Cybersutenerka

Cybersutenerka

Wychowanka szkoły klasztornej oskarżona o stworzenie największej na świecie agencji prostytutek dla VIP-ów

„Jeśli mężczyzna prosił o damę do towarzystwa z dużym biustem, to wątpię, czy zależało mu na konwersacji”, rzekła z uśmiechem na ustach sędzia Jacqueline Rebeyrotte podczas sensacyjnego procesu w Pałacu Sprawiedliwości w Paryżu. Podobnie prokurator Marie-Hilda Gouineau wywołała chichot zgromadzonych, gdy zapytała podsądną: „Dlaczego pani dziewczęta występują na fotografiach reklamowych

odziane tylko w skąpą bieliznę,

jeśli mają zapewniać wyłącznie rozmowy przy stole?”.
„To tak jak z Miss Francji. Raz pokazuje się ubrana, a raz w stroju kąpielowym”, brzmiała odpowiedź. Panującą w sali wesołość przerwał obrońca oskarżonej, Emmanuel Marsigny. Podkreślił, że nie ma powodów do dowcipów – jego klientka ma już za sobą 16 miesięcy wyczerpującego pobytu w podparyskim więzieniu Fleury-Merogis, a kiedy 23 października zapadnie wyrok, może zostać skazana nawet na sześć lat pozbawienia wolności.
Oskarżona, 44-letnia Brytyjka Margaret MacDonald, jest wychowanką szkoły klasztornej. Zdobyła dyplomy uniwersyteckie z ekonomii w Londynie i na słynnej Sorbonie. Pracowała w organizacji humanitarnej Lekarze bez Granic w Salwadorze i w biurze Wysokiego Komisarza ONZ w Nikaragui, pomagała meksykańskim ofiarom trzęsienia ziemi. Włada 11 językami, w tym japońskim, greckim i arabskim. Rosyjskiego i chorwackiego nauczyła się w więziennej celi.
Pani MacDonald oskarżona jest o to, że w ciągu 11 lat stworzyła największe europejskie imperium luksusowego płatnego seksu, przy czym wysyłała swoje dziewczyny także do USA i do Japonii. „Podsądna była nowoczesną cybersutenerką”, grzmiała prokurator. Margaret MacDonald kierowała bowiem siecią eleganckich „dam i dżentelmenów do towarzystwa” za pomocą komputerów, laptopów oraz 16 telefonów komórkowych. W swych rejestrach miała zapisanych „538 dziewcząt oraz 56 żigolaków”, jak ujął to brytyjski tygodnik „The Guardian”. Za godzinę ich towarzystwa klient musiał płacić do tysiąca euro, przy czym Angielska Madame, jak nazwały przedsiębiorczą poliglotkę media nad Sekwaną, inkasowała 40%. Ale i dziewczyny nie narzekały: „Przez dwa wieczory zarobiłam dwa razy tyle co przez miesiąc jako stewardessa. Dzięki Margaret czułam się bezpieczna. Wiedziałam, że nie wyśle mnie do jakiegoś wariata”, powiedziała reporterowi dziennika „Le Parisien” 28-letnia Virginie.
Podsądna reklamowała usługi swej agencji European Escort Service na łamach szacownego dziennika „International Herald Tribune”, należącego do koncernu wydawniczego „New York Timesa”. Agencje pośredniczące w wynajmowaniu osób do towarzystwa są we Francji nielegalne, dlatego pani MacDonald podała jako miejsce zamieszkania Chile, zaś w ogłoszeniach figurowały adresy brytyjskie i włoskie. „International Herald Tribune”, gazeta ukazująca się na całym świecie, przyjmowała ogłoszenia chętnie, pracownicy radzili nawet Angielskiej Madame, aby regulowała należności gotówką, gdyż dzięki temu uniknie płacenia podatku VAT. Kiedy wybuchł skandal, zawstydzona redakcja oświadczyła, że nie będzie już zamieszczać takich ogłoszeń.
Oficjalnie agencja zapewniała tylko towarzystwo ślicznych i wytwornie ubranych dziewcząt biznesmenom i innym VIP-om, którzy nie mieli ochoty siedzieć samotnie przy kolacji z szampanem. Organy sprawiedliwości twierdzą jednak, że tak naprawdę chodziło o płatną miłość. „Ona doskonale wiedziała, kto z kim uprawia seks, za jaką cenę i o której godzinie. Rozbicie jej sieci to nasz największy sukces od lat”, głosi szef paryskiej policji, Daniel Rigourd.
Zdaniem prokuratury, Angielska Madame wysyłała swe dziewczyny, zazwyczaj studentki, modelki, stewardessy, ale także młode mężatki

klientom do Saint Tropez,

na Lazurowe Wybrzeże (gdzie huczne zabawy odbywały się na jachcie), a nawet do Arabii Saudyjskiej i Singapuru. Policja utrzymuje, że Margaret MacDonald zbiła na tym procederze bajeczny majątek – podobno 40 mln funtów. Pewne jest, że oskarżona nabyła trzy domy – w Londynie, w Atenach i w Mediolanie. W tym ostatnim utrzymywała kamerdynera i kucharza ze Sri Lanki. Mieszkała jednak głównie w hotelach, wyłącznie pięciogwiazdkowych.
Obrońca Angielskiej Madame i ona sama przedstawiają wydarzenia w inny sposób. Oto Margaret MacDonald była dzieckiem nieśmiałym, świadomym swej odmienności, kopanym i maltretowanym przez brutalnego ojca. Jako młoda dziewczyna nie miała szczęścia do mężczyzn („Marzyłam o miłości, a oni chcieli tylko ze mną spać”). Dlatego, jak uznali sądowi psycholodzy, stała się „zimna i ascetyczna w sprawach seksu”. Przez lata była samotna, Boże Narodzenie spędzała w paryskich barach, ratując się prozakiem. Wtedy postanowiła ratować ludzi od samotności jako feministyczna bizneswoman: „Kiedy przybyłam do Paryża, zobaczyłam mnóstwo dziewczyn z Europy Wschodniej stojących na chodnikach. Jestem przeciwna, żeby kobiety pracowały dla mężczyzn, którzy je wyzyskują. Takie sprawy my, kobiety, musimy załatwiać między sobą”.
„Angielska Madame” zapewnia, że nie obiecywała klientom seksu. Jeśli dziewczyny godziły się na zbliżenie, czyniły to absolutnie dobrowolnie. Musiała jednak przyznać, że klient płacił mniej, „jeśli nie skonsumował wszystkiego, co było do konsumpcji””.
Dziennikarze bulwarowego londyńskiego dziennika „The Mirror” wytropili 22-letnią Rosjankę Marinę Biłkurową, która pracowała w agencji. Panie spotkały się w paryskim hotelu Georges V, jednym z najbardziej ekskluzywnych na świecie. Marina opowiada, że od początku było jasne, o co chodzi: „MacDonald patrzyła na mnie jak naukowiec na zwierzę. Oglądała każdy centymetr mojej twarzy, rąk i stóp, całego ciała”. Rosyjska piękność twierdzi, że Madame nosiła w torebce cukinię, na której dziewczęta z agencji mogły doskonalić swe umiejętności w seksie oralnym i w nakładaniu ustami prezerwatyw. Angielska Madame poleciła nowej podopiecznej, aby zachowywała się z najwyższym szacunkiem zwłaszcza wobec klientów z Bliskiego Wschodu, przyzwyczajonych do służebnej roli kobiety. Powinna nie zwracać na siebie uwagi i odzywać się tylko wtedy, gdy mężczyzna sobie tego życzy. „Niekiedy

klienci żenią się z moimi dziewczynami,

ale muszą zapłacić za wykreślenie ich z moich ksiąg, zazwyczaj 30 tys. funtów”, mówiła przedsiębiorcza Angielka.
Marina opowiedziała, że wraz z polską modelką Janą uszczęśliwiała w londyńskim hotelu Dorchester pewną brytyjską osobistość medialną, znaną z muzycznej telewizji MTV. Mężczyzna zapłacił 15 tys. funtów, aczkolwiek większą część tej upojnej nocy przespał odurzony alkoholem i kokainą…
Nie wiadomo, jaki wyrok zapadnie w sprawie Angielskiej Madame. Pani MacDonald ma jednak w ręku potężny oręż. Może wyjawić nazwiska tysięcy prominentnych klientów, które skrupulatnie rejestrowała w komputerach. Wydawcy ofiarowują jej milion funtów za demaskatorskie wspomnienia. Zastanawia się również, czy nie sprzedać prawa do sfilmowania swej historii którejś z hollywoodzkich wytwórni. Angielska Madame uważa, że jej rolę powinna zagrać Pretty Woman – Julia Roberts.


Czym zawiniła?
Margaret MacDonald została aresztowana w ramach bezpardonowej walki z przestępczością, prowadzonej przez centroprawicowy rząd francuski. Komentatorzy zastanawiają się jednak, dlaczego we Francji, mającej liberalne podejście do spraw erotyki, stosuje się tak ostre represje. Angielski dziennik „The Observer” uważa, że proces w paryskim Pałacu Sprawiedliwości to kolejny przejaw dyskryminacji kobiet: „Pani MacDonald nikogo nie zabiła, nie porwała, nie pobiła, do niczego nie zmusiła, nie dawała fałszywego świadectwa w swojej sprawie… W racjonalnym społeczeństwie powinniśmy rozważyć postawienie jej na czele zespołu specjalnego ds. prostytucji, którego zadaniem jest przekształcenie tego najstarszego zawodu świata, niebezpiecznego i niezdrowego, w profesję bardziej bezpieczną i chronioną. Wciąż oskarżamy kobiety o wszystko. To mężczyźni chcą wysokiej klasy partnerek do towarzystwa, lecz my obwiniamy Madame”.

 

Wydanie: 2003, 40/2003

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy