Czego brakuje lewicy?

Czego brakuje lewicy?

Wyborcy są, ale nie chcą głosować

Polska lewica od lat drepcze w tyle z kilkuprocentowym poparciem. Owszem, miała wzrosty, gdy wystartowała Wiosna albo gdy Adrian Zandberg punktował w Sejmie Mateusza Morawieckiego. Ale były to jednostkowe skoki w górę, nic za nimi nie poszło. Na pewno świadczą one o tym, że wyborcy są. Że doskoczą. Dlaczego więc lewica nie potrafi ich przytrzymać? Co się stało, że nie jest w stanie przebić pewnego pułapu? Czy tak już ma być, czy tak być musi?

Oczywiście nie. Ale ta lewica, którą widzimy w Sejmie, tego nie zrobi. Choć pole, na którym może kwitnąć – jest. W swojej historii przekraczała już przecież 40% poparcia. Owszem, było to dosyć dawno, prawie 20 lat temu, ale przecież zdecydowana większość tych wyborców żyje. Chodzi po świecie, dyskutuje, ma rodziny, dzieci, wnuki, tylko nie chce już głosować na lewicę.

Można tłumaczyć, że takie mamy czasy, podział PiS kontra PO zdominował debatę publiczną, wszystko obok jest martwe, można być albo za PiS, albo za PO. Fakty jednak są takie, że poza tym podziałem, wmuszanym opinii publicznej przez media, pozostaje 30% Polaków. Faktem jest też, że przez pierwsze lata III RP dominował inny podział, między post-PZPR i post-Solidarnością. Innymi słowy, nic nie jest dane raz na zawsze. Polska nie jest skazana na ciągłą wojnę Kaczyńskiego z Tuskiem, czyli na dwie partie, które organizują nam życie.

No dobrze, dlaczego więc lewicy nie udaje się wepchnąć nogi w drzwi i rozbić duopolu? Bo jej nie ma. Niby jest w Sejmie, niby organizuje kilka konferencji prasowych dziennie, niby coś mówi, o coś się stara (przeważnie zresztą o sprawy ważne), ale to wszystko nie przekracza poziomu szumu, wygląda jak komunikaty wagi lekkiej. I to jest główny problem dzisiejszej lewicy.

Po pierwsze, jej liderzy nie są traktowani jak liderzy.

Po drugie, ich opinie nie są traktowane poważnie.

Po trzecie, to wszystko nie jest ani analizowane, ani zapamiętywane.

Prześledźmy wypowiedzi polityków lewicy – dotyczą one głównie ważnych kwestii: praw kobiet, praw osób LGBT, większych wydatków na służbę zdrowia i oświatę… To wszystko słuszne postulaty, ale nie budują one emocjonalnej więzi z elektoratem. Nie budują spójnego obrazu świata, który wyborcom jest potrzebny. Nie łączą spraw materialnych ze światem symboli, z historią.

A to jest siła PiS. Kaczyński potrafił znaleźć klucz do duszy ponad 40% Polaków, łącząc 500+ z mistycyzmem katastrofy smoleńskiej, z ksenofobią, ze strachem przed uchodźcami i osobami LGBT, a także z konserwatyzmem płynącym z nauki polskiego Kościoła. Swoją narrację i swój świat symboli ma również Platforma. To Lech Wałęsa, marsz ku Europie, to jest otwarcie na świat i Donald Tusk.

A lewica? Kłopot lewicy polega na tym, że nie może sobie znaleźć miejsca na scenie politycznej. Lub inaczej – że nie potrafi sobie tego miejsca wziąć siłą. Nie potrafi narysować nowego duopolu, w którym byłaby jednym z biegunów.

Warto w tym miejscu przypomnieć wybory prezydenckie z roku 2005. Jeszcze gdy w sondażach przewodził Włodzimierz Cimoszewicz, Lech Kaczyński prowadził kampanię z przesłaniem Polska AK kontra Polska AL. I tę dychotomię propaganda prawicy wzmacniała, spychając gdzieś na bok Donalda Tuska. Gdy Cimoszewicz w wyniku bezpieczniackiej intrygi się wycofał, Lech Kaczyński niemal natychmiast zmienił komunikat. I ogłosił wojnę między Polską liberalną a Polską solidarną, społeczną. Ten spór, w dużym stopniu przecież propagandowy, trwa do dziś.

Czy lewica może go zakwestionować? Owszem. Ale najpierw musi sobie wyjaśnić wiele spraw. Przepracować swój stosunek do historii, do PRL, do Solidarności, do lat 90., i wiedzieć, za co krytykuje PiS, a za co PO. Musi mieć własny obraz przyszłej Polski. No i własnych bohaterów.

Sęk w tym, że lewica nie ma swojej opowieści. Ma różne postulaty, ale tak naprawdę nawet nie potrafi w jasny sposób ich bronić. Przykłady?

LGBT – Andrzej Duda prowadził swoją kampanię, wołając, że zwolennicy LGBT chcą zniszczyć rodzinę i uzyskać prawo do gorszenia Polaków, zwłaszcza nieletnich. Lewica nie potrafiła w tej sprawie zająć dobrego miejsca. Zamiast tłumaczyć, że broni praw osób LGBT, bo broni praw człowieka, broni osób poniżanych i prześladowanych, uległa propagandzie PiS. W efekcie w świat poszedł komunikat, że wspiera najbardziej radykalne postulaty działaczy LGBT. To z kolei wystraszyło część polityków SLD, więc w świat poszedł kolejny komunikat, że lewica nie chce z tymi sprawami mieć nic wspólnego. I tak źle, i tak niedobrze.

Polska Ludowa – teoretycznie powinien to być wygodny dla lewicy temat, czasy Polski Ludowej wielu Polakom kojarzą się dobrze. I potrafią oni, oceniając PRL, oddzielić rzeczy, których nie można zaakceptować, od tych, które powinniśmy kontynuować. Dlatego ten okres historii, kluczowy dla tożsamości nie tylko SLD, trzeba przepracować, wytłumaczyć – sobie i wyborcom.

Tymczasem w rozmowach o Polsce Ludowej politycy lewicy prezentują całą mnogość postaw. Od afirmacji po pełne potępienie. Na dodatek z reguły nie wychodzą poza banalne oceny.

Innym przykładem bałaganu intelektualnego jest sprawa 500+, 300+, płacy minimalnej, tego całego socjalu, który PiS zafundowało Polakom. W tych kwestiach także politycy lewicy biegają od ściany do ściany. Jedni domagają się wypłat jeszcze większych, drudzy chwalą takie, jakie są, jeszcze inni wołają, że zostało to źle pomyślane i dobrych efektów nie ma. A wynik jest taki, że nikt lewicy w sprawach polityki społecznej nie słucha, bo po co słuchać, jeśli komunikaty są przypadkowe, od Sasa do Lasa?

Dlaczego tak się dzieje? Na pewno po części dlatego, że jej liderzy wciąż jeszcze nie są politykami, drobna korzyść jest w ich działaniu ważniejsza niż myślenie w skali formacji. Symbolem tego niech będą telewizyjne kłótnie Włodzimierza Czarzastego z trzeciorzędnymi politykami PiS. Kończące się sakramentalnym: jest pan głupi.

Ale ważniejsze jest to, że lewica nie ma infrastruktury, którą każda formacja mieć powinna. A skoro tak, skoro jest tylko partia albo klub w Sejmie, trudno coś takiego poważnie traktować. To co najwyżej grupa kolegów walcząca o posady. Gotowa sprzedawać swoje głosy. Nic więcej. Dopiero obecność rozmaitych organizacji skupionych wokół partii, think tanków, klubów dyskusyjnych, fundacji, a przede wszystkim mediów, tworzy formację, żywy organizm. Formacja musi żyć, musi dyskutować, budować liderów, ich kompetencje, wyzwalać aktywność sympatyków. To jest siła PiS, które przecież jest emanacją różnych środowisk, nieraz zupełnie sobie obcych. Bo co łączy Jarosława Gowina z Piotrem Dudą? Zresztą sam Duda mówił mediom, że Gowin na stanowisku szefa gospodarki to plunięcie w twarz związkowcom z Solidarności.

A media? Za PiS gardłują różne tytuły, nieraz ze sobą skłócone. Jarosław Kaczyński do tych grup dotarł, przeciągnął je na swoją stronę. Zorganizował też ich finansowanie. Bo owszem, media prawicowe w czasach, gdy PiS było w opozycji, klepały biedę, ale żyły. Wspomagane przez partię, przez zaprzyjaźnionych biznesmenów, przez różne zbiórki.

W ten sposób PiS rozbudowywało swoje środowisko, miało także bazę, by dyskutować nad swoimi programami, by wiązać ze sobą kolejne grupy sympatyków.

Swoje środowisko ma też Platforma. Zbudowała je w trochę inny sposób niż PiS, ale jeżeli ktoś myśli, że powstało ono samo, że nie trzeba było tych różnych organizacji, fundacji, tytułów wspomagać, to jest bardzo naiwny.

A lewica? Od lat słyszymy utyskiwania, że lewicowe środowiska wciąż są za słabe, często skłócone, że o mediach nie ma nawet co marzyć… Tylko że nie widać żadnych poważnych starań, by ten stan zmienić. A jeśli tak, to liderzy lewicy nie powinni się dziwić, że ich wypowiedzi lub akcje polityczne są przeinaczane, ignorowane bądź wyśmiewane. Bo to ich przeciwnicy ich pokazują. I oni piszą historię lewicy.

Przykładów jest aż nadto. Gdy w wyborach do Parlamentu Europejskiego Biedroń nie chciał poprzeć wspólnej listy opozycji (pod auspicjami PO), rozmaici dziennikarze wyzywali go od zdrajców albo wspólników Kaczyńskiego. W kampanii parlamentarnej każdy samodzielny gest lewicy był natychmiast krytykowany – że to atak na PO, na demokrację itd.

Jeżeli więc lewica nie zbuduje własnej infrastruktury, własnej sieci mediów – niezależnych, to ważne – własnych narzędzi komunikowania się z wyborcami, dyskutowania, to niczego już nie ugra. Wciąż będzie jej brakowało świeżych pomysłów, dobrych rozwiązań, ekspertów, wciąż będzie zaskakiwana i pouczana. I bez złudzeń – Facebook to za mało.

Robert Biedroń może zamieszczać różne filmiki w sieci – niewiele mu to da. Włodzimierz Czarzasty może sobie jeździć po powiatach, to pomoże mu tylko w utrzymaniu władzy w partii, ale nie w rozbudowie ugrupowania. Powtórzy historię Ordynackiej – będzie miał szyld i nic poza tym.

To jest ten wybór – o co gracie, panie i panowie?

r.walenciak@tygodnikprzeglad.pl

Fot. Andrzej Hulimka/Forum

Wydanie: 2020, 42/2020

Kategorie: Opinie

Komentarze

  1. ChilonChilonides
    ChilonChilonides 17 października, 2020, 13:25

    Postulaty socjalne przejął PIS i je w jakiejś części wprowadził w życie (owszem mniej lub bardziej mądre) a postulaty LGBT są dla większości społeczeństwa zupełnie obojętne (oprócz światka akademickiego lub tzw. warszawki). No i gdzie tu dla „Lewicy” miejsce? Nie ma proszę Państwa.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy