Być ateistą

Być ateistą

W 1992 r. 12 członków założycieli Stowarzyszenia na rzecz Humanizmu i Etyki Niezależnej podpisało się pod apelem „W sprawie zagrożenia demokracji, wolności i praworządności”, w którym ostrzegali przed dominacją w życiu politycznym ugrupowań „reprezentujących fanatyzm religijny i nacjonalizm”. Prowadziłoby to do rozszerzenia wpływów politycznych Kościoła rzymskokatolickiego i „swoistej teokracji”.
Prawie 20 lat później jedna z sygnatariuszek owego apelu, Barbara Stanosz, tak podsumowuje sytuację w Polsce: „Hasło unikania »wojny z Kościołem« stało się z czasem naczelną, ponadpartyjną zasadą uprawiania polityki w Polsce. W imię tej zasady przyjęto do wiadomości, że tzw. wartości chrześcijańskie są polskim skarbem narodowym, wymagającym pieczołowitej ochrony prawnej; zaakceptowano wszechobecność symboli religijnych w budynkach instytucji publicznych i pozwolono na to, by udział w katechezie szkolnej stał się dla uczniów de facto, choć nie de iure, obowiązkowy. Groteskowy postulat hierarchów kościelnych, by religia była jednym z przedmiotów egzaminu maturalnego, nie został odrzucony, a tylko odłożony do późniejszego rozważenia. Jawnie szkodliwa, restrykcyjna ustawa antyaborcyjna uważana jest za kompromis, od którego można odstąpić tylko przez jej zaostrzenie. Trwają prace nad ustawą, która w imię praw »dzieci poczętych« uniemożliwi lub bardzo utrudni korzystanie z metody zapłodnienia in vitro”.
Z perspektywy czasu filozofka wydaje się kompletnie pozbawiona złudzeń co do tego, kto wygrał walkę o miejsce w sferze publicznej. Istniejący w Polsce system nazywa wprost: demokracja konfesyjna.

Niepoliczalni

Z diagnozą prof. Stanosz można się nie zgodzić, niemniej jednak stanowi ona wiarygodne wytłumaczenie następującej obserwacji: pomimo postępu sekularyzacji i zmniejszenia się frekwencji w kościołach w przestrzeni publicznej nie pojawiły się zastępy wojujących ateuszy. Nie słychać ich ani nie widać, a w każdym razie mało ich widać i mało o nich słychać. Mimo przemian publiczna obecność ateistów, agnostyków i niewierzących pozostaje skromna.
Ta swoista omerta stanowi pierwszą przeszkodę na drodze do zbadania społeczności ateistów w Polsce. Wiadomo, że gdzieś jacyś są, ale nie wiadomo gdzie ani ilu. Nie istnieją rzetelne wyliczenia dotyczące tej grupy w Polsce. Spotkać się można z pełnym wachlarzem opcji w przedziale od 0 do 10%. Danymi takimi nie dysponuje GUS, choć jego raport z 2010 r. zawiera szacunki co do liczby wiernych większości zarejestrowanych związków wyznaniowych w Polsce (których jest 163). Urząd, oceniając liczebność katolików, podaje za Kościołem liczbę ochrzczonych, co w oczywisty sposób zaciemnia materię.
Cyfry są ważnym elementem wizerunkowej strategii Kościoła. Z jednej strony, nie ma problemu z uzyskaniem odpowiedzi na pytanie o liczbę ochrzczonych, bo to, jak wielu ich jest, świadczy na korzyść tezy o katolickim kraju. Z drugiej, nie ma informacji na temat liczebności tych, którzy z Kościoła się wypisali, czyli apostatów. Ani w Instytucie Statystyki Kościoła Katolickiego, ani na poziomie poszczególnych diecezji nie wiedzą, ilu to zrobiło. Powód? Zjawisko jest zbyt „marginalne”, żeby się nim zajmować. A nawet gdyby było wiadomo, to Kościół nie ma obowiązku tych danych publikować.
Skoro nikt nie zdecydował się na łapanie ludzi na ulicy i pytanie ich, czy są ateistami, pozostaje internet. Taką drogę obrał najlepiej chyba obecnie poinformowany w tej kwestii człowiek, czyli Radosław Tyrała, asystent na Wydziale Humanistycznym AGH i doktorant w Instytucie Socjologii UJ. W 2008 r. na forum portalu Racjonalista.pl umieścił ankietę zawierającą 60 pytań dotyczących światopoglądu ateistów. Odzew – 7,5 tys. odpowiedzi – zadziwił samego badającego.
Badanie Tyrały nie uzurpuje sobie miana kompleksowego przeglądu środowiska, bo na profil przeciętnego ateisty nałożony jest profil przeciętnego polskiego internauty. Młodzi – jedna czwarta w wieku 16-19 lat, spora część ma 20-24 lata; wykształceni – 46% ma wykształcenie wyższe lub wyższe zawodowe, 40% średnie, co nie dziwi, biorąc pod uwagę wiek; z miasta – ponad połowa jako miejsce zamieszkania wskazała ośrodki powyżej 200 tys. mieszkańców.
Niespodziankę natomiast stanowi fakt, że przeciętny polski ateista to mężczyzna (tylko 30% niewierzących jest płci pięknej). Tak wyraźnego odchylenia od statystyki nie można lekceważyć, niemniej nie da się go wytłumaczyć. Tyrała jednak uspokaja:
– Przewaga mężczyzn jest również wyraźna w badaniach prowadzonych za granicą, chociaż może nie w tej proporcji.

Niestygmatyzowani, dyskryminowani

Nie da się wszystkich ateistów wrzucić do jednego worka, bo sami o sobie mówią w znacznie bardziej zróżnicowany sposób. Tyrała w swojej ankiecie dał więc możliwość wybrania dwóch terminów najlepiej, zdaniem respondenta, opisujących jego postawę. Niecała połowa, czyli 46,7% ankietowanych, określiła się jako ateiści i była to najczęściej wybierana definicja. Drugi co do popularności był racjonalista – tak określiła się jedna czwarta badanych, a do wyboru były jeszcze inne opcje, m.in. agnostyk, niewierzący i sceptyk czy nawet tak egzotyczna jak bright (jasny), oznaczająca zwolennika światopoglądu naturalistycznego.
Spektrum samodefinicji jest więc bardzo szerokie. Przyznaje to Mateusz Burzawa, przewodniczący krakowskiego Stowarzyszenia Wolnomyśliciele: – Kiedy zorganizowaliśmy konferencję poświęconą temu, co rozumiemy przez ateizm, okazało się, że nawet wśród określających się tym mianem bywały różnice co do interpretacji.
Być może dlatego, że ateista to epitet, jak mówi prof. Wojciech Burszta ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. – Przez 20 lat wolnej Polski tendencja do stygmatyzowania ateistów pogłębiała się. O wiele łatwiej było być ateistą w PRL niż teraz. W Stanach jest coś takiego jak poprawność polityczna. U nas też jest, ale to najgorszy typ, jaki można sobie wyobrazić: ŕ rebours. Pewnych określeń się nie używa, żeby mieć święty spokój.
Czyli są kwestie, które lepiej przy rodzinnym obiedzie przemilczeć. Byli tacy, którzy chcieli umierać za wiarę; za niewiarę umierać nie warto.
Skoro więc termin ateista wzbudza u nas same negatywne konotacje, to może nie jest to kraj dla niewierzących? – Polska to jest kraj dla ateisty, ale to trudny kraj – mówi Marcin Łysuniec, przewodniczący Stowarzyszenia Ateistycznego. – Jesteśmy wykluczeni prawnie i politycznie, ale i tak owo wykluczenie nie jest tak silne jak wykluczenie społeczne. Kiedy dokonałem aktu apostazji, proboszcz parafii w mojej rodzinnej miejscowości nie omieszkał wspomnieć o tym z ambony.
Radosław Tyrała postanowił zatem zbadać, jak ateiści widzą swoją sytuację w Polsce, przy czym dokonał rozróżnienia na dyskryminację i stygmatyzację. – Stygmatyzacja to sfera bezpośrednich relacji z najbliższymi i znajomymi, ludźmi, którzy dowiadują się, że ktoś jest osobą niewierzącą. Poziom ten można nazwać mikrospołecznym. Dyskryminacja ma miejsce na poziomie makrospołecznym i jest problemem o charakterze systemowym, gdzie ogranicza się pewnej grupie ludzi dostęp do jakichś dóbr, czy to ekonomicznych, czy edukacyjnych – wyjaśnia Tyrała.
Ankietowani zostali zapytani, czy otwarte przyznanie się do niewiary ułatwiło bądź utrudniło im życie. Jedna trzecia respondentów odpowiedziała, że utrudniło lub bardzo utrudniło. 17% stwierdziło, że taka deklaracja czasem życie utrudnia, ale czasem ułatwia. Natomiast 36% odpowiedziało, że ani nie utrudnia, ani nie ułatwia. – Ci ostatni byli dla otoczenia przezroczyści, bo nie doświadczyli ani jednego epizodu stygmatyzującego z uwagi na cechę niewiary – komentuje wyniki Tyrała.
Jednocześnie aż 56% badanych uznało, że z racji niewiary ludzie mogą się spotkać w Polsce z utrudnieniami. Znacznie mniej, bo 17%, uważa, że niewierzącemu otwarta deklaracja światopoglądowa ani niczego nie utrudni, ani nie ułatwi. Wśród ankietowanych dominuje więc pogląd, że ateizm w Polsce nie jest najlepiej widziany, choć spośród wyrażających takie zdanie nie wszyscy mieli przykre osobiste doświadczenia.
Tyrała poprosił więc badanych, aby wskazali otoczenie, w którym najczęściej dochodzi do nieprzyjemnych sytuacji na tle światopoglądowym. Najczęściej wybieraną opcją okazali się rodzice. – Jedna z respondentek spośród tych, z którymi przeprowadziłem szczegółowy wywiad, opowiedziała, że starała się podejść ojca co do możliwości bycia ateistką. Ojciec zasugerował, że w takim wypadku straciłby córkę – wspomina Tyrała.
Andrzej Dominiczak, prezes Towarzystwa Humanistycznego, wspomina jeden nieprzyjemny epizod: – Zaproponowałem kiedyś żartobliwie na naszej stronie, aby papieża sklonować. W odpowiedzi otrzymałem mejle, w których pisano: „Trzeba z wami, ch*** zrobić to, co Pinochet zrobił z komunistami”.
Wielu naszych rozmówców nie miało jednak przykrych doświadczeń. Maciej Twardowski, rzecznik Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, mówi wprost: – Nawet gdybym się spotkał z czymś takim, spłynęłoby to po mnie.

Osamotnieni

Twardowski mówi, że do PSR napływają sygnały i prośby o wsparcie w takich sprawach jak brak etyki w szkole, uwzględnianie ceremonii religijnych w rozpoczęciu roku szkolnego czy uczestnictwo osób duchownych w teoretycznie świeckich uroczystościach. – Sytuacje tego rodzaju nie są szczególnie częste, raczej sporadyczne – podsumowuje rzecznik. – Sądzę, że wynika to z niewiedzy. Ateiści często zdają się nie mieć pojęcia, że istnieją instytucje, które są w stanie zagwarantować im wsparcie.
Skargami nie jest też zalewane Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich. W 2010 r. wpłynęło 58 zaklasyfikowanych jako „dotyczące wolności sumienia i wyznania”. Skarżono się na brak lekcji etyki w szkołach, finansowanie instytucji kościelnych oraz „emblematy sakralne” w miejscach publicznych. Postulowano zlikwidowanie lekcji religii i unieważnienie konkordatu. Można domniemywać, że niektóre sygnały pochodzą od niewierzących, ale przecież nie wszystkie.
Standardowym argumentem podnoszonym przez ateistów w sprawie nierównego traktowania obywateli przez państwo jest art. 196 kodeksu karnego, a konkretnie jeden z jego paragrafów, traktujący o „obrazie uczuć religijnych”. – Biorąc pod uwagę to, że na poziomie symbolicznym katolicyzm jest faworyzowany, widzi się, że osoby niewierzące ten zapis dyskryminuje podwójnie – raz, że nie są katolikami, a dwa, że są niewierzące – mówi Burzawa.
Z faworyzowaniem w sferze symbolicznej niewiele można zrobić. W 2007 r. głośna była sprawa grupy licealistów z Wrocławia, którzy poskarżyli się, że w ich szkole wiszą krzyże. Zorganizowano z tej okazji nawet debatę; dyrektor jednak zapowiedział, że i tak zostaną. Postąpił w ten sposób podobnie jak Berlusconi, który na długo przed wyrokiem do apelacji w głośnej sprawie Lautsi kontra Włochy oznajmił, że krzyże dalej będą wisieć w budynkach publicznych. Ostateczny wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu z 18 marca br. z pewnością utrudni starania o usunięcie symboli sakralnych także u nas.
Generalnie jednak uważa się, że na Zachodzie jest lepiej. Z czego to wynika? – Już konstytucja Republiki Weimarskiej zawierała zapis, że organizacje światopoglądowe są traktowane na równi z religijnymi – mówi Andrzej Dominiczak, po czym dodaje:
– Ten zapis trafił do ustawy zasadniczej Republiki Federalnej. To samo stwierdza art. 17 traktatu lizbońskiego. W efekcie takie organizacje cieszą się wsparciem finansowym. Belgijscy humaniści mają wystarczająco dużo środków, żeby np. kręcić filmy. Niedługo przyjadą do Polski, aby zrealizować dokument o sytuacji kobiet.
Gdzie ateista może znaleźć reprezentację polityczną w Polsce? Tradycyjnie uważa się, że ateiści to wyborczy rezerwuar lewicy.
– Do tego stopnia, że jednym z argumentów przeciwko ateizmowi bywa odwołanie do komunizmu – mówi Twardowski. – W rzeczywistości spektrum poglądów politycznych jest równie szerokie jak w przypadku innych grup społecznych. Sam uważam się za liberała. Znam również ateistów popierających Zielonych, a nawet PiS czy UPR.
Barbara Stanosz w cytowanym już raporcie z żalem stwierdza, że „zainteresowanie polityków poglądami i postulatami wyrażanymi przez te stowarzyszenia, początkowo dość żywe, po paru latach wygasło”. Mówiąc: „te stowarzyszenia”, ma na myśli coś, co można by roboczo nazwać pierwszą falą organizowania się ateistów w Polsce.

Pełno nas, a jakoby nikogo nie było

Obok istniejącego już Towarzystwa Kultury Świeckiej w pierwszej połowie lat 90. powstały takie organizacje jak Polskie Stowarzyszenie Wolnomyślicieli im. Kazimierza Łyszczyńskiego, Stowarzyszenie na rzecz Państwa Neutralnego Światopoglądowo „Neutrum”, Stowarzyszenie na rzecz Humanizmu i Etyki Niezależnej, Stowarzyszenie na rzecz Praw i Wolności „Bez Dogmatu”, a także Towarzystwo Humanistyczne. Razem powołały do życia Federację Polskich Stowarzyszeń Humanistycznych.
Z nie do końca wyjaśnionych przyczyn organizacje te do schyłku lat 90. ograniczyły lub zawiesiły działalność, choć wciąż wydawane są takie pisma jak „Bez Dogmatu” czy „Res Humana”. Działalność swojego towarzystwa kontynuuje Dominiczak.
Zniknięcie tych organizacji ze sfery publicznej wytworzyło pewną próżnię, którą postanowili wypełnić młodzi. Powstały takie organizacje jak Polskie Stowarzyszenie Racjonalistów, Stowarzyszenie Wolnomyśliciele czy Stowarzyszenie Ateistów. Inne pokolenie, inne metody – założyciele Neutrum skrzyknęli się przez ogłoszenie w prasie, młodym skrzyknięcie się umożliwił internet.
Pierwsze miejsce spotkań stanowił założony w 2000 r. portal Racjonalista.pl, Ośrodek Racjonalistyczno-Sceptyczny im. de Voltaire’a. Założycielem był Mariusz Agnosiewicz, który zaczął od pisania do szuflady swobodnych przemyśleń na temat wiary i Kościoła. Zdecydował się to upublicznić w dniu, w którym papież przepraszał za grzechy Kościoła. Nauczył się więc komputerowego zapisu HTML i sam napisał stronę internetową.
Na bazie Racjonalisty wyrosło współorganizowane przez Agnosiewicza Polskie Stowarzyszenie Racjonalistów. Zarejestrowane ostatecznie w 2006 r., dziś jest chyba najprężniejszą organizacją tego typu w Polsce. Skupia 200 członków. Do ich największych inicjatyw można zaliczyć Internetową Listę Ateistów i Agnostyków, miejsce, gdzie z imienia i nazwiska można zadeklarować swój ateizm. Bez wątpienia największym novum, jakie PSR (we współpracy z TH) zaszczepiło na polskim gruncie, są ceremonie humanistyczne – świeckie śluby, pogrzeby, ceremonie dedykacji (chrzest) oraz ceremonie przejścia (komunia, bierzmowanie).
Stowarzyszenie Wolnomyśliciele znane jest przede wszystkim z tego, że jako pierwsze wyprowadziło niewierzących na ulicę. W 2009 r. w Krakowie odbył się Marsz Agnostyków i Ateistów, w którym wzięło udział 500 osób. Rok później zebranych było już mniej. Ile będzie w tym roku? – To nieważne, bo bez pokazania się nie ma widzialności w przestrzeni publicznej. Manifestacja była potrzebna, aby pokazać, że środowisko jest marginalizowane – mówi Burzawa.
Stowarzyszenie Ateistyczne stara się uruchomić własną platformę wymiany myśli („Przegląd Ateistyczny”), a internetowy coming out posunęło krok dalej – na jego witrynie można zamieścić zdjęcie (www.galeriaateistyczna.pl). Co ciekawe, podczas ostatniej powodzi zorganizowało także zbiórkę darów dla Bogatyni. – Na miejscu zapytano nas, z jakiej jesteśmy organizacji. Odpowiedzieliśmy, a reakcji nie zapomnę nigdy: „Przynajmniej nie przynosicie słowa bożego, tylko coś przydatnego”.
W 2005 r. do społeczności cyberateistów dołączyła witryna Apostazja.pl, mająca ułatwić dostęp do informacji o wystąpieniu z Kościoła. – Gdy zakładałem witrynę, sam byłem w trakcie procedury apostazji – wspomina Jarosław Milewicz, założyciel. – Bardzo trudno było dotrzeć do wiadomości na ten temat. Uzyskałem je dopiero od protestanckiego pastora i z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że własna parafia to ostatnie miejsce, w którym powinno się o to dopytywać.
Kiedy w 2008 r. Konferencja Episkopatu Polski wprowadziła m.in. wymóg przyprowadzenia ze sobą dwóch pełnoletnich świadków, do witryny dołączono mapę Polski, w którą wpięte są pinezki reprezentujące wolontariuszy gotowych udać się do parafii, by poświadczyć o gotowości wolnego człowieka do odsunięcia się od Pana. Pinezek w tej chwili jest 1055. Każda podpisana numerem telefonu lub adresem e-mail, czasem nazwiskiem. Ludzie ci gotowi są stawić się o dogodnej porze w parafii chrztu, aby świadczyć o świadomym i wolnym wyborze potencjalnego apostaty.
Czym jednak jest 200 osób należących do PSR wobec ponad 10 tys. wpisanych na ILAiA lub nawet tych teoretycznych 6% społeczeństwa, czyli bez mała półtora miliona ludzi? – Nasze społeczeństwo obywatelskie jest słabe, ludzie nie mają potrzeby działania w przestrzeni publicznej – mówi Maciej Twardowski, rzecznik PSR. – Dodatkowo ateiści są indywidualistami; to grupa mniej ukierunkowana na społeczne zainteresowanie. Nie robią z niewiary swojego sztandaru – dodaje Joanna Rutkowska, szefowa warszawskiego oddziału PSR.
Niskie zaangażowanie społeczności potwierdza badanie Tyrały. Zaledwie 7% ankietowanych ogłosiło, że udziela się publicznie na tym polu. 3% robiło to w przeszłości. Przy czym badanie nie różnicuje stopni zaangażowania, więc respondenci różnie mogli definiować zaangażowanie. Wszak jest różnica jakościowa pomiędzy wpisaniem się na ILAiA a organizacją jakiejś imprezy. Natomiast dwie trzecie ankietowanych popiera takie działania, choć w nich nie uczestniczy. Co 12. nie udziela się i nie popiera.
W głosie Mariusza Agnosiewicza pobrzmiewa lekki żal: – To ogromnie trudna sprawa tworzyć organizację pozarządową o takim profilu, więc stowarzyszenie rozwija się bardzo powoli. Nie jest to coś, co może nas satysfakcjonować – przyznaje.

Ostatnie tabu

Może więc, poza czynnikami wymienionymi wyżej, wizja świata, jaką pociąga za sobą ateizm, jest nieatrakcyjna? – Coś w tym jest, że ateistom jest łatwiej określić, przeciw czemu niż o co chcieliby walczyć – mówi Agnosiewicz. – Opowiadamy się przeciw klerykalizmowi w życiu publicznym, ale jednocześnie za świeckim państwem. Każdego roku tych pozytywów jest więcej.
Założyciel Racjonalisty nie pozostaje w kwestii pozytywnego programu gołosłowny. Na łamach „Niezbędnika ateisty” zaproponował właśnie taką pozytywną wizję: „Etyka humanistyczna, która może dziś aspirować do uniwersalizmu, nie może się sprowadzać do zakazów, musi być afirmatywna. Rozwijaj, buduj, przekształcaj, twórz, poprawiaj, udoskonalaj, wynajduj, poznawaj. To etyka poniekąd stworzycielska, czyli poniekąd boska. To jest etyka na wskroś ateistyczna i humanistyczna”.
Jest to program trudny, zmuszający do własnych poszukiwań, stawiania pytań, wykuwania odpowiedzi. Wymaga to więc czegoś, co Kant nazwał oświeceniem – porzucenia dziecięctwa i stanięcia na własnych nogach. A jest to coś, na co przyzwyczajeni do religijnego komfortu mogą nie być gotowi.
– Pojmowanie sensu życia przez ateizm ma inne osadzenie – mówi prof. Józef Baniak z Wydziału Teologicznego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. – Przez wieki wmówiono ludziom, że jedyne autentyczne wyjaśnianie sensu życia jest dane przez religię. Nawet niektórzy socjologowie religii uznawali ten monopol. Ludzie chcą mieć poczucie bezpieczeństwa, pewność nawet, że życie się tu rozpoczyna, ale nie kończy.
Ów komfort stanowi esencję te go, co prof. Burszta nazywa ostatnim tabu. – Jakiś czas temu ukułem taki termin – umysłowe stringi. Rozumiem przez to, że zawęża się sfera naszej prywatności, ten skrywający nas paseczek jest coraz węższy. Jesteśmy w stanie dowiedzieć się o ludziach wszystkiego, tylko nie tego, co myślą o śmierci. Mamy coming outy związane ze sferą seksu, a nic takiego nie dzieje się w sferze światopoglądowej. Tego się u nas unika jak diabeł święconej wody.
Prof. Zbigniew Pasek, dziekan Wydziału Humanistycznego AGH i szef Pracowni Badań Współczesnych Form Duchowości nazywa pytania skryte pod tym tabu pytaniami ostatniej troski. Są to pytania, które każdy z nas stawiał sobie przynajmniej raz w życiu: jaki jest sens tego wszystkiego, czy jest coś po śmierci, dokąd zmierzamy, dlaczego trzeba być moralnym itd. Jak się współcześnie okazuje, ludziom religijnym sama religia już nie wystarczy do odpowiedzi na te pytania. Niektórym ateistom nie wystarcza też projekt ateistyczny.
Tyrała słusznie zapytał w ankiecie o wiarę w inne „instancje” niż bóg osobowy. Wyniki tej części badania są nadspodziewanie ciekawe. W „inną niż Bóg formę siły nadprzyrodzonej” wierzy co piąty ankietowany, a prawie 14% wybrało odpowiedź „trudno powiedzieć”. Także co piąty wierzy w ludzką duszę, a 13% nie jest w stanie zająć stanowiska. Jedna czwarta deklaruje wiarę w niewyjaśnione przez naukę zjawiska nadprzyrodzone, 15% nie ma zdania w tej kwestii. 18% uznaje skuteczność energoterapii. 13% wierzy, a 14% nie opowiada się ani za wiarą, ani za niewiarą w życie po śmierci.
Na łamach „Więzi” Tyrała pisał tak: „Proponuję, żeby te kontrintuicyjne wyniki zinterpretować poprzez wprowadzenie kategorii duchowości. Sądzę bowiem, że mamy tu właśnie do czynienia z ciekawym połączeniem niewiary z potrzebą duchowości, której to potrzeby nie jest w stanie zaspokoić tradycyjna religia zinstytucjonalizowana, ale i tradycyjnie rozumiany ateizm”.
Wyłania się z tego krajobrazu jeszcze inny projekt, podobny do ateistycznego w założeniach, ale zarazem bardzo od niego różny.
– Przemija pewna postać religii, natomiast nie przemija duchowość – mówi prof. Pasek. – To jest pytanie o istotę człowieczeństwa. Zsekularyzowany Zachód nie chce być materialistyczny, tylko chce realizować projekt człowieczeństwa, które ma wartość przez wzgląd na siebie, gdzie człowiek może wspinać się wzwyż, ale nie wymaga łaski bożej ani interwencji opatrzności. Wystarczy praca nad samym sobą przez różne ćwiczenia.

Ateistyczna perspektywa

Mariusz Agnosiewicz zauważa wymierne efekty po ponad 10 latach zaangażowanej działalności: – Jeśli chodzi o obecność wolnomyślicieli w przestrzeni publicznej, to jest lepiej. Mówiły o nas wszystkie mainstreamowe media. Więcej ludzi dostrzega problem klerykalizmu. Ale czy niewierzącym łatwiej funkcjonuje się np. w szkole? W wymiarze ogólnospołecznym za dobrze to chyba jednak nie jest.
Joanna Rutkowska: – Czuję się patriotką i kocham Polskę, natomiast mój kraj nie znalazł sposobu, abym poczuła przynależność do państwowości – za każdym razem, kiedy idę na plac Piłsudskiego, jest msza, więc np. Święto Konstytucji pozostaje mi obchodzić na pikniku.
Wszędzie tam, gdzie państwo się cofa, powstaje próżnia, której – jak wiadomo – natura nie znosi. – Z pewnością czeka nas ofensywa Kościoła, którego niepohamowany apetyt powoduje zagospodarowywanie wszystkiego, co wolne – ostrzega prof. Baniak. – Na święto
1 Maja państwo nie miało pomysłu. To nie przypadek, że na ten dzień przewidziana jest beatyfikacja papieża. Teraz już zawsze będzie to dzień o charakterze religijnym. Ateiści będą musieli wyjść z cienia i pokazywać to ludziom.
– Być może za pomocą taktyki małych kroczków coś się uda u nas zmienić. Weźmy chociażby Hiszpanię – pod rządami Zapatera coś tam się jednak zmieniło – spodziewa się Twardowski. Prof. Baniak grzebie jednak nadzieje na rewolucję zapateriańską w Polsce. – Najwięksi badacze ateizmu twierdzą, że Polska jest przesiąknięta religią; tu nie będzie drugiej Hiszpanii.


Jak w Polsce żyje się ateiście?

Prof. Barbara Stanosz,
filozofia, logiczna teoria języka

Moje osobiste doświadczenia są nietypowe. Uczestniczyłam w rozmaitych gremiach, które zajmowały się np. sprawą warunków dopuszczalności przerywania ciąży, brałam udział w dyskusjach dotyczących lekcji religii w szkole i innych spraw na styku Kościół-państwo, prezentowałam swoje niezmienne stanowisko. Zdarzały mi się wówczas telefony, nawet z groźbami wykonania wyroku śmierci, ale na podstawie tych doświadczeń nie można dokonać żadnych generalizacji. Trzeba by raczej nakłonić socjologów, aby zrobili badania na temat sytuacji ateistów i agnostyków w Polsce. Z tego, co pamiętam, w ankietach portalu Racjonalista.pl wzięło udział ok. 10 tys. osób, byłaby więc odpowiednio reprezentatywna grupa do przeprowadzenia takich badań.

Renata Dancewicz,
aktorka

Mnie się żyje dobrze. Lubię swój kraj i mam taką naturę, że staram się widzieć, że jest fajnie. Jednak przeszkadza mi nadmiar symboliki religijnej na pokaz. Jako matce ucznia przeszkadza mi bardzo religia w szkole. To, że dwa razy w tygodniu, w środku zajęć lekcyjnych, syn ma godzinę przerwy i siedzi w świetlicy. Także w dni rekolekcji czy rorat nie ma lekcji, bo uczniowie muszą iść do kościoła. Syn ma z tym problem. Przeszkadza mi powoływanie się na wiarę, religię i Kościół w życiu politycznym, bo to rodzaj szantażu moralnego. Także to, że wiarę utożsamia się z wartościami, a niewierzących w Boga traktuje, jakby byli tylko materialistami i hedonistami, choć to nieprawda. Przeszkadza mi zbyt ofensywna rola hierarchów kościelnych w życiu. Mimo to żyję życiem normalnym i wcale nie postrzegam swego losu wyłącznie przez pryzmat ateizmu, bo to tylko wycinek. Czasem mam wrażenie, że Polska jest krajem katolickim tylko i wyłącznie dla katolików, choć to powinno być rzeczą intymną. Szanuję wolę większości, ale czasem odnoszę wrażenie, że moja postawa nie jest szanowana.

Prof. Jerzy Jedlicki,
historia kultury, historia społeczna

Prawdę mówiąc, nie wiem. Z pewnością zależy to od środowiska. Mnie się żyje dobrze i żadnych przykrości związanych z moim ateizmem nie miałem i nie mam. Zdaję sobie jednak sprawę, że to wynika ze spełnienia kilku warunków.
Całe dorosłe życie spędziłem w środowisku ludzi o kulturze humanistycznej, w większości pracowników instytutów PAN lub wyższych uczelni i ich rodzin. Obowiązywały w nim pewne niepisane obyczaje, np. to, że nikt nikogo o jego wiarę czy niewiarę nie pytał ani też nikt się z tym nie obnosił. Można było wiele lat z kimś przepracować i nie wiedzieć, czy chodzi do kościoła, czy nie. Co więcej, przez wiele lat współpracowałem z czasopismami katolickimi („Tygodnik Powszechny”, „Znak”, „Więź”), pisząc na tematy polityczne albo historyczne, i nikt mnie nie pytał o wiarę ani o praktyki religijne. Nie zamierzałem mojego światopoglądu ukrywać, ale jakąś ostentacją byłoby głośno go deklarować, gdy nikt się tym nie interesował. Mam przyjaciół, o których wiedziało się, że są wierzącymi katolikami, bo występowali publicznie w tej roli, ale szczęśliwie nie próbowali mnie nawracać, a mnie też do głowy nie przyszło, żeby ich przekonywać do niewiary. Szanujemy wzajemnie swoje przekonania.
Takie życie bez konfliktów na tym tle z pewnością było możliwe też dzięki temu, że nie mam dzieci. Życie dzieci bowiem – a co za tym idzie, ich niewierzących rodziców – jest oczywiście najeżone trudnymi decyzjami. Czy dziecko ochrzcić, aby go nie stygmatyzować i jemu samemu, gdy dorośnie, pozostawić wybór? Czy ma chodzić na religię, iść do pierwszej komunii, z całą obyczajową otoczką wokół tego sakramentu? Czy kierować się własnymi zasadami (czasem wystawiając dziecko na ciężką próbę), czy raczej domniemanym dobrem dziecka albo wreszcie jego własnymi chęciami lub niechęciami. Te zwykle zależą od nastawienia koleżanek i kolegów. Dzieci najczęściej boją się wykluczenia, a nasilenie tego lęku zależy znowu od środowiska społecznego i jego tolerancji dla odmienności.
Mój ateizm nie wiąże się z potrzebą misjonarstwa. Wiem oczywiście – jako historyk – że konflikty wyznaniowe i fanatyzmy religijne były wielokrotnie przyczyną ogromnych nieszczęść, spustoszeń i masowych zbrodni, ale wiem także, iż potrzeba wiary w Boga lub bogów jest powszechna i próby jej wykarczowania także do niczego dobrego nie prowadziły. Również rytuały liturgiczne, tak różnorodne, dają uczestnikom poczucie wspólnoty, a czasami głębsze przeżycia, i nikomu to nie powinno przeszkadzać. Religie i Kościoły muszą współistnieć ze światopoglądami laickimi we wzajemnym poszanowaniu i starać się minimalizować pola konfliktów.
Trzeba powiedzieć, że Polsce daleko do takiego ideału. Minimalne warunki na tej drodze to wyraźne oddzielenie edukacji religijnej od edukacji racjonalnej (to znaczy wycofanie nauki religii ze szkół) i ceremoniału kościelnego od państwowego. Na takie warunki powinni się zgodzić wierzący i niewierzący, ale przy zacietrzewieniu fundamentalistów katolickich w naszym kraju marną na razie widzę na to szansę.

Not. Bronisław Tumiłowicz

Wydanie: 15/2011, 2011

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. NeoP
    NeoP 12 kwietnia, 2011, 13:47

    Świetny art o Ateistach… Może podobny o słowiańskich rodzimowiercach?

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. Kot Jarka
    Kot Jarka 13 kwietnia, 2011, 05:54

    jak możną znaleźć w archiwum info np. strajki w II RP ?
    albo ilość zabitych strajkujących w II RP ?
    Proszę o odpowiedz na leshekg@yahoo.com

    Odpowiedz na ten komentarz
  3. Grejpfrut
    Grejpfrut 13 kwietnia, 2011, 14:01

    Jestem ateistą i nie potrzebuję żadnego wsparcia.

    Odpowiedz na ten komentarz
  4. lee666
    lee666 17 marca, 2012, 20:54

    Apostazji dokonałem dawno. Proboszcz mówił o mnie na ambonie. Teraz jestem stary i szkoda mi przykrości którą mu uczyniłem, ale kroku nie żałuję. Tyle że teraz jestem po stronie kościoła. Trochę mi wstyd że ateiści używają argumentów z końca XVIII wieku, a kościół w tym czasie intelektualnie się rozwija. Ale trzymam kciuki. Może coś nowego wymyślicie. Pozdrawiam.

    Odpowiedz na ten komentarz
  5. X
    X 15 lipca, 2020, 20:56

    Przepraszam, że nie pójdę do nieba… ani piekła. Terroryzm emocjonalny i kretynizm. Zresztą katolicy to nie wyznawcy Boga tylko kleru.
    Nikt nic nie widzi, nikt nic nie słyszy i nikt nic nie mówi.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy