Chiński udział w polskim Październiku

Chiński udział w polskim Październiku

Nieznane kulisy Października ‘56 – cz. II

Prof. Krzysztof Gawlikowski – badacz klasycznej i nowożytnej myśli chińskiej, dyrektor Centrum Cywilizacji Azji Wschodniej Uniwersytetu SWPS

Po rozmowach Ochaba w Pekinie, podczas Października, Gomułka czuł, że może się postawić Moskwie, bo ma poparcie Pekinu?
– Tak! I Chińczycy byli w tym konsekwentni. Dla nich to była kwestia bardzo prestiżowa! Pierwszy raz z nimi uzgadniano, bez Moskwy, sprawy obozu socjalistycznego w Europie!

Gorąca linia

Jak to wyglądało w Październiku?
– Mój znajomy, sekretarz Instytutu Języków Obcych, opowiadał mi, że on jako szef wywiadu w ambasadzie miał w tym czasie bezpośredni kontakt z Pekinem. I cały czas mógł wysyłać depesze, które natychmiast przekazywano na biurko premiera Zhou Enlaia i przewodniczącego Mao, z pominięciem ministra spraw zagranicznych. Natomiast depesza ambasadora najpierw trafiała do departamentu, potem do wiceministra, potem do ministra. Minister się zastanawiał, ewentualnie coś przesyłał… Jak mówił mój sekretarz, zabierało to przynajmniej tydzień albo i 10 dni, żeby tą drogą coś dotarło do Mao. „A jak ja wysyłałem – to natychmiast depesza była na ich biurku!”. Dlatego współczesne polskie i chińskie analizy oparte na badaniach archiwów chińskiego MSZ nie mogą być bardzo przydatne w wyjaśnieniu chińskiego udziału w polskich przemianach i relacjach chińsko-radzieckich.

A chińskie MSZ o tej drugiej linii komunikacji nie wiedziało?
– To szło poza nimi, kanałem służb specjalnych, które działały autonomicznie. Jak mówił mi ten sekretarz, pomagali sobie nawzajem z ambasadorem chińskim, ale po partnersku. A ambasador musiał się spotykać z ambasadorem radzieckim w Warszawie i jego opinie uwzględniać. Ambasador musiał realizować oficjalną politykę Pekinu, służby zaś mogły działać inaczej, miały w Warszawie wiele kontaktów z Polakami, jakich ambasada radziecka nie miała i mieć nie chciała. Prof. Jan Rowiński na 50-lecie Października zorganizował konferencję i zaprosił na nią Chińczyków, którzy zrobili przegląd tego, co jest w archiwum chińskiego MSZ. I oni stwierdzili, że nie mogło być interwencji chińskiej w sprawach Października, ponieważ z tych dokumentów to nie wynika. Że Mao nie miał informacji z chińskiego MSZ, żeby mógł na czas interweniować. Z drugiej jednak strony wiemy, że Mao wzywał ambasadora radzieckiego i mówił mu, że absolutnie nie zgadza się na interwencję zbrojną Rosjan w Polsce.

Stalin chciał podziału Chin

Czyli miał inne źródło informacji niż MSZ.
– Po rozmowach Mao-ambasador ZSRR Rosjanie zgodzili się na rozmowy w sprawie Polski z Chińczykami. Życząc sobie, żeby do Moskwy przyjechał Liu Shaoqi. To był ich zaufany człowiek w kierownictwie KPCh. Był jedynym w kierownictwie człowiekiem ze starego zaciągu kominternowskiego, współdziałał z Rosjanami przy różnych okazjach historycznych. Moskwa mu ufała. A w Październiku było tak, że Chruszczow, wracając z Polski, gdy decyzja o wysłaniu czołgów na Warszawę została wstrzymana, ale jeszcze nie odwołana, wiedział, że za chwilę będzie rozmawiał z Liu Shaoqi jako wysłannikiem Mao. I prawdopodobnie wiedział, że poza rozmowami oficjalnymi da się porozmawiać nieoficjalnie. Sprawami Polski interesował się żywo także premier Zhou Enlai, w styczniu 1957 r. dopinał sprawy w Moskwie i w Warszawie.

I jak te rozmowy w Moskwie z Liu Shaoqi się skończyły?
– Liu miał ścisłe instrukcje od Mao. Nie mógł ich złamać. Ostatecznie doszło więc do dealu, to też wiem od swojego sekretarza. Że Chińczycy poprą interwencję w Budapeszcie, co oficjalnie zrobili 6 listopada, natomiast absolutnie nie zgadzają się na interwencję w Warszawie.

Dlaczego?
– Po pierwsze, oni to gwarantowali Warszawie. Po drugie, cały czas tłumaczyli Rosjanom, że w Warszawie nie dzieje się nic niebezpiecznego, trwają „reformy systemu socjalistycznego”. Natomiast na Węgrzech była „kontrrewolucja”, próba wystąpienia z Układu Warszawskiego. To było groźne dla całego obozu, o który oni także chcieli dbać. To, co się działo w Warszawie, Chińczykom odpowiadało. Przecież pomysły Wielkiego Skoku, odrębnej od moskiewskiej drogi rozwoju itd., nie brały się znikąd. Dyskusje o potrzebie innej niż radziecka drogi rozwoju gospodarczego w kraju agrarnym i zacofanym zaczęły się dużo wcześniej. Przećwiczenie przez Polaków „polskiej drogi do socjalizmu” spadło im jak z nieba! Popierali zatem Polaków, a Polacy przecierali drogę narodowym budowom socjalizmu. I potem Chinom łatwiej było wejść na podobną ścieżkę.

Uniezależnić się od ZSRR?
– Rosjanie chcieli rządzić w Chinach przez swoich doradców. Przysłali ich całe tabuny. Także do armii. Chcieli tam przejąć całą politykę personalną. Żeby – jak w państwach satelickich w Europie – bez akceptacji doradcy z Moskwy żaden awans nie był możliwy. Mao absolutnie się temu sprzeciwiał. Doradcy tak – ale do spraw technicznych. A w sprawach personalnych to my decydujemy, zwłaszcza w armii i w służbach! Zresztą rozmowy Mao ze Stalinem, zanim doszło do podpisania umowy o współpracy i przyjaźni itd. w lutym 1950 r., były bardzo trudne, bardzo skomplikowane.

Dlaczego?
– Stalin nie chciał, żeby w Chinach zwyciężył Mao jako przywódca frakcji chłopsko-partyzanckiej i narodowej, zwalczającej ludzi Kominternu. Chciał, żeby nadal rządził po II wojnie światowej Jiang Jieshi (Czang Kaj-szek). A później, gdy komuniści Mao rozszerzali swoje tereny, miał koncepcję podziału Chin na parę części. Zwycięstwo Mao to był najczarniejszy scenariusz dla Moskwy! Ambasador radziecki był ostatnim ambasadorem, który opuścił Jianga. Już Amerykanie go zostawili, Anglicy dawno się wycofali, ambasador radziecki zaś towarzyszył mu aż do wsiadania na okręty. Syn, Jiang Jingguo, miał żonę Rosjankę, urodziły im się dzieci. W czasie wojny odesłano tego syna z rodziną ze Związku Radzieckiego do ojca.

Stalin nie chciał popierać chińskich komunistów?
– Chciał, ale tylko prokominternowskich, a ci wewnątrz Chin przegrywali. Stalin miał plan, który usiłował zrealizować w okresie wojny domowej, 1947-1949 – podziału Chin na pięć części. Tybet – jako kraik buforowy z imperium brytyjskim. W Turkiestanie Wschodnim powołano by do życia republikę socjalistyczną, zorganizowaną przez Rosjan, z ludźmi tam przysłanymi. Trzecim kawałkiem miała być ludowo-demokratyczna, autonomiczna Mandżuria. A Chiny właściwe miały zostać podzielone – południowe dla Kuomintangu, basen Rzeki Żółtej zaś dla komunistów-nacjonalistów Mao. To o nim Stalin mówił Amerykanom, że Mao jest jak rzodkiewka – czerwony z wierzchu, a jak poskrobiesz, to w środku biały. Nacjonalista. Później w Moskwie powtarzano to o Gomułce.

Intryga koreańska

Mao o tym wiedział?
– Mao nie mógł się przeciwstawić Rosjanom, bo ich potrzebował. Razem z Zhou Enlaiem chcieli po wojnie przejąć władzę w Chinach we współpracy z Rosjanami i Amerykanami. Ale Waszyngton popierał tylko narodowców, którym przewodził Jiang Jieshi. Mao po prostu w 1949 r., gdy zwyciężył w Chinach, nie miał wyjścia. Zaczynała się zimna wojna. Musiał współpracować z Moskwą, liczył na technologie, na pomoc finansową dla zrujnowanego wojnami kraju. Ameryka z Trumanem nie chciała podjąć bliższej współpracy, chociaż aż do wybuchu wojny w Korei nie występowała ostrzej przeciwko Pekinowi, przygotowywano nawet dyplomatyczne uznanie ChRL, a z popierania przegranych narodowców na Tajwanie początkowo zrezygnowano. Dopiero wybuch wojny koreańskiej, uzgodniony z Moskwą przez Kim Ir Sena za plecami Pekinu, zmienił cały układ azjatycki. Pekin, gdy po deliberacjach poparł Kim Ir Sena, a później wysłał swoje wojska, by ratować go od pogromu, stał się wrogiem Waszyngtonu, przykutym do rydwanu Kremla. Tajwan Amerykanie uznali za „niezatapialny lotniskowiec” u wybrzeży Chin. Japonia z wrogiego kraju okupowanego zmieniła się w sojusznika. Stąd przypuszczenia wielu badaczy, że wojna koreańska była intrygą Stalina, by doprowadzić do walki żołnierzy amerykańskich z chińskimi i na zawsze wyeliminować chińskie nadzieje na współpracę z USA. Jiang Jieshi podpisał z Rosjanami w 1945 r. wszystko, co chcieli, a Mao kłócił się o wszystko, co ograniczało chińską suwerenność, odzyskaną po raz pierwszy po ponad stu latach. Rosjanie zgadzali się na pewną pomoc, ale stawiali trudne warunki i chcieli wszystko kontrolować. W historycznym Port Artur, zdobytym przez Japończyków w 1905 r., Stalin chciał mieć bazę na Pacyfiku, a jako specjalną strefę Dalnij (Dalian), plus sieć przedsiębiorstw radzieckich dla serwitutów gospodarczych. Tak jak robili to w demoludach.

Coś za coś…
– Tylko że Chińczycy wiedzieli, że wojnę wygrali sami, swoimi siłami, i ChRL proklamowali wbrew Stalinowi. A ta wojna była przede wszystkim wojną narodową, o wyzwolenie Chin z tych 100 lat zależności półkolonialnej. Nie po to wypędzali kapitalistycznych białasów, żeby teraz znaleźć się pod białasami jeszcze durniejszymi. Chodzącymi ciągle w pijanym widzie. Średnia pensja Chińczyka na początku lat 60. wynosiła ok. 40 juanów. Średnia pensja doradcy radzieckiego to ok. 800 juanów. Plus mieszkanie w specjalnym hotelu, specjalne sklepy, autobusy, taksówki… Oni żyli w Chinach tak jak wcześniej panowie z Zachodu.

Gomułka pamiętał, kto go poparł

Pewnie dlatego Chińczycy łatwo przyjęli argument, że marsz. Rokossowski musi wrócić do ZSRR.
– W gruncie rzeczy my cały Październik w dużym stopniu zawdzięczamy Chinom. Nie tylko dlatego, że zatrzymały interwencję i zmusiły Moskwę do uznania Gomułki. Również dlatego, że gdyby rozmowy w Pekinie Ochabowi się nie powiodły, gdyby nie zyskał poparcia, nigdy nie odważyłby się na manewr z Gomułką.

Gdyby Gomułka z Ochabem nie wiedzieli, że Chińczycy ich popierają, nie odważyliby się na tak twarde negocjacje z Rosjanami?
– Oczywiście! Ochab zapewne powiedział Gomułce o ustaleniach w Pekinie, więc razem spiskowali. Za plecami innych, natolińczyków i puławian. Dlatego później Gomułka nigdy się nie zgodził na działanie przeciwko Chińczykom, nawet w czasach rewolucji kulturalnej. Mediował, manewrował, pamiętając bardzo dobrze, że Październik mamy dzięki Chinom. Naszą destalinizację lat 1956-1958 i „najweselszy barak w obozie socjalizmu”, po części uniezależniony od Moskwy, a współpracujący z Zachodem, mieliśmy dzięki wsparciu chińskiemu na początku. Bez takiego etapu Gomułki nie byłby możliwy następny liberalny etap Gierka, „mówiącego po francusku”, nie bez racji traktowanego podejrzliwie na Kremlu. Przypominam, że to za jego czasów, w oczywistym zamiarze złamania monopolu radzieckiego na dostawy ropy rurociągami, zbudowano w Gdańsku port mogący przyjmować tankowce z ropą. I to wtedy Polska stała się tak otwarta na Zachód. Tylko w takim systemie „liberalnego komunizmu” mógł później działać KOR, mogły wybuchać strajki i mogła się zrodzić Solidarność, co ostatecznie pogrzebało cały degenerujący się system komunistyczny.

Jednak na początku lat 60. w zaostrzającym się sporze radziecko-chińskim Gomułka poparł Moskwę. Czy z powodu nacisków Kremla?
– Sprawa jest chyba bardziej złożona. Według relacji Namiotkiewicza kluczowa była wizyta partyjno-rządowa w Pekinie w kwietniu 1958 r., z Gomułką i premierem Cyrankiewiczem. Zostali przyjęci przez Mao. Wizyta wyglądała dosyć dziwnie, bo gdy delegacja weszła, Mao jakby jej nie zauważył. Chodził za biurkiem i mówił do siebie. Rozważał, jak należy zorganizować świat w przyszłości, gdy będzie on przeludniony. Trwało to dłuższą chwilę, a Polacy stali. Wreszcie jego sekretarz zwrócił mu uwagę, że przyszła już polska delegacja. On jakby się ocknął i zaczął rozważać sytuację Polski. Radził naszym przywódcom, żeby suwerenność kraju budowali na możliwie solidnej niezależności gospodarczej od Moskwy.

Jak?
– Rekomendował uprawę bawełny, gdyż dobrze się ją sprzedaje na światowych rynkach i daje twardą walutę. Ponad miesiąc później ambasador chiński w Warszawie złożył wizytę Cyrankiewiczowi, gdyż wtedy na takim szczeblu był przyjmowany ambasador chiński, i zakomunikował, że przewodniczący Mao po przemyśleniu sprawy doszedł do wniosku, że polski klimat nie sprzyja chyba uprawie bawełny, w związku z tym Polska może jej nie uprawiać. Dla Cyrankiewicza i Gomułki to był szok, że tę absurdalną radę Mao ktoś w Pekinie mógł potraktować jako „obowiązujące polecenie”. Cyrankiewicz miał powiedzieć: „To wpadliśmy z deszczu pod rynnę”. I obaj zrozumieli, że patronat chiński może wcale nie być lepszy od radzieckiego komenderowania. Od tego czasu zaczęli dystansować się od Chin, a zbliżać do Moskwy, starając się jednak w tych manewrach zachowywać tyle suwerenności, ile się da. I Gomułka jeszcze do początków rewolucji kulturalnej (1966-1969) starał się nie przyłączać do prokremlowskiego chóru potępień wobec Chin, mimo nacisków Moskwy. Także w polemikach z rodzącymi się nurtami tzw. eurokomunizmu w Europie Zachodniej Polska starała się wtedy raczej mediować, niż tylko potakiwać Moskwie. Ochładzanie stosunków Polski z Chinami następowało zatem stopniowo i wiązało się z zaostrzającą się konfrontacją chińsko-radziecką.

A wszystko zaczęło się od rozmów Ochaba na lotnisku w Pekinie…
– Po raz pierwszy opowiadam o tym publicznie, ale stoję już nad grobem. Mój przyjaciel, chiński sekretarz, który złamał reguły służb i nazbyt wiele opowiadał młodemu Polakowi starającemu się zrozumieć Chiny, już od dawna nie żyje. Warto, by nasi historycy i inteligenci wiedzieli, jak skomplikowane były drogi do wolności i demokracji, choćby tak ułomnej jak nasza.

Pierwsza część rozmowy z prof. Gawlikowskim

Wydanie: 2017, 44/2017

Kategorie: Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy