Co w ostatnim 20-leciu zmieniło się w mentalności Polaków?

Co w ostatnim 20-leciu zmieniło się w mentalności Polaków?

Dr Hanna Hamer, psychologia, doradztwo ekonomiczne, SGGW
Jesteśmy bardziej otwarci na świat i dzięki temu tolerancyjni. Częściej podróżujemy i przekładamy nowe obserwacje na ciekawsze programowanie swojego życia. Rozumiemy, że bez pracy nie ma kołaczy, a zarazem bardziej się stresujemy wyścigiem szczurów, co niestety owocuje większą liczbą załamań nerwowych, nerwic i depresji. Częściej niż kiedyś wydaje nam się, że własny los zależy jednak głównie od nas samych.

Dr Krystyna Adamska, szkolenia w biznesie, Uniwersytet Gdański
W ciągu ostatnich 20 lat przeszliśmy trzy fazy: naiwnej kooperacji, zaciekłej rywalizacji oraz fazę indywidualizmu oświeconego. Naiwna kooperacja to wiara, że jak będziemy życzliwi dla innych i poświęcimy swoje interesy dla dobra grupy, to i zysk ekonomiczny będzie, i zachowamy dobre stosunki. To początek lat 90. i okres krótkotrwały, bo iluzja zbyt kontrastowała z rzeczywistością. Faza zaciekłej rywalizacji zagościła na następne kilkanaście lat i była oparta na przekonaniu, że należy rachować, restrukturyzować, zwalniać, oceniać, jednym słowem homo economicus zaczął królować niemal niepodzielnie. Rywalizacja i walka musiały ustąpić przed wiedzą, akceptacją ryzyka i dialogiem. To właśnie jest indywidualizm oświecony. Jego istotą jest przekonanie, że maksymalizacja własnych interesów w dłuższej perspektywie jest możliwa, pod warunkiem że inni też chcą maksymalizować własny zysk. Wiele osób w biznesie dostrzegło sens działań opartych na wiedzy. Biznes jest swego rodzaju awangardą mentalnościową, ponieważ kieruje się wysokimi aspiracjami i dostrzega wymagania otoczenia. Zmieniające się reguły gry w tym świecie rozprzestrzenią się na inne sfery życia społecznego (np. przenikną do urzędów i szkół wyższych). Trudno przewidzieć, jak szybko to nastąpi.

Agnieszka Kosowicz, prezes Fundacji Polskie Forum Migracyjne
Obserwuję, że z latami ludzie oswajają się z widokiem „innych”. Kiedyś zdziwienie budziły kobiety w chustach i długich spódnicach, ale teraz, przynajmniej w tych okolicach, gdzie są np. ośrodki dla uchodźców, zdziwienie jest dużo mniejsze. Kiedy na warszawskim Targówku powstał ośrodek dla kobiet z dziećmi, to pierwsza wizyta młodych Czeczenek w osiedlowym sklepie skończyła się zatrzymaniem ich przez ochronę; chociaż niczego złego nie robiły, wyglądały „podejrzanie”. Dziś ich widok nikogo nie dziwi. Ale najbardziej zmieniło się w naszej mentalności to, że teraz osoby działające w różnych strukturach próbują dla tych uchodźców coś pożytecznego zrobić. Wspierają szkoły, do których chodzą ich dzieci, załatwiają podręczniki do nauki polskiego, sprowadzają dla rodziców i uczniów książki o innych kulturach i religiach, o islamie. Inność wciąż jeszcze wywołuje różne pytania, ale wraz ze zdobywaniem wiedzy o „innych” stajemy się bardziej otwarci.

Marcin Daniec, aktor, satyryk
Działalność satyryczną prowadzę już od 30 lat i dostrzegłem kilka fal przemian. Do 1989 r. w kabarecie śmiano się z władzy. Po roku 1989 zaczęto ją trochę oszczędzać, bo nie miała jeszcze „ani kół ratunkowych, ani motorówek”, więc nikt nie chciał jej specjalnie dokuczać. Kiedy jednak nasz mistrz humoru powiedział: „Nie chcem, ale muszem” i „siekierka”, parasol ochronny się złożyło. Potem, kiedy do władzy doszło PiS, wybuchła euforia humoru, a teraz stała się rzecz bardzo dziwna. Mimo trzech lat rządów PO publiczność wciąż bardziej śmieje się z żartów o PiS niż o Platformie. Czasem próbuję to przełamać i opowiadam jakiś dowcip o – jak go nazywam – Donaldinho. I wtedy mogę się spodziewać złośliwych reakcji. Koledzy z branży mówią do mnie „pisior”. Chociaż więc nie jestem ani po jednej, ani po drugiej, ani po trzeciej, ani po czwartej stronie i nigdy nie znęcam się w żartach ani nie kopię, wolę nie ryzykować.

Dr Tomasz Grzyb, psycholog społeczny, SWPS
Takich zmian jest bardzo wiele. Od estetycznych (śliwkowe marynary i mokasyny z białymi skarpetkami nie są już chyba nigdzie szczytem elegancji) poprzez stosunek do zmian w kraju (zdecydowanie mniej ludzi postrzega już rząd jako skarbczyk bez dna, z którego należy wypłacać zasiłki i zapomogi, „bo przecież wszyscy mamy takie same żołądki”) aż do mniejszego zaufania do ludzi oferujących łatwe rozwiązania wszystkich problemów, w rodzaju Stana Tymińskiego czy później (chociaż w innej skali) Andrzeja Leppera. Generalnie staliśmy się bardziej otwarci i mniej zaściankowi, choć to naturalnie nie jest proces zakończony. Jednak dla mnie najistotniejszy jest fakt, że coraz więcej ludzi zaczyna rozumieć dość – zdawałoby się – znaną prawdę o związku pomiędzy własną pracą a tym, co się w życiu ma. Że jeśli człowiek będzie ciężko pracował, to będzie miał dużo, a jeśli nie będzie, to nikt mu niczego za darmo nie da. Jest to rzecz dająca dość spore nadzieje na przyszłość.

Wydanie: 2010, 51-52/2010

Kategorie: Pytanie Tygodnia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy