Cyk, cyk, cyk
W czerwcu w urzędach pracy było zarejestrowanych 2.437.400 bezrobotnych. Niebawem będzie ich więcej, bo ok. 18 tysięcy pracujących w hutnictwie musi stamtąd odejść jeszcze w tym roku. Zwolnienia będą nie tylko w hutnictwie, ponad tysiąc zakładów pracy przewiduje zwolnienie ponad 60 tysięcy pracowników w najbliższych miesiącach. Nie trzeba tłumaczyć, jakie będą tego konsekwencje, zwłaszcza w małych miastach. Już teraz odnotowano spadek obrotów w handlu detalicznym w porównaniu z rokiem ubiegłym.
Zwolnienia zapowiadane są w całym kraju. Przyjęcia do pracy reklamowane w mediach u UniEuropejskich sąsiadów. Pracy legalnej. Ale tylko dla osób znających języki obce, wykwalifikowanych. Gotowych, jak góral dla chleba, opuścić rodzinne hale. Pogodzić się z inną mentalnością, kuchnią, obyczajami, religią. Emigrować do Portugalii, tak jak kiedyś Portugalczycy masowo emigrowali zarobkowo do RFN. Sprowadzać tam rodziny? Płodzić i wychowywać na obczyźnie dzieci? Z woli własnej, a nie dyktatu ułożonych w Jałcie stron.
W zeszłym tygodniu mediami wstrząsnęły wyniki sondażu przeprowadzonego przez Polskie Towarzystwo Statystyczne na zlecenie Kancelarii Premiera. Wyniki frustrujące rząd, wręcz wprowadzające zamawiających w depresję. Oto okazało się, że tylko 23% ankietowanych uważa, że reformy realizowane w Polsce miały „korzystny” lub „raczej korzystny” wpływ na ich życie. Za wariantem „bardzo niekorzystny” i „raczej niekorzystny” opowiedziało się w sumie 65% ankietowanych. Tyle też osób czuło, iż żyje w niedostatku.
Wywołało to zdumienie, a nawet oburzenie żyjących w dostatku stołecznych publicystów i socjologów. No, bo jak to może być? Społeczeństwo obkupiło się w telewizory kolorowe, biło w ostatnich latach rekordy zakupów samochodów nowych, używanych i kradzionych. Ma w sklepach wszystko, nawet 16 gatunków piwa w osiedlowym spożywczaku. To czego ono jeszcze chce?
Z zamówionych przez Kancelarię Premiera badań wynika, że społeczeństwo nie chciało forsownych, skoncentrowanych w jednym czasie „reform”. Nowy podział administracyjny kraju nie przybliżył urzędu do obywatela. Zwiększył tylko armię biurokratów. Zwłaszcza tych „samorządowców”. Reforma emerytalna jest oceniana źle, ale futurystycznie. ZUS pod rządami prezesa Alota skompromitował się i jego klienci niczego dobrego już stamtąd nie oczekują. Może dlatego tak wiele osób, więcej niż przewidywał rząd, wybrało otwarte fundusze emerytalne. Na zasadzie mniejszego zła.
Najgorzej oceniono reformę służby zdrowia oraz edukacji. Najbogatsi po prostu zrezygnowali z usług państwowej-samorządowej służby zdrowia, bo stać ich na to, aby nie stać w kolejkach do lekarzy. Najbiedniejszych nie stać na to, by dostać w kolejce.
Niestety, z samorządowo-państwowej oświaty trudno zrezygnować. Nawet bogatym. Nadal szkoły państwowe są lepsze od prywatnych, czy społecznych. Tu jednak tkwi chyba podstawowe, wzrastające w przyszłości źródło frustracji społecznych. Każde, nawet mało rozgarnięte, dziecko wie, że wykształcenie daje szanse ucieczki przed bezrobociem. W kraju albo za granicą. Skoro już teraz można pracować legalnie w Europie, to za lat 10, będąc obywatelem UE, praca tam będzie jeszcze łatwiejsza. Tymczasem rząd honorowo pożegnał niepanującego ministra Handkego, po czym przyznał, że podwyżek pensji dla nauczycieli rychło może nie być. Zamiast edukować potencjalnych bezrobotnych, likwiduje im się lokalne połączenia kolejowe do szkół.
Zadowoleni ze swojej sytuacji materialnej publicyści i socjologowie ze zdumieniem i wyrzutem jęli wytykać społeczeństwu, iż jest coraz bardziej niezadowolone, chociaż obiektywnie rośnie w siłę i dostatek. Czemu oni marudzą, skoro mają w domach wyposażenie lepsze niż za komuny? Marudzą dlatego, że boją się choroby i utraty pracy. Marudzą, bo w kolorowych telewizorach łatwiej widać przepaść między 20-procentową grupą, która skorzystała na „przemianach i reformach”, a resztą. Niezadowolonych.
Zresztą wszelkie wybuchy społeczne, rewolucje zaczynały się nie wtedy, kiedy społeczeństwa były w dołkach ekonomicznych, lecz kiedy obiektywnie następowała długo oczekiwana poprawa. Tylko wtedy wkurzenie było tak wielkie, że nagła odrobina luksusu dodawała jedynie sił do buntu.
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy