Byle nie spieprzyć

KALENDARZ POŚCIGU ZA UKŁADEM
Minęło 627 dni od rozpoczęcia pościgu za układem!
a „UKŁADU” ANI ŚLADU, zaś o nowym GADU, GADU!

Nicea lub śmierć, pierwiastek lub śmierć, ojczyzna lub śmierć to slogany wyrażające pewną postawę. Są inne, na przykład Lecha Wałęsy z roku 1980 lub 1981 – „Pierwszy pójdę i ostatni ucieknę”, albo podobno słowa Galileusza – „bronię swoich poglądów do stosu wyłącznie”. Nie wiem, jak bym się zachował, gdyby alternatywą czegoś musiała być śmierć. Na szczęście takiego wyboru nie miałem, ale w tych sytuacjach, wobec których stawałem, bardziej skłaniałem się do postawy Wałęsy czy Galileusza niż tych gotowych na umieranie. W takim nastawieniu pisząc, tuż przed tym, co będzie w Brukseli, przypomniałbym władzom, by przy całej determinacji pamiętali o tych powiedzeniach, a także o ludowym: „tak długo dzban wodę nosi, póki mu się ucho nie urwie”.
Nie wątpię, że o interesy Polski w Unii Europejskiej trzeba zabiegać, a czasami się kłócić. Nie mogę mieć nic przeciwko temu, że rząd chce uzyskać dla nas większy wpływ podczas głosowań, niż daje owa podwójna większość. Jakby to miał być pierwiastek z liczby ludności, to niech będzie. Wiem też, bo żyłem osiem lat na zachodzie Europy, iż rozpowszechniony jest tam trochę lekceważący stosunek do krajów i ludów środka naszego kontynentu. Niby to Europa, ale biedne to takie i mniej cywilizowane. Dobrze się stało, że ich przyjęliśmy, choć to problem, ale zasługują na przyjęcie. Powinni być wdzięczni i przez jakiś czas przynajmniej słuchać i się uczyć. Broń Boże nie twierdzę, że tak myślą wszyscy, ale takie myślenie jest obecne. Słynne słowa byłego prezydenta Francji kierowane do kilku krajów środka Europy, że straciły okazję, by być cicho, to nie był tylko jego pogląd. Przeciwnie, to pogląd szerzej wyznawany, choć rzadko głośno wypowiadany. Dlatego uważam, że po przyjęciu nowych krajów do Unii celowe nawet były działania z ich strony pokazujące, że po akcesji nie ma w Unii czeladników i mistrzów, że wszyscy są członkami jednego cechu, że nowe kraje członkowskie nie będą „korzystały z okazji, by siedzieć cicho”. Ta moja świadomość powstrzymywała mnie przed dołączaniem do krytyków naszego sposobu politykowania z Unią i stanowiska w sprawie pierwiastka.
Nie znaczy to, że podoba mi się ten sposób politykowania i że nie mam obaw związanych z rozgrywką o sposób głosowania. Nie podoba mi się styl naszej polityki i batalii. Jest to styl agresywny, wojenny, nienastawiony na spokojne, rzeczowe pokazywanie naszych racji i szukanie sojuszników, lecz na „przykładanie” tym, którzy nam się przeciwstawiają, na ich obrażenie, jak to zrobił choćby ostatnio premier wobec swoich odpowiedników z czworokąta wyszehradzkiego. On ma z nimi przechlapane. I po co? To jest powtórka w stosunku do Unii stylu Kaczyńskich, który w kraju rozpala niechęci i nienawiści miejscami do białości. One zostaną na długo. To jest polityka o możliwych ogromnych szkodach ubocznych, które będą szczególnie poważne dla Polski, jeśli Unia nie ustąpi. A ów wrogi styl, te mowy wygłaszane na cały kontynent, jak to my „ani guzika” nie oddamy, skłania do dania nam po nosie. I wtedy wyjdą na wierzch uboczne skutki politykowania nie tyle na stojąco, co z wysuniętymi pazurami. Kto wie, czy przegrana o wódkę nie jest pierwszym ubocznym owocem „wojny o pierwiastek”. I takich owoców może być dużo, tak że w końcu przeważą korzyści z pierwiastka, o ile go wywojujemy. Jak go wywojujemy, to będzie lepiej, bo wygranych sądzi się łagodniej albo uniewinnia.
Warto też zauważyć, że to, co wysuwamy, to bardziej pazurki niż pazury. Czasami zwolennicy ostrego wojowania z Unią podają Francję i Anglię jako przykłady, że nie robimy niczego innego niż one, bo przecież jesteśmy ludnościowo niewiele mniejsi. Tyle że pod względem wielkości całego PKB Polska to nie Francja czy Anglia, to nawet nie Hiszpania, lecz kraj rozmiarów Danii czy Holandii. Stawiając się twardo, nie powinniśmy jednak zapominać, że wstąpiwszy do Unii, dołożyliśmy do liczby gęb do wyżywienia 10%, a tylko 3% do ilości żarcia na stole. Znajmy naszą rzeczywistą wagę, mocium panowie, choćby tylko dla siebie, bo w negocjacjach dobrze jest się trochę nadąć, i znając ją, zabiegajmy o to, co powinno nam się należeć. I pamiętajmy, że Unia Europejska to nie pole bitwy, na którym się wykańczają wrogowie, lecz „Nasza Wspólnota”, z której wszyscy korzystamy. My ogromnie dużo i jej dobro powinniśmy mieć na względzie tak samo, jak dobro tej jej części, co zwie się Polską. Czymś najfatalniejszym będzie, jeśli zaczną nas postrzegać jako kraj pragnący „wycyckać” Unię do maksimum, stając możliwie na zewnątrz, jeśli chodzi o zobowiązania i wkład we wspólne dzieło. Tego się boję.
Kiedy w roku 1992 próbowaliśmy robić Wielką Koalicję z Janem Olszewskim, której gorącym zwolennikiem, wbrew ówczesnemu premierowi, był Jarosław Kaczyński, Tadeusz Mazowiecki rozmawiał z Lechem Wałęsą, wtedy prezydentem, żeby nie przeszkadzał w tym dziele. Na to Lech: „Panie Tadeuszu, tylko nie z tymi kaczunami, bo oni co zaczną, to spieprzą”. Panowie Bracia, słowa Wałęsy czasami były prorocze. Nie dopuśćcie do tego, by i te się spełniły. Ciągnijcie linę ile sił, nie zapominając, że liny pękają.

 

Wydanie: 2007, 26/2007

Kategorie: Blog

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy