Czy podręczniki do języka polskiego szargają świętości?

Czy podręczniki do języka polskiego szargają świętości?

„Nasz Dziennik” oskarża księdza Twardowskiego o „wykrzywianie religii”

Atak nastąpił siedem lat po ukazaniu się pierwszego z serii podręczników „To lubię”. Późny, ale różnorodny i dotkliwy ma wystraszyć dyrektorów szkół, którzy z kolei poproszą polonistów, by nie korzystali z książki szargającej świętości. Incydenty już były. Na przykład dyrektor, matematyk, miał pretensje, że nauczyciel „takie rzeczy propaguje”.
Autorką i redaktorem serii jest dr Zofia A. Kłakówna. Całość opracowano w Instytucie Filologii Polskiej Akademii Pedagogicznej w Krakowie, kierowanym przez prof. Bolesława Farona, zaś wydano w krakowskim Wydawnictwie Edukacyjnym 2000. W 1994 r., gdy seria debiutowała, prof. Bożena Chrząstkowska z UAM w Poznaniu nazwała ją lokomotywą reformy oświaty. Później były nagrody na Targach Książki Szkolnej i Nagroda Ministra Edukacji w 1998 r.
Jednak – co najważniejsze – zachwyceni podręcznikami są nauczyciele, którzy je wybrali. Rodzice, początkowo nieufni, bo nie znajdowali rozdziału „gramatyka”, również przekonali się do edukacyjnej propozycji. Młodzież też jest zadowolona. Powód? Absolwenci uczeni na „To lubię” dobrze radzili sobie na egzaminach wstępnych do liceów. – To skuteczny podręcznik – podkreśla Krzysztof Wiatr, nauczyciel z krakowskiej podstawówki. – Dzięki niemu uczniowie lepiej wypadają na olimpiadach i sprawdzianach kompetencji. Poza tym wreszcie mogę rozmawiać z uczniami o problemach, a nie tylko o tym, co jest epiką, dramatem czy liryką.
– Oceniam, że co piąte dziecko w gimnazjum korzysta z naszego podręcznika – mówi prof. Faron. – Ci, którzy nas atakują, to konkurenci na rynku wydawniczym, nie tylko pseudoobrońcy Kościoła.

Książki do religii drapią

Wydawałoby się, że podręczniki znalazły swoje miejsce w klasach ambitnych nauczycieli. I nagle następuje atak. Pod koniec 2001 r. w „Naszym Dzienniku” ukazuje się publikacja z podkreślonym hasłem „głupi i brzydki”. Chwilę później ulotki z artykułem, bez podania źródeł, będą rozrzucane pod krakowskim kuratorium. W Poznaniu zbierane są podpisy pod kościołami, w Dąbrowie Tarnowskiej odbywa się posiedzenie Rady Miejskiej, do MEN nadchodzą protesty. Wszystko, by podręcznik wycofać, a przynajmniej obrzydzić. Jednak po bliższym rozpatrzeniu atak okazuje się kuriozalny. Dziennikarka „Naszego Dziennika”, Jadwiga Kalinowska, twierdzi, że wiersz „Nogi skaczą, skrzypią ławki, kogoś biorą za nogawki, piszczą, wyją, głośno chrapią, książki do religii drapią, nagle sfrunął anioł biały mówi – lubię te kawały”, wykrzywia religię katolicką. A jest to wiersz księdza Twardowskiego. Zarzuca również „wszechobecny kult zwierząt”, tyle że znajduje go w słowach… św. Franciszka.
Domaga się publikowania wyłącznie autorów polskich. Na indeksie znajdują się laureatka Nagrody Nobla, autorka „Cudownej podróży”, Selma Lagerloff, bo chwali New Age i Mark Twain – za propagowanie agresji. Zakazane mają być Muminki i przygody Mikołajka. Ilustratorowi Andersena, Lagerfeldowi, zarzuca się homoseksualizm. Podobne oskarżenia kieruje się pod adresem bohaterów „Alicji w krainie czarów”. Ośmieszeniem rodzin wielodzietnych ma być reportaż „Utrzymuję mamę z tatą”, a Urszula Kozioł powinna być zakazana, bo jest komunistką. I tak dalej, i tak dalej.
– Głupstwo nie może dotknąć – mówi Zofia A. Kłakówna, która jednak poważnie traktuje przeciwników. Spotkała się z nimi na wspomnianej sesji w Dąbrowie Tarnowskiej. Przekonała ich. Ataki prasowe określa jako brutalne i nieuczciwe.
– Widocznie wśród rodziców ciągle pokutuje przekonanie, że literatura jest dosłowna jak instrukcja obsługi, że nie jest fikcją – zastanawia się autorka „To lubię”. – Poza tym bardzo silna jest u nas tradycja szkoły pozytywistycznej, pokazującej tylko dobre wzory, co białe, co czarne. Tymczasem dziś trzeba wprowadzić do podręczników życie i kulturę masową – nauczyć jej odbioru.
– Rzeczywiście, nie pokazujemy idealnego świata, jak to było w poprzednich czytankach – przyznaje prof. Faron – ale świat autentyczny, czasem drapieżny, w którym żyje młody człowiek.

Zdają do liceów

Bogumiła Świderska z Iwierzyc w woj. podkarpackim (w szkole jest 200 uczniów) zdecydowała się na „To lubię” natychmiast, gdy pojawiło się na rynku. Mówi ładnie o „przywróconej radości nauczania”, „wyprzedzaniu reformy”, „kreatywności i innowacyjności”, ale podaje też konkrety. – Wiadomo, jaki może być kontakt z kulturą w takiej małej miejscowości – tłumaczy – a ta książka prowokuje do rozmów i dyskusji. Tu nie ma czytanki, a pod nią pytań. Postawić je muszą sami uczniowie. Pod wpływem nowego stylu nauczania moi uczniowie tak się zmienili, że założyli gazetkę szkolną „Szóstka”. I zdali do liceów.
– Podręcznik jest tak zbudowany, że słabszy uczeń też się może wypowiedzieć – dodaje Emilia Piwowar, nauczycielka z Gliwic, ucząca z „To lubię” i w podstawówce, i w gimnazjum. Jak zaznacza, na taką książkę czekała przez 21 lat pracy w szkole. – Jest wiele tekstów do wyboru. Z niektórych mogę zrezygnować, inne zalecić do przeczytania w domu – ocenia.
Emilia Piwowar najbardziej ceni tematy, w których z tekstów codziennych przechodzi się do wielkich dzieł. – Tekst o programie „Big Brother” jest wstępem do rozważań o Fauście – tłumaczy nauczycielka. – Dzięki temu połączeniu dyskusja o nieprzekraczalnej granicy, o świętościach była o wiele ciekawsza. Równie interesująco pokazano Antygonę – raz jej motyw jest we współczesnym tekście, później w klasyce. Mamy także historię owieczki Dolly. Uczniowie zastanawiają się, jak daleko można ingerować w życie ludzkie.
Nauczyciele podkreślają, że jest to przemyślana seria podręczników, żadnej przypadkowości. Autorzy żałują, że konkurencja walcząc, zasłania się religią. Wszyscy cieszą się, że lada moment ukażą się książki dla licealistów. No, może nie wszyscy.

 

 

Wydanie: 02/2002, 2002

Kategorie: Obserwacje

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy