Co z tą lewicą?

Co z tą lewicą?

Kryzys europejskiej lewicy widać po wyniku Partii Europejskich Socjalistów, która przegrała wybory w sześciu największych krajach UE: RFN, Francji, Wielkiej Brytanii, Włoszech, Hiszpanii i Polsce

Europejczycy wybrali kolejny skład Parlamentu Europejskiego. Tradycyjnie już do urn pofatygowało się trochę mniej wyborców niż przed pięcioma laty. Ale to niejedyny trend spadkowy. Wyborczą porażkę zanotowała również europejska lewica. Wydawało się, że gospodarczy kryzys to najlepszy czas dla partii lewicowych. Te nadzieje okazały się płonne.
Kryzys europejskiej lewicy widać przede wszystkim po wyniku jej głównej siły, czyli Partii Europejskich Socjalistów (PES), w różnych państwach Europy funkcjonujących pod historycznym szyldem socjalistów bądź socjaldemokratów. Partie skupione w PES odniosły tylko dwa wyborcze zwycięstwa. Na Malcie i w Danii. We wszystkich innych państwach prawica zdobywała więcej mandatów bądź też była w stanie doprowadzić do remisu z socjaldemokratami. Zdarzały się również przypadki, że socjaldemokraci byli „pierwsi na mecie”, zdobywali najwięcej głosów, jednak

podzielona na kilka list

prawica w sumie wprowadziła do europarlamentu większą liczbę deputowanych. O ile pięć lat temu w skali Europy socjaldemokraci zdobyli 27% głosów, dzisiaj jest to tylko 22%.
Przede wszystkim jednak PES przegrała wybory we wszystkich sześciu największych krajach Unii Europejskiej: Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii, Włoszech, Hiszpanii i Polsce. Szczególnie dotkliwe są te dwie pierwsze porażki. SPD osiągnęła bardzo przeciętny wynik w wysokości 20%, co przeliczono na 23 mandaty. CDU/CSU zdobyła aż 42 miejsca w europarlamencie. Jeszcze gorszy wynik osiągnęli francuscy socjaliści. Niedobrnięcie do granicy 20% (17% poparcia) to klęska wręcz symboliczna. Wynik ten przełożył się na 14 mandatów. Prawica należąca do Europejskiej Partii Ludowej (EPP) we Francji zdobyła 29 mandatów, czyli ponad dwa razy więcej. Porażka w Wielkiej Brytanii była wkalkulowana w wyborczy wynik PES. 12 lat rządów Labour Party i ostatnie skandale zrobiły swoje. Efekt to 13 mandatów PES wobec takiej samej liczby niepodległościowców i aż 29 miejsc torysów. Wydawać by się mogło, że gorzej już być nie może. To tylko pozory. Prawdziwa katastrofa zdarzyła się we Włoszech. Formacja premiera Berlusconiego zdobyła 34 mandaty. Socjaliści zero. Wynika to z istoty nowego projektu politycznego o nazwie Partia Demokratyczna. Jego liderzy nie mogą się zdecydować, czy bliżej im do socjaldemokratów, czy do liberałów. Na razie to niezdecydowanie kosztuje ich kolejne wyborcze porażki. A PES tymczasowy brak włoskiej reprezentacji. Paradoksalnie najlepiej na tym tle wypada hiszpańska PSOE. Rzeczywiście ostry przebieg kryzysu miał zmieść ze sceny formację premiera Zapatera. Co prawda, prawica zdobyła 23 mandaty, jednak 21 mandatów socjalistów w kontekście wyżej wymienionych wyników rysuje się niemal jako sukces.
Można się było spodziewać, że socjaldemokraci odrobią straty

w swoich historycznych bastionach.

W rzeczywistości jednak nic takiego nie miało miejsca. Wystarczy przeanalizować wyniki wyborcze w Skandynawii. W Szwecji PES i kilka partii, które złożyły się na wynik EPP, zremisowało wyborczy mecz, zdobywając po pięć mandatów. W Finlandii PES zdobyła dwa mandaty, chadecy i liberałowie po cztery. Wyjątek stanowi – jak wcześniej napisano – Dania, gdzie socjaliści wygrali wybory.
W Europie Środkowo-Wschodniej również bez sukcesów. Najbardziej tragikomicznie wygląda sytuacja czeskich socjaldemokratów, którzy obalili prawicowy rząd w czasie unijnej prezydencji. W rzeczywistości socjaldemokraci rządu obalać nie chcieli, ich intencją było tylko wykorzystanie wniosku o wotum nieufności do krytyki niepopularnego rządu. Zwolennicy prezydenta Klausa spłatali lewicy psikusa, mleko się rozlało, a socjaldemokratom przyszło zapłacić cenę przy urnach. Ostatecznie prawicowy ODS zdobył dziewięć mandatów, a socjaldemokraci siedem. Na sąsiedniej Słowacji lewicowy Smer premiera Ficy co prawda wygrał wybory, ale koalicja prawicowych partii łącznie dla EPP uciułała jeden mandat więcej. Za to na Węgrzech prawdziwy pogrom. Prawicowy Fidesz zdobywa 56% głosów. Socjaliści 17%. Ledwo wyprzedzając faszyzującą formację Jobbik, która zdobyła 15% poparcia. We wszystkich innych krajach nowej Unii EPP również zdobyła więcej mandatów od PES.
Wyniki w krajach dawnej Piętnastki zresztą dla socjalistów nie prezentują się lepiej. Od Belgii przez Holandię do Austrii wszędzie chadecy wygrywają z socjaldemokratami. Tylko w Grecji pod względem liczby mandatów PES zremisowała wyborczy mecz z EPP. Efekt jest taki, że socjaliści z poziomu frakcji mającej 217 mandatów spadają do poziomu 161 mandatów. Wynik polskiej lewicy, która utrzymała generalnie swój stan posiadania, w tym kontekście nie wygląda nawet tak źle. Na burę w centrali PES zasłużyli tym razem inni.
Przyczyny kryzysu europejskiej socjaldemokracji są różne. Jednak główne sprowadzają się do słowa kryzys. Chodzi tutaj oczywiście o kryzys gospodarczy i brak przekonującego planu radzenia sobie z jego skutkami oraz jego przezwyciężania. Brak tych pomysłów jest wytłumaczalny. W latach 90. europejska lewica przeżyła ukąszenie neoliberalizmem. Symbolami przyjęcia prawicowej doktryny ekonomicznej byli Tony Blair i Gerhard Schröder. Znaleźli zresztą naśladowców w innych państwach Europy. W efekcie socjaldemokraci stali się intelektualnymi więźniami doktryny, która doprowadziła do kryzysu. To po pierwsze. Po drugie zaś, wyborcy w wielu krajach pamiętają doskonale, że to socjaldemokraci wprowadzali neoliberalną politykę gospodarczą. Trudno więc wiarygodnie krytykować neoliberalizm – przyczynę kryzysu – gdy samemu było się neoliberałem. Wpadamy więc w błędne koło. Największy kryzys przechodzą laburzyści, SPD i polska lewica, która w okresie swych rządów realizowała politykę neoliberalną. Relatywnie silna pozycja hiszpańskiej PSOE wynika z tego, że okres największych triumfów „trzeciej drogi” w łonie socjaldemokracji przypadł na rządy prawicy w Hiszpanii. Nie zdążyła więc sobie

ubrudzić rąk.

Dziś nikt nie ma wątpliwości, że jeśli socjaldemokracja chce wyjść z własnego kryzysu, musi stworzyć merytoryczną odpowiedź na kryzys gospodarczy.
Można by wnioskować, że kryzys socjaldemokratów oznacza urodzaj na poletku radykalnej lewicy. Główna siła lewicy na lewo od socjaldemokracji: Zjednoczona Lewica Europejska/Nordycka Zielona Lewica (GUE/NGL) straciła osiem mandatów w porównaniu ze stanem posiadania sprzed pięciu lat. Obecnie jej frakcja liczy 33 deputowanych. Główną siłą radykalnej lewicy miała być niemiecka formacja Die Linke (Lewica) powstała z postkomunistycznej PDS i dawnego lewego skrzydła SPD. Jeszcze niedawno partia łapała świetne międzyczasy, zdobywając ponad 15% poparcia w sondażach. Mówiono o nowej jakości w niemieckiej polityce. Ostateczny wynik na mecie stanowi rozczarowanie dla liderów Die Linke. 7,5% poparcia to wynik zdecydowanie poniżej ich oczekiwań. Szczególnie że oznacza porażkę zarówno z liberałami, jak i z Zielonymi. O sukcesie może natomiast mówić Komunistyczna Partia Czech i Moraw – 14% i cztery mandaty – oraz radykalna lewica w Portugalii, która zdobyła aż pięć mandatów (na 22 możliwe). Ponadto GUE/NGL zdobyła również mandaty w Danii, Irlandii, Grecji, Hiszpanii, Francji, na Cyprze (komunistyczna partia AKEL zdobyła 35% głosów), w Holandii, Szwecji i Wielkiej Brytanii. Patrząc jednak na ogólny spadek liczebności klubu, trudno nie zauważyć, że radykalna lewica również jest w kryzysie. Szczególnie jeśli dodamy, że np. włoscy komuniści nie wprowadzili żadnego deputowanego.
Na lewo od GUE/NGL w Parlamencie Europejskim napotkamy ścianę. Jest to zaskoczenie. Szczególnie w świetle błyskotliwej kariery politycznej Oliviera Besancenota, zwanego Czerwonym Listonoszem. 35-letni Besancenot pracuje bowiem na pół etatu jako doręczyciel (na marginesie: w Neuilly-sur-Seine, którego merem był Sarkozy), drugie pół etatu to przewodniczenie Nowej Partii Antykapitalistycznej. Partia powstała w tym roku z połączenia kilku grup trockistowskich i radykalnie lewicowych. Przebojem wdarła się do sondaży. Sondażowy sukces był przede wszystkim udziałem Besancenota. Lider NPA zdeklasował przywódców Partii Socjalistycznej i stał się głównym rywalem Sarkozy’ego w walce o Pałac Elizejski.

Popularność lidera

nie przełożyła się na sukces NPA. Partia zdobyła 5% głosów, co nie dało jej żadnego mandatu. Jest to dosyć ciekawe. Ekstrockistów wyprzedziła bowiem koalicja skupiona wokół eksstalinowców z Francuskiej Partii Komunistycznej. Ta zdobyła 6% poparcia, co dało jej aż cztery mandaty (dla frakcji GUE). W sumie jednak, jeśli dodamy do wyniku NPA i koalicji skupionej wokół PCF mniejsze listy radykalnej lewicy, to uzyskamy niemały wynik wynoszący ok. 12%. Otwarta pozostaje kwestia, czy Besancenot pozostanie gwiazdą jednego sezonu, czy rzeczywiście odegra istotną rolę w walce o reelekcję Sarkozy’ego. Jest postacią z pewnością nietuzinkową, cały czas wykonuje swój zawód, na politycznych wiecach pojawia się w dżinsach i sportowej bluzie z kapturem. W takim stroju wystąpił też w Katowicach na wyborczej konwencji Polskiej Partii Pracy. Wsparcie popularnego nad Sekwaną Czerwonego Listonosza nie zapewniło sukcesu PPP. Partia ta osiągnęła poparcie 0,7% społeczeństwa, co trudno uznać za sukces.
O ile socjaldemokraci i GUE nie mogą mówić o sukcesie, to na szeroko rozumianej lewicy z pewnością mogą świętować Zieloni. Zdobywając 52 mandaty, oczywiście nie mogą równać się z chadekami, socjaldemokratami czy nawet liberałami. Z drugiej strony, są jedyną grupą polityczną, która zdobyła więcej głosów wyborców niż przed pięcioma laty. Dzisiaj jest to 7,1% w skali Europy. Daje to przyrost o dziewięć mandatów. Nie dziwi tradycyjnie dobry wynik Zielonych w Niemczech, gdzie uzyskali 14 mandatów. Za

rewelacyjne

należy natomiast uznać takie osiągnięcie we Francji. 14 mandatów to dokładnie tyle samo, ile zdobyli francuscy socjaliści. Ten wynik mówi sam za siebie. Frakcja Daniela Cohn-Bendita, byłego przywódcy rewolty roku 1968, powoli, ale rośnie w siłę. Jej piętą achillesową jest niskie poparcie w Europie Środkowo-Wschodniej. Po jednym mandacie zdobyli tylko na Łotwie i w Rumunii. W Polsce Zieloni 2004 startowali z listy Porozumienie dla Przyszłości CentroLewica, co nie przełożyło się na zdobycz mandatową. Zdecydowanie większe szanse miał działacz Zielonych 2004 Bartosz Lech, który o mandat ubiegał się z listy belgijskiej partii Ecolo. Ostatecznie i jemu zabrakło głosów.
Zieloni – mimo charyzmatycznego przywództwa Cohn-Bendita – wydają się ruchem o ograniczonym zasięgu społecznym. Odpowiedź na pytanie „jaka Europa?” zależy przede wszystkim od wyborczych wyników Partii Europejskich Socjalistów i chadeckiej Europejskiej Partii Ludowej. Tym razem górą byli chadecy. A jeszcze w roku 1994 parlament kończący swoją kadencję był niemal w 40% opanowany przez socjalistów. Co może zrobić lewica, aby wyjść z kryzysu? Odpowiedź jest jedna: znaleźć receptę na kryzys. Pocieszenie może przyjść zza oceanu. Jeszcze przed pięcioma laty publicyści rozprawiali o wielkim kryzysie Demokratów i niemożliwym do pokonania sojuszu neokonserwatystów, religijnej prawicy, kompleksu wojskowo-przemysłowego. Dzisiaj Barack Obama jest prezydentem i z każdym dniem wzmacnia potęgę amerykańskiej centrolewicy. Jak on to zrobił? Odpowiedzi znajdziemy setki. Przede wszystkim Demokraci skupili się jednak na sprawach ekonomicznych i bytowych. Europejscy liderzy lewicy zresztą wiedzą już, gdzie szukać rozwiązania politycznej łamigłówki. Trzeba liczyć na to, że podejmowane przez nich próby zakończą się sukcesem. Za pięć lat kolejne eurowybory.

Wydanie:

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy