Ciekawość to pierwszy stopień do Hłaski

Ciekawość to pierwszy stopień do Hłaski

Hłaskę kojarzy się przede wszystkim z socrealizmem. Czy pisarz był nim rzeczywiście zafascynowany, czy po prostu chciał pisać, a skoro jego debiut przypadł na pierwszą połowę lat 50., to „musiał” się poruszać w ramach estetyki socrealistycznej?

– O szczerej fascynacji mówić nie sposób. Nikt poza Hłaską nie mógł wiedzieć, czy hasła propagandowe rzeczywiście do niego trafiały. Andrzej Czyżewski kategorycznie się od tego odcinał, przekonując, że jego kuzyn nie miał z socjalizmem nic wspólnego. Przyznam, że czytając teksty, o których rozmawiamy, trudno w to uwierzyć. Jestem daleki od ferowania wyroków, ponadto nie zwykłem identyfikować poglądów pisarza z jego twórczością, a przynajmniej nie dosłownie. Tu mamy do czynienia z sytuacją szczególną, jaką był socrealizm. Właściwie wszyscy, którzy po 30 latach spowiadali się Jackowi Trznadlowi w „Hańbie domowej”, zarzekali się, że chodziło o przetrwanie, że mieli na utrzymaniu rodziny i całe to zaangażowanie to tylko pozory rzeczywistości, dziejowa konieczność. Toteż do literatury socrealizmu podchodzić należy z dużym dystansem. Ja lubię szukać wewnętrznych pęknięć, dekonstruować te utwory, odnajdując miejsca zgrzytu, w których ujawnia się pewna niezgoda z forsowaną wówczas linią ideologiczną. Taką metodologię przyjąłem w przypadku odnalezionych opowiadań.

I co z tej dekonstrukcji wynika?

– Ułożone chronologicznie, w interesujący, niemal symboliczny sposób pokazują drogę, jaką przeszedł Hłasko jako początkujący pisarz: od zafascynowania konwencją socrealizmu do niemal absolutnego jej zaprzeczenia – czy raczej pominięcia. Pisarz od początku prowadził swego rodzaju literacką grę z metodą twórczą i nawet jeśli dwie pierwsze nowele – „Burzliwa pogoda” i opowiadanie tytułowe – wpisują się w porządek postszczeciński, to wyłamują się z niego brutalizacją języka i rzeczywistości. Są to oczywiście dopiero momenty niezgody, ale warto zwrócić na nie uwagę, gdyż w kolejnych utworach powoli wysuwają się na plan pierwszy, by na koniec, w „Mokrej po deszczu ulicy”, zapanować nad tekstem całkowicie. Wspomniana miniatura to typowa dla Hłaski scenka obyczajowa, niemająca z socrealizmem nic wspólnego. Tak więc tom „Najlepsze lata naszego życia” przedstawia ewolucję ideologiczną i twórczą młodego pisarza, który miał nieszczęście dojrzewać w czasach naznaczonych silną indoktrynacją. Jeśli – niezależnie od motywacji – uwiedzeni przez metodę twórczą zostali tacy literaci jak Jerzy Andrzejewski czy Adam Ważyk, to czy można się dziwić młodemu Hłasce?
Czy w wydanych właśnie opowiadaniach znajdziemy coś więcej niż tylko hołdowanie wzorcom literatury socrealizmu?

– Przede wszystkim dużo młodzieńczej naiwności. Relacje międzyludzkie w pierwszych opowiadaniach zbioru są bardzo naiwne, czarno-białe i dość jaskrawe. Miłość pojawiająca się w „Burzliwej pogodzie” przypomina schematy forsowane w „Przygodzie na Mariensztacie”. Wartości te można zapewne tłumaczyć wymogami metody twórczej, lecz nie zrzucałbym wszystkiego na karby doktryny. Myśląc w ten sposób, ograniczamy inwencję własną pisarza, sprowadzając go do roli skryptora na zlecenie, a to wydaje się krzywdzące. Są w tym zbiorze przebłyski, a nawet wyraźne oznaki późniejszego geniuszu, typowy dla Hłaski ciemny obraz rzeczywistości, przytłaczający ciężar przestrzeni i wszechobecne w ludziach zło. Nie chciałbym zdradzać więcej, żeby nie zabierać czytelnikom przyjemności odbioru tekstu.

Co warto jeszcze wyjaś­nić, zinterpretować na nowo w odniesieniu do twórczości i samej biografii pisarza?

– Jeśli chodzi o biografię, to białych plam pozostało niewiele. Świetną pracę wykonał zmarły w tym roku Andrzej Czyżewski, autor trzech wydań „Pięknego dwudziestoletniego”, strażnik pamięci i orędownik twórczości Hłaski. Sam wiele mu zawdzięczam. Co jakiś czas pojawiają się publikacje opisujące skandale PRL, posiłkujące się plotkami i niesprawdzonymi doniesieniami, żerujące na sensacji, która przeważnie z prawdą ma niewiele wspólnego. Do najsłynniejszych paszkwili należą „Miłosne gry Marka Hłaski”, z którymi Andrzej Czyżewski walczył do końca, odkłamując niemal przy każdym publicznym występie pojawiające się w książce wątki.

Ale nadal są sprawy nie do końca wyjaśnione.

– Pewną niewiadomą pozostają życie Hłaski w Izraelu i końcowe miesiące spędzone w Stanach. Niestety, żyje już coraz mniej świadków tamtego okresu, więc trzeba powoli przyzwyczajać się do myśli, że pewne tajemnice pozostaną nieodkryte. Natomiast jeśli mówimy o twórczości, z pewnością stanowi ona wciąż niewyczerpane źródło inspiracji badawczej i – co można zaobserwować nawet w prozie współczes­nej – literackiej. Wydanie juweniliów Hłaski stworzyło pewien grunt pod wnikliwe zbadanie młodzieńczej twórczości pisarza oraz jego uwikłań w socjalizm i socrealizm. Wielce interesujące wydają się związki Hłaski z kulturalnymi notablami pierwszej połowy lat 50. i nie mam na myśli związków prywatnych. Warto się przyjrzeć wpływowi twórczości Andrzejewskiego, Newerlego czy Macha na pisarstwo samego Hłaski, młodego szofera wrzuconego w sam środek ZLP-owskiego huraganu, i podsumować rzeczy, które odnalazłem. Tym też zajmuję się w rozprawie doktorskiej.

Strony: 1 2

Wydanie: 2016, 41/2016

Kategorie: Kultura

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy