Chcieli awansować i awansowali

Chcieli awansować i awansowali

W Katarze czekają na biało-czerwonych

Selekcjoner Czesław Michniewicz ze łzami w oczach i całujący murawę, piłkarze rozradowani na płycie boiska i kibice wiwatujący na trybunach – taki obrazek z 29 marca ze Stadionu Śląskiego zapewne zapamiętamy na dłużej. Nasza reprezentacja pokonała Szwecję 2:0 i po raz dziewiąty w historii awansowała do finałów mistrzostw świata. Zostaną one rozegrane w tym roku w Katarze, od 21 listopada do 18 grudnia. Jednorazowa rywalizacja z jedenastką Trzech Koron miała wiele wymiarów, z których większość dotyczyła przyszłości. Od wyniku bowiem zależały dalsze losy: reprezentacji, sporej grupy kadrowiczów, selekcjonera, wreszcie prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej. Wszystkim się poszczęściło!

Taki mecz zdarza się raz

Jeżeli chodzi o pierwszą połowę spotkania, to można było odnotować, że rzęsiście padało. Natomiast po przerwie – i owszem – było na co popatrzeć. W 48. minucie Polacy przeprowadzili najlepszą z dotychczasowych akcję. Niekontrolowany ruch wykonał Jesper Karlström (gracz Lecha Poznań), który staranował Grzegorza Krychowiaka. Nasz pomocnik pojawił się na murawie po przerwie, a jego najważniejszym zagraniem było to, kiedy dał się powalić rywalowi w polu karnym. Jedenastkę wykonał skutecznie Robert Lewandowski. Już przywykliśmy do widoku, jak nasz supersnajper, zanim skieruje piłkę do siatki, wykonuje autorski układ choreograficzny – coś w rodzaju „Lewy” dance. Polska-Szwecja 1:0 i 75. gol kapitana dla reprezentacji.

Robert Lewandowski: „To był wyjątkowy mecz, zdawaliśmy sobie sprawę, o co gramy. Wiadomo, że ta sytuacja wokół była dodatkowym obciążeniem, ale na naszym stadionie było łatwiej. Po bramce było widać, że Szwedom przeszła ochota. Graliśmy dobrze w obronie. Jest potencjał, żeby sobie stwarzać jeszcze więcej sytuacji, ale doceniajmy ten awans i przygotujmy się na mistrzostwa piłkarsko i mentalnie. To był jeden z najcięższych karnych w moim życiu. Zdawałem sobie sprawę z presji, chciałem się skupić na wykonaniu. Wielka euforia była po tym karnym, bo wiedziałem, że to będzie kluczowy krok. Potem »Zielu« strzelił bramkę i się udało. Dawno nie graliśmy w takim ustawieniu, jak widać, potrafimy grać w różnych. Możemy jeszcze szlifować kilka formacji, ale koniec końców cała drużyna zasługuje na pochwalę, patrząc na to, jaki szpital mieliśmy w ekipie. Wiadomo, że byłoby łatwiej, gdybym miał wsparcie drugiego napastnika, a nie obrońców na plecach, gdybym mógł trochę . Wiedziałem, że muszę pocierpieć, potrzymać piłkę, żebyśmy uspokoili grę. Nie ma co w meczu takiej rangi być egoistą”.

Dopiero po meczu okazało się, że nie wszyscy byli w najlepszej formie. Kamil Glik przyznał, że musiał wziąć tabletkę przeciwbólową. Z podobnymi problemami zmagał się „Lewy”, ale nie dał po sobie nic poznać. Na murawie pomagał drużynie i motywował kolegów. Dopiero w szatni, podczas świętowania, można było zauważyć, że kapitan miał na żebrach sporych rozmiarów opatrunek.

Co prawda, po objęciu prowadzenia Polacy grali coraz lepiej i znacznie odważniej w ofensywie, ale do awansu była jeszcze daleka droga, przynajmniej do 72. minuty. Marcus Danielson w banalny sposób stracił kontrolę nad piłką, na co czekał Piotr Zieliński. Doskoczył do szwedzkiego obrońcy, pomknął na bramkę rywali i wpakował piłkę przy słupku, tuż obok bezradnego Robina Olsena. Polska-Szwecja 2:0. Od tego momentu gospodarze byli już królami stadionu. Euforia przeplatała się z pragnieniem: oby tak grali jeżeli nie zawsze, to chociaż częściej.

Szkocja zamiast Rosji

Polski Związek Piłki Nożnej jako pierwszy oświadczył, że w wyniku brutalnej agresji Federacji Rosyjskiej na Ukrainę i trwającej tam wojny nie widzi możliwości rywalizowania z reprezentacją Rosji w barażach o awans do finałów mistrzostw świata w Katarze. Bez względu na nazwę drużyny złożonej z rosyjskich piłkarzy oraz miejsce rozgrywania meczu. PZPN zaapelował również do innych europejskich federacji o poparcie tego stanowiska. Przyniosło to skutek. Gry z reprezentacją Rosji odmówili najpierw Szwedzi, następnie Czesi, a po nich wiele innych piłkarskich federacji z Anglią na czele. Biuro Rady FIFA i Komitet Wykonawczy UEFA postanowiły, że wszystkie rosyjskie drużyny, zarówno reprezentacje narodowe, jak i klubowe, zostaną zawieszone do odwołania w uczestnictwie w rozgrywkach prowadzonych przez FIFA i UEFA.

W tej sytuacji nasza kadra udała się do Glasgow zamiast do Moskwy. Po meczu 24 marca ze Szkotami (1:1) powiedzieć o Michniewiczu, że jest dzieckiem szczęścia, to nic nie powiedzieć… Ostatnia rozpaczliwa szarża Krzysztofa Piątka w 94. minucie zakończyła się przyznaniem rzutu karnego, który pewnie wykorzystał sam poturbowany, doprowadzając do wyrównania. Biało-czerwoni zaprezentowali się nadspodziewanie słabo. Absencja asa atutowego, Roberta Lewandowskiego, mogła być tylko częściowym usprawiedliwieniem. Na dodatek do kraju kadrowicze wrócili mocno poobijani. Opis dolegliwości to wypisz wymaluj raport z izby przyjęć chirurgii urazowej: Arkadiusz Milik – naderwanie mięśnia dwugłowego uda; Bartosz Salamon – uraz mięśnia przywodziciela; Krzysztof Piątek zakończył spotkanie ze Szkocją z zakrwawioną kostką. Jak informował Jacek Kurowski z TVP, „krew aż chlupała mu w bucie”. Niestety, okazało się, że uraz ścięgna Achillesa jest faktycznie poważny. Napastnikowi założono aż siedem szwów i wypadł z gry na trzy tygodnie.

Panie Czesławie, nie warto kopać się z koniem

Po wtorkowej batalii trener Michniewicz powiedział: „To nie był tylko mój mecz kontra Szwecja. To cała Polska chciała to spotkanie wygrać. Napięcie rozkładało się na 38 mln Polaków. Powtarzałem zawodnikom, by skupili się na grze. Dziś wspólnie świętujemy i dziękuję prezesowi Cezaremu Kuleszy, że postawił na mnie. Dał mi szansę, a ja odwdzięczyłem się najlepiej, jak mogłem. Po meczu ucałowałem ziemię, bo musiałem pokonać dużo trudności, by od małego chłopca, przez studia, trochę kariery zawodniczej i trenerskiej, dotrzeć do tego miejsca, w którym cała Polska nam kibicuje”.

W nocy z wtorku na środę selekcjoner był gościem Kanału Sportowego. Na koniec programu powiedział kilka zdań pod adresem krytykujących go dziennikarzy: „Rozumiem, że ktoś może być negatywnie do mnie nastawiony jako człowieka. Wiadomo, grupa zgredów, że tak powiem, Tuzimek i ta ekipa: Kołodziejczyk, ten cały Kurowski, Stefan «mokra koszulka, spocona» (Szczepłek – przyp. aut.), może oceniać mnie na różne sposoby. Tylko oceniaj mnie sportowo, nie jako człowieka, bo nie masz do tego prawa. Bo sam leżałeś w krzakach pod redakcją pobity przez pewnego męża”.

Zaledwie kilka godzin po odniesieniu (chyba życiowego) sukcesu trener Michniewicz zniżył się do poziomu magla. Warto jednak, by sobie uświadomił, że to dopiero początek pełnej zakrętów i pułapek drogi. Wygrana ze Szwecją to bardzo miła, ale przeszłość. Euforia zbyteczna i niczemu nie służy. Warto sobie uzmysłowić, że jest się siódmym w powojennej historii selekcjonerem, który awansował do finałów mistrzostw świata, ale tylko dwóch – Górski i Piechniczek – wróciło z nich z tarczą. Dlatego przestrzegam przed wszczynaniem wojenki z dziennikarzami. Raczej zaprosiłbym tych wymienionych z nazwiska i nie tylko na szczerą wymianę zdań przy dobrej kawie – no, może dorzuciłbym jakieś smakowite ciasteczko. Z dziennikarzami jeszcze nikt nie wygrał. Dobrze mieć na uwadze powiedzenie, które swego czasu rozpropagował starszy kolega po fachu Wojciech Łazarek, że nie warto się kopać z koniem.

Fot. Piotr Dziurman/REPORTER

Wydanie: 15/2022, 2022

Kategorie: Sport

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy