Co tu jeszcze komentować?

Co tu jeszcze komentować?

W czasach ZSRR opowiadano taki dowcip: Na placu Czerwonym w Moskwie jakiś człowiek rozrzucił ulotki. KGB-iści rzucili się na niego i na ulotki. Te, ku zdziwieniu KGB-istów, okazały się czystymi, niezapisanymi kartkami. Na pytanie, dlaczego rozrzuca jako ulotki czyste kartki, zatrzymany odpowiedział spokojnie: „Co tu jeszcze pisać i po co? Przecież wszyscy i tak widzą”.
Właściwie na tym powinienem zakończyć felieton pisany po ogłoszeniu składu nowego rządu. Powinienem, gdyby rzeczywiście wszyscy widzieli. Ale nie widzą albo nie chcą widzieć, albo jeszcze precyzyjniej: wolą nie widzieć.
Mniejsza o resorty gospodarcze. PiS o gospodarce pojęcia nie ma, ale ma na tyle instynktu samozachowawczego, że woli przy niej ryzykownie nie manipulować. Tak jak w 2005 r. ministrem finansów została liberalna Zyta Gilowska, tak i teraz obsada resortów gospodarczych nie jest, z małymi wyjątkami, najgorsza. Z szalonych i nieobliczalnych w skutkach obietnic wyborczych ta ekipa będzie się wycofywała rakiem, część kosztem samego społeczeństwa zrealizuje. Kosztem społeczeństwa, bo jeśli wielkich rezerw po stronie dochodów państwa PiS doszukuje się w możliwości wyższego opodatkowania banków i supermarketów, to trzeba się liczyć z tym, że opodatkowani odbiją sobie te wyższe podatki na cenach swoich usług i towarów. Czyli społeczeństwo samo sobie będzie fundowało różne prezenty, choć sądziło, że dostanie je od rządu za darmo. Z pomysłu budowania mieszkań w cenie urzędowej po 2 tys. za metr, podobnie jak z budowania nowych kopalń w miejsce zamykanych rząd sam się cichcem wycofa, licząc na niepamięć wyborców, tym bardziej że ich uwagę pochłaniać będą wielkie igrzyska, które z całą pewnością się odbędą.
Prawdziwa polityka to dla PiS polityka zagraniczna (mocarstwowa oczywiście), wewnętrzna (tropienie spisków i zdrad) oraz walka o dusze i rozum Polaków. Ta ostatnia rozegra się na polu nauki, kultury i edukacji. Ten front powierzono ministrom uniwersalnym do granic śmieszności, przydając im jeszcze rangę wicepremierów. Tu będzie pewnie bardziej smieszno niż straszno. Chyba że ministrom od „dusz Polaków” w sukurs przyjdą inni ministrowie i tym, którzy wykroczą poza odgórnie wyznaczony zakres patriotyzmu, prokurator będzie od razu wskazywał właściwy paragraf. Oj, będą procesy o obrazę narodu.
Szczęście mają Norwid, Gombrowicz czy Miłosz, że nie dożyli. Ale taki Klata to pieniędzy na dalsze spektakle na pewno nie dostanie. Nikt też w tej kadencji nie nakręci żadnej „Idy” ani innego „Pokłosia”. Na scenie preferowane będzie „Betlejem polskie” Rydla, bo już „Wesele” czy „Dziady” (nie mówiąc o „Wyzwoleniu”) zbyt pełne są niezrozumiałych i w sumie dwuznacznych dla elektoratu PiS aluzji. Nakręci się w zamian kilka nowych patriotycznych filmów. Ruszy też budowa nowych słusznych pomników, zmiana nazw ulic, placów i skwerów.
W polityce zagranicznej minister nominat już wskazał priorytety: odzyskanie smoleńskiego wraka oraz umiędzynarodowienie smoleńskiego śledztwa. No, to szczęść Boże. Stosunki z Rosją staną się jeszcze bardziej wrogie, a sojusznicy uznają nas za niebezpiecznych wariatów, od których trzeba się trzymać z daleka. Wiara, że będziemy rozgrywać między USA a Unią, jest wynikiem absolutnego braku realizmu i rozdętego do granic śmieszności ego.
Ministra spraw zagranicznych wspierać będzie w jego działaniach minister obrony narodowej, który być może opracuje plan odbicia „Świętego Wraka”, gdyby zabiegi dyplomatyczne jego kolegi okazały się nieskuteczne. Na razie zajmie się nowy minister lustrowaniem kadry oficerskiej i kolejnym demolowaniem wojskowych służb specjalnych. Tym razem – aby prokuratura na przyszłość nie miała wątpliwości – jako funkcjonariusz publiczny.
Na koniec wymiar sprawiedliwości. Ulpian uważał, że iustitia fundamentum regnorum est. Sprawiedliwość jest fundamentem królestwa. Paremię tę sparafrazował Andrzej Frycz Modrzewski: „Sprawiedliwość jest ostoją mocy i trwałości Rzeczypospolitej”. Słowa te utrwalono na ścianie frontowej sądów warszawskich.
Mianowanie ministrem sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, po jego dokonaniach z lat 2005-2007, w dodatku przy założeniu, że urząd ministra na powrót złączony będzie z urzędem prokuratora generalnego, jest wyzwaniem rzuconym społeczeństwu. Ale to nie wszystko. Ministrem koordynatorem służb specjalnych został Mariusz Kamiński, oskarżony i skazany przez sąd pierwszej instancji na trzy lata więzienia za przekraczanie uprawnień na stanowisku szefa CBA, a teraz oczekujący na wyrok sądu drugiej instancji. Sąd ten, rozpoznając apelację oskarżonego Kamińskiego, będzie tym samym rozpoznawał apelację urzędującego szefa wszystkich służb specjalnych w Polsce. Czy już samo to nie jest wywieraniem nacisku na sąd? W dodatku premier elekt wyraźnie oświadcza, że wierzy w wydanie przez sąd drugiej instancji wyroku sprawiedliwego, czyli uniewinniającego. A zatem to nie sąd drugiej instancji, jak wynika z konstytucji i ustaw, ocenia wyrok sądu pierwszej instancji, ale robi to za niego premier. Sędziowie orzekający w sądzie odwoławczym w sprawie Mariusza Kamińskiego wiedzą już, jakiego wyroku oczekuje rząd, jaki wyrok zostanie uznany za sprawiedliwy, a jaki ex definitione będzie uznany za niesprawiedliwy. Z wszystkimi konsekwencjami. W momencie ogłoszenia kandydatury Mariusza Kamińskiego na stanowisko ministra koordynatora służb specjalnych publicznie zgwałcono polski wymiar sprawiedliwości. Pokazano, że rząd ma w nosie wyroki sądów, że sam sobie ocenia, które są sprawiedliwe, a które nie. Tych, które uznaje za niesprawiedliwe, czyli dla siebie niekorzystnych, po prostu nie uznaje.
Jaka była reakcja? Czy zareagowały środowiska prawnicze? Co na to aktualna opozycja i dziennikarze? Najmocniejsze komentarze po ogłoszeniu kandydatury Kamińskiego na urząd ministra były takie, że to kandydatura „kontrowersyjna” albo „dyskusyjna”.
Nie wiem, czy Mariusz Kamiński był winien zarzucanych mu czynów, tym bardziej nie wiem, czy zasłużył na trzy lata więzienia. Nie znam akt sprawy. Do oceny wyroku sądu pierwszej instancji uprawniony jest tylko sąd drugiej instancji. Tak jest w cywilizowanym państwie. Dopóki sąd nie orzeknie prawomocnie, nikt, a w szczególności kandydat na premiera, nie ma prawa komentować tego wyroku. Gdyby zaczekano na wyrok, a ten był uniewinniający, mógłby Mariusz Kamiński zostać powołany na dowolny urząd w państwie. Ale nie poczekano. Nie tylko publicznie zlekceważono sąd, nie tylko zasugerowano sądowi odwoławczemu, jakiego wyroku się oczekuje, lecz także upokorzono cały wymiar sprawiedliwości.
Ugodzono w to, co jest „ostoją mocy i trwałości Rzeczypospolitej”, złamano zasady państwa prawa, podjęto próbę złamania niezawisłości i niezależności sądów. Skutki mogą być nieobliczalne. Jakie będą, w dużej mierze zależy od tego, jak zachowają się sędziowie. Czy potrafią zachować godność?

Wydanie: 2015, 47/2015

Kategorie: Felietony, Jan Widacki
Tagi: Jan Widacki

Komentarze

  1. sta-n
    sta-n 23 listopada, 2015, 09:17

    Biorąc pod uwagę walkę o sędziów Trybunału Konstytucyjnego, to godność sędziowska podzielona jest na tę PO-wską i PiS-owską. Z tą własną, już by były kłopoty.

    Odpowiedz na ten komentarz
  2. Łukasz Bigajski
    Łukasz Bigajski 25 listopada, 2015, 16:13

    Krótko i na temat , „ładne kwiatki”…

    Odpowiedz na ten komentarz
  3. Ulka
    Ulka 26 listopada, 2015, 07:19

    Nie rozumiem walki o TK, czyli jest to organ polityczny ?,,, skoro można o niego zawalczyć ? W takim razie co w Polsce nie jest polityczne.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy