Ciekawość to pierwszy stopień do Hłaski

Ciekawość to pierwszy stopień do Hłaski

Prof. Chwin po lekturze maszynopisu potwierdził to, co podejrzewałem – mam bombę

Radosław Młynarczyk – rocznik ‘90, adept literaturoznawstwa, wielbiciel, badacz, dekonstruktor i archeolog życia i prozy Marka Hłaski, podejmujący próby rehabilitacji socrealizmu.

Literaturoznawca, rocznik 1990, poważnie zaangażowany w odkrywanie na nowo Marka Hłaski. Skąd takie zainteresowania?

– Hłaską zainteresowałem się na studiach, ale nikt mi tego nie narzucił, tzn. nie było go jeszcze na tym szczeblu w programie. Jako 20-latek poszukiwałem pisarzy z krwi i kości, tworzących bez owijania w bawełnę, wywlekających trzewia na wierzch. Z wypiekami na twarzy zaczytywałem się w brutalnym języku Charlesa Bukowskiego, Henry’ego Millera czy Ernesta Hemingwaya. Aż trafiłem w osiedlowej bibliotece na „Pierwszy krok w chmurach” i się zaczęło. Cały Hłasko, potem Nowakowski, Stachura, Milczewski-Bruno… Fascynacja szybko przerodziła się w badawczą ciekawość. Zacząłem się zastanawiać, czy możliwe jest krytyczne spojrzenie na coś tak nieakademickiego. W bibliotece uniwersyteckiej przewertowałem wszystko, co napisano o Hłasce w sposób „naukowy”. Ku mojemu zdziwieniu zainteresowanie jego prozą skończyło się w latach 80., później (z wyjątkiem Olgi Dębickiej) proponowano ujęcia raczej oglądowe, podsumowujące. Mówię tu tylko o badaniach nad twórczością Hłaski, abstrahując od biografii.

Ciekawość spowodowała, że zacząłem pisać o Hłasce, a raczej próbowałem o nim pisać, najpierw kilka prac semestralnych, potem licencjat, w końcu magisterium. Po lekturze „Pięknego dwudziestoletniego” Andrzeja Czyżewskiego postanowiłem zajrzeć do wrocławskiego Ossolineum, gdzie znajduje się przekazane właśnie przez pana Andrzeja archiwum pisarza. Spodziewałem się znaleźć materiały warsztatowe, może odmienne wersje jakichś wątków z „Sonaty marymonckiej”, ale okazało się, że jest tam sporo rzeczy nieznanych.

No właśnie, na koncie ma pan już „Wilka” Hłaski. Niesamowita historia – odnaleźć, opracować i wydać w Iskrach nieznaną powieść. Jak to się stało?

– Przypadkiem. Pojechałem do Ossolineum wiedziony ciekawością. Przeglądając mikrofilmy z archiwum Hłaski, trafiłem na trzy wirtualne teczki, w których znajdowała się rzecz nieznana, powieść, która później stała się „Wilkiem”. Wypożyczyłem taśmy do Gdańska i w zaciszu naszej biblioteki czytałem kolejne strony rękopisów. Podejrzewałem, że to może być coś wielkiego, lecz nie chciało mi się wierzyć, że przez tyle lat nikt nie wpadł na pomysł publikacji ukończonej powieści. Wgląd w to mogła mieć przecież rodzina pisarza, pracownicy Ossolineum, a w końcu wszyscy zainteresowani. Do mikrofilmów jest przecież wolny dostęp.

Spadkobiercy nie mieli nic przeciwko?

– Skontaktowałem się z ciotecznym bratem Hłaski, Andrzejem Czyżewskim, i poinformowałem o swoim odkryciu. Spotkałem się z bardzo przychylną odpowiedzią. Pan Andrzej wyraził zgodę na opracowanie przeze mnie powieści w ramach pracy magisterskiej, oferując pomoc w dostępie do materiałów prywatnych. Mając zgodę spadkobiercy, poinformowałem swojego promotora, prof. Stefana Chwina, że praca, która miała być poświęcona „Sonacie marymonckiej”, będzie w istocie krytycznym opracowaniem nieznanej powieści Hłaski. Profesor po lekturze maszynopisów potwierdził to, co nieśmiało podejrzewałem – że mam bombę, którą muszę jak najszybciej opracować i wydać. Wziąłem się więc do pracy i będąc na półmetku, mając już ujednoliconą wersję tekstu, porozsyłałem wiadomości do wydawnictw. Otrzymałem kilka odpowiedzi, a prezes Iskier Wiesław Uchański wydał się zainteresowany nie tyle samą sensacją wydawniczą, ile ciekawostką literacką i – nie ukrywam – moją pracą. Tak więc w trybie nieco przyspieszonym, z pomocną dłonią prof. Chwina i pana Uchańskiego opracowałem i wydałem „Wilka”.

Nie zwalnia pan tempa. Rok temu „Wilk”, teraz opowiadania Hłaski z lat 1951-1956. Co ciekawego może odnaleźć współczesny czytelnik w juweniliach autora „Pierwszego kroku w chmurach”?

– Juwenilia znanych pisarzy zawsze są ciekawe. Można obserwować młodzieńcze fascynacje czy to, jak „w gardłach ich rodzi się krzyk”. Na Zachodzie publikacje wczesnych utworów budzą wielkie zainteresowanie czytelników – i pasjonatów, i tych profesjonalnych, akademickich. W Polsce natomiast mamy problem „umoczenia” większości pisarzy dziś uważanych za wybitnych – Tadeusza Konwickiego, Wisławy Szymborskiej, Jerzego Andrzejewskiego, Mariana i Kazimierza Brandysów. Lista jest naprawdę długa. Stąd niechęć do publikowania utworów odnalezionych, powstałych w latach powojennych, do, powiedzmy, roku 1956. Pryzmat socrealizmu bardzo utrudnia odbiór tego typu dzieł, widmo kompromisu twórczego przysłania inne elementy poetyki. Tak będzie też zapewne w przypadku „Najlepszych lat…”.

Jak na tym tle wypada Hłasko?

– Choć są partie tekstu, czasem dość znaczne, gdzie do głosu dochodzi nachalna, prostacka wręcz propaganda, warto zwrócić uwagę przede wszystkim na to, że mówimy o rzeczach tworzonych przez 17-latka. Proszę sobie wyobrazić, że ma pan 17 lat i pracuje jako szofer. Trochę dotyka pan środowiska literackiego Wrocławia i kiełkuje w panu myśl o stworzeniu czegoś własnego. Otóż Hłasko pisze dwie odmienne wersje jednej historii, liczące bez mała 150 stron. Z materiałów warsztatowych wynika, że on to wszystko napisał w zaledwie kilku podejściach. Niesamowite! Właś­nie dlatego warto się zainteresować tymi opowiadaniami. Abstrahując od aspektów ideologicznych, to 10 różnych historii wymyślonych i ubranych w słowa przez nastolatka.
Ciekawostką mogą być dalsze losy Ryśka Lewandowskiego z „Wilka”. Są to spore partie tekstu, stanowiące osobne, zamknięte wątki, które przez wzgląd na spójność wersji kanonicznej nie mogły się w niej znaleźć. Pochodzą z ostatniego zachowanego maszynopisu, niestety wybrakowanego, i pokazują alternatywną historię głównego bohatera – nędzarza, który nigdy nie trafił na mury Blaszanki i wciąż walczy o przetrwanie w brutalnym, oddalonym od sanacyjnych salonów międzywojniu.

Strony: 1 2

Wydanie: 2016, 41/2016

Kategorie: Kultura

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy