Cuda na Woronicza

Cuda na Woronicza

Najpierw Pacławski, teraz Hołyński. Gdy w grę wchodzi 800 mln zł, reguły przestają być ważne

To już jest jakieś szaleństwo – tak Danuta Waniek, przewodnicząca Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, komentowała decyzję Rady Nadzorczej TVP, zawieszającą Marka Hołyńskiego, członka zarządu ds. nowych technologii.
To było w nocy, w czwartek. Decyzja o zawieszeniu zapadła kilkanaście minut wcześniej. Podjęła ją rada nadzorcza w składzie pięcioosobowym (na dziewięciu członków), w dodatku z Markiem Ostrowskim, co jest swoistym kuriozum (kilkanaście dni temu KRRiTV uznała bowiem, że jego mandat w radzie wygasł). Tak się gra na Woronicza.
I tylko naiwni pytają: dlaczego zarząd nie wysłał wniosku do sądu o zarejestrowanie nowego członka rady nadzorczej? Dlaczego władze TVP ignorują prawo, konstytucyjne organy, a nawet właściciela spółki – Ministra Skarbu Państwa?
Kto rozdaje karty w telewizji i o co tak naprawdę toczy się gra?

Kulisowe rozgrywki

2 czerwca KRRiTV – uznając, że wygasł mandat członka rady nadzorczej TVP, Marka Ostrowskiego – powołała na to stanowisko Krzysztofa Czeszejkę-Sochackiego, byłego szefa Kancelarii Sejmu. Tego samego dnia Krajowa Rada przesłała uchwałę w tej sprawie do TVP. Zgodnie z prawem zarząd – prezes lub dwóch członków zarządu – powinien w ciągu siedmiu dni złożyć wniosek do Krajowego Rejestru Sądowego o zarejestrowanie nowego członka RN TVP i wyrejestrowanie jego poprzednika (decyzja KRS powoduje uprawomocnienie się decyzji KRRiTV).
Tymczasem część członków rady, w tym sam Marek Ostrowski (!), stwierdziła, że uchwały KRRiTV – ani tej stwierdzającej wygaśniecie mandatu Ostrowskiego, ani powołującej jego następcę – akceptować nie zamierza.
W takich okolicznościach prezes Dworak postanowił też nie wysyłać wniosku do KRS. Przez chwilę jego plan legł w gruzach, bo wniosek złożyli Hołyński z Wójcikiem (członek zarządu ds. finansów). Dworak szybko jednak wniosek z sądu wycofał. I już go tam nie wysłał, chociaż obligował go do tego termin, prawo oraz zalecenie ministra skarbu państwa.
A dlaczego zawieszono Hołyńskiego? Otóż na posiedzeniu rady nadzorczej (9 czerwca) Hołyński powtórzył, że będzie respektował uchwały konstytucyjnego organu państwa (KRRiTV) i wysokich urzędników (ministra skarbu). Dodał, że zarząd jak najszybciej powinien zwrócić się do KRS z wnioskiem o zarejestrowanie Krzysztofa Czeszejki-Sochackiego. To rozsierdziło Adama Pawłowicza, członka rady, który stwierdził, że skoro Hołyński jest dyspozycyjny wobec decyzji „jakiegoś” urzędnika, to nie gwarantuje on niezależności telewizji. Pawłowicz zgłosił więc wniosek o odwołanie Hołyńskiego. Głosów wystarczyło tylko do zawieszenia.
Anna Milewska z rady nadzorczej jest zbulwersowana. – Nie mam najmniejszych złudzeń. Największym zagrożeniem dla telewizji publicznej jest w tej chwili jej prezes i kilku członków rady nadzorczej, którzy łamią prawo.
Milewska przyznaje, że bardzo długo wierzyła w możliwość kompromisu wypracowanego w radzie i zarządzie. – Jednak chyba nikomu na tym kompromisie nie zależy. Bo jeśli w jednej chwili słyszę deklarację chęci współpracy, a po chwili zgłasza się wniosek o odwołanie Hołyńskiego? Jeśli wyznaje się poszanowanie prawa, a jednocześnie nie wysyła wniosku do KRS – choć prawo do tego obliguje?

Małe kłamstwa Dworaka

W uzasadnieniu o wycofanie z KRS wniosku Hołyńskiego i Wójcika czytamy, że został on złożony bez uchwały zarządu. Z przepisów tymczasem nie wynika, by zgoda zarządu była do złożenia wniosku niezbędna. – Warto jednak podkreślić, że wycofując wniosek o zmianę w rejestrze, Dworak uchwały zarządu też nie posiadał. Ale to mu nie przeszkadzało. Nie miał też stosownej uchwały zarządu, kiedy w ubiegłym roku składał do sądu w imieniu spółki pozew w związku ze sprawą Marka Ostrowskiego. W takim razie ten pozew też powinien zostać cofnięty. Czy prawo i sprawiedliwość jest tylko wtedy, gdy przepisy odpowiadają oczekiwaniom prezesa Dworaka? – denerwuje się Anna Milewska.
Dworak deklarował, że ” nikt nie jest sędzią we własnej sprawie, bo od tego są sądy”, mimo to pozew z KRS wycofał i ostatecznie sąd wyręczył.
– Prezes łamie prawo i działa na szkodę spółki. Bezprawnie uniemożliwił niezawisłemu sądowi rozpatrzenie sprawy. Więc ile w jego działaniu jest uczciwości, a ile przewrotności – złości się Anna Milewska.
Dworak twierdził też, że musiał wycofać wniosek Hołyńskiego i Wójcika, ponieważ nie zostały do niego dołączone postanowienia w sprawie Ostrowskiego. Tymczasem od kilku dni w KRS wszystkie postanowienia w tej sprawie już były. 2 czerwca pełnomocnik ustanowiony przez prezesa poinformował KRS o wszystkich wątpliwościach. Załączył uchwałę KRRiTV, pozew spółki przeciwko Ostrowskiemu oraz uchwałę rady nadzorczej. Więc o czym nie wiedział sąd?
Teraz punktem odniesienia jest 6 lipca. Wówczas odbędzie się pierwsze posiedzenie sądu okręgowego w sprawie Ostrowskiego. Wiara w zbawczą moc sądu jest naiwna, gdyż trudno się spodziewać, iż sąd wyda wyrok na pierwszej rozprawie. A nawet ewentualny werdykt niewiele zmieni. Otóż powództwo złożone przez prezesa Dworaka jest dość przewrotne. Dworak nie pyta, czy mandat Ostrowskiego jest ważny, tylko prosi o stwierdzenie jego ważności. – W pozwie Dworak oświadcza w imieniu spółki, że mandat Ostrowskiego istnieje. Twierdzi również, że pozwany ma identyczne zdanie. Argumentuje, że nie istnieje żadna niepewność co do stanu prawnego mandatu. Tak więc prezes zarządu i członek rady nadzorczej złożyli zgodne oświadczenie i najwyraźniej proszą wysoki sąd o potwierdzenie tego oświadczenia. Więc czemu ma służyć wyrok? – zauważa jeden z pytanych przez nas prawników.
Jego zdaniem, ten wyrok ma dostarczyć TVP dowodów w sporze z KRRiTV.
– To jest sztuczne podgrzewanie atmosfery, próba podważenia legalności KRRiTV, osłabienia telewizji publicznej i kompletnego zachwiania jej wizerunku.

Kasa czy polityka?

Komentując ostatnie zawirowania wokół TVP, prawicowe media piszą, że to ciąg dalszy próby odzyskania przez lewicę wpływów w telewizji publicznej. Milcząco przyznając, że rządzi nią prawica – niedawny członek PO, Jan Dworak, i prawicowiec Piotr Gaweł.
Ludzie na Woronicza z takich komentarzy się śmieją: – Kończą się prace nad jesienną ramówką, nawet gdyby jutro prezesem został Pacławski, to kursu telewizji przez najbliższe miesiące by nie zmienił.
Zdaniem Milewskiej, spory personalne w telewizji i rzekome polityczne naciski są tematem zastępczym. – Żadnego „skoku lewicy” na telewizję publiczną nie widzę. Problemem tej spółki jest brak konsensusu w sprawie składu rady nadzorczej oraz przestrzeganie ładu korporacyjnego – twierdzi Milewska.
Jest przekonana, że tak jak nie było konfliktu i sprawy Ryszarda Pacławskiego, prezesa ds. programowych (również został zawieszony), tak i teraz nie ma sprawy Hołyńskiego. – Przy eliminowaniu Pacławskiego chodziło o możliwość samodzielnego rozdawania kart w relacjach z producentami zewnętrznymi. Hołyńskiego zaś odsunięto, ponieważ mógł „przeszkadzać” w rozmowach na temat Polskiego Operatora Telewizyjnego (POT) – twierdzi Milewska i wylicza: – Telewizja publiczna ma ponad 1,5 mld przychodów. Decyzje programowe pochłaniają 600-700 mln zł, marketing i promocja ok. 100 mln. Nie licząc kosztów stałych utrzymania spółki, mamy do wydania 800 mln zł. Dlatego powtarzam raz jeszcze i do znudzenia: tu nie chodzi o żadne ideały czy program, ale o to, że jako członek zarządu mogę uczestniczyć w podejmowaniu decyzji, gdzie w grę wchodzi co najmniej 800 mln zł.
Skandalem jest, że zarząd nie wypracował przejrzystych procedur wydawania tych pieniędzy. Mimo zaleceń rady nadzorczej nie robi nic, by ten stan rzeczy zmienić. Do dziś nie przyjął czytelnych instrukcji współpracy z producentami zewnętrznymi. Nie zrobił też nic w sprawie zawierania umów handlowych z osobami powiązanymi ze spółką. – Brak procedur wewnętrznych w spółce jest głównym źródłem nieprawidłowości – mówi Anna Milewska.
Najwięcej emocji budzi brak przejrzystych reguł współpracy TVP z producentami zewnętrznymi. Tu bowiem w grę wchodzą największe pieniądze. Jednak wniosek o niezależny audyt produkcji zewnętrznej w latach 2004-2005 nie został przegłosowany, choć wszyscy członkowie rady wyrażali dla niego poparcie…

5 = 2?

Adam Pawłowicz, lider prawicowej części rady nadzorczej, jeden z głównych rozgrywających o telewizję, jak mantrę powtarza: KRRiTV bezprawnie podjęła uchwałę w sprawie stwierdzenia wygaśnięcia mandatu Ostrowskiego i powołania jego następcy. Nie przejmuje się, że niemal wszystkie powstałe na tę okoliczność ekspertyzy prawne są zgodne: Ostrowski złamał prawo. Różnią się co najwyżej mocą swoich stwierdzeń. Prof. Szwaja, autor komentarza do kodeksu spółek handlowych twierdzi, że mandat Ostrowskiego w radzie nadzorczej wygasł. Doradca prawny rady nadzorczej (kancelaria Domański, Palinka, Zakrzewski) wprost zasugerował, by KRRiTV podjęła decyzję w sprawie Ostrowskiego. Nie pozostawia złudzeń również ekspertyza prawna prof. Andrzeja Kidyby z Katedry Prawa Gospodarczego i Handlowego UMCS, który stwierdza: „Nawiązanie przez członka rady stosunku pracy, który powoduje bezpośrednią podległość zarządowi, skutkuje wygaśnięciem mandatu członka rady nadzorczej. (…) Mandat wygasa z mocy prawa i dzieje się to automatycznie. (…) Ma wymiar absolutny, a nie przejściowy”.
Na uwagę zasługuje fakt, że stanowisko mecenasa Kidyby nie powstało w związku ze zdarzeniem, które miało miejsce w TVP, ale było prezentowane przez niego w komentarzu do kodeksu spółek handlowych z 2001 r. Nie można więc zarzucić tej ekspertyzie, że powstała pod jakimkolwiek wpływem. Ale czy to prezesa Dworaka i prawicową część rady nadzorczej z Pawłowiczem na czele w ogóle obchodzi?
Dziś w telewizji obowiązują inne zasady. „Będzie wam to zapamiętane”, groził Hołyńskiemu jeden z członków RN, po tym jak razem z Wójcikiem złożyli wniosek do KRS. Teraz, po zawieszeniu Hołyńskiego (legalnym?), część członków rady nadzorczej ćwiczy scenariusz z zarządem dwuosobowym: Dworak – Gaweł. Kiedy stanie się on faktem?

 

Wydanie: 2005, 24/2005

Kategorie: Media
Tagi: Tomasz Sygut

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy