Cierpienie na ekranie

Cierpienie na ekranie

Za sprawą mediów cały świat oglądał zmaganie się Ojca Świętego z Jego fizyczną słabością

Podczas ostatniej pielgrzymki papieskiej do Lourdes w sierpniu ubiegłego roku przeżyłem jeden z najbardziej dramatycznych momentów, jakie się zdarzyły podczas 27 lat wspólnego podróżowania z Janem Pawłem II. Oto w trakcie niedzielnej mszy, której przewodniczył, Ojciec Święty w pewnej chwili przestał wyraźnie wymawiać słowa. „O Boże… muszę dokończyć!”, z ust Papieża wyrwał się wypowiedziany po polsku dramatyczny szept, który wzmocniły głośniki. Z jakąś dramatyczną determinacją zdołał dokończyć czytanie francuskiej homilii. Ten incydent był zapowiedzią ostatecznego spustoszenia, jakiego w mięśniach odpowiedzialnych za mowę dokona wkrótce nieubłaganie postępująca choroba Parkinsona, na którą Papież cierpi od 12 lat.
Ten rok zaczął się od zachorowania na szalejącą we Włoszech grypę. Spowodowane infekcją komplikacje były tak duże, że Papież 1 lutego trafił do szpitala. Ale był tam krótko – zaledwie 10 dni. Kiedy podczas tego pierwszego pobytu w klinice Gemelli wychodzący już z grypy Papież pobłogosławił z okna tłum wiernych zgromadzonych pod szpitalem, wydawało się, że Jego organizm

nie podda się chorobie.

Jednak po zaledwie dwóch tygodniach Papież musiał ponownie wrócić do szpitala z powrotu nawrotu choroby. Tym razem lekarze zdecydowali się przeprowadzić zabieg tracheotomii, który miał ułatwić Janowi Pawłowi II oddychanie. I znów ludzie na ulicach Rzymu cieszyli się, gdy 13 marca Papież powracał do Watykanu. Ale ściągnięta chorobą twarz Ojca Świętego, dobrze widoczna dla publiczności dzięki wewnętrznemu oświetleniu w samochodzie, wyrażała wielkie cierpienie. To już nie był ten sam Papież.
W tym roku po raz pierwszy w historii pontyfikatu Jan Paweł II nie przewodniczył wielkopiątkowej drodze krzyżowej w rzymskim Colosseum. Mimo iż bardzo chciał i ćwiczył pod kierunkiem lekarza mówienie po zabiegu tracheotomii, po raz pierwszy nie był w stanie wygłosić błogosławieństwa Urbi et Orbi w niedzielę wielkanocną. Tych niebudzących otuchy wiadomości lub dni bez wiadomości było coraz więcej. Zaczął się

ostatni, milczący etap długiego pontyfikatu.

– Choroba Parkinsona, na którą cierpi Papież, jest w fazie, w której chory traci możność mówienia i normalnego odżywiania się – mówił w ubiegłą środę biograf Papieża, Alceste Santini, zaprzyjaźniony z członkami ekipy leczącej Papieża.
Prof. Corrado Manni, anestezjolog, który asystował przy sześciu operacjach Papieża, powiedział, że wprawdzie rozwój choroby można hamować, ale to z kolei rodzi zagrożenia, z jakimi mieliśmy do czynienia w ostatnich dniach. Odniósł się do afazji (utraty mowy), jaka dotknęła Papieża.
Kolejna komplikacja też nie pojawiła się znienacka. Poważne problemy z przełykaniem pokarmów sprawiały, że pacjent był coraz bardziej osłabiony. Schudł w ciągu miesiąca 19 kg. Od 30 marca Papież był karmiony przez sondę nosowo-żołądkową. Lekarze uspokajali, że zapewnia ona organizmowi wystarczające odżywianie i „na razie” nie obawiają się innych problemów. W ostatnich dniach marca po raz pierwszy pojawiło się w wypowiedziach papieskich lekarzy to ostrożne i źle wróżące zastrzeżenie: „na razie”.
Za sprawą mediów, które Papież zaprosił w ciągu swego pontyfikatu do jak najbliższej współpracy, cały świat oglądał zmaganie się Ojca Świętego ze Jego fizyczną słabością. Najbliżsi współpracownicy podstawiają Papieżowi mikrofon, ale On nie jest w stanie wydobyć z siebie głosu. Niedziela Wielkanocna miała być rezurekcją Jana Pawła II. Miał przemówić. Tymczasem kilkadziesiąt tysięcy ludzi zgromadzonych na placu św. Piotra i miliony przed telewizorami w 34 krajach świata, dokąd trafiała bezpośrednia transmisja z Watykanu, były

świadkami dramatu.

„Karol Wojtyła zesztywniały w niemym okrzyku przed mikrofonem, jak na obrazie Muncha”, napisała rzymska „La Repubblica”.
O. Krzysztof Ołdakowski, rektor Bobolanum, domu formacyjnego oo. jezuitów w Warszawie, komentując tę scenę, mówi, że nie chodzi o to, aby epatować cierpieniem, ale ludzka twarz wyraża najwięcej i trzeba ją pokazywać. – O jakości danego medium świadczy jednak to – zauważa o. Ołdakowski – czy potrafi z odrobiną czułości pokazać starość, chorobę, umieranie, a wydaje mi się, że Ojciec Święty czynił z cierpienia ważny elementy swego osobistego świadectwa.
Media obserwowały papieską Golgotę właściwie bez przerwy. Agencje oraz stacje telewizyjne i radiowe prześcigały się w zdobywaniu informacji zza Spiżowej Bramy. Ich korespondenci tłumnie zjechali do wynajmowanych od dłuższego czasu mieszkań położonych w pobliżu placu św. Piotra.
Ojciec profesor Stanisław Obirek (SJ), wydawca i b. rektor Wyższego Seminarium Duchownego Ignatianum w Krakowie, krytycznie ocenia zachowanie wielu mediów: – Jako człowiek wierzący oczekiwałem innego sposobu relacjonowania choroby Papieża, niż to się dzieje w przypadku polityków, głów państw. Nawet w mediach katolickich często brakuje mi chrześcijańskiej nadziei, która jest wpisana w życie ludzkie aż do śmierci, zwłaszcza w życie głowy Kościoła – podkreśla o. Obirek.
Kapłan, wydawca i poeta, o. Oszajca, trochę broni mediów: – Z pokazywaniem ludzkiej słabości, ludzkiego cierpienia nie radzi sobie nie tylko prasa i telewizja, ale cała kultura zachodnia. Przy panującym kulcie młodości, siły przebicia, urody, w których upatruje się jedynego wzorca dobrej jakości życia, starość i choroba są spychane niejako poza ekran. Bo psują tę dobrą jakość życia. Dlatego nie radzimy sobie z tym problemem. Nie radzi sobie z tym nawet literatura. Proszę mi pokazać jakąś sztukę, która by pokazywała ludzką starość i ludzkie umieranie od tej wartościowej strony.

*
Maratończyk Boga

Prasa niemiecka o ostatnim etapie pontyfikatu Jan Pawła II

Prasa niemieckojęzyczna wiele miejsca poświęca Papieżowi, aczkolwiek pisze o nim z mniejszym szacunkiem i bardziej krytycznie niż polskie media. Hamburski tygodnik „Der Spiegel” umieścił na okładce zdjęcie Jana Pawła II z podpisem „Nieśmiertelny”. „Polak na stolicy Piotrowej jest najbardziej politycznym, ale też moralnie zapewne najbardziej rygorystycznym papieżem ze wszystkich. Jego publiczne życie i cierpienie w Bożej misji uczyniły go największą gwiazdą mediów wszystkich czasów. Od 26 lat Jan Paweł II przewodzi Kościołowi katolickiemu. Fani Papieża lękają się dnia, w którym ta era dobiegnie końca”, rozpoczyna swój długi artykuł, będący właściwie przedwczesnym nekrologiem, tygodnik.
„Der Spiegel” pisze, że Karol Wojtyła od ponad ćwierć wieku niewzruszenie wierzy w swą misję, którą jest reaktywacja i przebudowa liczącej 2 tys. lat wspólnoty wierzących i przygotowanie jej w ten sposób do następnego tysiąclecia. W tym dziele Papież jest nie tylko aktorem, ale także symbolem. Pobożny mąż z Polski jest przekonany, że jego słabość i cierpienie są wehikułem, który zaniesie chrześcijańskie przesłanie w serca wiernych. Wiernych, którzy stali się niewierzącymi. Papież początkowo wierzył, że dokona tego przez homilie i modlitwy, potem jednak pojął, że musi to uczynić przez ból.
Tak stał się religijnym gwiazdorem pop, bardziej znanym niż Rolling Stones. W 1995 r. zmobilizował w Manili 4 mln ludzi. Nawet Michael Jackson w swych najlepszych czasach nie potrafił tego dokonać. Paradoksalnie Papież, będący przecież zaprzeczeniem młodości, został idolem młodzieży, która Go uwielbia, aczkolwiek nie przejmuje się Jego kazaniami moralnymi.
Papież, bożyszcze tłumów, ma jednak także drugą stronę, arcykonserwatywną. Jest nieugięty wobec teologii wyzwolenia, tłumi wolność myślenia w Kościele, lekceważy kobiety jako pełnoprawne uczestniczki wspólnoty wiernych i popiera reakcyjny tajny związek Opus Dei, którego kapłani zajmują kluczowe pozycje na całym świecie.
Hamburski tygodnik zamieszcza też wywiad z Hansem Küngiem, szwajcarskim teologiem zwaśnionym od lat z hierarchią kościelną. Küng twierdzi, że poprzez konserwatyzm w takich sprawach jak rola kobiet, moralność seksualna i celibat księży Jan Paweł II doprowadził Kościół katolicki do ostrego kryzysu: „Dla Kościoła katolickiego ten pontyfikat, mimo swych pozytywnych aspektów, okazał się wielką, niespełnioną nadzieją, a w końcu katastrofą”. Mimo wszelkich intencji Soboru Watykańskiego II został odrestaurowany średniowieczny system rzymski, aparat władzy o cechach totalitarnych. Biskupi zostali przywołani do porządku, duszpasterze przeciążeni, a teologom nałożono kaganiec. Laikat był bez praw, kobiety dyskryminowane, narodowe synody ignorowane. Do tego dochodziły skandale seksualne, zakazy prowadzenia dyskusji, zachęty do donosicielstwa – oskarża kontrowersyjny teolog. Küngowi odpowiedział włoski publicysta i zaufany Papieża, Vittorio Messori. Zarzucił mu „rasizm od zamierzchłych czasów przewijający się przez germańską kulturę”. Nauczający w Tybindze niemieckojęzyczny teolog nie może uznać polskiego Papieża za „swego pana i mistrza”, twierdził Messori.
Dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung” pisze: „Papież umiera – a jego rzecznicy inscenizują. Cierpienia Karola Wojtyły działający za kulisami dygnitarze wystawiają na widok publiczny. W Watykanie rozpaliła się walka diadochów”. „FAZ” uważa, że Jan Paweł II, władca obrazów, stał się pod koniec życia ich niewolnikiem.
Dziennik „Die Welt” pisze, że Papież pozostaje wierny dosłownie aż do końca swemu pojęciu powołania i spełniania obowiązków. Działa realnie i zarazem symbolicznie, przypominając ludziom, że śmierci nie można się pozbyć przez technikę i środki przeciwbólowe, lecz że należy ona, tak jak życie, do conditio humana. W średniowieczu istniała nauka o dobrej śmierci, świadomym przejściu do innego świata. Papież, który wszystko powierza Bogu, przeżywa ją jeszcze raz.
Kry

 

Wydanie: 14/2005, 2005

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy