Cisza przed bitwami

Cisza przed bitwami

Impet lipcowych protestów wygasł i ucichł, ale młyny władzy – nawet jeśli ich nie słychać – mielą swoje pomysły, planują, rozpisują scenariusze niedokończonych bitew i harmonogram kolejnych frontów. A kilka już zostało otwartych (sądy), inne zapowiedziano (media prywatne), kolejne można domyśleć (ograniczenie możliwości działania organizacji pozarządowych). Złowroga cisza po paradnym przelocie F-16 zapadła nad armią i jej zagadkowo niepokojącym ministrem. Policja przećwiczyła warianty inwigilacyjne wobec polityków i aktywistek/ów. Za tym wszystkim muszą przyjść kolejne kroki, ale trzeba czekać na sądy swoje, własne, udzielne i pokorne. Czy zdadzą się na cokolwiek apele o nieprzyjmowanie posad przez sędziów od ich niekonstytucyjnego „paraprzełożonego” Ziobry, można się obawiać.

Mamy nieustanny poligon przemocowy w Puszczy Białowieskiej, gdzie opór trwa bez przerwy od 100 dni, od ponad trzech miesięcy. Przez protesty i obóz protestujących przewinęło się kilkaset osób, ale na co dzień działa garstka. Poszerzono repertuar (znany już wcześniej) prowokacji, tym razem w roli życia wystąpił ks. Duszkiewicz, kapelan Dyrekcji Lasów Państwowych, który usiłował sprowokować jakąkolwiek reakcję na swoje zachowanie – przykładanie telefonu komórkowego z kamerą do twarzy protestującym. Kiedy to się nie udało, sfingował obrażenia (do żadnego kontaktu fizycznego z nim nie doszło, dokumentują to filmy, zeznania bezpośrednich świadków) i z gipsem na zdrowej ręce złożył fałszywe zeznania. Wcześniej policja zatrzymała jedną osobę, którą nagabywał i napastował ksiądz (z rzekomo obolałą ręką odjechał z fasonem wartą ponad 200 tys. toyotą land cruiser).

W międzyczasie naszą uwagę przyciągają jak flary wystrzelone z samolotu zaatakowanego rakietami różne wyskoki i wypowiedzi z obozu władzy i jego medialnego wspomożenia. A to wiceminister Jaki chce przywrócenia tortur i kary śmierci, instrumentalizując dramat zgwałconej Polki i jej pobitego męża we Włoszech. A to fircykowaty historyk prawicy wrzuca nam odprawicowanego pracowicie Hitlera w mediach bliskorządowych. A to posłanka Lichocka nie zjadła na śniadanie francuskiego sera, tym samym w swoim rozumieniu wymierzając śmiertelny cios gospodarce Francji, która i tak, zdaniem ministra Waszczykowskiego, nie ma szans na dogonienie polskiej.

Sama natura mediów i ich nadprodukcji niby-informacji powoduje, że ten zalew nas usypia jak delikatny letni deszcz, ale równocześnie utuleni szemrzącymi kroplami historyjek, afer, naruszeń nie słyszymy nadciągającej burzy, grzmotów i piorunów. A one nadchodzą.

Reagując na każde głupstwo wypowiedzi, tracimy czas i energię niezbędne do podjęcia budowy realnej alternatywy dla obecnej władzy i wykształcenia zrębów nowego ustroju. Tak, tak, bo starego już nie ma, a nie będzie bardziej, powrotu zaś do tego, co wcześniej, ani nie ma, ani go nie chcemy. Wykreślenie jak najbardziej konkretnych konturów nowego jest działaniem wielopłaszczyznowym, wymaga zaangażowania ogromnych rzesz ludzi. Nowej konstytucji (bo starą chce gierkami anihilować prezydent ze swoim obozem) nie wykrzyczymy na ulicach. Czas na gigantyczną pracę, w której na razie nie ma czasu na przerwy. Obóz protestujących w puszczy, jej obrońców, jest takim przykładem. I też oni są traktowani najbrutalniej przez funkcjonariuszy, którzy powinni się zajmować czymś zupełnie innym. Zaraz zapadną rozstrzygnięcia Trybunału Karnego w sprawie wycinki Białowieży. Minister Szyszko dokonuje amputacji wbrew wszelkim obowiązującym Polskę regułom międzynarodowego współżycia, nie ogląda się na nic; jego chartem w tym polowaniu stał się właśnie jego kapelan – dość to znaczące. Równocześnie dobiegają śmiertelnie poważne sygnały międzynarodowe, z Francji i, co ważniejsze, z Niemiec, że Europa nie ma zamiaru dalej w kotka i myszkę z Polską Kaczyńskiego, Dudy, Szydło, PiS się bawić. Umowy wyrażane w słowach, tekstach działają w czasach pokoju i rozmów. Przestają znaczyć, kiedy ktoś wypowiada wojnę stanowi rzeczy, wojnę zamiast debaty.

Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że umknęło nam wypowiedzenie wojny, bo słyszę szczęk gróźb i pohukiwania, a nie widać argumentów. Polska staje się w swojej formule osamotniona, niechciana i nieakceptowana. To wkrótce zacznie docierać do nas samych jeszcze wyraźniej. Czas na aktywność i kontrofensywę, a nie wyłącznie na obronę i barykadowanie się wokół zaklęć i dawnych wodzów. Problemy świata, które są także naszymi, nie poczekają, aż Patryk Jaki się zmęczy swoimi bon motami, Ziobro odpuści sędziom, a Kaczyński usiądzie do stołu z kimkolwiek, kto nie jest jego potakiewiczem. A całą tę pozorną sierpniową senność polityczną dobija jeszcze jałowość wspomnienia Rewolucji Sierpniowej w 1980 r.

Wydanie: 2017, 36/2017

Kategorie: Felietony, Roman Kurkiewicz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy