Cierpienie w imię nauki

Cierpienie w imię nauki

Justin Schmidt dał się ukąsić 83 różnym owadom, aby stworzyć listę najgorszych możliwych użądleń

Justin Schmidt dosłownie potraktował tezę, że naukowiec powinien odznaczać się niezaspokojoną ciekawością. To właśnie ona zapewniła mu życie przepełnione bólem. Nie sposób jednak Justinowi współczuć, ponieważ robi to na własne życzenie i z głęboką wiarą w sens swojej misji. W 1983 r. początkujący entomolog wrócił z badań terenowych na uniwersytet w Georgii z pokaźną liczbą przedstawicieli gatunku mrówek żniwiarek. Wspólnie z żoną zamierzali zgłębić temat mrówczego jadu i wykorzystać to do pracy naukowej. Podstawowym zadaniem była ocena toksyczności oraz bólu, który mrówki wywołują. W pierwszej kwestii problemów nie było. Wystarczyło wykorzystać istniejące już mierniki. Co jednak ze skalą bólu, skoro nikt nigdy jeszcze nie spróbował skonkretyzować tego aspektu?

Justinowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Tak powstała skala bólu Schmidta dla żądlących insektów (ang. Schmidt Pain Scale for Stinging Insects). W czteropunktowej skali punktem odniesienia jest użądlenie zwykłej pszczoły miodnej, a więc ból, z którym większość ludzi co najmniej raz w życiu mogła się spotkać. Katusze wywołane przez pszczoły otrzymały dwa punkty w skali, jako „palące, żrące, ale do wytrzymania. Jakby podpalona zapałka wylądowała na twoim ramieniu, została ugaszona ługiem, a następnie polana kwasem siarkowym”. Najdelikatniej oceniony został smuklik, Halictus: „Ból lekki, przelotny, szybko mijający. Porównywalny do iskry wypalającej włos na przedramieniu”. „Indeks rejestruje, ile bólu powoduje użądlenie owada, abyśmy mogli dokonać naukowych porównań między użądleniami różnych gatunków. Wybrałem czteropunktową skalę, ponieważ trudno odróżnić poziomy bólu w drobniejszych szczegółach, powiedzmy w skali dziesięciopunktowej”, wyjaśniał Justin Schmidt.

Dzięki opisom niepozbawionym poczucia humoru, a nawet poetyczności, łatwiej klasyfikować konkretne dane pochodzące od Schmidta. Ten zaś nie próżnował. Przez kilkanaście lat dał się użądlić ponad tysiąc razy, a na jego stale aktualizowanej liście pojawiły się co najmniej 83 gatunki owadów. Wśród nich m.in.: „4,0 Pszczoła wojownicza, Synoeca septentrionalis. Tortury. Jesteś przykuty do wnętrza wybuchającego wulkanu. Dlaczego zabierałem się do tej listy?”, „2,5 Czarna osa polybia, Polybia simillima. Satanistyczny rytuał, który się nie udał. Gazowa lampa w starym kościele eksploduje ci w twarz, gdy próbujesz ją zapalić”, „2,0 Szerszeń, Dolichovespula maculata. Bogaty, szczodry, lekko ogłupiający. Podobny do tego, który czujesz, gdy obrotowe drzwi przytrzasną ci dłoń”. Według skali bólu Schmidta klecanka, Polistes dominula, potrafi użądlić najboleśniej ze wszystkich owadów występujących w Europie.

Rekordzistką w sprawianiu bólu jest jednak mrówka pociskowa, Paraponera clavata. „Czysty ból, wręcz doskonały. Jest niczym chodzenie po rozpalonych węglach z kilkucentymetrowym gwoździem wbitym w piętę”. Dla Schmidta zetknięcie się z tym owadem było tożsame z jednym z najgorszych dni w życiu. Czego jednak się nie robi dla nauki. „Zazwyczaj kłuję się w trakcie badania konkretnego gatunku owada. Bardzo rzadko zdarzają się sytuacje, kiedy muszę prowokować użądlenie, a w takich przypadkach – gdy owad nie chce żądlić – nie jest to zbyt bolesne”, wyjaśniał.

Naukowiec punktuje użądlenia za pomocą dwóch elementów: rzeczywistej szkody fizjologicznej i tego, co nazywa „czynnikiem auć”. To konsekwencja faktu, że ból jest bardzo subiektywny. „Prawda o bólu występuje w dwóch odmianach: wyobrażonych i zrealizowanych. Przy użądleniach nasza wyobraźnia jest żywa i silna, nawet jeśli ból ukąszenia nie jest realizowany”, tłumaczył Schmidt w książce „The Sting of the Wild” (2016). „Król żądeł”, jak nazywa się go w mediach, odpowiada tu m.in. na pytanie, co należy zrobić, aby uniknąć groźnego ukąszenia – trzymać się z dala od niebezpiecznych owadów. Nic odkrywczego, ale najlepsze rady zazwyczaj nie są zbyt zawiłe. „Czy jestem szalony? Może w oczach obserwatorów. Prawdopodobnie możesz argumentować, że jestem szalony, ale lubię to, co robię”, tłumaczył w materiale BBC.

Aby sprowadzić żywe owady do laboratorium w celu zbadania ich jadu, entomolog zazwyczaj chwyta je niezabezpieczonymi rękami. Jeśli nie zostanie wtedy ukąszony, umieszcza owady na ramieniu, by wywołać ugryzienie. W reakcji na nie niewiele może zrobić, bo nigdy nie ma przy sobie apteczki ani maści. Do jego akcesoriów codziennego użytku w pracy terenowej należy tylko lód w skrzyni chłodzącej, do ulżenia sobie w najgorszym bólu, a także telefon na wypadek sytuacji kryzysowej.

Naukowiec doczekał się zapatrzonych w niego następców. Michael Smith z Uniwersytetu Cornella, opierając się na wiedzy zaczerpniętej ze skali bólu, stworzył listę najboleśniejszych żądlonych miejsc na ciele. Łapał pszczoły pęsetą za skrzydła i przyciskał je do wybranej części ciała. Żądło pozostawało w danym miejscu przez pełną minutę. Natężenie bólu było oceniane w skali od 1 do 10, a każda z 25 wybranych przez Smitha części ciała żądlona po trzy razy. Najmniej bolały użądlenia w ramię, czubek palca oraz w skórę głowy. Najgorsze były te w nozdrza i górną wargę, w dalszej kolejności w żołądź. Oczywiście to penis był najchętniej wymieniany w materiałach prasowych, jednak to nozdrza okazały się najboleśniejsze. Możliwe, że zdystansowałyby je użądlenia w oczy, czego Smith zamierzał doświadczyć, ale Justin Schmidt wymógł na nim obietnicę, że akurat tę część ciała pozostawi w spokoju. Na pomysł młodego naukowca spuścimy zasłonę milczenia. Tym bardziej że niezbadane zawsze kusi najbardziej…

Fot. materiały prasowe

Wydanie: 2019, 32/2019

Kategorie: Nauka

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy