Czy prawdą jest, że w Polsce zwiększa się przepaść między najgorszymi i najlepszymi szkołami?

Czy prawdą jest, że w Polsce zwiększa się przepaść między najgorszymi i najlepszymi szkołami?

Krystyna Starczewska, dyrektor Społecznego Gimnazjum nr 20 w Warszawie

Dysproporcja jakościowa pogłębia się o tyle, że powstaje sporo dobrych szkół, a te pozostałe, przeciętne niewiele się zmieniły. 20 lat temu różnice między szkołami były raczej niewielkie, wszystko było do siebie podobne. Teraz znacznie więcej zależy od możliwości finansowych, jednak jak wielkie są te różnice, nie wiemy. Trzeba by to jakoś wymierzyć, przeprowadzić badania.

Danuta Oreszuk, dyrektor Szkoły Podstawowej im. Ignacego Krasickiego w Świętajnie, woj. warmińsko-mazurskie

To zależy, w jakiej miejscowości szkoła się znajduje, jaki ma dostęp do pomocy naukowych, do kultury itd. Teraz możemy się porównywać np. dzięki publikacji wyników sprawdzianów z poszczególnych klas. Dowiadujemy się, jak daleko odbiegamy od średniej ogólnopolskiej. Jesteśmy biedną szkołą w biednej gminie, ale rok temu byliśmy poniżej średniej ogólnopolskiej, a teraz osiągnęliśmy już średnią. Staramy się, aby za rok było jeszcze lepiej.

Sławomir Broniarz, przewodniczący Związku Nauczycielstwa Polskiego

Różnice się nie pogłębiają. Coraz więcej szkół próbuje doścignąć te najlepsze, podobnie jest z uczniami, którzy indywidualnie starają się zrównać z liderami. Generalnie jednak jestem przeciwny typowym rankingom szkół, bo to w dużej mierze mylące, niesie dezinformację i stanowi przykład komercjalizacji, tymczasem uczeń nie jest produktem jak np. margaryna. Także jakość pracy nauczyciela nie do końca rzutuje na ostateczny poziom przygotowania ucznia. Jednak ogólnie poziom chyba nie jest najgorszy, bo rośnie liczba szkół dobrych, a potwierdzają to międzynarodowe badania PISA, które wskazują, że rośnie jakość wykształcenia polskich 15-latków, które ostatnio przegoniły nawet dzieci z Niemiec.

Anna Wdowińska, zastępca redaktora naczelnego miesięcznika edukacyjnego „Perspektywy”

Raczej ta przepaść się nie pogłębia, ale nie ma żadnych szans na egalitaryzm. Nie uważam, że wszyscy powinni być uczeni jednakowo, dla najzdolniejszych i najbardziej zmotywowanych, którzy chcą się uczyć, powinny być najlepsze szkoły, ale pozostali niech mają edukację na przyzwoitym poziomie. W tej chwili stworzyło się swoiste perpetuum mobile dla najlepszych – najlepsze licea mogą sobie wybierać najlepszych gimnazjalistów, którzy mieli wyniki z egzaminów nie niższe niż 170 pkt, a często i ponad 200 pkt, i prowadzą hodowle prymusów. W pozostałych szkołach poziom spada z powodu dużej liczby uczniów na nie najlepszym poziomie. A z nimi jest tak jak z kolumną samochodów – wszystkie muszą się dopasować do najwolniej jadącego. I raczej nie zdarza się, by tego najsłabszego przeniesiono do innej (jeszcze gorszej) szkoły. Mówi się: niech biedak skończy, matury mieć nie musi, ale świadectwo jakieś dostanie.

Elżbieta Lasocka, Krajowe Stowarzyszenie Pomocy Szkole

Te różnice pogłębiają się. Są szkoły, w których pracują bardzo dobrzy nauczyciele i tam też dzieci najczęściej mają większe ambicje zdobywania wiedzy, i są szkoły kiepskie, w których wszystko jest marne i ciągle się pogarsza. Za dobrą szkołę trzeba więcej płacić i to jest szansa tylko dla wybranych, bo poziom materialny rodziców warunkuje często szanse edukacyjne dziecka. Ale jeszcze ważniejszy jest poziom świadomości, zrozumienie, że trzeba się uczyć, i to dobrze uczyć, aby coś w życiu osiągnąć. Kasa i świadomość muszą więc iść w parze. W mniejszych ośrodkach, w szkołach wiejskich też dużo się robi, ale przepaść między nimi a wielkimi miastami jest trudna do zasypania. Jeśli nauczyciel niewiele widział, nie podróżuje po świecie, bo nie ma za co, nie chodzi do teatru, bo nie ma gdzie, to jak ma to wszystko przekazać uczniom?

Wiesław Kołak, prezes Towarzystwa Przyjaciół Dzieci

Jeszcze niedawno mówiono, że najlepsze są szkoły płatne, a teraz z różnych przyczyn okazuje się, że one wcale nie są na topie, i rodzice, nawet zamożni, wcale nie zabiegają tak bardzo o miejsca w nich. Jednak różnica pomiędzy np. szkołami stołecznymi a wiejskimi jest ogromna. Przed laty TPD miało program wyrównywania szans, dzieci z mniejszych ośrodków na Mazowszu przyjeżdżały m.in. do Serocka, miały tu dodatkowe zajęcia. Teraz jednak niewiele się poprawiło.

Janina Ochojska, szefowa Polskiej Akcji Humanitarnej

Czy przepaść się powiększa – nie wiem, wiem natomiast, że jeśli dzieci chodzą głodne, nie jest to winą szkoły i nie musi mieć przełożenia na poziom jej pracy. Nawet przeciwnie, jeśli szkoła występuje do nas o dożywianie w ramach akcji Pajacyk, to znaczy, że dba o dzieci, szuka różnych możliwości. Te, które idą po linii najmniejszego oporu, biorą środki z pomocy społecznej np. na obiady dla 20 dzieci, ale w ramach tego robią 50 bułek z czymś, choć to nie to samo co gorący posiłek dla dziecka.

Wydanie: 2010, 35/2010

Kategorie: Pytanie Tygodnia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy