Czerwona saga

Czerwona saga

Dziwi milczenie dzieci budowniczych Polski Ludowej, kiedy epigoni antykomunizmu przypisują ich rodzicom najgorsze niegodziwości moralne i zdradę narodową

Do cieszących się poczytnością opowieści o dziejach znanych rodzin dołączyła ostatnio sporządzona przez braci Stefana i Witolda Lederów saga ich rodu pt. „Czerwona nić”. Wyróżnia się kilkoma istotnymi cechami. Obrazuje dzieje rodu, a właściwie dwóch rodzin, które w kilku kolejnych pokoleniach odgrywały istotną rolę w rewolucyjnym nurcie marksowskiego ruchu socjalistycznego, polskiego, niemieckiego i rosyjskiego. Ojca autorów sagi, Władysława Ledera, i jego rodzeństwo łączyła nie tylko współpraca, lecz również wieloletnia przyjaźń z Różą Luksemburg i Leonem Jogichesem-Tyszką, także z Feliksem Dzierżyńskim i innymi przywódcami polskiej i europejskiej socjaldemokracji, a po 1918 r. ruchu komunistycznego. Są to dzieje pasjonujące, dotyczą ważkiego nurtu historii XX w., a jednocześnie w wątkach osobowych niezwykle dramatyczne.
Obie średniozamożne kupieckie rodziny żydowskie – wywodzący się z Warszawy Feinsteinowie i z Kurlandii Hirszfeldowie – w drugiej połowie XIX w. przeszły głęboką przemianę. Dzięki wykształceniu cała dość liczna generacja obu rodzin uzyskuje społeczny i kulturowy status inteligencji, najczęściej wysokiej próby, a jednocześnie szybko oddala się od żydowskich korzeni i podlega procesowi asymilacji. zależnie od sytuacji polskiej lub niemieckiej. I oto w tym zmieniającym status społeczny i poczucie narodowej tożsamości pokoleniu spośród czworga Feinsteinów i dziewięciorga Hirszfeldów większość, bo aż dziesięć osób, aktywnie zaangażowała się w ruch rewolucyjny, dwoje uczestniczyło w pracach kierownictwa SDKPiL. Czasami wymuszone przez konspirację pseudonimy partyjne i publicystyczne stawały się

ich nowymi nazwiskami,

w ten sposób Władysław Feinstein przed stu laty przybrał nazwisko Leder. Z kolejnej już mniej liczebnej generacji pięć osób działało w ruchu komunistycznym, kilkoro walczyło na wojnie z hitleryzmem. Witold Leder przytacza też finalną makabryczną statystykę: z siedemnastki zaangażowanych w ruch komunistyczny lub jego lewicowe partie-poprzedniczki dwanaścioro trafiło w tryby stalinowskiego młyna śmierci, padło ofiarą czystek i represji NKWD. Tylko dwoje przeżyło. Mimo tych dramatycznych doświadczeń wszyscy pozostają przy lewicowych przekonaniach, a nawet w tej czy innej mierze wierni są komunistycznemu wyborowi. Sagę zaprojektowali i zredagowali bracia Lederowie, spod ich pióra wyszły najważniejsze teksty. Ale nie są wyłącznymi autorami. Gdzie to było możliwe, oddali głos jej pozostałym bohaterom, zarówno żyjącym, jak i od dawna nieobecnym. Ten pomysł wspaniale się sprawdził, umocnił autentyzm relacji. Zamieszczono fragmenty naukowej i politycznej spuścizny pisarskiej Władysława Ledera, okupacyjnego dziennika Sabiny Feinstein-Marczak oraz wspomnienia o pobycie Pabla Picassa w Polsce prof. Ewy Lipińskiej-Leder. Jeden z najmłodszych potomków rodu, Andrzej, syn Witolda Ledera i Ewy Lipińskiej, napisał poruszający wnikliwością sądów i subtelnością emocjonalną biogram swej mamy. Do tej części książki odnieść należy też obszerne fragmenty listów „Towarzysza Józefa”, czyli Feliksa Dzierżyńskiego do Sabiny Feinstein z lat 1905-1913. Łączyło ich głębokie uczucie, w przypadku Sabiny miłość życia – nigdy już nie związała się z innym mężczyzną (zmarła w l964 r.) i przechowała te listy przez wszystkie burzliwe koleje losu. Ta całkowicie prywatna, intymna korespondencja mówi zaskakująco wiele o osobowości Feliksa Dzierżyńskiego. W listach pisanych wytworną polszczyzną panuje neoromantyczny nastrój, trudno natomiast doszukać się czegoś, co zapowiadałoby „żelaznego” Feliksa, szefa radzieckiej Czeki. Chyba że pojawiająca się chwilami egzaltacja, skłonność do prawie mistycznej fascynacji, zarówno kobietą, jak i „sprawą”. Manifestuje się w tym natura

podatna na fanatyzm.

W każdym razie chwała Witoldowi Lederowi za zamieszczenie tych listów, gdyż to on już po śmierci brata o tym zdecydował.
Lektura tej książki zmusza do myślenia, stawia mocne pytania, nie podpowiada łatwych odpowiedzi. Nie jest spowiedzią rozczarowanych wyznawców „czerwonej” wiary, odżegnujących się od „błędów młodości”. Ale też jej autorzy – wszyscy – również ci, którzy mówią dawno pisanymi tekstami, nie są ślepi na rzeczywistość, widzą pokrętne ścieżki historii swojego ruchu, stają oko w oko ze zwyrodnieniami i zbrodniami. Bronią jednak konsekwentnie zasadniczych, głównych racji swojego ideowego wyboru. Wśród pytań, jakie ta saga stawia, dwa wydają się najważniejsze. Co prowadziło młodych, wykształconych, wrażliwych moralnie ludzi z w miarę dobrze sytuowanych rodzin tak masowo do marksowskiego socjalizmu i tak często na jego lewe, radykalne skrzydło, pod sztandary bolszewickiej rewolucji i ruchu komunistycznego. Saga rodu Lederów wskazuje głównie moralne źródła tego zaangażowania, dramatyczny sprzeciw wobec nędzy, ucisku i upokorzeń, jakie były udziałem milionów w tamtej fazie kapitalizmu i w tej części Europy. Myślę, że jest to sugestia trafna. Przypomniała mi się długa rozmowa, jaką w Moskwie prowadziliśmy z okazji jakiejś konferencji naukowej latem 1989 r. z Arnoldem Horelickiem, wnikliwym badaczem stosunków radzieckich z amerykańskiej RAND Corporation. Rozpadało się już radzieckie imperium, chwiał się sam Związek Radziecki. Nas pochłaniało pytanie, skąd to się wzięło. Dość zgodnie dochodziliśmy do wniosku, że u narodzin było połączenie moralnego protestu szlachetnej młodzieży z „dobrych” domów z desperacją milionów bardzo biednych chłopów, półanalfabetów, uzbrojonych i wpędzonych w okopy zupełnie dla nich niezrozumiałej, a potwornej wojny.
Trudniejsze jest inne pytanie: dlaczego

wykształceni i obyci ze światem

ludzie wykazywali dla sprawy komunizmu tak upartą wierność, że nie zachwiały nią najcięższe prześladowania i krzywdy osobiste, a także gorzka świadomość realiów represyjnego systemu. Cudem wyrwani z łagrów, ocaleni synowie rozstrzelanych ojców z samozaparciem i entuzjazmem szli na front, potem stawali do budowy nowego ustroju w Polsce. Opisany w tej książce fenomen dotyczył tysięcy komunistów, Rosjan, Polaków, Węgrów, Niemców, wielu narodowości. Motywy tego samozaparcia godne są studiów. Pewną rolę odegrała opisana moralna i emocjonalna geneza ideowego wyboru, psychologicznie podobna do religijnej konwersji. Wiara bywa nad krzywdy silniejsza i ślepa na rzeczywistość. Ale nie wyjaśnia wszystkiego. Widocznie jednak sprawa, której dochowywano wierności nadal czymś fascynowała przemawiała do serc i rozumów, miała wciąż coś istotnego do zaoferowania. Jako siła skutecznie i zwycięsko walcząca z hitleryzmem, jako modernizacyjny i egalitarny program przebudowy społecznej, jako internacjonalistyczny sprzeciw wobec narodowej dyskryminacji. W przypadku polskich komunistów nie bez znaczenia była nadzieja, że oni w swoim kraju zrobią ,,to”, czyli etatystyczny socjalizm inaczej i lepuj. Dopiero piętnaście lat po wojnie te fascynacje i nadzieje zaczęty się załamywać, jak sądzę nie tyle za sprawą demaskatorskiego referatu Chruszczowa na XX zjeździe (weteranom ruchu nie odsłonił on nieznanej prawdy), ile wskutek widomych wyczerpywania się kreatywnego potencjału przemian społecznych zawartych w tej postaci rewolucji. Mimo zawodu rozczarowania u sporej części komunistów pozostało mocne i niepozbawione podstaw przekonanie, że kapitalizm nie jest żadną alternatywą. Pozostawali nadal na lewicy. Znamiennie też, że owe rozterki i załamania pogrążyły ideowo i rozbroiły politycznie europejski komunizm. genetycznie związane z rewolucją rosyjską, a chiński, azjatycki wykazał znacznie większą odporność i trwałość.
Witold Leder w zamykającym książkę eseju daje wyraz oburzenia moralną degrengoladą tych dawnych towarzyszy, którzy „dziesięcioleciami korzystali ze wszystkich owoców zwycięskiego ruchu komunistycznego, tam gdzie sprawował on władzę, a dzisiaj lamentują w niebogłosy i opluwają swą przeszłoś, utyskując, że zostali oszukani”. Jeśli o mnie idzie, bardziej zdumiewa mnie i zniechęca inne zjawisko. W intelektualnym zapleczu zwycięskiej dziś kapitalistycznej restauracji znaczną rolę odgrywają dzieci dawnych kapepowców i pepeerowców, którzy w różnym czasie dołączali do ruchu antykomunistycznego. Zmienili poglądy – to da się zrozumieć i uszanować. Ale trudniej pojąć obojętne milczenie wobec kalumnii, którymi prostaccy epigoni antykomunizmu obrzucają ich rodziców, przypisując im najgorsze niegodziwości moralne, kondotierską sprzedajność, odszczepieństwo narodowe itp. Znają przecież prawdę lepiej ode mnie. Wyrastali w tych rodzinach, ja wywodząc się z innego środowiska, tylko je z bliska przez pewien czas obserwowałem. Jednak nawet krytykując poglądy i działalność tych ludzi, zawsze będę bronić bezinteresownej ideowości motywacji, jakie nimi kierowały. Milczenie synów i córek dawniejszych komunistycznych budowniczych Polski Ludowej w tej sprawie, umacnia niestety w czasach ustrojowego przełomu dość pospolitą etykę zaprzaństwa.
I jeszcze jedna uwaga. Bracia Lederowie napisali swą czerwoną sagę rodową najpierw po niemiecku (wychowali się w dwujęzycznej rodzinie), gdyż znaleźli niemieckiego wydawcę, który zresztą postarał się o bardzo staranną i okazałą edycję. Rzeczowe uzasadnienie było oczywiste, ród, o jakim mowa, zapisał się w dziejach zarówno polskiej, jak i niemieckiej lewicy. Pozostaje jednak wymowa polityczna: w 2002 r. w Republice Federalnej Niemiec dużo łatwiej niż w Polsce było o wydawcę i czytelnika opowieści o rodowodach i dziejach komunistów, a także o ich wierności dla lewicowej sprawy. Tytuł brzmi bowiem: „Unbeirrbar rot” – niezmiennie czerwoni. Po polsku rzecz ukazała się trzy lata później, nakładem Iskier, ale także przy wsparciu niemieckiej fundacji Rosa Luxemburg Stiftung. To daje do myślenia.

Stefan i Witold Lederowie, Czerwona nić. Ze wspomnień i prac rodziny Lederów, Iskry, Warszawa 2005

 

Wydanie: 06/2006, 2006

Kategorie: Historia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy