Chcemy innej Polski

Chcemy innej Polski

Unia Pracy skupia tych, którzy nie godzą się na traktowanie człowieka na zasadzie: nie poradziłeś sobie w kapitalizmie, no to trudno

Wahadło społecznej sympatii coraz wyraźniej przechyla się na lewo, ale Unia Pracy choć bardzo bym sobie tego życzyła jak na razie nie skorzystała jeszcze z tej koniunktury, a poparcie dla niej ciągle oscyluje w granicach 6%. Partii pozaparlamentarnej, takiej jak nasza, niełatwo przebić się ze swoimi poglądami. Wahadło jednak pewnie przechyli się jeszcze bardziej, bo już najwyższa pora na to, by nadszedł czas na lewicę i zmienił się kierunek przemian społecznych w Polsce.

Obecne wyniki sondaży to nie tyle wyraz poparcia dla SLD, co protest przeciw temu, co się obecnie dzieje. Martwi mnie, że niemal w przededniu oczekiwanej zmiany polityki społeczno-gospodarczej nie ma prawdziwej dyskusji o tym, czym naprawdę są wartości lewicowe. Już prawie rok minął od ”okrągłego stołu” lewicy, kiedy próbowaliśmy zdefiniować, czym jest lewicowość w dzisiejszej Polsce, w dobie gospodarki rynkowej. Potrzebna jest więc rozmowa i ustalenie przez lewicę minimum gwarancji zmian w dotychczasowej polityce oraz określenie, jaki program zostanie zrealizowany, i jakie będą szanse determinacji, by go zrealizować.

Wspólne minimum

Warto odpowiedzieć. jakie jest to wspólne minimum programowe partii i środowisk lewicowych. W latach 1993-97 UP była w opozycji do SLD nie tylko przecież z powodu „różnic w pochodzeniu”. Były między nami i poważne różnice merytoryczne. dotyczące zapisów konstytucyjnych, podatków, ubezpieczeń społecznych, prywatyzacji, polityki mieszkaniowej. Wtedy SLD prowadził politykę neoliberalną, nie demonstrując raczej wartości lewicowych. Po wygranych przez prawicę wyborach, przynajmniej w deklaracjach, bardzo zbliżyliśmy się do siebie. Marek Borowski niedawno mówił, że jednym z warunków równych szans w Polsce jest bezpłatna edukacja. Ta zmiana bardzo nas cieszy, bo był to nasz twardy postulat w debacie konstytucyjnej. Koszmarnym błędem było to, że zaakceptowaliśmy eksmisje na bruk – mówi dziś SLD. Ale ja siedziałam wtedy w ławach poselskich i pamiętam, czyje ręce poszły w górę za eksmisja. Oczywiście, deklarować jest znacznie łatwiej, niż dotrzymywać, co widać na przykładzie AWS, która nadzwyczaj szybko odeszła od swych ideałów.

Staniemy wkrótce wobec kwestii, czy wystawić własnego kandydata na prezydenta, czy poprzeć Aleksandra Kwaśniewskiego (w naszej partii odbędzie się referendum na ten temat). Uważam, że Aleksander Kwaśniewski z pewnością wygra, ale nie znaczy to, że Unia Pracy nie powinna wystawić swojego kandydata. Myślę, że tegoroczne wybory będą miały charakter festiwalu partii politycznych, zostaną wykorzystane także po to, by przypominać własne programy i liderów oraz zdobywać popularność, która powinna procentować w przyszłorocznych wyborach do Sejmu i Senatu. Popełnimy błąd, jeżeli nas tam nie będzie i nie wykorzystamy sposobności. by skutecznie przedstawić nasze idee. Część moich koleżanek i kolegów z Unii Pracy obawia się. że nasz kandydat mógłby uzyskać bardzo niewielką liczbę głosów, co nie posłuży dobrze promocji partii. Jaką jednak bylibyśmy partią, gdybyśmy się nie poddawali ocenie ze strony wyborców tak często, jak to możliwe? To trochę jak w pokerze trzeba sprawdzać. Tym razem jeszcze możemy tego uniknąć, ale już w przyszłym roku wyborcy na pewno nas sprawdzą. Nie uważam zresztą, by w tych akurat wyborach najistotniejsze znaczenie miała liczba zdobytych głosów. Dwóch – trzech najważniejszych pretendentów będzie miało przecież ogromną przewagę nad pozostałymi, ważniejsze więc raczej, które miejsce zajmie nasz kandydat w tym wyścigu.

Liczą się wspólne wartości

Po wyborach prezydenckich na porządku dziennym stanie kolejne zagadnienie czy do przyszłorocznych wyborów parlamentarnych mamy iść sami, czy w koalicji. Naturalnie, nie można wykluczyć, że spróbujemy pójść do wyborów w koalicji SLD-UP. Musi to jednak być przede wszystkim porozumienie programowe. Unię Pracy tworzą ludzie związani nie pochodzeniem i przeszłością. lecz ideałami. To istotna wartość na polskiej scenie, gdzie dominują zwalczające się „obozy polityczne”, a nie partie konkurujące o wartości. Marzy mi się tylko, byśmy mogli mieć większy wpływ na to, co się dzieje w Polsce – bo w Polsce dzieje się smutno.

Unia Pracy powstała nie po to, by skupiać rozczarowanych i zawiedzionych, lecz tych, którzy mają inną wizję Polski i nie godzą się na traktowanie człowieka na zasadzie: nie poradziłeś sobie w kapitalizmie, nie umiałeś konkurować, no to trudno. Chciałabym, żeby naprawdę stało się to możliwe. Naszą partię stworzyli ludzie z różnych nurtów ci, którzy wyszli z ”Solidarności” oraz przedstawiciele reformatorskiego skrzydła PZPR, a także i tacy, którzy wcześniej nie byli aktywni politycznie. Dla nas jednak najistotniejsze jest to, co chcemy zrobić, a nie to, skąd przyszliśmy. Ważna jest kwestia, na ile będziemy wiarygodni wobec naszego potencjalnego elektoratu i czy potrafimy skutecznie dotrzeć do tych, którym się gorzej powiodło. Nie chcemy żyć w Polsce, w której panuje tak wiele biedy i obojętności wobec niej. Ja sama znalazłam się w polityce dlatego, że widziałam, jak w tej wolnej i demokratycznej Polsce traktuje się prawa kobiet. Uważam, że nowa Polska musi autentycznie mierzyć się z pewnymi zagadnieniami a nie tylko udawać, że to robi, tak jak w tej chwili. Ci, co chcą coś zrobić, mają wiedzę, doświadczenie i chęć do pracy, powinni więc się znaleźć w polityce i działać. Wielu jest takich ludzi w Unii Pracy.

Być albo nie być

Dziś klasa polityczna w Polsce, jako całość, generalnie, zraża sobie społeczeństwo. Nie są autentyczni ci, którzy bardzo współczują pielęgniarkom a jednocześnie pobierają niewyobrażalnie wysokie apanaże. Politykom „przydałoby się ponoszenie pewnego trudu wyrzeczeń, staną się wtedy bardziej wiarygodni. Politycy Unii Pracy proponowali większą solidarność społeczną –  i praktykowali ja, np. ograniczali owe diety poselskie lub ich część przekazywali na cele społeczne. My nigdy nie rządziliśmy. od trzech lat nie ma nas w Sejmie a przecież wielu z nas poświęca masę swojego czasu i środków na to, by idee Unii Pracy mogły się jakoś przebić. Nie do wszystkich potrafimy dotrzeć, co dało się zauważyć np. podczas ostatnich wyborów samorządowych, gdy startowaliśmy w nich jako jeden z elementów Przymierza Społecznego. Doświadczyliśmy niezrozumienia i konfliktu interesów. W czasach transformacji wieś poniosła ogromne koszty i wyrzeczenia, problemy chłopskich rodzin to przecież w gruncie rzeczy również jeden z najważniejszych ogólnopolskich problemów cywilizacyjnych. Okazało się jednak, że wciąż istnieje, zaskakujący mnie swoją siłą, antagonizm między miastem i wsią. W miastach traciliśmy więc głosy, bo szliśmy razem z PSL. Byłam zaskoczona, gdy przed wyborami samorządowymi rozdawałam ulotki w Warszawie na Trakcie Królewskim i słyszałam wy z chłopami? A i mieszkańcy wsi także nie uznawali nas za swych reprezentantów. Mówi się niekiedy, że przyszłoroczne wybory parlamentarne to będzie być albo nie być dla Unii Pracy. Nie odno5; simy ostatnio wielkich sukcesów, co, oczywiście, mnie martwi. Gdyby jednak okazało się, że przeżyła się formuła partii, złożonej z ludzi połączonych wspólnymi ideami i wierzących, że coś mogą zrobić razem, partii niezależnej od różnych grup biznesowych, przyciągającej młodych ludzi wolnością wypowiedzi i reagowania byłoby to nie tylko moją osobistą porażką, ale i pewną porażką demokracji. Byłby to dowód na to, że liczy się tylko wzięcie władzy, a nie to, po co się ją zdobywa i jakie idee pragnie się realizować. A to jest przecież najważniejsze. Chciałabym, by Unia Pracy nigdy nie zatraciła swoich ideałów.

 

Wydanie: 09/2000, 2000

Kategorie: Opinie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy