Codziennie jesteśmy zabijane

Codziennie jesteśmy zabijane

Masowe protesty kobiet w Ameryce Łacińskiej

9 marca w Meksyku był dniem bez kobiet. Nie pojawiły się na ulicach, w sklepach ani w kawiarniach. Nie było ich w szkołach, nie przyszły do biur, a w wielkich miastach (jak Mexico City) praktycznie nie korzystały z transportu publicznego. Dziesiątki tysięcy Meksykanek zrezygnowało z uczestnictwa w życiu publicznym w ramach ogólnokrajowego protestu przeciwko przemocy wobec kobiet. „Zniknęły”, bo z reguły pozostają niewidoczne. „Tak wygląda rzeczywistość bez kobiet”, mówiły aktywistki w wywiadach. Te kobiety, które nie mogły zrezygnować z obowiązków zawodowych, dodały do ubrania fioletowe akcenty (np. wstążki), aby wyrazić solidarność z protestującymi. Niektóre gazety poniedziałkowe wydanie wzbogaciły o fioletowe lub puste strony w miejscu, gdzie normalnie pojawiłyby się artykuły napisane przez dziennikarki. W internecie do informacji dotyczących strajku dodawano hashtag #UnDíaSinNosotras („Dzień bez nas”).

Meksyk: Kobiety mają dość

Protest poprzedziła demonstracja zorganizowana w Mexico City, która zgromadziła ok. 80 tys. osób. Marsz rozpoczął się spokojnie, jednak później doszło do starć z policją, która użyła gazu łzawiącego. Kilkadziesiąt osób zostało rannych. „Przepraszamy za niedogodności, ale codziennie jesteśmy zabijane”, głosił jeden z transparentów. Na manifestacji pojawiła się m.in. Evangelina Lara, która trzymała zdjęcie tragicznie zmarłej córki. Dziewczyna miała 26 lat, kiedy wyskoczyła z taksówki, aby uniknąć molestowania. Wpadła pod inny samochód i zginęła.

Zabójstwa kobiet jako często występujące zjawisko doczekały się nawet odrębnego pojęcia – femicide (od ang. homicide – zabójstwo). W ostatnich pięciu latach ich liczba się podwoiła – do ponad tysiąca przypadków rocznie. W Meksyku dziennie ginie 10 kobiet, ale nie wszystkie z tych spraw klasyfikuje się jako femicides. Meksykanki mają dość i domagają się od rządu konkretnych działań. Chodzi o ustanowienie urzędu prokuratora, który koncentrowałby się na rozwiązywaniu spraw zabójstw lub zniknięć kobiet. Wzburzenie potęgują kolejne wstrząsające morderstwa dziewczyn. Ciało 25-letniej Ingrid Escamilli zostało rozczłonkowane i obdarte ze skóry, siedmioletnią Fátimę Cecilię Aldrighett znaleziono martwą w plastikowej torbie. 19-latka Noemi Haydée Hernández Sánchez dwa tygodnie po urodzinach została zgwałcona i uduszona, po czym jej zmaltretowane ciało wyrzucono przy autostradzie. To tylko wierzchołek góry lodowej.

Kobiety nie tylko naciskają polityków, ale i same działają. Observatório Ciudadano Nacional del Feminicidio (obserwatorium obywatelskie zabójstw dokonywanych na kobietach) zrzesza 40 organizacji z 22 meksykańskich stanów. Walczy o szerszy dostęp do organów sprawiedliwości dla rodzin ofiar i o rzetelne procesy.

Chile: Gwałcicielem jesteś ty!

„Czasami problemem nie jest jedynie męski popęd, ale też samo zachowanie kobiety. Owszem, musimy ukarać sprawcę, ale także uczulić ofiarę, by nie dopuszczała do takich sytuacji”, powiedział na początku marca prezydent Chile Sebastián Piñera, wpisując się w klasyczne obwinianie ofiary. Zdaniem Bárbary Sepúlvedy Hales, rzeczniczki feministycznej grupy prawniczej Abofem, obwinianie ofiar i podejrzliwość wobec ich zeznań to stereotyp, jakim kieruje się chilijski wymiar sprawiedliwości. Podobnie jak w Polsce w procesach sądowych analizuje się dotychczasowe życie i zachowania seksualne wykorzystanej kobiety, jakby to miało odebrać wiarygodność jej słowom.

Ze statystyk opublikowanych przez Chilijską Sieć przeciwko Przemocy wobec Kobiet wynika, że na policję zgłaszane są codziennie 42 przypadki przemocy seksualnej. Tymczasem w 2018 r. tylko ok. 25% spraw o wykorzystywanie seksualne zakończyło się wydaniem orzeczeń sądowych. Liczba zgłaszanych przypadków przemocy domowej wynosi aż 130 tys. rocznie – to najczęstsze przestępstwo w Chile. W 2019 r. z rąk swoich partnerów zginęło 46 kobiet.

Także Chilijki wyszły 8 marca na ulice. Według szacunków La Coordinadora Feminista 8M, największej tamtejszej organizacji feministycznej, w protestach zwołanych w wielu miastach wzięło udział łącznie 2 mln kobiet. Co ciekawe, państwowe służby porządkowe mówią o maksymalnie 150 tys. „Kobiety są stale poddawane różnym formom przemocy patriarchalnej, która stanowi integralną część sposobu funkcjonowania Chile”, mówi Alondra Carrillo, rzeczniczka wspomnianej organizacji. Dyskryminacja ma wiele postaci: od przemocy domowej, przez ekonomiczną, po restrykcyjne prawo aborcyjne. Motywacja Chilijek do działania wpisuje się w szerszy kontekst protestów, które przetaczają się przez kraj (z różną intensywnością) od października 2019 r. Kobiety faktycznie są motorem demonstracji. Angażują się jako liderki i organizatorki, ale również koordynatorki sieci obywatelskiej samopomocy, np. do opieki nad dziećmi.

Przedstawienie przemocy wobec kobiet jako cechy charakterystycznej ładu (a raczej nieładu) społeczno-politycznego Chile znajduje odzwierciedlenie w słynnym performansie „Un violador en tu camino” (Gwałciciel na twojej drodze). Słowa manifestu przeciwko gwałtom i towarzyszący mu taniec obiegły cały świat. Kobiety od Santiago po Stambuł w mgnieniu oka organizowały się w ostatnich miesiącach, by zrekonstruować występ na ulicach swoich miast. Tekst opisuje, w jaki sposób instytucje publiczne – policja, sądownictwo i struktury władzy politycznej – podtrzymują systematyczne naruszanie praw kobiet: „Gwałcicielem jesteś ty / To policjanci / Sędziowie / Władze lokalne / Prezydent”.

Argentyna: Walka o bezpieczną aborcję

8 marca marsze przeszły także ulicami miast argentyńskich. W Buenos Aires demonstrantki trzymały czerwone róże i banery z nazwiskami zamordowanych kobiet. Co 32 godziny życie traci jedna Argentynka – wynika z danych zebranych przez ONZ. Liczba ta dramatycznie wzrasta. W pierwszych dwóch miesiącach 2020 r. w kraju odnotowano 63 kobietobójstwa. Tylko w 2018 r. infolinia stworzona, by pomóc kobietom będącym ofiarami przemocy, odebrała ok. 170 tys. połączeń. Osiem na 10 dzwoniących kobiet zgłosiło, że były wykorzystywane przez ponad rok, tyle samo, że doświadczyło przemocy z rąk byłego lub obecnego partnera, a cztery na 10, że cierpią z powodu przemocy (fizycznej i psychicznej) od pięciu lat.

W obliczu narastającego problemu przemocy wobec kobiet w 2015 r. artyści, dziennikarze i aktywiści zaczęli się organizować, co dało początek stowarzyszeniu Ni Una Menos (Ani Jednej Mniej). Zaczęło się spokojnie, od publicznego czytania artykułów i prac na ten temat, spotkań z bliskimi ofiar. Czara goryczy przelała się w maju, kiedy ciężarna 14-latka Chiara Páez została zabita przez swojego 15-letniego chłopaka. Pierwsza do masowego protestu wezwała lokalna dziennikarka radiowa Marcela Ojeda: „Kobiety, czy naprawdę nie mamy zamiaru zabrać głosu? Zabijają nas!”. Ostatecznie 3 czerwca miliony Argentynek wyszły na ulice, co było wstępem do rozpoczęcia szerszej debaty na temat dyskryminacji kobiet w kraju. Na pamiątkę tego marszu Argentynki co roku organizują podobne manifestacje.

Pomimo dużego problemu przemocy ze względu na płeć Argentyna ma też szansę stać się dobrym przykładem traktowania kobiet, bardzo wyróżniającym się na tle regionu. Na początku marca nowo wybrany prezydent Alberto Fernández zapowiedział przesłanie do Kongresu ustawy liberalizującej prawo aborcyjne. Projekt przygotowany przez aktywistki przewiduje, że terminacja ciąży byłaby legalna do 14. tygodnia. Tego typu inicjatywa po raz pierwszy uzyskała poparcie prezydenta, co może być przełomem w podejściu do prawa do aborcji w Ameryce Łacińskiej.

W Argentynie aborcja w większości przypadków jest nielegalna i może być karana więzieniem. Wyjątek stanowi gwałt lub zagrożenie zdrowia matki. Nowa ustawa pojawiła się na agendzie dwa lata po ostatniej próbie legalizacji aborcji, która została odrzucona przez Senat po kilkunastu godzinach debaty zaledwie kilkoma głosami. Porażka bolała, tym bardziej że projekt został przegłosowany przez izbę niższą parlamentu. Argentynki nie dały jednak za wygraną i postanowiły wykorzystać zmieniający się klimat polityczny. Wybór nowego prezydenta oznaczał kolejną szansę dla projektu, szczególnie że Fernández obiecywał w kampanii wsłuchiwanie się w potrzeby obywateli.

Rząd szacuje, że w Argentynie co roku dokonywanych jest 350 tys. nielegalnych aborcji, które zagrażają życiu kobiet. Z kolei organizacje na rzecz praw człowieka twierdzą, że liczba zabiegów może wynosić nawet pół miliona. Wiele kobiet próbujących uzyskać dostęp do aborcji w przypadkach przewidzianych w prawie również napotyka przeszkody, a lekarze powołują się na zastrzeżenia religijne lub moralne.

Na dowód tego, że prawo nie działa i karze kobiety, aktywistki przywołują kilka najbardziej skrajnych przykładów znieczulicy urzędników. Belén poroniła i spędziła w więzieniu ponad dwa lata (wyrok anulowano dopiero po ostrych protestach społecznych). Ana María Acevedo starała się o aborcję, aby móc przejść chemioterapię. Odmówiono jej pomocy, a kobieta zmarła. Lekarze odmówili też aborcji 11-letniej Lucii zgwałconej przez partnera babci.

Debata nad ustawą opóźnia się ze względu na pandemię koronawirusa i zagrożenie dengą, ale aktywistki z La Campaña Nacional por el Derecho al Aborto Legal, grupy najbardziej zaangażowanej w kampanię pro-choice, mają nadzieję, że temat powróci w najbliższych tygodniach.

Kolumbia: Normalizowanie przemocy

Na długą batalię o bezpieczną aborcję szykują się też Kolumbijki. Co prawda, na początku marca krajowy Sąd Konstytucyjny odrzucił możliwość zalegalizowania aborcji do 16. tygodnia ciąży, ale jednocześnie zaznaczył, że nie przewiduje przywrócenia w Kolumbii całkowitego zakazu. Choć wyrok sprawia duży zawód, aktywistki wierzą, że nagłośnienie sprawy otworzy na nowo debatę na temat praw kobiet. Powodem dyskusji była sprawa przedstawiona przez prawniczkę i aktywistkę anti-choice Natalię Bernal, która domagała się całkowitego zakazu aborcji. Powoływała się przy tym na historię 22-latki, która dokonała aborcji, a siedem miesięcy później stwierdzono u niej depresję i poważne problemy psychiczne, mające być następstwem tej decyzji. „Jeśli prawo do aborcji zostanie rozszerzone, to wzrośnie liczba gwałtów, bo gwałciciel będzie wiedział, że państwo pozwoli kobiecie pozbyć się konsekwencji tego czynu, czyli ciąży”, perorowała Bernal.

Ruch anti-choice jest w Kolumbii bardzo silny, sam prezydent Iván Duque powiedział w lutym, że jego zdaniem życie zaczyna się od poczęcia. Tymczasem szacuje się, że w Kolumbii przeprowadzanych jest nawet pół miliona nielegalnych aborcji, co przy obecnym systemie prawnym naraża kobiety na konsekwencje prawne i zdrowotne.

Podczas wieloletniej wojny rządu z lewicowymi bojówkami atak na kobiety był postrzegany jako element strategii walki. To one były głównymi ofiarami tego konfliktu. Odczłowieczanie kobiet poprzez terror psychiczny, gwałty, przymuszanie do donoszenia ciąży miało zatruwać lokalne społeczności. Jednak i w czasach spokoju los Kolumbijek jest niezwykle trudny. Ze statystyk wynika, że w 2017 r. ok. 30 tys. kobiet padło ofiarą molestowania (a to tylko przypadki, do których można było dotrzeć). Z tego zaledwie 5% spraw zakończyło się wyrokiem sądowym. Zdecydowana większość sprawców to bliscy ofiar: ojczymowie, ojcowie, wujkowie lub sąsiedzi. Ponad 74% ofiar to dziewczynki poniżej 14. roku życia. W tym samym roku 144 kobiety zginęły z ręki partnera lub byłego partnera. Zdaniem Carlosa Eduarda Valdesa Morena, dyrektora Medicina Legal, kliniki medycyny sądowej, która zbiera tego typu dane, przemoc wobec kobiet jest zjawiskiem znanym od dzieciństwa, a brutalne schematy odtwarza się potem w życiu dorosłym.

Od 2007 r. kilkanaście krajów Ameryki Łacińskiej zmodyfikowało swoje kodeksy karne, aby uwzględnić oddzielną kategorię zabójstw: tych popełnianych ze względu na płeć. Mimo to w praktyce liczba zabójstw rośnie, przemoc (wzmacniana przez maczyzm) nadal jest powszechna, a liderzy polityczni z dużą nonszalancją podchodzą do dyskryminacji kobiet. Nie dalej jak w lutym prezydent Ekwadoru stwierdził, że mężczyźni żyją w permanentnym strachu przed oskarżeniem o molestowanie. Kobiety jednak się nie poddają – wręcz przeciwnie, stają się bardziej widoczne i zdecydowane w działaniach. Wychodzą na ulice, zakładają stowarzyszenia, naciskają na rządy i patrzą na ręce policjantom. Pokazują: jesteśmy, czujemy i nie możecie nas już bezkarnie zabijać.

Fot. Fernando Lavoz/NurPhoto/East News

Wydanie: 14/2020, 2020

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy