Cyt, iskierka gaśnie

Cyt, iskierka gaśnie

Będzie dużo śmiechu, gdy delegacja bystrzyckich „Zapałek” stanie koło autentycznej nalepki z tamtych czasów: „Wróg cię kusi coca-colą”. Dla nich będzie to śmiech przez łzy

Ci, którzy idą do pracy na siódmą, muszą minąć kolejkę pod ban­kiem, gdzie wypłaca się kuroniówkę. Nie wiadomo, jak się zachować. Czy przyspieszyć kroku w rzekomym za­aferowaniu, czy też ukłonić się (sami znajomi, Bystrzyca Kłodzka to małe miasto), zagadać. Ale każde pytanie będzie brzmiało fałszywie, bo jedy­ne, co interesuje kolejkowiczów, to – czy starczy na dziś pieniędzy, czy znów trzeba będzie jutro ustawić się w coraz dłuższej kolejce.

Bo wszędzie wokół zwalniają. Chyba jeszcze najlepiej trzymają się “Zapałki”, choć i tam zostało zaled­wie kilkadziesiąt osób; kiedyś było ich 800.

W południe, gdy przed bankiem ro­bi się pusto, na starówkę wychodzi miejscowa arystokracja – emeryci i renciści. Wszyscy zazdroszczą im beztroski w wyblakłych oczach. Nie ma większego znaczenia, że wypłaty z ZUS są małe: 600-800 złotych góra. – Ale regularne – dopowiada nerwowo matka z trójką małych dzieci, która przysiadła na ławce koło dziadków. Ma na sobie wyszarzałą kurtkę z amerykańskimi naszywkami i rozkloszowaną spódnicę (moda lata 60.), nie­chybnie kupione w ciucholandzie. Chętnie się wyżali przed kimś obcym: wyszła z dziećmi na rynek, bo w do­mu dostaje wprost wariacji. Zarówno ona, jak i jej mąż dawno już stracili prawo do kuroniówki. Teraz mogą li­czyć tylko na dorywczą zapomogę.

– Człowiek wyszedł z biedy, to się uczył po pracy, nocami, korespon­dencyjnie nie tylko matura zaliczo­na, ale i kursy komputerowe. Na darmo. Teraz żebrze w opiece, naraża się na chamskie uwagi, że trzeba było tyle dzieci nie robić, no istny pręgierz – mówi, patrząc przed sie­bie. Idę za jej wzrokiem, bo pokazu­je na stojący pośrodku kamienny słup. Tak, nie mylę się, śmieje się szeroką, zapominając o zepsutej dwójce w uzębieniu. To, co widzę, to autentyczny średniowieczny prę­gierz, nawet coś tam na nim pisze, po łacinie. “Deus Impios Punit” – sylabizujemy – “Bóg karze bezboż­ników”. Potem w pobliskim mu­zeum dowiem się, że wykuta w pia­skowcu 3,5-metrowa kolumna roz­porządzeniem rady miejskiej z1641 roku była miejscem kary za “łazikowanie po godzinie 9 wieczorem, wycie, krzyki lub rozpustne śmie­chy”.

Ale na razie siedzę na placyku ze słupem hańby w środku i średnio­wieczną wieżą warowną za plecami. Do rozmowy z młodą matką włączy­li się pozostali okupujący ławki. Po­winnam zobaczyć jeszcze inną tutej­szą osobliwość: muzeum filumenistyczne. Jest parę kroków dalej, w dawnym zborze ewangelickim. Dwaj stetryczali staruszkowie łapią za oparte o ławkę łaski. Zaprowadzą, mnie, a jakże, wyjaśnią, co trzeba, przecież przepracowali w “Zapał­kach” pół wieku.

 

Po pokonaniu kilku stopni kamien­nych schodków – na starówce uliczki nieustannie to wznoszą się, to opada­ją – moi przewodnicy są już tak zasa­pani, że postanawiają przysiąść na murku. Nie, to ponad ich siły. Ale, je­śli jeszcze się spotkamy, opowiedzą mi o zapałczanych nalepkach. Robili przy nich przez czterdzieści lat.

 

Wróg się czai

Nie są znani autorzy tych propa­gandowych haseł. A i projekty gra­ficzne pozostają w przeważającej mierze anonimowe, bo też nie nobi­litują artysty. Choć w sumie bardzo wymowna jest ta obrazkowa historia powojennej Polski.

Zaraz po wyzwoleniu naklejali na pudełka wypłowiałe słońce, na któ­rego orbicie tryumfował napis: Pol­ski Monopol Zapałczany. Rok zało­żenia zakładu – 1897 rok – przez nie­jakiego Joachima von Grubbego nie liczył się. “Bystrzyca II” – taką na­zwę nosiła jedna z dwóch zapałczarni – rozpoczęła produkcję już w styczniu 1945 roku. Było 130 pra­cowników, w tym jeden Niemiec, który uratował się od wysiedlenia, bo opowiedział się za Polską. Prze­ciętna produkcja dzienna – 35 skrzyń. Jeszcze przechodził front, w Bystrzycy mieszkało około tysiąca Polaków wywiezionych tu na roboty przez hitlerowców. Ale już zbliżała się fala uciekinierów i depczących, im po piętach przesiedleń­ców. W połowie kwietnia było tu 18 tysięcy ludzi, choć z Wrocławia do By­strzycy jechało się trzy dni. Pierwsze propagan­dowe hasło z tego roku na zapałkach brzmiało: “Ziemie Odzyskane to do­brobyt Polski”.

Umordowani wielotygodniową jaz­dą w bydlęcych wagonach, wygnańcy zza Buga, których całym dobytkiem było kilka tłumoków, pragnęli w to wierzyć. Brzmiało tak krzepiąco. Bo już: “Cały naród buduje swoją stolicę” było apelem wręcz znienawidzonym, gdyż w czynie społecznym, który obowiązywał również załogę “Zapa­łek”, rozbierano we Wrocławiu całe, nawet tylko trochę zniszczone przez wojnę dzielnice i jechały wagony ce­gieł do Warszawy.

Potem była seria planów: 3-, 6-, 5-letniego. I niezmiennie towarzy­szących im symboli: traktor, koło, kłos, ręka z młotem. Bardzo dużo te­go szło, uruchomiono nawet trzecią zmianę i ciągle trzeba było podejmo­wać zobowiązania o przekroczeniu normy. Gdy w 1946 roku rozszalała Nysa zniszczyła tamę przy elektrow­ni miejskiej i w Bystrzycy przez ty­dzień nie było światła, nalepki na pu­dełka przyklejali ręcznie. Dyrekty­wy, co i w jakiej ilości, przychodziły ze zjednoczenia.

1 Maja, II Światowy Kongres Po­koju (Gołąbek Picassa siedzący na globusie), Tydzień Radiofonizacji Kraju 24-31 X 1949, Narodowy Spis Powszechny, bezpieczniej było przy­klejać bez komentarza. I ze szczegól­ną troską, aby nie rozlała się farba na nalepce, sławiącej np. Miesiąc Pogłę­bienia Przyjaźni Polsko-Radzieckiej. Nawet za głupi dowcip można było podpaść pod paragraf o podważaniu zasad ustrojowych państwa. W Bystrzycy byli czujni, ale w Czechowi­cach majster poszedł siedzieć Za sabotaż, bo seria zapałek z Leninem na przykrywce strzelała po otwarciu pu­dełka, jak wielkanocna petarda. Tłu­maczenie, że to wina siarki, nie prze­konaj prokuratora.

Rok. 1950. Krajowy piań jest wykonany z nadwyżką, przynajmniej tak ryczą megafony w czasie 1-majowych pochodów. Jest wiele sukce­sów, teraz trzeba zadbać o zdrowie przyszłości narodu, która zbliża się falą wielkiego wyżu. Na nalepkach pyzate dzieci w koszulkach wznoszą ręce do słońca. “Matko, chroń dziec­ko przed gruźlicą”. “Słońce, powie­trze, witamina D zwalczają krzywi­cę”.

Dorośli nie mogą jednak przeleżeć lata do góry brzuchem. Na polach pojawiła się stonka, którą zrzucili Amerykanie, bo trwa zimna wojna. Są aż cztery wersje nalepek na ten te­mat. Na każdej żarłoczny pędrak jak żywy, do obrzydliwości.

Kartofle uratowane, teraz trzeba zadbać o węgiel na zimę. Przed kole­jowymi składnicami kolejki ustawia­ją się już od wieczora. Rano często okazuje się, że z tego, co doszło – na potęgę wysyłamy przecież węgiel do ZSRR – nie usypie się ani jednej pry­zmy. Trzeba ludziom przypominać, gdy biorą zapałki do rąk: “Oszczę­dzaj węgiel”. W ogóle należy oszczędzać, oczywiście, tylko w PKO, bo to “kasa świata pracy”.

W gospodarce pojawia się hasło: “Nie puszczę braku”. Wolno co nieco skrytykować, paragraf o szeptance wkrótce zostanie usunięty z kodeksu karnego. W Bystrzycy krąży dowcip o pożarze na bocznicy stacji kolejo­wej. Pięć wagonów spłonęło, tylko jeden się ostał, bo był załadowany zapałkami z miejscowej fabryki.

Już i Komitet Wojewódzki mówi, że coś trzeba zrobić z tymi pudełka­mi, w których ani jedna nie nadaje się do użytku. Najlepiej nazwijcie je “Sztormowymi”. Wykonano: na na­lepce uśmiechnięty marynarz, osła­nia ręką zapałkę z dużym, jasnym płomieniem. W tle wzburzone fale.

Ze szczególną troską trzeba pro­dukować zapałki “Gabinetowe”. (Polecenie dyrektora: wysłać kilka paczek gratis do Komitetu oraz róż­nych instytucji we Wrocławiu, niech leżą na dyrektorskich biurkach). Ga­binetowe. “Polskie stroje ludowe”, a także seria: “Dożynki, lajkonik, so­bótka, śmigus” świetnie pasują do cepeliowskiego kilimka i wazonika glinianego, obowiązkowych na konferencyjnym stole.

Pierwszą jaskółka odchodze­nia od siermiężności: “Podróżu­jąc LOT-em, przyspieszasz wy­konanie planu”. Tylko kolory rozmyte, z przewagą buraczano-szarych.

Idzie czas kongresów: związków zawodowych, jedności ruchu ludo­wego. W gabinetach cepelia ustępu­je wykładni sojuszu robotniczo-chłopskiego. Za szkłem wyszkow­skiego regału stoją miniatury trakto­rów, wyrzeźbieni w węglu górnicy itp. Zapałki gabinetowe mają na wieczku kowala, hutnika, oracza, a także czołg.

 

Przodownik pod ręką

W Warszawie kolejny Zlot Mło­dych Przodowników Budowniczych Polski Ludowej. Telefon do By­strzycy: “Macie tu, towarzyszu, wzory nalepek, przestawcie maszy­ny na ten model i całą miesięczną, produkcję rzućcie najpierw do stoli­cy”.

Więcej szkoleń partyjnych. Im bliżej 1 Maja, tym coraz częściej odrywa ludzi od roboty instruktor z Komitetu Powiatowego. Z mate­riałów instruktażowych, które nade­szły z samej Warszawy, czyta o przodownikach pracy. Ten pyzaty robotnik na nalepce to Ryszard Ożański z Nowej Huty, przyjechał jako junak Ochotniczych Hufców Pracy. Z sześcioosobową brygadą ułożył w ciągu dnia 34.728 cegieł. Kolejny z konterfektu: Krajewski od trójek murarskich na trasie W-Z. “Przypatrzcie się im dobrze – mówi instruktor – bo w czasie pochodu bę­dziecie nieść ich portrety”. (Po la­tach dowiedzą się, że Ożański, pier­wowzór “Człowieka z marmuru” Andrzeja Wajdy, nie wytrzyma swą uwiecznionej m.in. na zapałkach sławy. Rozpije się, będzie spadał coraz niżej. Jego trzej synowie, ra­zem z ojcem pracujący w kombina­cie im. Lenina, zapamiętają z dzie­ciństwa głód, awantury, wyciąganie rodziciela z knajpy. W 1980 roku przystąpią do strajku “Solidarno­ści”).

Na razie zbliża się rocznica – 10 lat Polski Ludowej. Na naklejce czerwony mur, który “pnie się do góry”. W magazynach fabryki spo­re zapasy z rysunkiem Pałacu Kul­tury, który kreską bardzo przypomina urodzinowy tort. W czasie Mie­siąca Przyjaźni trzeba też upamięt­nić festiwal filmów radzieckich. “Świat się śmieje” obowiązkowo zaliczają wszystkie szkoły i zakła­dy pracy.

“Zdobywajmy odznaki Sprawny do Pracy i Obrony” – przypomina się zapalającemu papierosa. Na pu­dełku koło zębate, wkomponowana w nie sylwetka biegacza; nad nim powiewa biało-czerwona. W ogóle – “Niech żyje sport, sport, niech żyje nam”. Spartakiada goni spartakiadę. Zapałki z Bystrzycy zachęcają też do wyjazdu na wczasy zakładowe. Każdy dostanie przydziałowe skie­rowanie, jeśli tylko nie jest bume­lantem. Członkowie związku mają pierwszeństwo. A w niedzielę – “Na wycieczki, po zdrowie, radość i si­łę”. Tylko obywatelu pamiętaj: “Myj owoce, pij mleko gotowane, tęp muchy”.

Na zdrowych junaków – najlepiej z odznaką SPO – czekają kopalnie. “Zostań górnikiem” – namawia uśmiechnięty na naklejce mężczyzna o filmowej urodzie. Są dwie wersje tego materiału propagandowego: na roboczo, w kasku oraz w czapie z białym pióropuszem.

Czas żyć higienicznie – zbieramy makulaturę (na nalepce stosik gazet związanych sznurkiem), dostaniemy za to papier toaletowy. Ponadto: “Obywatelu, zbierz, odnieś, sprzedaj złom metali nieżelaznych”; “Matko, czy już ubezpieczyłaś swoje dziecko w PZU?”. Zwłaszcza że “Zapałki w ręku dziecka to pożar”, a “Las to bogactwo narodu”.

Tyle pouczeń. A ciągle przybywa­ją nowe. Wszystkie uzgodnione z Komitetem. Już trzy miliony sztuk dziennie produkuje bystrzycka fa­bryka.

Partia ma problemy. Kolektywizacja wsi nie daje oczekiwanych rezultatów. W jatkach coraz częściej puste półki. “Hoduj króliki” – namawia Polski Monopol Zapałczany. A gdy­by było za mało tego mięsa, to – „Chłopi, dostarczajcie ziemniaki”. (Na rysunku bury worek z kartofla­mi. w tle dymiące kominy fabryki).

Są kontyngenty, wieś buntuje się, w Gryficach dochodzi do śmiertelnej strzelaniny. Broń wyciągnęli ZMP- owcy z trójki, która pojechała spraw­dzić, czy w stodołach nie ma ukry­tych worków z ziarnem… Na zapał­kach pojawia się ostrzeżenie: “Do­stawy zbóż to udział wsi w walce o pokój”.

Minął Październik, poluzowano w kontyngentach. “Kontraktujcie bydło. Dostarczajcie do punktu skupu” – uprasza się chłopów.

Bardzo opłacają się owce – poucza zapałczany propagandzista. Skórowanie świń to zysk dla hodowcy, surowiec dla przemysłu. Uprawa lny podnosi dochodowość gospodarstwa rolnego.

Koło Gospodyń Wiejskich – nieodłączna siostra Ligi Kobiet – upomina się w zjednoczeniu o swoje członkinie. To dla nich powstaje poręczne – gdy będą zapalały ogień pod blachą – hasło „Chcesz mieć futro, hoduj króliki”. „Chcesz jedwabną bluzkę, sprowadź larwy jedwabnika”. Są też apele, aby uprawiać mak.

Po zakupy chodzimy do CDT, gdzie “Sprzedawca przyjacielem klienta”. Można się tam wybrać ra­zem z dziećmi. “Mój tatuś nosi ko­szule ZPO Wólczanka”, a także “Ze­garki radzieckie – dobre i tanie”. Po powrocie włączymy nowoczesne ra­dio. Polecają się radioodbiorniki Diory: Juhas, Podhale, Symfonia, Ka­prys. “Szybko, tanio i kulturalnie mo­żesz też kupić w MHD”. Wszystko, również ceres, który jest “najlepszy do pieczenia i smażenia”. “Ale może spróbujesz jadać margarynę?”.

Państwo ciągle troszczy się o zdrowie obywateli: “ORMO ochrania twoje życie i mienie”. “Pa­lisz, płacisz, zdrowie tracisz”. “Dbaj o zęby”. “Myj się po fajerancię”. Wszak “Higiena pracy to zdrowie”. Ale – “Oszczędzaj wodę, bo zadrze­wienia pomnażają plony”.

 

Żelazna kurtyna w górę

Dwadzieścia lat Polski Ludowej. Z nalepek dymią kominy Huty im. Lenina, huty “Warszawa”, Zakładów Azotowych Kędzierzyn, Fabryki Ce­lulozy w Świeciu, Zakładów Płyt Pilśniowych w Czarnej Wódzie. Choć z wydanej w 1965 roku serii pt. “Wzrost produkcji” (w porównaniu z rokiem 1958: energia o 140%, me­ble – 186%, papier – 162%, stal surowa – 200%) wynika, że już nie może być lepiej, kupujący zapałki nadal są pouczani: “Nie używaj grzejników elektrycznych od zmroku do godziny 21”, “Nie wyrzucaj chleba”, “Hoduj nutrie”, “Króliki najkorzystniej sprzedasz w PSS”, “Pomóż hutom, zbieraj złom”, “Zarobione pieniądze złóż na książeczkę do oprocentowa­nia”. Może wyjedziesz “Z Orbisem w świat?”, “Bułgaria zaprasza”.

Październik miesiącem powszech­nego oszczędzania. “Po zakupy tylko z ORS-em”, “Telewizor tylko na ra­ty”. Nadal “Wszystko kupisz w PDT”. “Kosmetyki dla eleganc­kich panów do nabycia w sklepach WSS”.

W 1965 roku Bystrzyca zdobywa tytuł Miss Dolnego Śląska. Głosów przysporzyły szkolne dzieci, wysy­łając stosowne kartki do jury we Wrocławiu. Średniowieczne mia­steczko staje się mekką malarzy z Dolnego Śląska. A także filmow­ców. To z wieży bystrzyckiego ko­ścioła strzelała Inga w “Pierwszym dniu wolności” Forda. Pod wpły­wem artystów niespodziewanie po­jawiają się na taśmie zapałki gabi­netowe z krótką serią frywolnych rysunków Mai Berezowskiej. Każ­dy szanujący się dyrektor ma takie pudełko na biurku; czasem jeszcze kilka w szufladzie dla ważnego go­ścia. Na codzienne operatywki z fa­brycznym aktywem wystarczą pu­dełka z nalepkami-masówką: jakieś rośliny chronione, albo: “Obywate­lu, w dniu 12 maja polscy hutnicy obchodzą swoje święto. Pamiętaj”. Trzeba też przypominać o święto­waniu dnia leśnika, budowlańca, górnika, chemika itd.

“Uczymy się języków obcych”. To już 1971 rok. Towarzysz Gierek pod­nosi żelazną kurtynę. Modny jest an­gielski, niejeden amator papierosów sam potrafi przeczytać, co jest napi­sane na pudełku: “LOT your cargo? By LOT of course”. Wkrótce do Buł­garii i NRD, a nawet na Zachód bę­dziemy jeździć maluchem. Już wyra­sta w Bielsku Fabryka Samochodów Małolitrażowych; w całym kraju trwa werbunek chętnych do macha­nia łopatą.

Całą parą produkuje “Ursus”, któ­ry podpisał umowę z Fergusonem. Ale maszyna na licencji angielskiej jest droga, źle znosi ciężkie gleby, poza tym ma parametry w calach, a nie w centymetrach. Trzeba zarzu­cić wieś zapałkami z nalepką “Rolni­ku kupuj w Ursusie”.

“Wszyscy świadczymy na NFOZ”. Osobno wpłacamy na Szpi­tal Pomnik Centrum Zdrowia Dziec­ka. (Musi upłynąć jeszcze kilkana­ście lat, aby. wyszło na jaw marno­trawstwo tych pieniędzy). Nadal bu­dujemy szkoły tysiąclecia.

1975 rok – Pałac Kultury ma już 20 lat, pilnie wymaga remontu. Młodzi architekci, którzy właśnie budują nowoczesną dzielnicę mieszkaniową na warszawskim Ur­synowie (zapowiadają odejście od zglajchszaltowanej koncepcji rów­no ustawianych domów klocków), pozwalają sobie głośno krytykować Wiekopomny dar Związku Radziec­kiego. Ale nie ma alternatywy dla “tortu”: trzeba tam wpuścić brygadę budowlaną.

W stolicy ogólnokrajowa Konfe­rencja Naukowa. Z tezą: “Doświad­czenie, perspektywy, analiza warto­ści, modernizacja, powodują obniż­kę kosztów produkcji, wzrost funk­cjonalności i poprawę jakości”. Tyle słów można zmieścić tylko na du­żym pudełku Gabinetowych.

Stara fabryka w Bystrzycy też prze­chodzi modernizację. Pierwsze nowe maszyny dostała z NRD. Rok później dojdzie taśma szwedzka. Tak dzieje się w całej Polsce. Mamy dolarowe kredyty, kupujemy na Zachodzie wszystko, co błyszczy niklem i ma instrukcję w bardzo obcym języku.

Fabrykę stać na stypendia fundo­wane, w kraju jest moda na osiedla­nie się fachowców na prowincji, par­tia akceptuje, nie przeczuwa, że z tych inteligentów narodzą się za kilka lat spiskowcy. “Zapałki” ścią­gają młodych inżynierów głównie z Wrocławia. Dziś przeklinają oni tę życiową decyzję, bo ich wykształco­ne dzieci nie mają pracy.

Huta “Katowice”. Znów dobry czas dla starych etykietek o hufcach pracy. Ale po co szukać spleśniałych zapasów. Przed hotelem robotniczym w Dąbro­wie Górniczej (na nie otynkowanym budynku komendant kazał wywiesić afisz: “Pracą społeczną przy budowie szkoły realizujemy program partii”), 760 junaków w galowych, niebieskich mundurach robi sobie pamiątkowe zdjęcie. To będzie inspiracja dla autora nalepki na pudełku bystrzyckich zapa­łek. Hufiec wspiera głównego wyko­nawcę Budostal 4. Ciągnie po 160% normy w stalowni konwertorowej, gdzie montuje się belki suwni­cowe. Po wykonaniu zadania dwóch najlepszych junaków w nagrodę pojedzie na polską budowę na Kubę. Dotąd ni­gdzie nie zagrzali miejsca, za to mają pełno haków w życio­rysie. Jeden z wyróżnionych to chłopak z kieleckiej zapadłej wsi, który pierwszego wieczoru w hotelu robotniczym dmuchnięciem chciał zga­sić nocną lampkę. Myślał, że naftowa; nie znał elektryczności. Dziś jest wła­ścicielem dużego zakładu branży kom­puterowej.

Na ulicach pojawiają się pierwsze Fiaty 126. Fabryka w Bystrzycy, czujnie ostrzega: “Strzeż się pocią­gu”, “Ucz się znaków drogowych”, “Wpłacaj raty, na twój pierwszy samochód”.

Sama też rośnie w siłę i bogaci się. Stawiają własne osiedle. Przewidzia­na jest nawet sauna zakładowa. Z fundamentów wychodzi hala dla warsztatu mechanicznego na 1300 m kw. Tam będą przyjmować od kooperantów części składowe do produkcji maszyn.

W 1981 roku kupili trzy automatyczne taśmy w Berlinie Zachodnim. Kiedy zapałki były na kartki, produ­kowała je głównie Bystrzyca. Miasto też sobie radzi: gdy z Kłodzka przy­jeżdżają do nich na zakupy, mięso, wędliny i proszki do prania rzucane są do sklepów już po odjeździe ostat­niego w danym dniu pociągu do po­wiatowego miasta. Powstaje plan re­waloryzacji dzielnicy staromiejskiej – jest co ratować, Bystrzycę Kłodzką zbudowano w połowie XIII wieku. Od początku XIV wieku miasto było otoczone kamiennym murem i trze­ma bramami umocnionymi wieżami. Wszystko to zachowało się do dziś.

 

Grosz do grosza

Kryzys przyszedł w 1983r. Już nie było pieniędzy na importowane z Za­chodu maszyny. Postanowili sami do­kończyć modernizację. To, co wyko­nano we własnym zakresie, ma war­tość 5 milionów dolarów. Przygotowa­li się na gorsze surowce, bo nawet “Świecie” dawało im złą tekturę. Mi­mo to rok później zaczynają żyć z kre­dytów, których nie daje się spłacić pro­dukcją. Szwankuje zbyt. Na rynku po­jawiła się konkurencja z Dalekiego Wschodu. Jest moda na zapalniczki.

Teraz “Zapałki” są pracowniczą spółką akcyjną. Trwa likwidacja pol­skiej części zakładu, bo drugą część mają Włosi. Trwają rozmowy z Niemcem, który chce kupić puste hale remontowe na produkcję drew­nianej galanterii. Dyrektor Ryszard Rybak mówi, że uratowałby ich je­den grosz na pudełku. Obecnie kosz­ty pojedynczego produktu muszą skalkulować (w kraju jest jeszcze konkurencja, głównie dobrze stojące na kapitale obcym Czechowice) na 4 grosze. Przy 5 groszach już by się im opłaciło. Ciągle poszukują – ra­zem z bliźniaczą fabryką w Często­chowie – polskiego inwestora.

W mieście też żyje się coraz trudniej. Brakuje mieszkań, bo z pobliskich gór schodzą ludzie, którym nie opłaca się hodowla owiec. Z mapy powiatu znikają ca­łe wsie. Niegdyś ruchliwe, atrak­cyjne dla turystów: Czerwony Stru­mień, Huta, zarastają samosiejka­mi… Ale i w Bystrzycy nie można liczyć na zyski z obecności wczaso­wiczów. Od 1986 roku większość wpływów przejmuje agenda tury­styki w Wałbrzychu. Dla miastecz­ka to katastrofa. Brak kanalizacji spowodował, że woda spływając w głąb trzykondygnacyjnych piw­nic pod kamieniczkami, utworzyła tawerny. Trzeba zabezpieczyć 700- letnie mury.

Tymczasem fabryka zapałek skre­śla kolejne przyczółki eksportu swych wyrobów. Odpadły jej rynki zbytu w Iraku, na Ukrainę. Płynność finansową ostatecznie traci w 1993 roku.

Nadal równia pochyła dla miasta, choć w skali kraju to żaden ewene­ment. Pięć lat później urządzają blo­kadę dróg wyjazdowych na znak protestu przeciwko włączeniu Bystrzycy w skład wielkiego powiatu kłodzkiego. Bystrzyca sama chce być powiatem. Lokalne organizacje postanowiły zbojkotować wybór do rady narodowej w Kłodzku i nie wy­stawiać żadnych swoich kandyda­tów. – Jak się ktoś Wyłamie, to wia­domo, kolaborant – przestrzega bur­mistrz Krynicki.

Nic to nie daje.

7 maja na rynku we Wrocławiu, w 50. rocznicę zrzucenia na Polskę amerykańskiej stonki odbędzie się festyn pod protektoratem prezyden­ta, Bogdana Zdrojewskiego. Zapo­wiada się jajcarski happening. Dele­gacja bystrzyckich “Zapałek” stanie z hasłem: “Niesiemy płomień poko­ju”. Może wyznaczą im miejsce koło krwistoczerwonego stanowiska Co­ca-Coli, jako “dobitnego przykładu dekadencji i ohydy, toczącej zgniły kapitalizm”? Będzie tam przyciągała wzrok powiększona, autentyczna zapałczna nalepka z lat 50.: “Wróg cię kusi coca-colą”. Wywoła dużo zdro­wego śmiechu. Delegacji z Bystrzy­cy nie wolno psuć zabawy.

Wydanie: 17/2000, 2000

Kategorie: Reportaż

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy