Co blokuje lewicę?

Co blokuje lewicę?

Obecni politycy lewicy nie budują emocji, są mało znani i niekoniecznie wiarygodni


Dr hab. Maciej Raś – pracownik naukowo-dydaktyczny Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego. Prodziekan ds. studenckich. W latach 1999-2021 członek SLD.


Wiatr wieje w żagle lewicy, powinna więc kwitnąć, mieć 20% poparcia w sondażach. A ciągle plącze się w granicach 4-10%, zależnie od badania. Co ją blokuje?
– Wiatr wieje, ale w kierunku poglądów o charakterze lewicowym czy progresywnym. Z tym że to, co uważamy za progresywne, w krajach na zachód od Polski czy na południe, np. w Czechach, jest uważane za normalność, i to od dłuższego czasu. Kiedyś musiało to dotrzeć i do nas.

I dociera!
– Pytanie tylko, kogo wyborcy uznają za gwaranta wdrożenia nowych tendencji. Czy te ugrupowania, które uważają się za zinstytucjonalizowaną lewicę, czy też niekoniecznie wprost lewicowe, które adaptują do swojego programu progresywne postulaty? Widać wyraźnie, że stara się to robić Platforma Obywatelska.

Z cynizmu czy z wewnętrznego przekonania?
– Politycy PO, już nie tylko ta młodsza generacja, którą utożsamiamy z Rafałem Trzaskowskim, ale także Donald Tusk, widzą, że do Polski dociera to, co w Europie Zachodniej jest mainstreamem. Przecież pewne wartości, postawy, które w Polsce są uważane za lewicowe, na Zachodzie wyrażają brytyjscy konserwatyści czy niemieccy chadecy. W Wielkiej Brytanii to konserwatyści zalegalizowali małżeństwa jednopłciowe. Do Polski to dociera i politycy zdają sobie sprawę, że już za chwilę elektorat nie tylko lewicowy, ale i centrowy będzie to uważał nie za radykalizm, lecz za coś normalnego. Zwłaszcza że gros tego elektoratu orientuje się w sytuacji w innych państwach UE. Tak samo jest z sekularyzacją. Tu również mamy wielką zmianę. Pamięta pan, jak głośno było, gdy Donald Tusk brał ślub kościelny?

Z żoną Małgosią, z którą wziął ślub cywilny w roku 1978. A kościelny brał w 2005 r. przed kampanią prezydencką. Mówił, że wrócił na łono Kościoła dzięki papieżowi Janowi Pawłowi II oraz rozmowom z abp. Gocłowskim.
– I prezentował zdjęcie z rodziną i dewocjonaliami na stoliku. To była Polska pierwszej dekady XXI w. Dzisiaj Donald Tusk mówi jak polityk bardzo zsekularyzowany. Że jest za świeckim państwem.

Z drugiej strony PiS zabiera lewicy tematy związane z socjalem.
– Mimo całej krytyki tego, co robi PiS, pewną wartością jest fakt, że za jego rządów, choć ta zmiana ma miejsce na całym Zachodzie, zmienił się stosunek do państwa dobrobytu. Mamy do czynienia z renesansem aktywności państwa w życiu publicznym.

Odwrót od thatcheryzmu, reagonomiki…
– …od Chicago Boys itd. Państwo już nie tylko chce być nocnym stróżem, ale też występuje jako aktywny gracz na rynku pracy, rynku inwestycyjnym, w szeroko rozumianym życiu społecznym. Tak jest dziś w świecie Zachodu, tak chcą działać nie tylko ugrupowania lewicowe, ale i wiele formacji prawicowych.

Przyciągać czy wycinać?

Jak lewica w takiej sytuacji ma się wyróżnić?
– Jest to trudne. Kwestie pomocy społecznej są uwypuklone w programie PiS. Ten program można szczypać, mówić, że nie jest wcale lewicowy. Bo to, że się rozdaje wszystkim 500+, niekoniecznie jest lewicowe, przecież dostaje każdy, bez względu na to, czy zarabia nic, czy milion. Ale, przyznajmy, trudno atakować w ten sposób PiS. Z drugiej strony mamy sprawy dotyczące światopoglądu – sekularyzację państwa, prawa kobiet, aborcję, równouprawnienie. Rzecz w tym, że włączają je w swoją agendę także ugrupowania centrowe. W zasadzie przeciw są jedynie PiS i Konfederacja. Co więcej, lewicy trudno zaistnieć ze swoim programem w świecie polskiej polityki, która jest spolaryzowana.

Niemal od zawsze, chyba tylko z wyjątkiem Sejmu I kadencji.
– Kiedyś mieliśmy podział na komuchów i antykomuchów, potem postkomuchów i solidaruchów, a potem POPiS się podzielił i mamy PiS i anty-PiS. Pytanie, kto w tym anty-PiS będzie najbardziej wyrazisty. Okazuje się, że głównym anty-PiS staje się Koalicja Obywatelska. I trudno innym w tym wszystkim zaistnieć. Zwłaszcza że ludzie lubią głosować na duże ugrupowania.

W wyborach w 2001 r. PiS otrzymało 9,5% poparcia. Czyli z takiego poziomu też można się odbić. Tymczasem lewica stoi w miejscu. Ba, w sondażach przed ubiegłorocznym zjednoczeniem SLD miał 8%, a Wiosna 2%. I z 8 plus 2 wyszło 7%.
– Bardzo często w polityce tak bywa. Koalicje mogą również psuć. Do tego dochodzą problemy wewnętrzne, które miał SLD po przekształceniu w Nową Lewicę. A także kłopot z dotarciem do mediów. Media z natury rzeczy lubią najsilniejszych, ale też mają określone sympatie. A obecni politycy lewicy nie budują emocji, są mało znani i niekoniecznie wiarygodni. Na lewicy jest kryzys przywództwa. Nie w sensie kontroli partii – w tej kategorii Nowa Lewica ma silnego przywódcę, który może prawie wszystko. Chodzi mi o silną pozycję poza swoim ugrupowaniem.

Widać to wyraźnie, gdy się porówna Nową Lewicę i SLD z lat 90.
– Kiedy Aleksander Kwaśniewski decydował się na start w wyborach prezydenckich w roku 1995, wielu ludzi mówiło, że to nie najlepszy pomysł, bo SLD ma wpływy rzędu 20%. Tymczasem Kwaśniewskiemu udało się zdobyć ponad 50% poparcia. Dziś na to nie ma szans. Zwłaszcza że na lewicy mamy do czynienia z podziałami.

Zawsze były podziały, ale Kwaśniewski potrafił je dobrze zagospodarować.
– Przypomnę: SLD na początku lat 90. nie był partią polityczną, lecz bardzo szeroką koalicją kilkudziesięciu ugrupowań nie tylko politycznych, ale i społecznych. Tam były ZNP, OPZZ, Demokratyczna Unia Kobiet, Związek Komunistów Polskich Proletariat, Ruch Odrodzenia Gospodarczego im. Edwarda Gierka itd. I była SdRP jako siła wiodąca. Ta formuła umożliwiała szerokie wyjście, do wielu środowisk społecznych. Dzisiaj tego brakuje.

Mała partia

Nowa Lewica jest samotna jak kołek.
– Mamy ugrupowania lewicowe w Koalicji Obywatelskiej, czyli Inicjatywę Polską i Zielonych. Mamy PPS, Stowarzyszenie Lewicy Demokratycznej i Unię Pracy, próbujące tworzyć kolejny nurt lewicy. Wydaje mi się, że zjednoczenie tych różnych nurtów lewicy jest w tej chwili z różnych względów niemożliwe.

Bo ta największa część, czyli Nowa Lewica, odpycha?
– Na pewno w przekształceniu SLD w Nową Lewicę tkwi grzech pierworodny, ponieważ w przekonaniu wielu uczestników tego procesu i obserwatorów nastąpiło to w sposób niedemokratyczny, co zniechęciło licznych działaczy. Choć pewnie, gdyby formacja była atrakcyjna, społeczeństwo i taką by kupiło. Ale jej brakuje takich postaci, jakimi kiedyś byli Kwaśniewski, Janik, Oleksy, Miller, Szmajdziński. Rozpoznawalnych w skali kraju i uważanych przez miliony Polaków za poważnych, wiarygodnych, rozsądnych.

Zgadzamy się, że liderzy Nowej Lewicy zwłaszcza na tle poprzedników wypadają blado. Brakuje im charyzmy, wiarygodności. Ale dlaczego tak jest? Czy po prostu przyszło takie pokolenie? Dopust boży, więc usiądźmy, poczekajmy, za jakiś czas przyjdą lepsi… A może są jakieś mechanizmy, które powodują, że ci dobrze rokujący są na starcie wycinani?
– Dzisiaj w ogóle klasa polityczna jest słabsza niż wtedy. Ale na tym tle obecna lewica pozytywnie się nie wyróżnia. Jej liderzy są tacy, że w większości odpychają od siebie potencjalnych wyborców. Działają raczej według zasady, że polityka partyjna to sztuka konfrontacji, a nie kooptacji. Co więcej, lewica była znana z tego – myślę o latach 90. i pierwszych 10 latach XXI w. – że obok struktury partyjnej miała struktury dodatkowe. Odbywały się spotkania w różnych gremiach, formatach, na różnych szczeblach, na które zapraszano osoby niebędące członkami partii. Organizowano, dajmy na to, spotkania byłych ambasadorów, byłych ministrów spraw zagranicznych, innych specjalistów i ekspertów, którzy często nie byli instytucjonalnie związani z lewicą, ale gotowi byli jej w czymś doradzić. Podobnie to wyglądało, jeśli chodzi o środowiska gospodarcze. Przewodniczący mieli czas, by się pojawić, wysłuchać, zabrać głos.

Dzisiejsi liderzy lewicy chyba wybrali model „małej partii”. Żebyśmy my – grupa wokół przewodniczącego – załapali się do Sejmu i nowego rządu. To jest główny cel. A co dalej?
– Kadrowo, myślę, nastąpiło pogodzenie się z sytuacją partii „tuż ponad progiem wyborczym”. Takiej, dla której uzyskanie wyniku dwucyfrowego, 10%, będzie dużym sukcesem. Już nawet 8% wystarczy, by uznać to za dobry wynik. Tak, by w ramach tzw. opozycji demokratycznej wejść do rządu, a po wyborach samorządowych do władz regionalnych.

Dwa-trzy ministerstwa, stanowiska wicemarszałków, wicewojewodów. Jakieś polityczne wpływy można w ten sposób mieć.
– Owszem, na takich podstawach można próbować coś, poza własnym dobrobytem, budować. Lewica zauważyła, że to, co robiła podczas obecnej kadencji, czyli uderzenia w PO, jest nieskuteczne, a nawet przeciwskuteczne. Źle na to reagowała znaczna część elektoratu lewicy. Z badań wynika, że jest to elektorat bliski PO i najbardziej antypisowski, więc uderzanie w Platformę, jakieś związki z PiS czy wchodzenie w pisowską narrację antyplatformianą nie budzą zaufania elektoratu lewicowego. Co Platforma doskonale wykorzystała, strasząc, że jakaś koalicja w przyszłości z tego może powstać itd.

Kardynalnych błędów kierownictwa Nowej Lewicy było więcej. Weźmy stosunek do niektórych środowisk, np. mundurowych. Włodzimierz Czarzasty wypchnął z partii Andrzeja Rozenka, wyraźnie kojarzonego z obroną praw byłych funkcjonariuszy. Wobec tego środowiska mundurowe, te pokrzywdzone ustawą represyjną, będą głosować nie na lewicę, ale na Platformę. Zdają sobie sprawę, że to Platforma w wypadku zwycięstwa opozycji w największym stopniu zdecyduje, co się stanie z ich uprawnieniami.

Gadanie o programie

Teraz ma być konferencja programowa Nowej Lewicy i Razem. Może coś zmienić?
– Nie znam jej założeń. Jeżeli byłaby dobrze zorganizowana i ktoś przemyślał odpowiedni program, to na pewno odniosłaby sukces. Pod warunkiem że wyborcy o tym programie by się dowiedzieli.

Zaskakująca jest metoda postępowania. Partia zamierza program napisać i objawić go wyborcom. Wydaje mi się, że to powinno przebiegać odwrotnie, program powinien być wypadkową dyskusji wielu środowisk i grup krążących wokół lewicy. Ale kto słyszał o takich dyskusjach?
– W latach 90. i następnej dekadzie tworzono zręby programowe w oparciu o wiele spotkań. Dzisiaj można to robić w podobny sposób. To muszą inicjować czołowi politycy albo osoby wiarygodne, które będą wskazywane jako liderzy ugrupowania w danej sferze – polityki zagranicznej, polityki gospodarczej, polityki obronnej itd. Takie, które mają za sobą zaplecze, wiarygodne dla środowiska. To jest to, co w dużym stopniu robi Polska 2050, zakładając think tank i ściągając osoby, w których kompetencje nikt nie wątpi. Bo nikt nie powie, że np. gen. Różański nie zna się na kwestiach obronności, a dr Pełczyńska-Nałęcz na polityce zagranicznej, zwłaszcza wschodniej. Posłowie w tej roli, w tym wyciągnięci z tylnych ław – to zły pomysł. Nie dotrą wystarczająco efektywnie do środowisk opiniotwórczych, do ekspertów, do profesorów. Nie będą poważnie traktowani.

Ale na takim etapie jest w tej chwili lewica – nie ma tam fachowców.
– A może są? Polityka nie jest dziś pociągająca. Dla wielu ludzi działających na określonym poziomie w biznesie czy nauce załapanie się na funkcję dyrektora departamentu czy wiceministra to niekoniecznie największe marzenie. Mają co robić! Szczególnie zatem mniejsze ugrupowania muszą ciężko pracować, by takie osoby pozyskiwać.

By przyszły!
– Jeśli chce się stworzyć wokół formacji politycznej jakiś ruch opiniotwórczy, trzeba takie osoby zaprosić, utrzymywać z nimi stały kontakt, stwarzać przekonanie, że są wysłuchiwane. Niekoniecznie zgadzać się z nimi, ale brać ich głosy pod uwagę, poddawać je debacie. I dopiero po takich przygotowaniach można wyjść na zewnątrz. Bo jeżeli jutro się spotkamy i ogłosimy jakiś program, to nawet jeśli mamy 10% poparcia, i tak niewielu ludzi o tym się dowie.

A jeżeli program będzie efektem dyskusji wewnątrz różnych grup, w różnych środowiskach…
– Wtedy jego założenia będą powielane i dyskutowane poza partią, to będzie żyło. Bo ludzie biorący w tym udział będą propagować pomysły, z którymi się identyfikują.

Lewico – bądź lewicą!

Jakie w związku z tym zadania stoją przed lewicą?
– Po pierwsze, należałoby pomyśleć o jednoczeniu lewicy: szeroko rozumianych ugrupowań i środowisk lewicowych oraz centrolewicowych. Ale moim zdaniem do tego nie dojdzie. Po drugie, lewica musi mocno artykułować poglądy, których od niej się oczekuje.

W kwestiach światopoglądowych czy społecznych?
– W obu. Należy artykułować, że lewica walczy o szerokie grupy społeczne, czyli np. podkreślać prawa kobiet. W drugim punkcie – prawa grup mniejszościowych. Uwypuklać politykę społeczną i gospodarczą (trudno je oddzielić), czyli politykę rozwojową. Zakładającą aktywną rolę sektora publicznego: instytucji centralnych państwa, ale i samorządów oraz tzw. trzeciego sektora. Kolejna rzecz – to, co nie udaje się PiS – walka z wykluczeniem społecznym. To nie jest tylko wykluczenie ze względu na status materialny, to także wykluczenie technologiczne czy komunikacyjne. W Polsce wciąż brakuje połączeń autobusowych i kolejowych. Występuje też niezwykle bolesna dla większości kwestia jakości systemu ochrony zdrowia. Jak wynika z raportów, dostęp do opieki zdrowotnej pogarsza się. Jakość świadczonych usług jest coraz gorsza, są one coraz trudniej dostępne. Wyzwanie stanowi również system edukacji. Nauczyciele, naukowcy, pracownicy administracji oświatowej i akademickiej to środowiska, do których lewica musi się zwracać. Wynika to wprost z lewicowej ideologii – by zapewnić postęp, społeczeństwo trzeba edukować. Jest więc co robić.

Fot. Krzysztof Żuczkowski

Wydanie: 2022, 50/2022

Kategorie: Kraj, Wywiady

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy