Czaszki mówią

Czaszki mówią

Badania DNA – wbrew opiniom ich autorów – nie przesądzają, że znaleziona czaszka należała do Kopernika

Dr hab. Arkadiusz Sołtysiak – bioarcheolog, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, zajmuje się bioarcheologią Bliskiego i Środkowego Wschodu oraz zastosowaniami analiz archeometrycznych

Kilka lat temu prasę obiegła wiadomość, że we Fromborku odkryto szkielet Mikołaja Kopernika, a specjaliści kryminolodzy zrekonstruowali nawet twarz astronoma. Jakiś czas potem pojawiły się jednak informacje, że dwaj naukowcy, pan i Tomasz Kozłowski z Torunia, podważają tezę, że znaleziono szczątki Kopernika. Na czym stanęło?
– Właściwie na niczym nie stanęło. Po stronie archidiecezji warmińskiej była silna motywacja identyfikacji tych szczątków, bo zbliżała się 750. rocznica powołania tamtejszej kurii katedralnej, a Kopernik był najbardziej znanym członkiem tej kurii i został pochowany we Fromborku. Miejscowy historyk regionalista wytypował na podstawie niezbyt jasnych kryteriów miejsce w katedrze, w którym przeprowadzono wykopaliska archeologiczne. Następnie jedna ze znalezionych tam czaszek została ogłoszona czaszką Mikołaja Kopernika, a w końcu odbył się uroczysty powtórny pochówek domniemanych szczątków słynnego astronoma.

Co panowie na to?
– Opublikowaliśmy nasze opinie i tyle. Trumienka z czaszką została pochowana w katedrze i widać ją przez szybkę w posadzce. Był popyt na sensację, więc znalazła się i podaż, jak się stało również w przypadku domniemanego szkieletu Witkacego.

Na jakiej podstawie twierdziliście, że to nie Kopernik?
– Nie stwierdziliśmy, że to nie Kopernik, ale zwróciliśmy uwagę na ogromne pokłady myślenia życzeniowego w tej sprawie. Na przykład stan zębów sugerował, że czaszka należała do znacznie młodszej osoby niż Kopernik, który zmarł w wieku 70 lat, rekonstrukcja twarzy została oparta na czaszce pozbawionej żuchwy, a zatem wygląd dolnej części twarzy jest tylko i wyłącznie wytworem wyobraźni autora rekonstrukcji, skądinąd wyraźnie inspirowanej najsłynniejszym portretem Kopernika. Domniemana blizna to zwykły rowek tętniczy, a nie ślad po urazie. Tomasz Kozłowski z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu i ja opublikowaliśmy nasze opinie, wypunktowaliśmy błędy i z naszej strony to było wszystko.

Co konkretnie można było jeszcze ustalić, a tego nie zrobiono?
– Astronom zmarł w 1543 r., mniej więcej znamy jego biografię, wiemy gdzie i kiedy podróżował, ale zaniechano badania izotopów strontu, tlenu, węgla i azotu, które mogłoby uprawdopodobnić lub sfalsyfikować hipotezę, że osoba, do której należała czaszka, przebywała w tych miejscach, w których na określonym etapie życia przebywał Kopernik. Nie zostało nawet wykonane datowanie radiowęglowe.

Badanie DNA zęba z czaszki i włosa znalezionego w książce potwierdziły, że chodzi o tę samą osobę.
– Rzeczywiście włos i czaszka pochodzą prawdopodobnie (choć nie na pewno) od tego samego człowieka. Rzecz w tym, że to nie musiał być Kopernik. Po pierwsze, w książce „Calendarium Romanum magnum”, która po śmierci astronoma pozostała w bibliotece katedralnej, znalezione zostały włosy kilku różnych osób. Po drugie, książka traktująca o kalendarzu mogła być dość popularną lekturą fromborskich kanoników kilkadziesiąt lat po śmierci Kopernika, kiedy wprowadzano gregoriańską reformę kalendarza. Zatem badania DNA – wbrew opiniom ich autorów – nie przesądzają, że znaleziona czaszka należała do Kopernika.

Te wszystkie badania można jeszcze wykonać.
– Można, ale nie wydaje się, żeby ktokolwiek był tym zainteresowany. Osobiście nie jestem szczególnie zmotywowany, żeby odkrywać tajemnicę katedry we Fromborku, bo nie zajmuję się zawodowo archeologią ani historią Polski. Mój udział w tej sprawie był spowodowany przede wszystkim tym, że pochodzę z Torunia, gdzie ukończyłem I Liceum Ogólnokształcące im. Mikołaja Kopernika, a pierwsze moje zarobione pieniądze to była nagroda za wygrany konkurs wiedzy o Koperniku.

Przejdźmy więc do pańskich badań nad czaszkami pochodzącymi sprzed kilku tysięcy lat. Prowadził je pan w Iranie?
– Do odkrycia doszło na stanowisku archeologicznym Ali Kosz. Badania, które pół wieku temu prowadził tam Amerykanin Frank Hole, zostały przerwane po rewolucji islamskiej i dopiero w zeszłym roku podjęte na nowo. Irańscy koledzy znaleźli tam kilka szkieletów w bardzo twardej, gliniastej glebie. To były szczątki pierwszych rolników z wczesnego neolitu, sprzed 7-8 tys. lat. W pracowni z trudem doczyściliśmy kości i okazało się, że czaszki sześciu osobników – mężczyzn, kobiet i dzieci – są mocno zdeformowane, celowo wydłużone przez owijanie bandażem głowy we wczesnym dzieciństwie, gdy kości czaszki są jeszcze bardzo plastyczne.

Jaki był cel takiego zabiegu?
– Można przypuszczać, że ci ludzie chcieli w trwały sposób zamanifestować przynależność do grupy. W późniejszych czasach, 6-5 tys. lat temu, na Bliskim Wschodzie w taki sposób deformowane były już tylko czaszki kobiet. Być może zmienił się również cel wydłużania czaszek i głównym motywem stały się kwestie estetyczne.

Czego jeszcze dowiadujemy się o tych prehistorycznych mieszkańcach ziem współczesnego Iranu?
– Poza deformacją czaszki wszyscy dorośli mężczyźni mieli wybity prawy górny środkowy siekacz. Poza tym badania zębów dostarczyły kilka dodatkowych informacji o jakości życia wczesnych rolników. Na przykład regularny wzorzec niedorozwoju szkliwa na kłach wielu osobników sugeruje, że ci ludzie co roku przeżywali silny sezonowy stres zapewne związany z niedożywieniem na przednówku.

Czego jeszcze można się dowiedzieć o dawnych ludziach, badając zęby?
– W przypadku szkieletów z Ali Kosz zrobimy badania trwałych izotopów, by się dowiedzieć dokładniej, jakie były sezonowe różnice w diecie, a to pozwoli ustalić szczegóły gospodarki najwcześniejszych rolników. Pobraliśmy również próbki kamienia nazębnego, w którym mogą być uwięzione resztki pożywienia. Ostatnio dzięki badaniom kamienia udało się ustalić, że neandertalczycy zjadali nosorożce włochate i że w ich diecie były zboża. Wiemy również, że neandertalczycy z jaskini Szanidar, dziś na terenie północnego Iraku, żywili się daktylami, a neandertalczycy europejscy jedli grzyby i używali roślin leczniczych.

Badane przez pana tereny były w późniejszym okresie ośrodkiem jednej z najstarszych cywilizacji ludzkich, Mezopotamii. Rozwinęła się astronomia i związana z nią astrologia. Czy tamtejsze horoskopy przypominały dzisiejsze?
– Współczesna astrologia w dużym stopniu ma korzenie bliskowschodnie i np. znaki zodiaku pojawiły się na styku tradycji mezopotamskiej i greckiej. Starożytni mieszkańcy Mezopotamii wierzyli, że to, co się dzieje na niebie, dzieje się też na Ziemi, a więc obserwując gwiazdy i planety, można przewidzieć losy świata. Do tego celu był wykorzystywany zbiór ominów astralnych nazwany Enuma Anu Enlil. Kapłani wykorzystywali go do przewidywania przyszłości państwa, informowali króla, co oznacza dany znak i jak należy zareagować. Z zachowanej korespondencji między kapłanami a władcami Asyrii, datowanej na VIII i VII w. p.n.e., dowiadujemy się, jak to wyglądało w praktyce. Jeśli np. zaćmienie Księżyca oznaczało, że król umrze, wyznaczany był jeniec, który przez sto dni traktowany był jak król, a w tym czasie prawdziwy król przebywał na uboczu i nazywany był rolnikiem. Kiedy zagrożenie minęło i zastępczy król umierał, prawdziwy władca odbywał rytuał oczyszczający i oficjalnie powracał na tron. Inny król to był najczęściej figurant, odpowiednio dobrany jeniec wojenny, niewolnik, który służył tylko do reprezentacji. Kiedy jego czas się wypełnił, a jeniec z własnej woli nie odszedł z tego świata, był zabijany. Jeśli jednak w czasie zagrożenia król rolnik umarł, jeniec pozostawał na tronie. Taka procedura powtarzała się w Mezopotamii wielokrotnie, a urzędnicy pilnowali, by wszystko odbywało się zgodnie z tradycją.

Czy z mezopotamskich horoskopów mogli korzystać także inni ludzie?
– Na początku to nie były horoskopy, tylko omina sygnalizujące przyszłość całego państwa. Kiedy po podboju Bliskiego Wschodu przez Aleksandra Macedońskiego kultura Mezopotamii w coraz większym stopniu absorbowała wpływy greckie, pojawiła się koncepcja indywidualnego losu determinowanego przez ciała niebieskie. Wtedy dopiero pojawiły się horoskopy dla zwykłych ludzi. Na podstawie układu planet w chwili urodzin, rekonstruowanego dzięki tablicom astronomicznym, kapłani mezopotamscy ustalali cechy klienta i przewidywali, co w jego życiu się wydarzy. Takie horoskopy dodawały ludziom pewności siebie i pozwalały im cieszyć się przekonaniem, że kontrolują swoje życie.

Tak jak i dzisiaj?
– U schyłku cywilizacji mezopotamskiej, kiedy prawie nikt już nie wierzył w starych bogów, rodziny kapłańskie obsługujące dawne świątynie musiały znaleźć jakieś źródło utrzymania i stawianie indywidualnych horoskopów było ich naturalnym wyborem, biorąc pod uwagę długą historię mezopotamskiej astromancji. Ci kapłani, podobnie jak współcześni wróżbici, sprzedawali nadzieję, że mamy wpływ na nasze życie i możemy przewidzieć różne zagrożenia.

Na ile wiedza o przeszłości nadaje się do wykorzystania dzisiaj?
– Ludzie wykształceni często interesują się przeszłością i korzystają z niej, budując swój obraz świata. A w wymiarze bardziej masowym dziennikarze korzystają z pracy archeologów, dostarczając czytelnikom taniej rozrywki, zwłaszcza w sezonie ogórkowym, kiedy brakuje poważniejszych tematów. Czasami jestem proszony o skomentowanie odkrycia nowego dinozaura i rozmówca jest bardzo zdziwiony, kiedy dowiaduje się, że archeolodzy nie odkopują dinozaurów, a zajmują się tylko ludźmi. Ewentualnie z archeologami można porozmawiać o mamutach lub niedźwiedziach jaskiniowych, które żyły w czasach pierwszych ludzi.

A jeśliby się okazało, że ci pierwsi ludzie natknęli się na szkielety dinozaurów?
– Co mogliby z nimi robić? Może przerobiliby je na narzędzia. Podejrzewam, że kości udowej dinozaura można skutecznie używać jako maczugi.

Wydanie: 20/2018, 2018

Kategorie: Nauka

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy