Cicha bitwa o święte miasto

Cicha bitwa o święte miasto

Palestyńczyk – strażnik kluczy do bazyliki Grobu Świętego oskarżony o sprzedaż izraelskim Żydom domu w Jerozolimie

Był wczesny ranek, gdy do Adiba Dżudeha, popijającego poranną kawę i przygotowującego się do pracy, zadzwonił sąsiad z szokującą wiadomością: żydowscy osadnicy wprowadzili się do jego dawnego domu rodzinnego w Dzielnicy Muzułmańskiej na Starym Mieście. – Kiedy to usłyszałem, moje serce przyśpieszyło – wspomina Dżudeh.

Był tym bardziej zaszokowany, że ponad dwa lata wcześniej sprzedał dom, wart ok. 2,5 mln dol., palestyńskiemu biznesmenowi Chalidowi al-Attariemu. – Cała moja rodzina poczuła się teraz tak, jakby niebo spadło na nasze głowy – mówi.

Sprzedaż palestyńskich domów Izraelczykom to absolutne tabu. Obraza jest jeszcze większa, ponieważ była to własność znanego rodu. Dżudehowie są jedną z najstarszych i najbardziej szanowanych palestyńskich rodzin w Jerozolimie. I jedną z dwóch, które mają klucze do bazyliki Grobu Świętego. Adib każdego dnia o godz. 4.30 ruszał uliczkami Starego Miasta do bazyliki, aby otworzyć ją dla wiernych i turystów. Wcześniej chodzili tędy jego ojcowie, dziadkowie i jeszcze dalsi krewni. Jego przodkowie służyli jako strażnicy kluczy już w XII w. Funkcja, którą wykonuje, jest nie tylko prestiżowa, ale i otoczona powszechnym zaufaniem w społeczeństwie. Obecnie, po przejęciu przez żydowskich osadników dawnej posiadłości Adiba, reputacja jego rodziny została mocno nadszarpnięta, a on sam jest nakłaniany do rezygnacji ze stanowiska.

– Jesteśmy Palestyńczykami żyjącymi pod okupacją izraelską. Sprzedaż domu Żydom zaszkodziła nie tylko mojej rodzinie, ale również wszystkim Palestyńczykom – zaznacza Dżudeh. – Kiedy po raz pierwszy myśleliśmy o sprzedaży nieruchomości, zwróciliśmy się do Jerozolimskiego Islamskiego Wakf i kilku palestyńskich instytucji, ale oni nie mieli możliwości zakupu posiadłości. Sprzedaliśmy dom Palestyńczykowi, którego rekomendowali liderzy społeczności.

Dom znajdował się w niezwykle atrakcyjnym punkcie, w pobliżu meczetu Al-Aksa, trzeciego najświętszego miejsca dla muzułmanów, zaledwie kilka minut spaceru od Via Dolorosa – drogi, którą niemal 2 tys. lat temu szedł Jezus, niosąc krzyż na miejsce kaźni.

Kto sprzedaje dom, nie ma duszy

W Jerozolimie – otoczonej murami i luźno podzielonej na cztery dzielnice: Muzułmańską, Chrześcijańską, Ormiańską i Żydowską – a w szczególności na historycznym Starym Mieście, od kilkudziesięciu lat trwa między Palestyńczykami a Izraelczykami walka o to, do kogo będzie należeć święte miasto trzech religii – chrześcijan, żydów i muzułmanów. Tutaj każdy dom, każdy centymetr ziemi jest czyjąś twierdzą.

Palestyńczycy chcieliby, aby wschodnia Jerozolima, która obejmuje Stare Miasto, była stolicą ich przyszłego państwa. Uważają, że każda sprzedaż nieruchomości izraelskim osadnikom jest kolejnym ciosem dla ich sprawy. Dlatego prawo palestyńskie zabrania sprzedaży nieruchomości lub ziemi Izraelczykom. Za takie przestępstwo teoretycznie grozi kara śmierci. Co prawda, przepisy te nie są egzekwowane od 2005 r., gdy prezydentem Autonomii Palestyńskiej został Mahmud Abbas, ale osoby zaangażowane w sprzedaż są oskarżane o dopuszczenie się zdrady stanu, przez co często nie mogą liczyć nawet na godny pochówek. W listopadzie 2018 r. z powodu podejrzeń o sprzedaż majątku izraelskim Żydom muzułmański cmentarz odmówił pochowania mężczyzny, który zginął w wypadku samochodowym.

– Ten, kto sprzedaje swój dom, nie ma duszy. Nie bierze pod uwagę swojej rodziny ani społeczności, widzi tylko pieniądze. Ci ludzie muszą zostać wykluczeni ze społeczeństwa i nigdy nie zostaną pochowani na muzułmańskim cmentarzu – groził w jednym z wywiadów szejk Ikrima al-Sabri, były wielki mufti Jerozolimy i terytoriów palestyńskich, a obecnie szef Najwyższej Rady Islamskiej i meczetu Al-Aksa.

W grudniu 50-letni Palestyńczyk z izraelskim obywatelstwem z miasta Dżaldżulja w Izraelu został zastrzelony w pobliżu swojego domu przez nieznanego sprawcę. Lokalne media donosiły, że był on poszukiwany przez Autonomię Palestyńską za sprzedaż mieszkania izraelskim Żydom.

Natomiast 31 grudnia palestyński sąd w Ramallah skazał Issama Akela, palestyńskiego Amerykanina z Jerozolimy, na karę więzienia i przymusowe prace fizyczne za zbycie osadnikom posiadłości na Starym Mieście.

Przejmowanie Jerozolimy

Sprzedaż nieruchomości zawsze była istotną kwestią w konflikcie żydowsko-arabskim. We wrześniu 1932 r. gazeta „Al-Dżamia al-Arabija” wspominała: „Nie ma wątpliwości, że kwestia sprzedaży ziemi jest jednym z największych zagrożeń dla przyszłości kraju”. Dziennik przytaczał pojedyncze przypadki, gdy Palestyńczycy w latach 30. sprzedawali posiadłości Żydom.

– Najważniejszym problemem Arabów w Palestynie w tamtym czasie była ich słaba kondycja ekonomiczna. Większość nie miała dostępu do kapitału i uważała, że dzięki sprzedaży ziemi poprawi swój byt. Niewielu przypuszczało, że pozbycie się własności okaże się katastrofą dla przyszłości ich życia w Palestynie – tłumaczy prof. Kenneth W. Stein, dyrektor Instytutu Badań nad Współczesnym Izraelem na Uniwersytecie Emory’ego.

Pod koniec wojny, która wybuchła po ustanowieniu Państwa Izrael w 1948 r., Jerozolimę podzielono. Stare Miasto znalazło się po wschodniej stronie „zielonej linii” demarkacyjnej kontrolowanej przez Jordanię.

19 lat później Izrael przejął wschodnią Jerozolimę podczas wojny sześciodniowej. Dzięki temu Żydzi odzyskali swoją stronę Ściany Płaczu.

W roku 1968 Teddy Kollek, burmistrz objętego konfliktem miasta, wygłosił słynne i kontrowersyjne przemówienie: „Celem jest zapewnienie, że cała Jerozolima pozostanie na zawsze częścią Izraela. Jeśli to miasto ma być naszą stolicą, musimy uczynić z niej integralną część naszego kraju i potrzebujemy żydowskich mieszkańców, aby tego dokonali”.

Kolejnym krokiem na drodze zawłaszczania świętego miasta było w 1980 r. ogłoszenie zjednoczenia Jerozolimy jako stolicy Państwa Izrael. W grudniu 2017 r. prezydent USA Donald Trump oficjalnie uznał Jerozolimę za stolicę Izraela i zdecydował o przeniesieniu do niej amerykańskiej ambasady.

Dwie pieczenie na jednym ogniu

Sytuacja palestyńskich mieszkańców Jerozolimy z dnia na dzień się pogarsza. Wąskie uliczki Dzielnicy Muzułmańskiej są ogromnie zatłoczone. Z zaułków rzadko wywozi się śmieci, brakuje miejsca na place zabaw. Jak podaje Al-Dżazira, z 324 tys. Palestyńczyków z Jerozolimy tylko 59% ma podłączenie do publicznej sieci wodociągowej. Wiele dzieci pracuje, zamiast chodzić do szkoły. Ponadto Palestyńczycy są zobowiązani do płacenia podatków za ubezpieczenia społeczne czy usługi, których praktycznie nie otrzymują. Jest to sprzeczne z prawem międzynarodowym, które uznaje wschodnią Jerozolimę za terytorium okupowane, prawo izraelskie na tym obszarze nie powinno zatem mieć zastosowania.

Jednak izraelskie władze liczą, że dzięki takiej strategii wypędzą stąd ludność arabską albo zmuszą ją do sprzedaży nieruchomości, by zapewnić sobie kontrolę nad Jerozolimą. Coraz częściej żydowscy osadnicy kupują domy, w których od dziesięcioleci czy nawet stuleci mieszkały muzułmańskie rodziny. W oknach, na dachach czy drzwiach od razu wywieszają izraelskie flagi.

W kupowaniu nieruchomości we wschodniej Jerozolimie i na Starym Mieście pomagają Izraelczykom wyspecjalizowane organizacje: Ateret Cohanim, Ir David Foundation (Elad) oraz Israel Land Fund. Działają na rzecz utworzenia i wzmocnienia żydowskiej większości oraz „judaizacji” nie tylko Dzielnicy Muzułmańskiej, ale również Chrześcijańskiej i Ormiańskiej, co budzi niepokój tamtejszych mieszkańców.

Arieh King, dyrektor Israel Land Fund i radny Jerozolimy, traktuje swoją misję jako obowiązek patriotyczny: – Czasami zwracamy się do właścicieli, aby sprawdzić, czy byliby skłonni sprzedać swoje mieszkania, ale często to oni kontaktują się z nami. Otrzymujemy oferty od Palestyńczyków praktycznie co drugi dzień.

King mówi również, że czasami używa Arabów jako pośredników, aby ułatwić sprzedaż i zatrzeć ślady. Żądają tego także palestyńscy sprzedawcy. – Pośrednicy bądź sprzedający często chcą mieć możliwość opuszczenia Izraela i udania się do Kanady lub Europy. Pomagamy im w procesie migracyjnym – wyjaśnia. – Moim zdaniem pieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu. Kupujemy od Arabów ziemię i pozbywamy się ich z Izraela. To fantastyczne.

Arabscy pośrednicy

Właśnie poprzez arabskich pośredników żydowscy osadnicy wykupili nieruchomości w dzielnicy Silwan, znajdującej się niedaleko Góry Oliwnej. Pięć lat temu dwóch Palestyńczyków zaangażowało się w zakup wielu domów. Zapewniali sprzedających, że kupują w imieniu organizacji charytatywnych ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. W rzeczywistości domy trafiły do organizacji żydowskich. Do dziś wśród 20 tys. Palestyńczyków osiedliło się tam 450 Żydów. Ochraniają ich izraelska służba bezpieczeństwa i prywatne firmy.

Według izraelskiego liberalno-lewicowego dziennika „Ha-Arec” w podobny sposób przejęto nieruchomość Adiba Dżudeha. Jak ustalili reporterzy śledczy, Chalid al-Attari, który kupił posiadłość, sprzedał ją od razu Daho Holdings – zagranicznej spółce holdingowej zarejestrowanej na Karaibach. Ta z kolei sprzedała ją prawicowej izraelskiej organizacji pozarządowej Ateret Cohanim, która zajmuje się pomocą w zakupie nieruchomości w Dzielnicy Muzułmańskiej i ostatecznie przekazywaniem ich Żydom.

Palestyńscy aktywiści mają pretensje do swoich służb bezpieczeństwa i władz, że nie zapobiegli tej sprzedaży. Tym bardziej że Adib Dżudeh został zapewniony przez lokalnych urzędników, że Al-Attari jest uczciwym i szanowanym biznesmenem. Palestyński premier Rami Hamdallah, który sprawował funkcję do 10 marca br., powołał komisję do zbadania sprawy i zapowiedział szczegółowe śledztwo. Autonomia Palestyńska nie ma jednak jurysdykcji nad Jerozolimą, dlatego znalezienie winnych będzie skomplikowane.

Tymczasem osadnicy nadal przenoszą się do palestyńskich dzielnic w całym mieście. Ich obecność zaczyna komplikować wszelkie negocjacje w sprawie wschodniej Jerozolimy jako stolicy przyszłego państwa palestyńskiego.

Fot. TASS/East News

Wydanie: 16/2019, 2019

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy