału Rosji między kolonizatorów zachodnich. To jest hańba a nie jakaś chwała.
    – O jaką wolność walczyli Polacy z Rosją, gdy była ona rozbijana wewnętrznie i rewolucjami i wojną domową wywołaną i finansowaną przez kraje zachodnie? Polacy zaledwie usiłowali kontynuować walkę „białych” z „bolszewikami” a polegała na tym, że Polacy napadali na rosyjskie wsie i miasta, rabowali co się dało a ludność mordowali, i podpalali czego wziąć nie mogli. Czy to była walka o wolną Polskę? Tam, w Rosji Polacy walczyli niby o wolną Polskę choć Rosja/ZSRR w niczym Polsce nie zagrażała bo sama walczyła o przeżycie?!?
    – Napaść na Rosję w 1920 roku to wyraz hańby dla Polaków, którzy zdradzili i napadli Braci Słowian.

    „To tylko świadczy o tej władzy.”

    – o obecnej władzy świadczy wyłącznie to, że nie mamy w Polsce wojny domowej, że ludzi przestali wyrzucać z mieszkań, że funkcjonuje zaopatrzenie rynku wewnętrznego w towar, że na stacjach benzynowych jest normalne paliwo a nie takie zmieszane z wodą – niszczące silniki w samochodach, że można wieczorem iść bez strachu do sklepu czy znajomych, że nie są okradane masowo auta na parkingach itd. itd., czyli że ten rząd opanował wszystko to, do czego się pan Modzelewski przyczynił współpracując przy rozwalaniu Polski Ludowej.

    Opowiastka o rodzinnych rozmówkach przy stole może i działać na wyobraźnię, ale jest manipulacją. Każdy aresztowany jest podejrzany i dopiero mu się winę w jakiś sposób udowadnia. Nie jest to cechą „prawicy” ani „lewicy”, bo i tak zależy to od tego, kto i o co jest oskarżony oraz kto i jak oskarża. Czyli znaczenie ma polityczna koniunktura, a nie jakaś prawda absolutna czy jakieś super prawodawstwo.

    „»Aresztowany to jeszcze nie znaczy, że jest winny«. Jak to usłyszałem, to po prostu tak, jakby świat mi się zawalił! Wszystko mi się przypomniało, oni mówili, że wróg jest wszędzie, a kto może tak mówić. Że nasza bezpieka aresztuje niewinnych – tak może mówić tylko wróg!”

    – a jednak wróg był wszędzie i „oni” mieli rację. Wrogiem był również sam pan Modzelewski, bo knuł przeciw legalnej władzy, po obaleniu której w Polsce po 1989 roku nastał chaos, powszechne złodziejstwo, prostytucja, bandytyzm i bezprawie w każdej możliwej formie. Czy za to pan Modzelewski nie poczuwał się do odpowiedzialności? Ja wiem, „o zmarłych dobrze albo wcale”, ale dlaczego miało by to mieć zastosowanie tylko do pana Modzelewskiego a nie do Stalina czy innych zmarłych?

    „Podobny szok przeżyłem przy podwyżce cen w styczniu 1953 r. Nie mogłem tego zrozumieć, bo pisano w gazetach, że dzięki niej stopa życiowa się podniesie, a ja to liczyłem i mi wychodziło, że stopa życiowa od tego się obniża, a nie podwyższa. No i zapytałem starego, po co to zrobili. A on tak warknął ze złością: »Żeby robotnicy mniej jedli, a więcej pracowali«”

    – a na kogo to pracowali tak ci robotnicy? Czy nie na panów Modzelewskich, nie trudniących się pracą fizyczną, lecz przesiadujących w wygodnych fotelach i udających inteligencję? Zwaną niegdyś jaśniepanami?

    No i proszę! Matka pana Modzelewskiego otworzyła mu oczy na „terror stalinowski”! ale cudownym trafem terror ten nie dotknął ani pana Modzelewskiego ani jego rodziny. Czyli temu „terrorowi stalinowskiemu” zawdzięczali państwo Modzelewscy swoje życie. Bo gdyby likwidowane przez „terror stalinowski” bojówki napadły na dom państwa Modzelewskich rabując co było i mordując opornych, no to wówczas pan Modzelewski byłby pewnie zadowolony. A tak, to mu się nie podobało, że ktoś wziął na siebie zadanie zaprowadzenia spokoju w naszym kraju.

    „To był dla mnie szok, który inni przeżyli po tajnym referacie Chruszczowa”

    – cwaniaczek Chruszczow! Przyszedł na gotowe i się wymądrzał. Co by bowiem zrobił ów Chruszczow po wojnie? Czy nie „terror chruszczowowski”? Przecież inaczej wcale by nie mógł ani utrzymać spokoju w państwie ani utrzymać władzy, a to by oznaczało permanentną wojnę domową. Zakłamany gad.

    „I coś z tym trzeba było zrobić. Ja wtedy zacząłem czuć, że nie jestem identyczny z tym systemem”.

    – no więc z systemem, który pozbawiał ludzi pracy z dnia na dzień po 1989 r. to już pan Modzelewski mógł się identyfikować, wszak i jego było to dzieło. I z takim systemem to już pan Modzelewski był „identyczny” bo sam mógł wygodnie żyć spijajac z Kuroniami koniaczki, a Polacy niczym dziady sprzedawali się na zachodnim rynku pracy za grosze, żeby przeżyć i coś przysłać rodzinie w kraju. Toż to hańba a nie zasługi pana Modzelewskiego.

    „Dla mnie ten system okazał się zły – mówił.”

    – no pewnie! Za frajer dostawał pan Modzelewski pieniądze udając naukowca i inteligenta, a reszta Narodu zapychała na niego, żeby była jakaś kasa do podziału między takich pasożytów i lud pracy. To pan Modzelewski pasożytował na robotnikach, a nie jakiś „nie jego rząd”, bo rząd pracował faktycznie, i zapewniał spokój w kraju i dbał o funkcjonowanie gospodarki, którą pan Modzelewski sabotował z różnymi Kuroniami i im podobnymi. Potem kolesie się pokłóciły przy podziale wpływów i pan Modzelewski się obraził postanawiając jak widać udawać polityczną dziewicę.

    „Więc to system trzeba zmienić, w drodze rewolucji, bo ludzie młodzi się nie patyczkują. Kto robi rewolucję? Klasa robotnicza. Sama? Nie! Z inteligencją! Która wnosi rewolucyjną świadomość w szeregi robotników!”.

    – no i ta rewolucja przebiegła jak zwykle: robole szli na rzeź a potem ci, co przeżyli odbudowywali to, co zniszczyli robiąc tą rewolucję, a inteligencja swoją zabawę miała i jej ani odbudowa ani inna praca nie dotyczyła. Czyli zasługą pana Modzelewskiego było przyczynić się do rozwalenia Polski Ludowej, demontażu naszego rodzimego przemysłu, do utraty rynków zbytu i tym samym do skazania naszej gospodarki na regres, a samemu panu Modzelewskiemu nie stało się nic; standard jego życia się nie obniżył i dalej udawał on zbawiciela naszego kraju.

    ”Wszyscy choć trochę interesujący się historią znają zdjęcie Lechosława Goździka z Października ‘56, przemawiającego z paki ciężarówki przed bramą Żerania. On sam, a wokół tłum. Pierwsza i druga zmiana. W tym tłumie jest i Karol Modzelewski. 18-latek, student historii, jeździł na Żerań prowadzić pogadanki z robotnikami. Chętnie go słuchali, nauczyli palić papierosy („Krztusiłem się, ale nie wypada odmawiać, kiedy klasa robotnicza częstuje…”). W Październiku był już swój, miał przepustkę, został w fabryce na noc, żeby jej bronić w razie interwencji.”

    – a to przed kim bronił nie swojej fabryki ten pan Modzelewski –student? Ta niedobra władza pozwoliła mu studiować, a nie wysłała „do łagru”? cóż za niedopatrzenie! I pewnie stypendium brał pan Modzelewski od „nie swojego kraju”?
    – Cóż takiego mógł żółtodziób student Modzelewski powiedzieć ludziom pracy, znającym realia życia aż nadto? A no to, co mu podpowiedziała obca agentura, pewnie ta sama agentura, której służył i ojciec i ojczym pana Modzelewskiego. Rosjanie tych dziadów pogonili precz, ale Polacy dali się złapać na te kłamstwa i manipulacje.

    „Parę lat później, w roku 1964, razem z Jackiem Kuroniem organizował pierwszą konspirę”

    – na czym ta konspira polegała? A no na tym, żeby namówić ludzi, by nie pracowali uczciwie dla kraju, lecz by kraj własny sabotowali tak, by nie było w sklepach towaru i by odpowiedzialność za taki stan rzeczy zrzucić na ludową władzę.
    – Więc rujnowała ta konspira to, co udało się odbudować i niszczyła ta konspira to, co udało się wyprodukować. A potem był płacz, że półki puste. Dziwić może tylko, że Polacy okazali się tak głupi i wierzyli tym wywrotowcom i zdrajcom, a nie władzy pracującej dla kraju i organizującej życie Narodu, by można było spokojnie żyć.

    Dziś gazetka pana Domańskiego usiłuje szczuć Polaków na PiS. Tak, jakby szczucie na PiS mogło zmienić sytuację w naszym kraju na lepsze. A niby to jakim cudem?

    Policja jaka jest taka jest, ale w Polsce jest spokojnie i w miarę bezpiecznie. Za czasów wywrotowej działalności pana Modzelewskiego ludzie bali się jechać pociągami, bo były napady, gwałty i rabunki. Za czasów Polski Ludowej tego nie było, było bezpiecznie.
    Dziś pociągi są regularnie kontrolowane przez uzbrojone patrole i jest znowu spokój.

    Dzieci przestały żebrać przez sklepami. A 500+ pomogło wielu rodzinom stanąć na nogi. I co z tego, że są nadużycia? To nadużycia należy zwalczać, a nie 500+ !

    Umowy śmieciowe są sukcesywnie ograniczane na rzecz umów bezterminowych. I raczej w naszym kraju brakuje rąk do pracy a nie jest ich nadmiar nie do zagospodarowania.

    Czy można powiedzieć, że zapewniła to jakaś poprawność polityczna? Nie! To zrobili ludzie mający jakaś wizję naszego kraju. A że ci ludzie nie podobają się oszołomom? I wiecznym rewolucjonistom przywdziewającym różne ubranka w zależności od politycznej koniunktury?

    Ci, co mają rozsądek nie polecą na bajeczki o „wolności” i „zagrożeniach”.

    Realnym zagrożeniem jest w Polsce faszyzm.
    Usuwane są pomniki Bohaterów Armii Czerwonej, która pokonała faszystów.
    I to jest wyraźnym sygnałem, z której strony jest zagrożenie.

    Wpajane są Polakom opowieści o patriotyzmie Pisłudskiego.
    A przecież przy grobie Piłsudskiego Hitler kazał ustawić warty honorowe. I to z inicjatywy Niemiec Pisłudski napadł na Rosję w 1920 roku.

    Hitler był faszystą, miał kolegę faszystę Mussoliniego i faszystą był Franco w Hiszpanii. To wszystko wspierane było dyskretnie przez kościół katolicki.

    W dzisiejszej Polsce mamy dziesiątki tysięcy przyczółków kościoła katolickiego nazywanych dla zmyły parafiami. Są one obsadzone przez urzędników, którzy złożyli przysięgę na wierność papieżowi, czyli władzy watykańskiej.

    W każdej gałęzi naszej państwowej administracji jest zainstalowany tzw. kapelan, czyli również watykański urzędnik, by nie rzec: szpieg.

    Polska wspierała „majdan” na Ukrainie w wyniku którego Ukrainę przejęły rządy banderowców, czyli niemieckich faszystów, jako że zarówno banderowcy jak i całe te organizacje powstały z inicjatywy Niemiec i były te zgrupowania zarówno szkolone jak i zaopatrywane w uzbrojenie również przez Niemców.

    Dziś unia europejska przygląda się „biernie” wydarzeniom na Ukrainie, wspiera faszyzację Polski fundując pomniki Piłsudskiego i likwidując polskie struktury na odwiecznie słowiańskich Ziemiach Odzyskanych.

    Ostatnio Tusk wykrzykiwał coś, że jakoby PiS prowadzi prorosyjską politykę. Czyli jasno wynika z tego, że Tusk prowadzi politykę antyrosyjską, czyli proniemiecką.
    Polityka proniemiecka ze strony Polski może jedynie skutkować utratą Ziem Zachodnich i Mazur – odwiecznie słowiańskich, na rzecz Niemiec, stosujących w dalszym ciągu w obiegu mapy sprzed 1939 roku tak, jakby żadnej wojny nie było i jakby nie było Zwycięstwa Armii Czerwonej nad faszystowskimi Niemcami.

    Polacy są dla Niemców niezwykle użytecznymi idiotami, przeszukującymi niemieckie złomowiska i śmietniki, z których to złom i wyrzucony towar sprowadzają do Polski i sprzedają w polskich sklepach zachwalając „niemiecką jakość”. Hańba! Hańba! Hańba!!!

    Więc niechże pan Domański raczy przestać zachwalać tych, którzy nasz kraj rozwalili i niechże pan Domański raczy zastanowić się nad tym, co zrobić byśmy jako Naród i Państwo przetrwali.

    Być może na wszystko jest już za późno, ale kto wie? Może da się coś uratować? O to należy walczyć, o spokój w naszym kraju, o pracę dla ludzi by mieli za co żyć, a nie zajmować się pierdołami stanowiącymi i tak niechlubną historię.

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. Michał
    Michał 3 maja, 2019, 17:23

    Wielka uczciwość osobista Karola Modzelewskiego nie powinna przesłaniać faktu, że w pojedynczych opiniach mógł się mylić. Reformy Balcerowicza, by były skuteczne w dłuższej perspektywie, musiały być okrutnie bolesne i bolesne były. Płaciliśmy wszyscy, choć nie po równo, różne były umiejętności, możliwości, warunku odbicia się i szczęście od losu. Weto prezydenta Kwaśniewskiego skutkuje do dziś brakiem uczciwych rozwiązań wobec własnych obywateli i tych, którzy znaleźli się poza granicami, głównie Żydów. Jednym z efektów stała się plaga „dzikiej” prywatyzacji domów z lokatorami. W tamtym czasie proponowano wiele innych rozwiązań, np. 25%, weksle państwowe, 25 lat spłaty itd. A nie uchwalono praw lokatorów, choć te nie muszą przeczyć wolnemu rynkowi, którego tak bał się prof. Modzelewski.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy