Człowiek do zadań specjalnych

Człowiek do zadań specjalnych

Maciej Lang! To jedna z ciekawszych karier. Był w wielu miejscach, niemal zawsze gorących i ważnych. I był krótko. Na zasadzie: człowiek do zadań specjalnych.

Do MSZ przyszedł z MSWiA, gdzie – jak możemy wyczytać w jego CV – przez cztery lata pracował w Departamencie ds. Migracji i Uchodźstwa. Przyszedł i od razu wyjechał do Kazachstanu, gdzie miał się zajmować sprawami konsularnymi. Był tam sześć lat, do roku 2003. Potem wrócił do centrali, w której kierował zespołem ds. Azji Centralnej. Następnie wyjechał do ambasady w Atenach, którą kierował niemal przez rok jako chargé d’affaires. I kierowałby dłużej, ale państwo polskie posłało go do Turkmenistanu, gdzie przyszło mu otwierać pierwszą naszą placówkę dyplomatyczną w tym kraju.

Odbywało się to zresztą w dość gwałtowny sposób. Lang przyjechał z Aten do Warszawy w niedzielę, 11 lutego 2007 r., a już w czwartek stawał przed sejmową komisją jako kandydat na ambasadora w Aszchabadzie. Nie mając czasu, by się przygotować.

Skąd ten pośpiech? To był czas zmiany władzy w Turkmenistanie. Po śmierci prezydenta Saparmyrata Nyýazowa jego tymczasowym następcą, zgodnie z procedurą, miał być przewodniczący parlamentu Owezgeldi Atajew. Ale został nim wicepremier Gurbanguly Berdimuhamedow. Atajew zaś został aresztowany i oskarżony o czyny niegodne. Po czym Berdimuhamedow rządził Turkmenistanem długo, aż do lutego 2022 r. Wtedy ogłosił, że trzeba oddać władzę młodszym. Po czym rozpisano na 12 marca wybory prezydenckie, które wygrał, cóż za przypadek, jego syn Serdar.

W takich okolicznościach hartował się Lang, wyjeżdżając do Aszchabadu w momencie ważnej zmiany. Po czym los rzucił go, po dwóch latach, do Kabulu. Tam kierował polską ambasadą, też niepełną kadencję, bo trzy lata, do kwietnia 2012 r. Ale kierował, w warunkach wojennych przecież, z powodzeniem. Tak, że po powrocie z Afganistanu został odznaczony przez prezydenta Komorowskiego Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. I wrócił nie do MSZ, tylko do MON, gdzie objął stanowisko pełnomocnika MON ds. misji zagranicznych.

Ale nadszedł rok 2014 i pierwsza wojna na Ukrainie, więc Lang od kwietnia 2014 r. do lipca 2015 r. był tam członkiem specjalnej misji monitoringowej OBWE, kierując terenowym zespołem obserwatorów.

A potem poszło szybko. W lipcu 2015 r. został ambasadorem w Kazachstanie. Czyli na ostatnie lata Nazarbajewa. I może dotrwałby tam do przejęcia władzy przez Tokajewa, gdyby nie Turcja… 15 lipca 2016 r. doszło tam do próby zamachu stanu, stłumionej i zakończonej czystkami i represjami. W tym czasie trwała procedura wyjazdu Langa do Ankary, zatwierdzania go jako ambasadora.

Nie był tam długo. Już dwa lata później wylądował w… Warszawie, na stanowisku podsekretarza stanu. Jako jedyny w kierownictwie MSZ miał doświadczenie w pracy na placówce zagranicznej i w dyplomacji. W takiej roli był więc potrzebny!

Ale musiało go to zmęczyć, bo po dwóch latach, w roku 2020, poprosił o wyjazd do… Rumunii. Na spokojną placówkę. W tym spokoju długo nie wytrzymał – w sierpniu wyjechał do Kabulu jako cywilny koordynator operacji ewakuowania naszej misji. Za te działania prezydent Duda uhonorował go Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.

Teraz Lang jedzie po raz drugi do Turcji. Oczywiście jako ambasador. Na miejscu prezydenta Erdoğana zacząłbym się niepokoić.

Wydanie: 2022, 50/2022

Kategorie: Aktualne, Kronika Dobrej Zmiany

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy